Gdzie wolno bekać i dlaczego Japończyk może obrazić się przy toaście? Zdradzamy
Łokcie ze stołu, nóż do prawej reki, nie siorbać. Jeżeli wydaje się wam, ze to wystarczy, by nie popełnić gafy podczas jedzenia w podróży, to się mylicie. Wbrew pozorom trzeba niezłego przygotowania przed wyprawą, by po naszej wizycie nie pozostał niesmak.
Proszę pani, jesteśmy w Kanadzie. Tu powinniśmy jeść według kanadyjskich zasad – usłyszała przez telefon Filipinka Maria Theresa Gallardo Cagadoc podczas rozmowy z dyrektorem szkoły z Roxboro, w Montrealu. Jej siedmioletni syn został dzień wcześniej ukarany w stołówce za niegrzeczny sposób jedzenia: widelcem nakładał na łyżkę porcje obiadu i dopiero wtedy ją pochłaniał. Nie używał przy tym noża. – Nie chce, żeby moi uczniowie jedli jedną ręką albo jednym sztućcem. Zależy mi na tym, żeby zachowywali się inteligentnie przy stole – dodał dyrektor Normand Bergeron. Najwyraźniej nie rozumiał, ze taki sposób spożywania posiłków jest jak najbardziej kulturalny na Filipinach, z których uczeń pochodzi. Sprawa trafiła do mediów i rozpętała się burza.
Pod kanadyjską ambasadą w Manili kilkadziesiąt osób manifestowało z transparentami: „Szacunek dla kulturowej różnorodności” i „Jemy łyżką i jesteśmy z tego dumni”. Zaangażował się nawet trybunał praw człowieka w quebeku i ambasadorzy obydwu państw. Skończyło się przeprosinami i tłumaczeniem dyrektora, ze chłopiec był zwyczajnie niegrzeczny podczas obiadu i dlatego został przesadzony do innego stolika. Dyskusja na temat różnic kulturowych przy stole jednak nie ucichła. Wynik? Pozornie dość oczywisty. Potrzeba zwiększenia świadomości międzykulturowej. Jednak w praktyce dosyć wymagający. Oznacza, ze zawsze przed spotkaniem z inna kultura powinniśmy zadać sobie trzy podstawowe pytania na temat jedzenia: co, jak i kiedy?
Co, czyli naprawdę światowe menu
Chiński pasztet z jąder barana, islandzkie gnijące kawałki rekina, mongolska głowa owcy z oczami i językiem czy może japońska ryba fugu, która źle przygotowana może okazać się śmiercionośna. Co z tego światowego menu wybierasz na dzisiejszy obiad? Nie zdziwiłabym się, gdybyś zdecydował się na post i nie wziął żadnego z tych przysmaków do ust. Ale jeżeli wydaje ci się, ze w naszej kuchni nie ma takich obrzydlistw, to się mylisz. Przedstawiciele innych kultur z odraza zareagują na niektóre dania, które u nas uchodzą za przysmak. Na przykład hamburger z krwistej wołowiny brzydzi hinduistów, którzy z powodów religijnych nie jędza tego mięsa. Schabowy nie podbije serc żydów i muzułmanów, a ukochana przez Włochów konina stanowi w krajach anglosaskich tak drażliwy temat, ze nawet nie ma na nią specjalnej nazwy.
Weźmy inny przykład – szczury. Nam kojarzą się z brudnymi stworzeniami, które biegają po ciemnych zakątkach miasta, jedzą śmieci i przenoszą choroby. W zachodnioafrykańskim kraju Togo gryzonie te żyją w puszczy i stanowią lokalny przysmak. Szczurze mięso można kupić na targach i nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby krzywic się na jego widok. Wręcz przeciwnie, w filmie Rare foods, przygotowanym przez National Geographic Channel, pokazane są czasochłonne łowy na to zwierze, a potem prawdziwa uczta. – Mięso szczura jest znacznie smaczniejsze niż na przykład to kurczaka – stwierdza jeden z myśliwych występujący w filmie, który po polowaniu ze smakiem zajada upieczone wnętrzności gryzonia, włącznie z kośćmi.
Tabu dotyczące jedzenia związane jest zazwyczaj z religia, podejściem do zwierząt domowych lub przekonaniem o zbawiennym działaniu niektórych produktów. W Azji na przykład uważa się, że jedząc konkretne zwierzęta, zyskujemy ich siłę, wytrzymałość czy charyzmę. Dlatego penis byka jest tu jednym z ulubionych dań mężczyzn, stosowanym jako naturalna viagra. Dla nas to nie do pomyślenia. – Jedzenie w naszej kulturze często staje się obiektem tabu lub obrzydzenia, ponieważ wyobrażamy sobie, ze staje się ono częścią nas – komentuje antropolog jedzenia Carole Counihan z Uniwersytetu Millersville.
