Reklama

Sandał trekkingowy o podwyższonej twardości jest naprawdę uniwersalny. Bywa nieoceniony chociażby w walce z karaluchami. Przekonałem się o tym w Bangkoku w jednym z hosteli w pobliżu dworca Hua Lamphong. Strzał klapkiem między czułki nie zrobił wrażenia na buszującym po podłodze dorodnym owadzie wielkości telefonu komórkowego. Dopiero cios sandałem w karaczana, zdezorientowanego takim bezpardonowym traktowaniem, zakończył pojedynek z wynikiem 0:1. Dla sandała oczywiście.

Reklama

Etykieta sandałowa

Do większości świątyń chrześcijańskich nie wolno wchodzić zbyt roznegliżowanym. A co z sandałami? W praktyce bywa różnie. W Gruzji na przykład, w cerkwi w centrum Tbilisi, ksiądz wskazał mi palcem drzwi. Nie pomogły tłumaczenia, że owszem, mamy trekkingowe sandały, ale też długie spodnie i koszule. Kiedy na migi pokazywałem mu dziewczyny w miniówkach przestępujące właśnie próg, udawał, że ich nie widzi. Już chciałem zapytać: A jakie buty nosił Chrystus? Lakierki? Ale ugryzłem się w język. W świątyniach buddyjskich, hinduistycznych i meczetach sandały także nie są mile widziane. Trzeba zostawić je na zewnątrz i wejść boso. – Boisz się, że ktoś je zwędzi? Nie martw się. Tak jak w świątyni Hanumana w Hampi, w pobliżu czeka jegomość, który za 10 rupii dopilnuje, by nie padły łupem małp – wspomina swój pobyt w Indiach bloger i podróżnik Maciej Klimowicz. W Etiopii na przedmieściach Addis Abeby działa manufaktura soleRebels, która do wyrobu sandałów używa gumy z recyklingu opon. Łączy ją z bawełnianymi dodatkami barwionymi ekologicznie i z kawałkami starych mundurów wojskowych. Sandały i proste buty soleRebels stały się hitem. Przebiły się nawet na rynek amerykański i do sieci amazon.com. Czasami pomysł na sandały przychodzi dzięki obserwacji innych kultur. Amerykanin Ted McDonald przez wiele lat mieszkał z biegającym plemieniem Tarahumara. Zgłębiał ich technikę przemieszczania się na duże odległości i wyrobu sandałów. Obserwacje doprowadziły do założenia firmy Luna Sandals i powstania minimalistycznego obuwia. McDonald uczynił z tego filozofię życia: maksymalnie blisko natury z minimalną ilością pasków na stopach, bo według niego najlepszą technologię możemy podpatrzyć u naszych przodków. W opozycji do filozofii minimalistycznych sandałów Luna Sandals powstają modele z systemami absorpcji wstrząsów. Zaawansowana technologicznie podeszwa odróżnia sandały od klapek za kilka złotych. Np. firma Merrell opatentowała Air Cushion Midsole, czyli sandały z poduszką powietrzną, zapewniającą amortyzację podobną do stosowanej w butach biegowych, i stabilizacją outdoorowych modeli. W izraelskich sanda­łach Source postawiono na wielowarstwową podeszwę i trzy rodzaje gumy odpornej na ścieranie. W sandałach Teva i The North Face międzypodeszwę wykonano z amortyzującej pianki EVA powszechnie stosowanej w butach biegowych. Dodatkowo Teva w modelach z górnej półki umieszcza w pięcie amortyzator wstrząsów Shock Pad. Gwarancję przyczepności do skał, także tych mokrych, zapewniają modele z podeszwą Vibram, znaną z butów wysokogórskich, choć w sandałach jest ona bardziej elastyczna.

Syntetyk czy skóra

Przy dużej wilgotności sprawdzają się sandały z antybakteryjną powłoką. Miejsce kontaktu sandałów ze stopą producenci pokrywają substancjami chemicznymi uniemożliwiającymi namnażanie się drobnoustrojów. Tym samym zapobiega to powstawaniu nieprzyjemnych zapachów. W wielu modelach chemia działa jednak przez pierwsze miesiące intensywnego noszenia. Z czasem powłoka ochronna się wypłukuje, a sandały trzeba szorować, żeby nie stanowiły zapachowej broni biologicznej masowego rażenia. Na pomysł, jak temu zaradzić, wpadła firma Teva. Do gumy, z której zrobiono podeszwę (np. modele Teva Terra Fi 2, Fi 3, Hurricane), dodano środek Microban Zinc SD, co ogranicza rozwój bakterii. Po całym dniu chodzenia warto sandały mimo wszystko wyszorować – bez obawy o utratę chemii. Wada: sam środek Microban, a tym samym sandały, pachnie jak szpital po dezynfekcji. Zatem może lepsze będą sandały skórzane? Przecież skóra była stosowana od wieków. Owszem, sprawdzi się w suchym klimacie i środowisku, ale zamoczona schnie długo i trudniej utrzymać jej higienę. Poza tym w mokrym terenie stopa ślizga się po skórzanej wyściółce sandałów. Przemoczony skórzany model może też wyślizgnąć się z ręki, a wtedy pojedynek z owadem zakończy się wynikiem 1:0. Dla karalucha.

