Paryż - moda
Słowo „Paryż” kojarzy się z jakimś cudownym miastem, pełnym migoczących błyskotek i kolorów, po którym przechadzają się niezwykle piękne paryżanki – eleganckie i zadbane, będące istnym wcieleniem Mody.
Paryż dobry na zakupy
Właśnie, moda. Czy rzeczywiście Paryż jest wciąż dyktatorem mody światowej, czy właśnie tu rodzi się wszystko, co najmodniejsze, czy w istocie mieszkanki tej stolicy świata ślepo za tą modą podążają? Niekoniecznie!
Najpiękniej ubrane, najbardziej oryginalne, mające naprawdę paryski styl dziewczyny czy damy wcale nie podążają za modą. One ją wyprzedzają! Czując, w jakim kierunku moda zmierza, z czego się bierze, co nią kieruje – intuicyjnie wyczuwają nadciągające tendencje, przystosowują je do swego gustu, sylwetki i indywidualnego stylu. Tak się noszą – ubrane zaskakująco w stosunku do tego, co dzieje się na ulicach i nawet na wystawach sklepowych, a co wejdzie w modę za miesiąc, dwa lub i w następnym sezonie, kiedy te awangardzistki będą już reprezentowały zupełnie inną linię, linię następnej mody!!!
Zresztą, od dawna już nie obowiązuje jedna moda dla przedstawicielek wszystkich warstw społecznych. Ich różnorodnością nie jest bynajmniej wyłącznie cena – stroje nabywane u wielkich krawców tradycjonalnych, jak Yves Saint Laurent, Givenchy czy Scherrer, wcale nie muszą być dużo droższe niż ekstrawaganckie kreacje nowych, uznanych już twórców! Christian Dior od czasu, gdy jego ostatni projektant John Galliano swoimi śmiałymi pomysłami odświeżył znacznie przykurzony starocią wizerunek firmy, jak i ostatnie, obrazoburcze kolekcje Chanel (na wystawach ich firmowego magazynu przy ulicy Cambon manekiny kokietują przezroczystymi, skąpymi majteczkami połączonymi z futrzanymi kurteczkami) wraz z wciąż przodującym Jeanem Paulem Gaultierem, są przecież już także w czołówce światowej jeśli chodzi o pomysłowość i brawurę. Ale by nosić niezwykłe kreacje Gaultiera (jak smoking, to z krótkimi spodenkami, jak długie spódnice – to dla mężczyzn, jak przezroczysta, lekka bluzeczka – to z futrzaną papachą na głowie!) – trzeba mieć poczucie humoru, przymrużone oko patrzące na własne odbicie w lustrze, no i dystans do sztywnych kanonów mody, której nie należy ślepo słuchać.
Damy, nie zawsze pewne swego gustu, swoich kryteriów i swego stylu, lubią – albo muszą – podpierać się nazwiskiem projektanta, marką. Sukienka od Soni Rykiel, buty Yves Saint Laurenta, perfumy – obowiązkowo „piątka” od Chanel. Na ręku zegarek Cartier albo jeszcze lepiej Rolex, na szyi kryształy od Swarovskiego, w dłoni torba Gucciego albo Louisa Vuittona i damie wydaje się, że tak ubrana jest elegancka i modna, tymczasem nie zawsze jest to oczywiste.
Jedna z moich mądrych koleżanek, malarka, graficzka Teresa Byszewska, wśród innych słusznych spostrzeżeń podzieliła się ze mną i takim: „Zawsze staram się wiedzieć, co aktualnie jest najmodniejsze. Jeśli modne są akurat małe, czarne sukienki – przychodzę na przyjęcie w krwawopurpurowej, piętrzącej się falbanami do ziemi. Moda na kolor różowy – wszystkie damy na uroczystym wernisażu są w jednej barwie, a ja jedna, wściekle zielona, wzbudzam zaciekawienie panów. Buty płaskie – ja na niebotycznych szpilkach, modne mini – ja tylko długaśne, wszystkie baby umalowane na wypłowiałą topielicę – ja odwrotnie, ostro, na wampira”.
Stosuję się wiernie do jej zaleceń. Od dłuższego już czasu wszystkie panie – zgodnie z obowiązującą modą – mają wargi o niemal naturalnym kolorze, powleczone tylko lekkim błyszczykiem. Bez żenady walę więc na usta grubą warstwę szminki w ogniście czerwonym kolorze – i rzeczywiście, wyraźnie przyciąga to zainteresowanie panów.
Nawiasem mówiąc, od Teresy wiem również, że na każdym przyjęciu, wśród tłumu eleganckich, pewnych siebie samców znajdzie się jakiś nieszczęśnik, który zażenowany przestępuje z nogi na nogę gdzieś w ciemnym kącie. To właśnie ten jest najbardziej wartościowym mężczyzną, najbardziej odpowiednim kandydatem na partnera życiowego, nawet jakby był mały, gruby i łysy. On jest, owszem, łysy, ale porządny, a ci inni, może nie łysi, za to łasi tylko na krótkotrwałe przygody!
Ale wróćmy do mody. Zapytano mnie niedawno, gdzie w Paryżu można nabyć bardzo dobre rzeczy bardzo tanio, gdzie markowe ciuchy dają za pół darmo. Otóż – nigdzie. Jak mawiał mój przyjaciel, stolarz pan Miecio, „tanie mięso psi jedzą”.
