Reklama

KSIĘŻNICZKA W GDYNI
Największym statkiem wycieczkowym, jaki kiedykolwiek zawinął do polskich portów, jest Star Princess, który mieliśmy okazję podziwiać w Gdyni w końcu maja. Ten pływający hotel o standardzie 4 gwiazdek może zabrać 2600 pasażerów mających na 15 pokładach atrakcje typu cztery baseny, boisko sportowe, salon odnowy biologicznej, dyskoteki, restauracje, sklepy, etc. Statek należący do całej serii jednostek mających w nazwie „Princess” (ang. „księżniczka”), należy do brytyjskiej kompani P&O, zaś rejsy na nim sprzedaje w Polsce warszawskie biuro Marco Polo. Aktualnie Star Princess pływa po Bałtyku i Morzu Północnym (Oslo, Kopenhaga, St. Petersburg etc.), ale w innych sezonach można spotkać go też na Karaibach.
KOD LEONARDA PO PARYSKU
Francuzi dobrze wiedzą, że każdy pretekst jest dobry, aby ściągnąć turystów. Teraz wykorzystują w tym celu hit kinowy „Kod da Vinci” oparty na słynnej powieści Dana Browna. Za cały dzień podążania śladami głównych bohaterów książki i dowiadywania się od przewodnika, co w fabule było fikcją, a co nie, trzeba zapłacić 163 euro, ale jest też wersja dwugodzinnego spaceru za jedyne 22 euro, w ramach czego przejdziemy od hotelu Ritz (tam właśnie zatrzymał się książkowy Robert Langdon) do Luwru, a następnie kościoła Saint Sulpice (poszukiwania tajemnych symboli).
Dla tych, którzy wolą kojarzone z książki miejsca wyszukiwać sami, wydano już nawet stosowny przewodnik.
W Tanzanii drożej
Wzrosły opłaty za pobyt w dwóch najpopularniejszych tanzańskich parkach narodowych. Każdy dzień w parku Kilimandżaro (zdobywający najwyższy szczyt Afryki muszą brać pod uwagę minimum 5 dni) kosztować będzie już nie 30, lecz 60 dolarów! Z kolei za przyjemność oglądania zwierząt w ramach safari w słynnym Serengeti turyści zapłacą teraz 50 dolarów. Na szczęście w pozostałych parkach opłaty się nie zmieniły i wynoszą od 15 do 25 dolarów.
PŁYWAJĄCY KOLOS
Słynny statek „Queen Mary 2” nie jest już największym „pasażerem” świata. Zbudowany w Finlandii kolos o nazwie „Freedom of the Seas” w stosunku do „Queen Mary 2” jest wprawdzie 6 metrów krótszy (ma 339 m), ale pozostałe wymiary (wysokość 72 m oraz szerokość 56 m) sprawiają, że w sumie trzeba mu przyznać palmę pierwszeństwa. Należący do norwesko-amerykańskiej firmy Royal Caribbean International statek, szczęśliwie przebył pierwszą podróż przez Atlantyk i kursuje teraz w tygodniowych rejsach po Karaibach. Każdorazowo może zabrać na pokład 4375 pasażerów, którzy mają do swej dyspozycji m.in. kompleks teatralno-kinowy, ściankę wspinaczkową, lodowisko, a nawet basen ze sztucznymi falami pozwalającymi na surfing. Sztafeta w wyścigu na coraz to większe jednostki jednak nadal trwa – wszystko wskazuje na to, że za 3 lata pojawi się na Karaibach jeszcze większy gigant, zabierający ponad 5400 pasażerów statek „Genesis”.

