Reklama
Motocykloza

Grzegorz Strojny i Marcin Kucharski przedstawiają się jako rozsądni motocykliści. Uważają, że przygodę z jednośladem powinno się rozpoczynać po trzydziestce, a później dozować ją sobie w bezpiecznych dawkach. Przedawkowanie grozi motocyklozą, chorobą, która – pozostawiona sama sobie – może nadwątlić nasze więzi, relacje rodzinne oraz inne zobowiązania – znikasz na kilka miesięcy, aby tuż po powrocie marzyć o kolejnej wyprawie.

Reklama

Jak daleko można zajechać mając takie podejście? Na początku kilka kółek wokół własnego domu (aby nabyć wprawy), a później Bałkany, Maroko, Kamerun … Madagaskar. Tzw. czerwona wyspa była celem ich ostatniej motocyklowej wyprawy.

Koła oblepione czerwonym błotem

Wyspa, która kiedyś skradła serce Arkadego Fiedlera, teraz znana jest w pierwszej kolejności z popularnej hollywoodzkiej animacji (Wyginam śmiało ciało, wyginam śmiało ciało…może ktoś zna?). Choć wskaźnik ruchu turystycznego na Madagaskarze drgnął w górę pod wpływem tzw. efektu filmowego, to i tak wciąż stosunkowo niewielu Polaków odwiedza ojczyznę Króla Juliana. - My nie spotkaliśmy żadnego turysty z Polski – wspomina Grzegorz. Nie mijali się także z nikim innym, kto w tym czasie decydowałby się na podróżowanie motocyklem. Czy w takim razie jest to dobry sposób na zwiedzanie wyspy? - Idealny! - zgodnie odpowiadają na moje pytanie.

W kraju, w którym komunikacja publiczna bywa „kapryśna” i wymaga od pasażerów cierpliwości, motor gwarantował sporą swobodę przemieszczania się. Co prawda stan dróg pozostawiał wiele do życzenia, ale widoki i spotykani po drodze ludzie wynagradzali trudy podróży.

Barwy nabierają specyficznego, soczystego odcienia w zestawieniu z rdzawą malgaską glebą. Wzrok motocyklistów sycił się tymi kolorami przez całe 3 000 kilometrów. Rozplanowana na trzy tygodnie trasa najpierw wiodła ze stolicy, Antananarivo, na wschodnie wybrzeże. Chcąc oznaczyć ten etap podróży na mapie, pinezki należałoby wbić w punkty przypisane do takich nadoceanicznych miejscowości jak Vatomandry, Mahanoro czy Nosy Varika.

Następnie skierowali swoje jednoślady w interior, czyli terytoria środkowego Madagaskaru (kolejne pinezki: Fianarantsoa i Ambalavao), aby ostatecznie kierować się na zachodni brzeg wyspy. Tam, gdzie znajduje się jej klejnot koronny: Morondava ze słynną Aleją Baobabów. Po spacerze wśród drzew, których zachłanność na wodę zirytowała samego diabła i zasadził je korzeniami do góry, mogli ruszać w drogę powrotną, do Tany, jak potocznie określa się stolicę.

Misja: transport

Na jednym ze zdjęć w galerii widać, jak dwa okazałe motocykle są uczepione na daszku chybotliwej malgaskiej łódki transportowej. Gdyby nie ta fotografia, to trudno by mi było uwierzyć, że wodna przeprawa odbyła się na pokładzie tradycyjnej taxi-boat, a nie promu. W końcu pics or it didn’t happen.

Wciąż jednak zastanawiałam się, jak się transportuje motocykle samolotem. Już rowery bywają problematycznym bagażem na niektórych lotniskach, a można je rozkręcić i zapakować w specjalne kartony. Motocykl owinięty w tekturę? Nie tym razem. Grzegorz i Marcin, którzy mieli już doświadczenie z afrykańskimi drogami (wyprawa Cameroon Challenge), zdecydowali się na wypożyczenie środków transportu w stolicy kraju, Antananarivo. Decyzja była podyktowana względami praktycznymi – chiński sprzęt można naprawić w każdej większej wiosce.

Szybko mogli sobie pogratulować tak rozsądnego podejścia. Już pierwszego dnia, na 189 kilometrze, zapaliła się instalacja elektryczna w jednym z motocykli. Na szczęście ta sytuacja nie wywołała żadnych groźnych konsekwencji i po ugaszeniu pożaru... puszką coli, lokalny mechanik sprawnie uporał się z naprawą. W sumie czemu nie? Pamiętam, że u mnie w rodzinnym domu czasami używało się coca-coli do czyszczenia garnków. W każdym razie, gdy po trzech tygodniach, zwracali motocykle do wypożyczalni, właściciel nie mógł uwierzyć, że są „w całości” i przejechały całą trasę.

Z miłości

- Dłuższa wyprawa motocyklowa, zwłaszcza po Afryce, wymaga znacznych umiejętności w jeździe i gotowości na niewygody - zaznacza Grzegorz - Ale jeżeli posiada się dość miłości do motocykli to wszystko szybko zgrywa się w całość. Na całość złożyły się tutaj: naturalne piękno wyspy, lokalna kuchnia oraz urzekająca życzliwość i gościnność mieszkańców.

Motocykliści podkreślają, że Madagaskar okazał się bezpiecznym krajem do podróżowania. Kierując się zdrowym rozsądkiem i słuchając rad mieszkańców można daleko zajechać. Pakując się na wyprawę zdecydowali, że nie zabierają ze sobą namiotów. Intuicja ich nie oszukała. Zazwyczaj nie było problemów, aby znaleźć choćby skromy nocleg, a i noc pod gołym niebem miała swoje atuty. Nieboskłon mógł śmiało konkurować z planetarium.

Obejrzyjcie fotogalerię z wyprawy Motogascar 2016 >>>

Reklama

Martyna Wasilewska

Reklama
Reklama
Reklama