Wschody słońca widziane oczami Michała Sośnickiego
Michał Sośnicki to utalentowany fotograf, którego prace publikujemy na łamach naszego magazynu. W kwietniu opublikowaliśmy fotoreportaż o wschodach słońca. Zobacz zdjęcia i przeczytaj wywiad
Michał Sośnicki na swoich fotografiach oddaje to, co widzi gołym okiem, potrafi uchwycić "wierną" scenę, oddając emocje i wrażenia, które mu towarzyszyły podczas wykonywania zdjęcia. Efekt? Magiczne krajobrazy górskie wykonywane podczas wschodów i zachodów słońca na szczytach gór. SwiatObrazu.pl przeprowadził wywiad z Michałem Sośnickim. Pod tekstem oraz tutaj prezentujemy niezwykle klimatyczną galerię zdjęć, na których sfotografował wschody słońca. Zapraszamy do lektury i oglądania.
Co to jest Świtak?
Michał Sośnicki: Świtaki to zimowe i letnie wyjścia na wschód słońca w górach. Początkowo były organizowane tylko zimą, ale z czasem pojawiły się także wiosenno-jesienne edycje. I tym sposobem, od 2005 roku, jest ich już szesnaście za nami...
Co Pana zainspirowało do stworzenia tradycji Świtaka?
M.S.: Rozmowa na GG z moim przyjacielem - Sebastianem. Wpadliśmy na pomysł, by zimą pójść na wschód słońca na Babią Górę i wtedy padła nazwa "Świtak" po raz pierwszy. Było nas pięcioro, w tym Kuba Terakowski (twórca Marszonów, Zimaków, Przechadzek). Pogoda była fatalna... Śnieg momentami po pas, widoczność na kilka metrów i z perspektywy czasu, choć absolutnie tego nie żałuję - było to wejście dla samego wejścia. Zero widoków.
O czym należy pamiętać ze względów bezpieczeństwa, podczas wyprawy w góry na wschód słońca?
M.S.: Bez względu na to, czy jest to zima czy lato, należy pamiętać o tym, że w górach pogoda potrafi się zmieniać, dosłownie co kilka minut! Dlatego bardzo ważny jest odpowiedni ekwipunek tzn. nieprzemakalna kurtka, solidne buty. Nocą także należy pamiętać o latarce, najlepiej czołówce, termosie z gorącą herbatą, czymś słodkim do jedzenia, mapie, przydatny może być także kompas. Zimą dodatkowo, trzeba brać pod uwagę nieprzetarte szlaki, a co za tym idzie - czas wędrówki, znacznie (nawet dwu lub trzykrotnie) wydłuża się w stosunku do czasów przejść letnich... Idąc grupą, ważne, by prowadzący i ostatni tzw. "zamek", mieli ze sobą cały czas kontakt wzrokowy. Idziemy zwartą grupą - nocą bezwzględnie tego przestrzegam!
Co stanowi największą trudność podczas wypraw Świtaków?
M.S.: ... nocne wstawanie. W zależności od pory roku, wychodzimy ze schroniska o 3.30 lub 5.00... A że zwykle siedzimy dość długo w sobotni wieczór, to snu jest niewiele. Wielu z nas spotyka się poza Świtakami, ale dla większości to jedyna okazja na spotkanie... Jesteśmy z różnych zakątków Polski, jedni z gór, inni znad morza, pracujemy w różnych dniach i godzinach, dlatego termin kolejnej edycji zawsze podaję z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem i tak też rezerwuję miejsca noclegowe w schronisku. Drugą "trudnością" jest podjęcie decyzji przeze mnie (ale oczywiście konsultuję ją z uczestnikami), czy wychodzimy ze schroniska czy zostajemy. Wszystko zależy od pogody. Kilka razy już tak było, że zostaliśmy bo warunki pogodowe były fatalne...
Czy każdy może zostać Świtakiem?
M.S.: Na pierwszej edycji (wtedy nawet nie przypuszczałem, że Świtak stanie się imprezą cykliczną), było 5 osób. Piątka znajomych. Na drugiej - 25 osób, a gdyby nie fakt, iż przestałem przyjmować zgłoszenia, liczba osiągnęłaby blisko setkę! Świtak był ogłaszany na wielu portalach internetowych, ale to, jakim cieszył się zainteresowaniem, przerosło moje oczekiwania. Po tej edycji zdecydowałem, że jest nas już spora grupa i nie będę kolejnych Świtaków ogłaszał "wszem i wobec". W ten oto sposób, narodziły się przyjaźnie i do dnia dzisiejszego wspólnie spotykamy się w górach. W tej chwili na Świtaki przyjmuję tylko ludzi poleconych przez wcześniejszych uczestników Świtaków.