Reklama

ZAPNIJ PASY W AUTOKARZE
Od maja br. we wszystkich krajach Unii Europejskiej, a więc także i w Polsce, pasażerowie autobusów innych niż miejskie są zobowiązani do zapinania pasów. Niestety, jak na razie w większości naszych autokarów pasów po prostu nie ma. Ministerstwo Transportu zapowiada, że pojazdy nieposiadające pasów nie będą już dopuszczane do ruchu, policjanci zaś grożą mandatami za niestosowanie się do przepisów tam, gdzie pasy już są.
ECCO w góry
Najnowszą kolekcję butów ze specjalnym receptorem, który pochłania wstrząsy przeniesione z podłoża, wprowadziła na rynek firma ECCO. Producent oprócz jakości i wygody zadbał również o niebanalny design. Model Vertical Chill jest wprost idealny na długie nisko- i wysokogórskie wspinaczki!


NOC W ŁÓŻKU WAŁĘSY
Arłamowo, w czasach PRL-u owiany tajemnicą ośrodek wypoczynkowy służący wyłącznie partyjnym kacykom, stał się słynny po tym, jak w 1982 roku przez kilka miesięcy przetrzymywano w nim internowanego Lecha Wałęsę. Do użytku lidera Solidarności oddano wówczas mniejszy z pokojów w dwupokojowym apartamencie – drugi zajmowali ci, którzy Wałęsy pilnowali. Teraz do Arłamowa może przyjechać każdy, przy czym wielu turystów pyta o możliwość przenocowania w „łóżku Wałęsy”. Jak na razie właściciele ośrodka nie biorą za owe łoże dodatkowych opłat.
BYLE NIE PROWOKOWAĆ
Z czym wielu turystom kojarzy się Neapol? Niestety, ze złodziejami, którzy nawet w biały dzień, w ruchliwym centrum miasta potrafią zerwać z ręki lub szyi różne kosztowności. W ramach walki ze złodziejską plagą władze miasta postanowiły zrobić coś, by turyści sami nie prowokowali losu. Pomysł jest oryginalny, a sprowadza się do tego, że goście otrzymywać mają w hotelach specjalne plastikowe zegarki z rysunkiem pobliskiego Wezuwiusza albo pizzy. Dołączony informator ma podpowiadać, że drogie rolexy oraz biżuterię lepiej zostawić w hotelowym sejfie, natomiast na neapolską ulicę zabrać podarowaną reklamówkę.
PLUCIU STANOWCZE NIE!
Każdy, kto był w Chinach, wie, jak powszechne jest w tym kraju plucie poprzedzone gorszącym Europejczyka odchrząkiwaniem i innymi związanymi z tym odgłosami. W ramach przygotowań do mających się odbyć za dwa lata w Pekinie igrzysk olimpijskich, a także w związku z coraz liczniejszymi podróżami zagranicznymi Chińczyków, władze Państwa Środka postanowiły zacząć uczyć swoich obywateli dobrych manier. Największy nacisk położony jest jak na razie właśnie na walkę z pluciem, siorbaniem i wpychaniem się do kolejek.
KAWA KAWIE NIE RÓWNA
Ktoś cię zaprasza na kawę? Uważaj, bo choć w większości krajów świata faktycznie możemy się spodziewać „małej czarnej”, jednak zdarzają się też pułapki. Na przykład w Hiszpanii „cava” jest to rodzaj tamtejszego wina musującego. Z kolei na Fidżi kava to wyglądająca niczym błoto (i podobnie smakująca) lekko halucynogenna ciecz przygotowana z korzenia lokalnej rośliny.

ODLOTOWO
PRZYKŁAD ZE WSCHODU

Prawdopodobnie jeszcze do końca lipca przyszłego roku trzeba będzie czekać na ostateczne ukończenie Terminala 2 na warszawskim lotnisku Okęcie, choć oddanie go do użytku ma nastąpić już wcześniej – wg planów do 15 grudnia br. Rozbudowa naszego sztandarowego lotniska to jednak nic w stosunku do inwestycji chińskich. W ciągu najbliższych 5 lat Chiny zamierzają wybudować 58 nowych portów lotniczych, dzięki czemu będą mieli ich już ponad 200. Nawet niewielkie, prowincjonalne lotniska są tam nowoczesne i przestronne. Ciekawostką są na nich specjalne czujniki do mierzenia temperatury ciała przylatujących pasażerów (zabezpieczenie przed kolejnymi przypadkami SARS).


