Reklama

Już od dwunastu lat studenci i naukowcy z warszawskiej SGGW wyruszają w Bieszczady na poszukiwanie wilków. W tych dzikich regionach naszego kraju żyje największa w Europie populacja tego gatunku. Tylko dzięki badaniom w terenie można ją dobrze poznać i otoczyć należytą opieką.
Wyprawa w góry w poszukiwaniu tropów, śladów i miejsc ucztowania watah jest zawsze niezwykłą przygodą. Tym bardziej, że badacze tropią w dzień, nocą zaś wchodzą w wilczy świat próbując... wyć.
W tym roku, pod koniec lutego niemal pod stopami tropicieli Bieszczady zmieniały się z krainy skutej śniegiem i lodem w świat budzący się do życia. Rozmarzające ruczaje stawały się rwącymi potokami nie do sforsowania, leśne dukty i szlaki pokrywała miejscami bagienna maź. Każdego dnia w takich właśnie miejscach odnaleźć się dało świeże ślady i tropy kolejnych wilków jak również rysi, a nawet niedźwiedzi.
Monitorowanie liczebności drapieżników to mozolne tropienie na zaplanowanych i wyznaczonych wcześniej transektach. W tych badaniach uczestniczyło dotychczas ponad 300 osób przy współpracy z nadleśnictwami Baligród, Cisna, Komańcza i Lutowiska oraz pod patronatem Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie, a zarazem czujnym okiem prof. dr hab. Henryka Okarmy. Profesor jest znany ze swoich badań dotyczących drapieżników, a w szczególności wilków.
Tegoroczna wyprawa zgromadziła na tydzień aż 35 osób z różnych miejsc Polski a nawet Czech. Każdego ranka wyruszali oni w kilkuosobowych grupach w wyznaczone rejony, by dokumentować wszelkie ślady bytowania wilczych watah. Do najbardziej obiecujących miejsc wracano nocą. To właśnie wtedy inicjując wilcze wycie nasłuchiwano prawdziwych odpowiedzi.
Nieocenione tez okazały wyniki wcześniejszych całorocznych obserwacji leśników i myśliwych. Od kwietnia 1998 roku wilk znajduje się na liście zwierząt chronionych. Z badań kilku znaczących ośrodków naukowych trudno wywnioskować jego realną liczebność (dane są skrajnie odmienne w zależności od metod i osób zajmujących się badaniami).
Na podstawie danych Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie i Stowarzyszenia dla Natury „WILK” szacuję się, że jest ich dzisiaj około 1000 sztuk. Po analizie danych zebranych przez uczestników Wolf Expedition dziś można mieć pewność, że tylko na terenie Ciśniasko-Wetlińskiego Parku krajobrazowego żyje 55 wilków w 16 różnych watahach, a ich ilość w ciągu 12 lat w sposób stabilny i naturalny wzrasta.
Bieszczadzkie liczenie wilków to nie tylko nauka dotycząca stricte biologii wielkich drapieżników, ale także nauka i praktyczne przyswajanie wiedzy z dziedziny drzewnictwa, dendrometrii i sozologii. Zajęcia, które mogą wydawać się zwyczajnie nudne w wykładowej auli w terenie staja się niesamowitą przygodą. To również niespotykana okazja, aby poznać pracę leśników. Namacalnie można przekonać się nie tylko o gospodarczych, ale i przyrodniczo-ekologiczne funkcjach lasu.
Tylko tutaj, podczas Wolf Expedition, zgodnie spotykają się ekolodzy, leśnicy i myśliwi, a ich doświadczenia w dziedzinie zachowania zwierząt stają się bezcenne. Obecność przedstawicieli reprezentujących skrajne poglądy umożliwia uzyskanie wiarygodnych i niepodważalnych danych.
Myśliwi po przez odkrywanie tajemnic polowania uczą jak dziko żyjącą zwierzynę obserwować. W praktyce pokazują, jak ją widzieć i rozróżniać jej płeć, wiek i ogólną kondycję fizyczną. Pokazują również jak słyszeć zwierzęta, jak je tropić i wabić by móc się zbliżyć do niej na niewielkie odległości. Przekazując swoją wiedzę kładą oni duży nacisk na właściwe interpretowanie zachowań obserwowanych zwierząt. Ale również przedstawiają sposoby czatowania i podchodzenia zwracając przy tym uwagę na potrzebę odnalezienia w sobie wielkich pokładów cierpliwości i wewnętrznego spokoju w oczekiwaniu na zwierzynę. W naturze wszystko ma swój czas, rytm, swoje misterium i o tym trzeba zawsze pamiętać.
Spotkania z myśliwymi mają wymierne skutki nie tylko w edukacji przyrodniczej, ale również rozwijaniu społecznej akceptacji i poszanowania dla, tak naprawdę nieznanej, bo postrzeganej najczęściej po przez stereotypy grupy społecznej, jaką są myśliwi. Poznani i oswojeni nie wydają się już tacy straszni i okrutni, a ich praktyczna wiedza jest niezwykle cenna nie tylko dla naukowców, ale i ekologów.
Tegoroczny obóz był uatrakcyjniony możliwością uczestniczenia obozowiczów w pierwszej ogólnopolskiej inwentaryzacji zwierząt, którą na wniosek Dyrektora Generalnego LP przeprowadzali: pracownicy lasów, myśliwi i członkowie organizacji pozarządowych o charakterze ekologicznym. Była to nieosiągalna do tej pory możliwość zobaczenia, sfotografowania, obserwowania i, co było głównym celem, policzenia dziko żyjącej zwierzyny w Leśnych Kompleksach Promocyjnych Lasów Państwowych.