Nasze typy: Niczym amfibia: Owyhee - Keen Ich nazwę wymawia się: oo-aa-hii. Hybryda sandałów i lekkich butów trekkingowych. Można się w nich przeprawiać przez strumienie bez obawy o uszkodzenie palców – to dzięki Toe Protection, czyli „noskom” z przodu. Buty dość dobrze amortyzują dzięki wyjmowanej wkładce z pianki EVA. Siateczka, którą wyłożono ich wnętrze, zapobiega obtarciom i rozwojowi bakterii. Wada: kiedy do środka wpadnie kamyk, nie da się go łatwo wytrzepać – trzeba sandał zdjąć. Cena: 380 zł. www.keen.pl Owyhee - Keen (Fot. Materiały prasowe)

Ekologicznie: Loop Hidef - Solerebels Sandały dla kobiet, które stawiają na naturalne materiały, ale też na afrykański dizajn. Podeszwa jest zrobiona z opon przeznaczonych do recyklingu. Elementy kontaktujące się ze stopą wykonano ze skóry pochodzącej z Abisynii, barwionej naturalnymi pigmentami. Całość zaprojektowali lokalni artyści z Etiopii. Sandały nie mają zaawansowanych technologii i systemów amortyzacji, ale kupując je, wspierasz lokalną manufakturę na obrzeżach Addis Abeby. Cena ok. 60 dol. (na amazon.com można kupić nawet o ponad połowę taniej). www.solerebelsfootwear.co Loop Hidef - Solerebels (Fot. Materiały prasowe) Do biegu gotów: Leadville Pacer - Luna Sandals Minimalistyczne sandały inspirowane wyrobami plemienia Tarahumara. Stworzono je do biegania, i to długich dystansów, ale świetnie sprawdzą się jako lekkie sandały wyprawowe. Jak na minimalną ilość pasków zadziwiająco dobrze trzymają się stopy. Paski osadzono w neoprenowej podeszwie grubości 10 mm z „agresywnym” bieżnikiem firmy Vibram. Okazuje się ona bardzo elastyczna i jednocześnie odporna na ścieranie. Wada: płacisz za garść filozofii i samą markę, a nie za technologię. Cena: 80 dol. www.lunasandals.com Leadville Pacer - Luna Sandals (Fot. Materiały prasowe) Na outdoor: Watershot - Columbia Lekkie i szybko schną dzięki syntetycznej skórze. Sprawdzą się raczej w sportach wodnych niż w trekkingu. Za przyczepność odpowiada podeszwa Omni-Grip znana z innych modeli butów Columbia, choć tutaj zmodyfikowano ją do specyfiki sandałów – po prostu jest bardziej elastyczna. Wada: brak powłoki antybakteryjnej. Cena: 159 zł. www.columbiasportswear.pl Watershot - Columbia (Fot. Materiały prasowe)

Klapek z sandała: Ganges - Merrell Uniwersalny, dobry także do sportów wodnych. Przyczepność do mokrych powierzchni zapewnia bieżnik Vibram WaterPro Plus – to największy plus tego modelu. Nieźle amortyzują dzięki poduszce powietrznej. Neoprenowy pasek na pięcie można odpiąć – powstanie klapek. Wada: antybakteryjna powłoka na wkładce szybko się ściera przy intensywnym użytkowaniu. Cena: 349 zł. www.merrell.pl Ganges - Merrell (Fot. Materiały prasowe) Antybakteryjne rażenie: Terra Fi 3 - Teva

Dobre do trekkingu i wypraw po krajach o wilgotnym klimacie. Przed wstrząsami chroni gruba i masywna podeszwa z amortyzacją (pianka EVA). Do tego w lekko uniesionej pięcie mają wbudowany system amortyzacji Shock Pad. Paski można dopasować zarówno do wąskiej, jak i szerokiej stopy. Największą innowacją jest jednak podeszwa wykonana w całości z gumy wymieszanej z antybakteryjnym środkiem Microban Zinc, który nie wypłukuje się i nie wyciera podczas chodzenia. Wada: z zewnętrznej warstwy taśm po kilku tygodniach użytkowania zaczynają stroszyć się i wystawać włókna. Cena: 399 zł. www.teva.com Terra Fi 3 - Teva (Fot. Materiały prasowe) Technologia rządzi: Gobi - Source