KELNER, BILET NA SAMOLOT PROSZĘ!
Co można kupić w kawiarni? Wcale nie tylko małą czarną. Przez pierwszą połowę czerwca w niemieckich lokalach Tchibo, a także w sklepach tej firmy, Lufthansa prowadzi promocyjną sprzedaż biletów na przeloty po Europie. W ub. roku podobny pomysł miały linie Air Berlin, które bilety na samoloty sprzedawały w sklepach spożywczych sieci Penny, natomiast z supermarketów Lidl można było wyjść np. z majonezem i biletem kolejowym.
BIZNESOWA REFORMA
Wymianą foteli w Boeingach latających na rejsach transatlantyckich rozpoczęły modernizację swej klasy biznes PLL LOT. Nowe, ergonomiczne siedziska amerykańskiej firmy Weber zaliczane są do najnowocześniejszych w Europie. Elektroniczny mechanizm pozwala na wygodne ich ustawienie, każdy ma po dwa stoliki, uchwyty na napoje, gniazdko elektryczne przydatne do włączenia laptopa i inne udogodnienia. Każdy pasażer na czas lotu otrzyma teraz przenośny odtwarzacz multimedialny, no a specjalne wiosenno-letnie menu serwowane jest na nowej zastawie. Cóż, ci z ekonomicznej mogą pozazdrościć…
SKRZYDEŁ ZA MAŁO…
Centralwings zrezygnował z latania na trasach z Łodzi do Dublina, z Wrocławia do Mediolanu oraz z Warszawy do Leeds i Mediolanu. Jako powód likwidacji rejsów firma podaje mnogość zakontraktowanych na lato czarterów, do obsługi których nie ma wystarczającej ilości samolotów.
SAMOLOT Z PIŁKĄ NA NOSIE
Gorączka odbywających się w Niemczech mistrzostw świata w piłce nożnej udzieliła się także Lufthansie. Widać to na samolotach z przodem pomalowanym niczym futbolowa piłka. Pierwszy z samolotów z nosem a la piłka jeszcze w ub. roku poleciał z Niemiec do Tokio, wioząc na pokładzie drużynę FC Bayern Monachium. Teraz charakterystyczną piłkę ma już 50 maszyn.
E – PODRÓŻ
www.mazury.info.pl – podtytuł „absolutnie wszystko o Mazurach” to nie żaden chwyt reklamowy, lecz sama prawda. Przejrzysty portal doradzi nam, co oprócz samych jezior warto na Mazurach zobaczyć (szczegółowo opisane pałace i dworki, zamki krzyżackie, klasztory, bunkry, miejsca ciekawe przyrodniczo), jak zorganizować sobie wypoczynek (noclegi, kalendarze imprez, a nawet wykaz bankomatów!) i ogólnie co robić (najwięcej informacji znajdą żeglarze, ale jest też sporo innych rad i kontaktów, związanych z rowerami, nurkowaniem, kajakami, jazdą konną po… loty balonem). Jeśli mimo wszystko będziemy mieli wątpliwości, czy akurat na Mazury chcemy pojechać, obejrzyjmy sobie którąś z licznych w portalu galerii zdjęć, no i zaraz najdzie nas ochota do wyjazdu.
www.federacja-konsumentow.org.pl – strona Federacji Konsumentów, na której znajduje się też zakładka „usługi turystyczne”. Niewątpliwie jest to lektura godna polecenia przed wykupieniem wycieczki w biurze podróży czy biletem na samolot. Dowiemy się, na co zwracać uwagę przy wyborze ofert i jakie w razie czego mamy prawa (sprawy ew. reklamacji). Warte uwagi są również rozdziały o usługach hotelarskich czy kontrowersyjnym timesharingu (chodzi o telefony w stylu: „Wygrałeś pobyt na Teneryfie…”).
www.travelplanet.pl , www.wakacje.pl , www.easygo.pl, www.octopustravel.com to adresy czterech największych obecnie internetowych biur podróży działających na polskim rynku. Z ich usług skorzystały już tysiące osób, tak więc nie ma co się obawiać – trzeba usiąść przed ekranem i zastanowić się, gdzie by tu pojechać.
www.travelka.pl – nowo powstały serwis pełen ofert wakacyjnych skierowanych do ludzi młodych (w prze-dziale wiekowym 18-35 lat), zarówno studentów, jak i młodych biznesmenów czy wybierających się na wypoczynek singli. Propozycje łączą w sobie zwiedzanie, aktywne spędzanie czasu, jak i dobrą zabawę, a co ważne – są dopasowane do portfeli młodych podróżników.