Czyli Świtaki to elitarny, zamknięty klub?
M.S.: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem i nie podchodziłem do tego w ten sposób, ale... Tak, ma Pani rację, choć klubem, stowarzyszeniem, bym tego nie nazywał. Jesteśmy po prostu grupą przyjaciół, i każdy na każdego zawsze może liczyć. I to nie tylko w górach!
Jakie trzeba posiadać umiejętności fotograficzne, aby dołączyć do grupy Świtaków?
M.S.: Żadnych. Wielu z nas wcale nie ma aparatu, idąc do góry... Świtak to podziwianie wschodu słońca, niekoniecznie z aparatem w dłoni. Każdy przeżywa ten moment na swój sposób...
A czy są wymagania dotyczące sprzętu fotograficznego, który pozwoli wykonać zdjęcia wschodu słońca na szczycie góry?
M.S.: Odpowiem tutaj, na swoim przykładzie. Bezwzględnie trzeba posiadać statyw, ze względu na porę, a co za tym idzie - dłuższe czasy naświetlania. Obiektyw szerokokątny 10-20 oraz teleobiektyw 70-200, rzadziej 170-500. I filtr polaryzacyjny, którego praktycznie nie ściągam z obiektywów nigdy. I oczywiście wężyk spustowy, by nie dotykać aparatu w momencie wciskania spustu migawki.
Czy rzeczywiście uważa Pan, że aby powstały zapierające dech w piersiach krajobrazy górskie, potrzebna jest złota godzina?
M.S.: Nie jest to bezwzględny warunek, ale jednak zdecydowanie piękniejsze jest wtedy oświetlenie...
Czy posiada Pan swoje ulubione zdjęcie?
M.S.: Tak, mam. Zdecydowanie moim ulubionym zdjęciem jest zimowy widok z podejścia na Rakoń. Długo szedłem sam, aż nagle ujrzałem ludzi podchodzących pod szczyt... W głowie już miałem "to ujęcie", które przeniosłem na zdjęcie. Wyjąłem teleobiektyw i je zrobiłem.
Jak uzyskuje Pan tak niesamowitą kolorystykę zdjęć?
M.S.: Wbrew pozorom, często tak właśnie wygląda świat . Staram się obserwować pogodę, zmieniające się warunki. I filtr polaryzacyjny bardzo pomaga. Nasyca kolory, "wyciąga" strukturę chmur... A ponieważ zdjęcia zawsze robię w formacie RAW, to przy procesie cyfrowej obróbki, delikatnie mogę nasycić kolory. Każdy pilk większym bądź mniejszym stopniu musi zostać poddany "obróbce". Są teraz wspaniałe programy do "obróbki", więc nie ma z tym problemu. Osobiście używam od lat programu dla fotografów Lightroom. Daje ogromne możliwości, ale staram się wszystko robić z umiarem.
Kto jest dla Pana autorytetem, mistrzem?
M.S.: Może to dziwnie zabrzmi, ale na nikim się nie wzoruję i nie mam żadnego mistrza. Na początku inspirował mnie Kamil Bańkowski - świetny fotograf z Nowego Sącza. I tyle. Od dzieciństwa chodzę po górach. Pasją zarazili mnie dziadkowie, z którymi jeszcze w latach osiemdziesiątych brałem udział w licznych rajdach m.in. rajdzie Lenina:) I tak z biegiem lat, pielęgnowałem tę pasję i uczyłem się patrzeć na świat. Myślę, że właśnie to bardzo mi pomogło w późniejszym okresie, kiedy zacząłem bardziej poważnie podchodzić do fotografii.
W górach poznałem żonę, w górach mieszkam, choć codziennie jeżdżę do Krakowa do pracy. I ten fakt też wykorzystuję... fotograficznie. Bo jadąc rano do pracy, często mam okazję podziwiać piękne wschody słońca i niezwykle magiczne gry świateł...
Nie ogląda Pan prac innych twórców?
Oglądam zdjęcia Kamila Bańkowskiego, Adama Brzozy... I w zasadzie tyle... Zaglądam też do galerii SwiatObrazu.pl. Zachwyciło mnie kilka ujęć!
W jaki sposób rozwija Pan swój warsztat fotograficzny?
M.S.: Obserwując świat i fotografując.
Jakie są Pana marzenia fotograficzne?
M.S.: By nie zabrakło mi zapału do nocnego wstawania. By choć jednej osobie sprawiały radość moje fotografie. Tylko tyle, i aż tyle...
Dziękuję za rozmowę.
Autor: Redakcja SwiatObrazu.pl