Lekkie i wytrzymałe, jedne z najbardziej zaawansowanych technologicznie. Podeszwa składa się z kilku warstw. Dri-Lex stykający się ze skórą utrzymuje właściwą temperaturę. Nylon Hydrofil odciąga pot i wilgoć. Trzy rodzaje gumy na spodzie podeszwy zapewniają przyczepność w suchym i mokrym terenie. Wada: amortyzująca powietrzna kieszonka na pięcie może się przebić w kontakcie z długimi cierniami. Cena 360 zł. sourceoutdoor.com Gobi - Source(Fot. Materiały prasowe)

Powrót do tradycji: Coast Ridge Leather - The North Face

Paski i wyściółka wykonane z impregnowanej skóry. Paski po zamoczeniu szybko wysychają, bo podszyto je warstwą pianki SBR i szybkoschnącą powłoką z siateczki. Odpinany pasek z tyłu zmienia sandały w klapki. W bieżniku 40 proc. gumy pochodzi z recyklingu. Dobre do długich wędrówek – skóra nie odparza stopy. Wada: trochę cienka podeszwa. Osoby ciężkie potrzebują większej amortyzacji. Cena: 269 zł. eu.thenorthface.com Coast Ridge Leather - The North Face (Fot. Materiały prasowe) Opinie naszych ekspertów: Sandały kontra japonki Maciej Klimowicz – podróżnik i bloger. Pisze na www.skokwbokblog.com Niewiele widoków robi większe wrażenie niż facet w japonkach dźwigający na plecach kilkudziesięciokilowy ładunek na wysokości ponad 4000 m n.p.m.

Cóż, o ile nie posiadasz kociej zwinności niczym wysokogórscy tragarze, zapomnij o klapkach. W porze suchej jeszcze dadzą radę, ale gdy nadchodzi monsun, chodzenie po Azji w japonkach potrafi być nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza gdy się człowiek zapuści w teren. Zatem – dobre sandały. Od plaż na południu Indii po plaże Filipin i Wietnamu sprawdza się tylko lekkie, odkryte obuwie. Naukowcy mogą sobie wymyślać oddychające techno­tkaniny i tym podobne wynalazki, ale nic tak dobrze nie oddycha jak skóra w zetknięciu z powietrzem.

Maciej Klimowicz (Fot. Archiwum prywatne)

Czasem boso

Beata Pawlikowska – podróżnicza i autorka książek Jeśli sandały, to muszą mieć dwie najważniejsze cechy: 1. bieżnik na podeszwie, żeby się nie ślizgały, 2. paski z wytrzymałej tkaniny, ale żeby szybko schły. Odradzam skórzane sandały, bo w tropikach nasiąkają wilgocią i robią się ciężkie. Z pewnym sentymentem spoglądam na półkę, gdzie stoją sandały, w których przechodziłam wiele tygodni w dżungli. Od kilku lat nie używam jednak sandałów. Zamieniłam je na brazylijskie klapki japonki. Podczas mojej niedawnej wyprawy do Ameryki Południowej przez dwa miesiące chodziłam wyłącznie w nich. Mają nad sandałami taką wyższość, że zajmują w bagażu mniej miejsca, są lżejsze, mniejsze, łatwo je wyczyścić i osuszyć. A kiedy jest ślisko (na przykład na mokrych skałach nad brzegiem Orinoko), zdejmuję klapki i idę boso.

Beata Pawlikowska (Fot. Archiwum prywatne)

Trekking w sandałach

Reklama

Sylwia Bukowicka, – himalaistka, zdobywczyni Gaszerbrumu II i Cho Oyu Sandały z dobrą podeszwą i stabilizujące stopę dzięki regulowanym paskom są dobrą alternatywą na górskim szlaku dla butów trekkingowych i zmęczonych stóp, pod warunkiem że masz doświadczenie i świadomość zagrożeń, jakie niesie ze sobą nierówny, często kruchy teren. Kiedy zaczynałam chodzić po górach, używałam tylko butów trekkingowych. Uważałam, że tylko one są w stanie zabezpieczyć kostkę przed ewentualnymi kontuzjami. Z czasem sandały stały się moim ulubionym obuwiem, które stosowałam podczas trekkingu, często aż do granicy śniegu. Dawały komfort stopie, a w niżej położonych bazach służyły za „kapcie”. Sylwia Bukowicka (Fot. Archiwum prywatne)

Reklama
Reklama
Reklama