PODRÓŻUJ Z PIÓREM
Podróże z piórem
Kartki z wakacji najlepiej pisać od razu, zaraz po przyjeździe. Tak żeby nie zapomnieć. A może lepiej pod koniec pobytu, kiedy mamy dużo wrażeń? Nieważnie kiedy! Ważne, żeby pisać, i to nie byle czym, tylko piórem Duofold z kolekcji Szachownica. Intrygujący wzór i intensywne kolory – morski, oliwkowy i bursztynowy – oraz perfekcyjne wykończenie sprawią, że nie będziemy chcieli się z naszym piórem rozstawać i zabierzemy go nawet do najodleglejszych zakątków świata, a kartki będą się dosłownie pisały same! Cena: 1800 zł.


Z komórką za granicą
Od pewnego czasu do podstawowego ekwipunku podróżujących po Świecie dołączy¸ telefon komórkowy. Dzięki niemu łatwiej przetrwać rozłąkę z rodziną, jesteśmy na bieżąco z tym, co dzieje się w kraju, zaś w razie sytuacji niebezpiecznych aparat może przydać się np. do sprowadzenia pomocy.
W Polsce jak na razie mamy trzech operatorów – Erę, Plusa i Orange (dawna Idea). Zasady korzystania z tych sieci za granicą są podobne – różnice dotyczą głównie zasięgu i cen.