Uczestnicy inwentaryzacji mieli okazję zobaczyć nie tylko wilki i rysie, ale również jelenie, sarny, dziki i lisy – często przebiegające tuż obok nich. Po całodniowym penetrowaniu górskich stoków, przedzieraniu się przez rozmarzające potoki, brocząc w błotnistych strugach, niejednokrotnie wspinając się wręcz na czworaka lub zjeżdżając na pupach stromymi jarami uczestnicy mieli wrażenie, że biorą udział w najprawdziwszej survivalowej wyprawie a nie tylko naukowej ekspedycji, a wszystko to niecałe 500 km od Warszawy.
Bieszczady nabrały zupełnie nowego wymiaru, a trudy pokonywania ich ostępów nie były już dla nich jedynie „bajką o żelaznym wilku”. Ogólnopolska inwentaryzacja była okazją nie tylko współpracy z terenowymi, szeregowymi pracownikami lasów, ale również kadrą kierowniczą, która być może w przyszłości będzie pracodawcami uczestników obozu, którzy w większości byli studentami i absolwentami wydziałów leśnych.
Młodzi naukowcy napotykali na swoich szlakach nie tylko tropy, odchody, ale i krwawe ślady bytowania wilczych watah. W tym truchło żubra upolowanego przez watahę wilków mieszkającą na terenie Nadleśnictwa Lesko. Przyglądając się resztkom zagryzionego żubra uczestnicy wyprawy mogli przekonać się o sile wilczych kłów. A dzięki informacją udzielonym przez przedstawiciela nadleśnictwa pana Wojciecha Jankowskiego, dowiedzieli się szczegółów dotyczących już nie tylko samych wilków, ale i dziko żyjących żubrów, a także, co i raz częściej zachodzącymi zależnościami między tymi gatunkami.
Atrakcji typowo wyprawowych było więcej. Uczestnicy może nie mieli okazji zjadać - niczym Bear Grylls - padliny, korzonków czy pędów znalezionych w lesie, ale zdarzyło się młodym naukowcom pokosztować z pragnienia śniegu.
Penetrowanie górskich stoków to nie żarty, a nauka na własnych błędach bywała bardzo bolesna, gdy, ktoś z grupy zapomniała kanapek, wody czy termosu z ciepłą herbatą, skutki odczuwała cała drużyna. Znane wszystkim hasło: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego; na nowo nabrało w Bieszczadach mocy i znaczenia. Ucząc tym samym odpowiedzialności i troski nie tylko o siebie, ale i o współtowarzyszy.
Biorący udział w obozie mogli też spróbować swoich sił jeżdżąc terenowymi autami po krętych górskich drogach, ale również za zgodą poszczególnych leśnictw, po leśnych duktach. Mimo, że nie terenowym to jednak mocno integrującym środkiem transportu był bus, który pieszczotliwie nazywany jest przez studentów „Dendrobusem”. Jego właściciel, a zarazem kapitan i opiekun Koła Naukowego Leśników Studentów Wydziału Leśnego SGGW dr Robert Tomusiak wraz ze swoimi studentami dojechał nim nie tylko do Obwodu Kaliningradzkiego, Czarnobyla, ale i nawet na Koło Podbiegunowe. Bieszczadzkie bezdroża nie były straszne dendropojazowi, dzielnie pokonywał brody i błotniste odcinki zbierając zdrożonych studentów po codziennych wyprawach.
Uczestnicy mieli też podczas obozu możliwość współtworzenia materiałów newsowych dla dwóch popularnych stacji telewizyjnych. Co jest, oczywiście, niezwykle cennym życiowym doświadczeniem.
Bieszczadzkie obozy naukowe pod kierownictwem wykwalifikowanej kadry naukowej z SGGW, a także pracowników LP należą do absolutnie wyjątkowych. Za opiekę dydaktyczną tradycyjnie odpowiadał Adam Gełdon, leśnik z Nadleśnictwa Spychowo, który jako jedyny w Polsce pracownik LP ma w swoim zakresie obowiązków wpisanego wilka.
To właśnie Adam wraz Katarzyną Pleskot (stażystką w Nadleśnictwie Stuposiany) odkrywali przed uczestnikami obozu tajniki nocnego wycia. Mimo zmęczenia, rytuał wieczornych wyjść w góry był niezapomnianą przygodą nie tylko nasłuchiwania, ale i nawoływania dziko żyjących wilków. „Wywołując wilka z lasu” balansowali uczestnicy na granicy magii, stając się częścią świata, do którego na co dzień ludzie nie mają wstępu. Świata natury, który rządzi się atawizmami i instynktami.
Pieczę nad edukacyjnym wymiarem wyprawy sprawował także pracownik warszawskiej RDLP, Przewodniczący Komisji ds. Młodej Kadry ZG SITLiD dr Jacek Sagan, jeden z pomysłodawców i twórca Wolf Expedition, a zarazem autor wielu publikacji na temat wilków. Opiekę merytoryczną sprawował również, uwielbiamy przez studentów, wspomniany wcześniej dr Rober, jak również dr hab. Leszek Bolibok. Wszyscy oni czuwali nad bezpieczeństwem i naukowym wymiarem całej ekspedycji.
Organizatorami tegorocznej edycji Wolf Expedition było PGL Lasy Państwowe, Stowarzyszenie Inżynierów i Techników Leśnictwa i Drzewnictwa, a także Koła Naukowe Leśników Studentów Wydziału Leśnego SGGW. Szczytną idee poznania wilków i ich życia w naturalnych warunkach należy wspierać i promować. Losy wilków w Polsce dzielą i wzbudzają wiele emocji, ale dzięki tej corocznej wyprawie młodzi naukowcy starają się przerwać to wilcze tabu.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama