Reklama

W tym artykule:

  1. Kiedy jechać?
  2. Co jeść?
  3. Gdzie spać?
  4. Jak zaoszczędzić na wyciągach?
  5. Co zobaczę za darmo?
  6. Jakie pamiątki przywieźć z Norwegii, żeby nie przepłacić?
Reklama

Norwegia stawia przed trampami dysponującymi ograniczonym budżetem sporo wyzwań. Od lat plasuje się w czołówce najdroższych krajów świata, przyprawiając podróżników o ból głowy.

Kiedy jechać?

Pojedź w fiordy przed połową grudnia albo w połowie kwietnia. Wyciągi nie będą jeszcze działały albo właśnie je zamkną. Unikniesz pokusy i zaoszczędzisz na skipassie.

Trzeba jednak pamiętać, że pogoda i temperatura w górach mogą się bardzo szybko zmieniać. I to bez względu na porę roku. W zachodniej Norwegii śnieg zaczyna padać często już w listopadzie, bywa, że sypie i w maju.

Co jeść?

Planując tani wyjazd, rozsądnie będzie zabrać część żywności z Polski. Bo ceny w Norwegii są zdecydowanie wyższe. Butelka wody 1,5 l – 7zł, masło – 9 zł, mleko – 7zł, chleb – 11 zł. Za kanapkę na lotnisku zapłacimy 40 zł, piwo w pubie 40 zł, za pizzę między 60 a 120 zł.

Rozwiązaniem jest stołowanie się w godzinach lunchu (10–12i 15–17), kiedy większość lokali serwuje mniejsze porcje za połowę ceny. Przyjaźniejsze cenniki są także w przydrożnych budkach z przekąskami – kiełbaskami, kanapkami, hamburgerami.

Niezłym sposobem na obniżenie kosztów jest samodzielne przyrządzanie. Musimy jednak dysponować przenośną kuchenką bądź skorzystać – jak wielu miejscowych – z jednorazowych grillów dostępnych w sklepach. Możemy także zabrać ze sobą artykuły spożywcze z Polski.

Poza dużymi miastami sposobem na urozmaicenie naszego menu jest zabawa w zbieracza i wędkarza. Owoce leśne i grzyby występują w Norwegii w sporej obfitości, podobnie jak ryby. Można je łowić do woli.

Jeżeli jesteście miłośnikami kawy i podróżujecie po Norwegii samochodem, poszukajcie na stacjach benzynowych firmowych kubków. Trzeba zapłacić za
nie w przeliczeniu 25–40 zł, ale do końca roku możecie na stacjach danej sieci wlewać w nie tyle kawy, ile tylko dusza zapragnie. I to zupełnie za darmo. Kubki sprzedaje między innymi Shell, Statoil i Hydro Texaco. Co jakiś czas zdarzają się też dodatkowe promocje – posiadacze firmowych naczyń mogą kupić śniadania w obniżonej cenie.

Gdzie spać?

Szukajcie noclegowni – np. hoteli urządzonych w dawnych barkach. W miasteczkach rozejrzyjcie się za pokojami do wynajęcia (rom til leie) lub pensjonatami B&B (dwójka
od ok. 200 zł). Jest też sporo schronisk – mogą mieć różny standard i obsługę, ceny wahają się więc od 40 do 100 zł za osobę za noc. Zupełnie za darmo możecie rozbić namiot na terenach nieuprawianych i „otwartych”, czyli niebędących prywatną własnością (chyba że na nasz pobyt zgodzi się ich właściciel).

Jak zaoszczędzić na wyciągach?

Jeśli ma się zamiar korzystać z wyciągów, warto zainwestować w alpepass. Ten łączony karnet działa w całej zachodniej Norwegii. Można go używać w ośmiu ośrodkach.
Dzieli je od siebie do półtorej godziny drogi. 7-dniowy alpepass (działa na 32 wyciągi) to koszt 2215 koron, ok. 1100 zł. Więcej na: alpepass.no.

Co zobaczę za darmo?

Norwegię odwiedza się głównie dla przyrody. Fiordy, Lofoty, lasy, tundra, torfowiska i niekończące się dzikie tereny przyciągają co roku tysiące miłośników pieszych wędrówek. Trekking wybranymi trasami jest też jednym z tańszych sposobów na poznawanie kraju – niemal nic nie kosztuje.

A najpiękniejszy spektakl Norwegii jest dostępny całkowicie za darmo. Mowa o zorzy polarnej. Jedyny koszt to dotarcie za koło podbiegunowe. Najlepszy okres na obserwacje wypada pomiędzy wrześniem a marcem. Spektakl na niebie rozgrywa się zwykle od wczesnego wieczoru (godz. 18–19) do nocy (godz. 01–02). Unikajmy nocy rozświetlonych pełnią księżyca oraz miast, nad którymi unosi się łuna świateł latarni.

Sposobem na darmowe wizyty w muzeach i galeriach jest zwiedzanie ich z kalendarzem w dłoni. Najważniejsze placówki w Oslo przyjmują bez opłat gości w niedzielę. Rozejrzyjmy się też za opcją „dwa bilety w cenie jednego”.

Jakie pamiątki przywieźć z Norwegii, żeby nie przepłacić?

Zakupy w Norwegii to dość szalony pomysł. Z jednym wyjątkiem – słynnych wełnianych swetrów.

Reklama

Tradycyjne lusekofte są najbardziej rozpoznawalnym elementem norweskiego stroju. Niegdyś wyrabiano je z niefarbowanej owczej wełny, stąd przeważała kolorystyka czarno-biała.
Dziś pełne haftów swetry mienią się przeróżnymi barwami. Obowiązkowym elementem są romby. Jeżeli jednak nie chcecie płacić za sweter 300–600 zł, wybierzcie się do dowolnej małej mieściny i tam go kupcie za połowę ceny.

Reklama
Reklama
Reklama