Bez roamingu nie pogadasz
Podstawowy wymóg przy rozmowach zagranicznych to posiadanie tzw. roamingu. Aktywacja tej usługi jest bezpłatna, choć na ogół wymagane jest terminowe opłacenie ostatnich rachunków (w sieci Era za ostatnie 3 miesiące, w Plusie za 6). O szczegółach dowiemy się, dzwoniąc do biura obsługi abonenta danej sieci.
Wprawdzie nieliczne, ale są jednak kraje, w których nasz telefon mimo roamingu i tak nie zadziała, gdyż nie jest dopasowany do obowiązujących tam standardów technicznych. Europy to wprawdzie nie dotyczy, ale jeśli podróżujemy dalej, przy kupowaniu telefonu lepiej od razu wybrać aparaty trzyzakresowe (GSM 900/1800/1900). W innych niż europejskie standardach pracują m.in. sieci w USA, Kanadzie, Meksyku, Brazylii, Korei Pd. czy Japonii. Jeśli nasz telefon nie spełnia wymaganych norm, a bardzo zależy nam na rozmowach, możemy odpłatnie wypożyczyć stosowny aparat. Skontaktujmy się w tej sprawie ze swoim biurem obsługi, ew. salonem sprzedaży telefonów.
Rzadko, ale mimo wszystko może się też zdarzyć, że nasz telefon jest jak najbardziej w porządku, jednak nie uzyskamy połączenia z bardzo prozaicznego powodu: nasz rodzimy operator nie ma umowy z operatorami w danym kraju. Przykładowo – w egzotycznym Bhutanie działają telefony Plusa, Ery, niestety, nie. Za to w pobliskim Nepalu jest na odwrót – abonenci Ery mogą rozmawiać, a Plusa – nie mają zasięgu. Z kolei ci, którzy mają telefony zarejestrowane w Orange, będą mogli rozmawiać w obu tych krajach. Czy będziemy mieli zasięg, możemy jeszcze przed wyjazdem upewnić się na stronach internetowych swojego operatora.
Łączność z zagranicy to udogodnienie nie tylko dla posiadaczy telefonów abonamentowych, ale również pre-paidów, czyli telefonów na doładowywane karty (Tak Tak w Erze, Simplus w Plusie czy POP w Orange). Uruchomienie roamingu odbywa się w ich przypadku albo automatycznie (tak jest w Erze i Orange) albo po wystukaniu określonego kodu (w Plusie), choć trzeba pamiętać o odpowiednim naładowaniu naszego konta (będziemy mogli korzystać z telefonu jedynie do wysokości naładowanej kwoty). Cenniki za połączenia za pomocą pre-paidów są na ogół wyższe niż w przypadku telefonów abonamentowych.
Lepiej z umiarem
Korzystanie z telefonu za granicą to komfort, ale i szansa na zaskakująco wysoki rachunek po powrocie. Nie ma przy tym znaczenia, jak daleko od domu będziemy. Na przykład za sms-a z Kuby w sieci Era zapłacimy 4,43 zł, ale ze Sri Lanki przy dobrym układzie już tylko 0,44 zł. Ci sami abonenci Ery za rozmowę z Singapuru zapłacą u najtańszego tamtejszego operatora 3,88 zł za minutę, za to będąc w Moskwie mogą zostać obciążeni kosztem 13,94 zł za minutę. Koszt rozmowy jest uzależniony nie tylko od długości jej trwania, ale także godzin korzystania z telefonu, niekiedy i dni (w weekendy bywa taniej), no i od taryfy miejscowej sieci. Dobrze jest przed wyjazdem sprawdzić cenniki połączeń (na stronach www operatorów lub dzwoniąc do biura obsługi abonentów). Od pewnego czasu operatorzy oferują informacje tego typu również po przylocie do danego miejsca – w ramach powitania w danym kraju podają numer, pod który możemy wysłać sms-a, by w płatnej odpowiedzi zwrotnej otrzymać cenniki połączeń. Może okazać się, że u różnych operatorów ceny różnią się na tyle, że zamiast korzystać z sieci wyświetlającej się w naszym telefonie automatycznie, może opłacić się ręcznie ustawić najtańszą sieć (w menu aparatu).