W zachodnim świecie żywność stała się czymś, co leży w puszce, torebce, pudełku. Większość z nas nie uprawia ani nie hoduje jedzenia i dlatego coraz trudniej wyobrazić sobie, skąd pochodzi. Dzieci w rozwiniętych społeczeństwach trzeba uczyć, że paczki ze sklepów, które nazywamy jedzeniem, były kiedyś zwierzętami i roślinami – pisze Anne Meigs, autorka książki Food, Sex and Pollution.
Dlatego odwiedzając obce kraje, warto wrócić do korzeni. Przestawić nasze myślenie i spróbować lokalnych przysmaków. Jeżeli jednak nie będziemy mieli odwagi, by posmakować kontrowersyjnej potrawy, to chociaż spróbujmy nie obrzydzać jej innym. – Jedzenie jest oknem na kulturę. Bardzo często nasze komentarze o tym, co i jak jedzą inni, mówi więcej o nas niż o nich – podsumowuje Counihan.
Jak, czyli sztuka układania sztućców
A właściwie czym. Jedzenie widelcem, nożem i łyżką, tak oczywiste dla nas, niestety nie wszędzie zdaje egzamin. Po pobycie w Mediolanie za każdym razem, gdy jem we włoskiej knajpie w Polsce spaghetti i rozglądam się po sali, mam ochotę skomentować „ale obciach!”. Gryzę się oczywiście w język, bo sama wcześniej nie wiedziałam, że do spożywania tego ciągnącego się makaronu używać można jedynie widelca. Łyżka i (o zgrozo!) nóż są zabronione. Mogą sobie nimi pomagać tylko małe dzieci. – No i czasem obcokrajowcy, którzy nie radzą sobie zupełnie z wijącym się na talerzu makaronem – śmieje się Deborah Carlin, przewodniczka po włoskim południowym Tyrolu.
Włochom mina może za to zrzednąć, gdy pojadą do Japonii i z typową dla siebie charyzmą wzniosą toast cin cin. Słowa te oznaczają bowiem penisa i w kraju, w którym o sprawach intymnych nie mówi się w towarzystwie, wywołuje niezłą konsternację. To tylko początek możliwych wpadek, bo przy japońskim stole jeden fałszywy ruch często okazuje się prawdziwą potwarzą dla gospodarza. Wystarczy włożyć pałeczki pionowo w miskę ryżu, a zapanuje grobowa atmosfera, bo gestem tym przypomnieliśmy gospodarzom o śmierci najbliższych.
Tak ułożone pałeczki wyglądają bowiem jak kadzidełka, których używa się podczas pogrzebów. Równie niegrzeczne jest podawanie jedzenia z pałeczek na pałeczki. Symbolizuje to przekazywanie sobie kości zmarłego podczas ceremonii kremowania ciała. Ale spokojnie! Wiele ruchów, za które my dostawaliśmy od rodziców naganę, jest tu dozwolonych. Na przykład przysuwanie miski do buzi czy siorbanie. To ostatnie zwłaszcza podczas jedzenia klusek ramen lub soba.
W Chinach do kolekcji dochodzi jeszcze beknięcie – ostateczny symbol, że danie nam smakowało, i zarazem największa nagroda dla gospodarza.
Julia E. Luterek w książce Grzeczność na krańcach świata przekonuje, że w Chinach to, co dzieje się przy stole, możnanazwać nie kulturą, a całą „filozofią jedzenia”. Gospodarz pełni tu funkcję mistrza ceremonii, który usługuje gościom.
Wygłasza też zwyczajowe formułki, w których przeprasza za niewystarczająco dobrą jakość posiłku. Goście odwdzięczają się komplementowaniem potraw i spróbowaniem każdej z nich. Ale uwaga, nie należy dojadać resztek z talerzy. Z reguły gospodarze przygotowują potrawy w nadmiarze, tak aby po posiłku na stole coś jeszcze zostało – pisze Luterek.
Zresztą w Azji i na Bliskim Wschodzie zostawienie czegoś na talerzu może nas uchronić od prawdziwego przejedzenia. Tamtejsza tradycja podpowiada, że gospodarz powinien dokładać kolejne porcje dopóty, dopóki gość je. Nie spodziewajmy się, że ktoś nas spyta, czy chcemy herbaty mongolskiej lub ajragu. Po prostu tę herbatę nam bez pytania przygotują i podadzą do rąk – pisze dr Roman Roszko z Polskiej Akademii Nauk w Grzeczności na krańcach świata. W Mongolii pytanie gościa, czy wypije herbatę, jest wyrazem braku szacunku. Wówczas gospodarz może w odpowiedzi usłyszeć: Lepiej ją wylej, niż mi ją podawaj – dodaje Roszko.
Tak samo niegrzeczne jest odmówienie jedzenia z rąk Etiopczyka podczas tradycji gursha. Wszyscy siadają wtedy w kręgu wokół małego stolika. Gospodarz wybiera ręką mięso lub warzywa i macza je w sosie, po czym podaje je bezpośrednio osobie siedzącej obok siebie. Następnie powtarza ten rytuał, aż nakarmi wszystkich zebranych. Wtedy kolejna osoba przejmuje funkcję karmienia innych i podaje jedzenie reszcie zgromadzonych. Zawsze robi to prawą ręką, ponieważ lewa służy do załatwiania spraw w toalecie. W ten sposób po paru godzinach każdy nakarmił każdego. Według etiopskiego przysłowia, kto komu będzie jadł z ręki, ten go nigdy nie zdradzi.
Kiedy, czyli porządek posiłków
W słowniku języka polskiego wyraźnie brakuje słowa „zawcześniać”, czyli przeciwieństwa spóźniania. Doskonale wiedzą o tym wszyscy gospodarze zaskakiwani w kuchni przez gości, którzy przybyli na przyjęcie za wcześnie. Takie zachowanie jest wyjątkowym nietaktem w Tanzanii, gdzie tak naprawdę oczekuje się, że zaproszeni przyjdą minimum pół godziny po ustalonym czasie. Wystarczy raz w życiu zobaczyć złowrogą minę afrykańskiej gospodyni złapanej przed imprezą, żeby dobrze zapamiętać tę zasadę.
– Albo wzrok zdziwionego Włocha, gdy zamawiamy cappuccino po obiedzie – śmieje się Deborah Carlin. Ono zawsze pite jest tylko do śniadania. Po południu można skosztować za to czarnego espresso lub mocnego macchiato z dodatkiem mleka. – Włosi świetnie wiedzą, jaka kawa, w jakim momencie jest najlepsza. Picie tego aromatycznego naparu to przecież nasz sport narodowy – dodaje.
Nie do śmiechu za to może być tym, którzy znajdą się w Iranie czy Arabii Saudyjskiej w czasie ramadanu, nie znając jego zasad. Podczas tego dziewiątego miesiąca w islamskim kalendarzu zakazane jest bowiem spożywanie posiłków i picie czegokolwiek od świtu do zmierzchu (w większości krajów muzułmańskich surowy zakaz dotyczy tylko wyznawców islamu, nie zaś przedstawicieli innych religii). Za dnia nie pracują restauracje, zamykane są sklepy spożywcze. Znikają uliczni kupcy. Nie znaczy to jednak, że należy unikać odwiedzania krajów islamu w trakcie trwania postu. Wręcz przeciwnie!
Chyba w żadnym innym czasie nie można tak poznać kultury muzułmańskiej jak właśnie wtedy. Władze Stambułu od tego roku prowadzą nawet specjalny projekt, który ma zwiększyć ruch turystyczny w tym czasie. – Chcemy pokazać, jak szczególnym czasem jest dla nas ramadan, i przybliżyć go turystom – oświadczył Cumhur Güven Taşbaşı, dyrektor odpowiedzialny za promocję miasta w ministerstwie kultury. Wyjeżdżając w te strony, trzeba się tylko przygotować na wieczorne uczty do rana. I nie liczyć na to, że to dobry sposób na zrzucenie kilogramów. – Podczas ramadanu większość osób poważnie tyje. Bo choć nie jemy i nie pijemy w ciągu dnia, to w nocy nadrabiamy to z naddatkiem. Prawie codziennie odbywają się syte i huczne imprezy – opowiada Hoda, nauczycielka angielskiego z Teheranu. Na szczęście mamy czas, by przygotować się na taki wyjazd, bo najbliższy ramadan zaczyna się dopiero 9 lipca 2013 r. W międzyczasie warto smakować kolejne kultury. Bo jak mówił Michel de Montaigne, „różnorodność jest najbardziej rozpowszechnioną właściwością naszego świata”. I chyba nigdzie indziej lepiej tego nie widać niż na talerzach. Ups, także miseczkach, tykwach, liściach bananowca…