Tasmania: Idź do diabła!
Jest wielkości średniego psa. Czarny jak smoła, krępy, przysadzisty, patrzy na świat ciemnymi ślepiami. Czas na 30. z 50 podróży, które trzeba w życiu odbyć!
Z byle powodu wyje, charczy i przeraźliwie jęczy. Gdy się czegoś boi, roztacza wokół siebie okropny smród. Mieszka w lasach Tasmanii. W dzień śpi, a nocą buszuje w krzakach w poszukiwaniu czegoś na ząb. Zje wszystko, co mu wpadnie do pyska: ptaka, jaszczurkę, gryzonia. Po takim przedstawieniu nie ma wątpliwości, z kim mamy do czynienia: to diabeł. Ale temu diabłu trzeba pomóc. Kilka lat temu trafił na listę zwierząt zagrożonych wymarciem. Jego populacja szybko się zmniejsza, a powodem jest śmiertelna choroba – rak pyska – która zabiła już niemal co drugiego osobnika. Najgorsze, że nowotwór jest zakaźny i przenosi się z jednego zwierzęcia na drugie wtedy, gdy te się gryzą. A gryzą się i awanturują bez przerwy – taka ich diabelska natura. I chociaż do specjalnie sympatycznych zwierząt nie należą, warto je zobaczyć w ich naturalnym środowisku. W końcu to największe torbacze na świecie. Trzeba mieć nadzieję, że naukowcy zdążą coś wymyślić i diabły nie podzielą losu wilka workowatego, który wymarł w XX w. (JZ) NO TO W DROGĘ: JAK ■ Lot z Sydney (300 zł) lub prom z Melbourne (rejs trwa 9 godz.). Jednodniowe wyprawy do tzw. Diabelskiej Kuchni kosztują 100 dol. (jeśli nie zobaczysz diabła, dostaniesz zwrot pieniędzy). WWW ■ www.greatwalkstasmania.com, www.spiritoftasmania.com.au