Reklama

Jak dzwonić?
Po wjeździe do danego kraju zostajemy powitani bezpłatnym sms-em informującym, zwykle po polsku, jaka sieć nas wita, pod jaki numer należy zadzwonić, aby odsłuchać informacje z poczty głosowej, ew. także – gdzie znajduje się polska ambasada (tego sms-a lepiej nie kasować – jeśli będziemy mieć problemy, może okazać się bardzo przydatny).
Jeśli chcemy wysłać sms-a lub zadzwonić do Polski, wybieramy prefiks 0048 lub +48, a potem numer abonenta. Innymi słowy: dzwoniąc na czyjąś komórkę, po 48 wystukujemy numer z pominięciem poprzedzającego go zera, zaś dzwoniąc na numer stacjonarny – po 48 wybijamy nr kierunkowy miasta (również z pominięciem zera) i właściwy numer. Możemy łączyć się też (bezpośrednio lub sms-em) z naszymi towarzyszami podróży. To nic, że być może nawet w sąsiednim pokoju hotelowym – dzwonimy do nich, jakbyśmy dzwonili do Polski, czyli wybijając 0048 lub +48. Tyle że płacimy wtedy drożej niż normalnie, bo jak za połączenie z zagranicy do Polski, no a w przypadku rozmów nabijamy jeszcze rachunek osobie, do której dzwonimy (płaci koszt zagranicznej rozmowy przychodzącej).
W przypadku połączeń do abonentów z innych krajów wybieramy najpierw 00 lub „+”, a następnie nr kierunkowy danego państwa. Przy wydzwanianiu na numery zarejestrowane w kraju, w którym się znaleźliśmy, także poprzedzamy je numerem tego kraju. Inna sprawa, że jeśli będziemy mieli sporo rozmów lokalnych (np. jedziemy do pracy i chcemy załatwić mnóstwo spraw albo mamy tam dużo przyjaciół), bardziej opłaci się kupić odpowiednik tamtejszego Tak Taka albo włożyć do naszego telefonu kupioną na miejscu kartę miejscowego operatora. W tym drugim przypadku powinniśmy zabrać z Polski rozkodowany telefon, czyli ze zdjętym tzw. simlockiem.
Ukryte „haczyki”
Uważajmy z odbieraniem rozmów – ktoś, kto łapie nas za granicą, płaci jedynie jak za połączenie krajowe, natomiast „część zagraniczna” obciąża nas. Przykładowo, będąc na wakacjach w Grecji, za odebranie rozmowy z Polski zapłacimy, w zależności od sieci, od 1,83 do 5 zł/min., decydując się na to na plaży w Tajlandii – od 4,20 do ok. 7 zł/min. Znaczenie ma, co jaki czas naliczane są impulsy. Czasem płacimy za każdą sekundę (najbardziej korzystne), czasem co 15 sekund albo za każdą rozpoczętą minutę. No i uwaga! Wprawdzie sporadycznie, ale zdarza się, że płacimy za wybranie połączenie mimo braku jego realizacji. Tak jest np. w Norwegii. To nic, że nie dodzwonimy się, bo dana osoba np. nie odbiera telefonu albo rozłączymy się widząc, że wykręciliśmy „pomyłkę” – i tak nas to w tym kraju obciąży.
Pułapką może okazać się również skrzynka głosowa. Jeśli nie chcemy płacić, najlepiej przed zagranicznym wyjazdem ją wyłączyć. W przeciwnym razie jeśli ktoś będzie nam się nagrywał, za czas każdego nagrania płacimy jak za odbieraną przez nas zagraniczną rozmowę „przychodzącą”, a potem zapłacimy drugi raz, odsłuchując za granicą taką wiadomość (znów będą to koszty rozmowy międzynarodowej, tym razem „wychodzącej”). Jednym słowem, taniej może wyjść, jeśli widząc, kto do nas dzwoni, sami oddzwonimy do tej osoby. Ja profilaktycznie przed każdym wyjazdem nagrywam na poczcie głosowej informację, kiedy wracam i proszę, aby w awaryjnych sprawach wysyłać mi jedynie sms-y.

Bolesna strata

Może się zdarzyć, że naszą komórkę zgubimy albo nam ją ukradną. Co wtedy? Jak najszybciej trzeba zablokować naszą kartę SIM. Jeśli tego nie zrobimy, ktoś wydzwaniając z naszego numeru, może nam nabić licznik tak, że potem zetnie nas z nóg horrendalny rachunek. Trzeba skontaktować się ze swoim operatorem, dzwoniąc do biura obsługi abonentów (numer ten dobrze jest znać, ew. wpisać do notesu). Czasem łatwiej i taniej jest zadzwonić do kogoś np. z rodziny i poprosić, by zablokował telefon w naszym imieniu. Ale tu warunek – będzie mógł to zrobić, jeśli zna nasze hasło oraz informacje typu na kogo jest zarejestrowany telefon i dane personalne. Ale lepiej telefonu pilnujmy. A zarazem cieszmy się nim tak, by po powrocie rachunek nie przesłonił nam radości z wyjazdu.

Reklama
Reklama
Reklama