Najtaniej jest w sklepach Tati, ale ja-kość nabywanych tam ciuszków dokładnie odpowiada cenie. Jeśli musimy podpierać się markami, ciuchy Teda Lapidusa, Giorgia Armaniego albo i Benettona można znaleźć w sklepach „second hand”, czyli w okazjach – ale nie łudźmy się, nie będzie to model z ostatniej kolekcji, tylko kostium sprzed 5–10 lat, więc o modzie nie ma co mówić – przecież definicją mody jest jej aktualizacja, ruchliwość i zmienność. Owszem, istnieją w dość odległych miejscowościach podparyskich dwa czy trzy skupiska markowych bubli, niesprzedanych resztek czy wychodzących właśnie z mody kreacji sprzed kilku sezonów – ale czy o to nam chodzi?
Natomiast gdy mamy odpowiednie zasoby finansowe i charakter, pozwalający na wydanie grubego smalcu na przyodzianie własnej osoby zamiast podzielenia się z mniej majętnymi bliźnimi, należy udać się na przykład na Faubourg- Saint-Honoré. Jest tam także oblegany tłumnie przez rodaków kościół polski, lecz to nie on, jak można się domyślić, jest ośrodkiem mody – ale liczne sklepy wielkich krawców rozrzucone na tej ulicy. Najbardziej snobistycznym, ale i najciekawszym jest Colette – dwupiętrowy magazyn, w którym można dostać amerykańskie kosmetyki Kiehl’s, perfumy Route du thé Barney’sa i inne rzadkie specyfiki sprzedawane tu na zasadzie absolutnej wyłączności. Na piętrze – wyszukane stroje Comme des garcons i innych przodujących Japończyków, jak też rzadkie albumy fotograficzne i białe kruki książkowe, a w podziemiu – rodzaj restauracji, gdzie wytworne towarzystwo może się posilić. Karta bogata – około 80 rodzajów... wód mineralnych i ani jednego alkoholu! Odchudzające się damy spożywają tu jedno przepiórcze jajeczko na twardo, przybrane pięknie listkiem sałaty i kilkoma kiełkami soi, wytworni dżentelmeni pogryzają surowe kawałeczki ryb i przeplatają różnymi tajemniczymi ziarenkami. „Colette” jest jedynym w Paryżu sklepem, w którym wszystko, co jest do kupienia, istnieje tylko tu – w dodatku wszystko jest ekologiczne, wytworne i drogie.
Wśród licznych eleganckich magazynów na tej samej ulicy znajduje się sklep Chantal Thomas. Różowe, słodkie wnętrze, ujutna kanapka przybrana koronką i futerkiem, krzesełka jak w buduarze – i przemyślne modele, głównie bielizny. Kwintesencja kobiecości – zwiewne haleczki, podbudowane staniczki i szereg kokieteryjnych podwiązek (w epoce rajstop Chantal Thomas lansuje wyłącznie pończoszki – ale jakie! Kilkanaście różnych par, w niby-tatuaże, we wzorki, krateczki i paseczki, z koronkami umieszczonymi w najdziwniejszych miejscach, palce lizać!) składają się na najnowszą kolekcję. Same nazwy kompletów – „zachwycająca”, „błyskotka”, „wdzięczna” czy „niewinna” – sprawiają, że klientki nie mogą oprzeć się urokowi tych bieliźnianych dzieł sztuki, i Chantal Thomas cieszy się coraz większym powodzeniem.
Nieco dalej – sklep męski, a w pobliżu i damski Yvesa Saint Laurenta. Udało mi się uzyskać specjalne zaproszenie i byłam przyjęta z honorami, łącznie z szampanem i wizytą w salonie VIP-ów. Owszem, przepych, bogactwo aż kłuje w oczy, specjalny odźwierny otwiera drzwi, żeby się czasem klientki nie przemęczyły. Modele – dla bogatych starszych pań, niestety – pozbawione wdzięku i pomysłowości, ale pewnie takie właśnie są ich wymogi. Szperając, wybrałam niebrzydką białą bluzeczkę, która może i mogłaby, na wszelki wypadek, zawisnąć w mojej szafie, gdyby nie przestraszyła mnie cena: 2500 euro. Prawda, jestem u Yvesa Saint Laurenta! Nawet obietnica przydzielonej mi ekspedientki, że zarezerwuje mi ją do następnego dnia i sprzeda z 50-procentową zniżką, nie zachęciła mnie do zakupu. Taka zniżka? No tak, przecież właśnie zaczęły się soldy!!!
Jak co roku cały lipiec i sześciotygodniowy przełom stycznia i lutego – w sklepach tłum, a rozgorączkowane paryżanki i – głównie – turystki biegają po ulicach objuczone pakunkami. Wszystkie wystawy obwieszczają o niesłychanych zniżkach, wszystkie firmy wyciągają z półek niesprzedane buble i cały Paryż włącza się w wir soldów. Mimo że nie zamierzałam absolutnie niczego nabywać (w szafie pełno, w przeciwieństwie do stanu konta), odwiedziłam także kilka interesujących punktów sprzedaży – ponudziłam się u Soni Rykiel, pooglądałam kreacje Barbary Bui i Azzedine Alaia i wylądowałam u Issey Miyake. Goryl pilnujący wejścia wstrzymywał rozhisteryzowany tłum, wpuszczając po parę klientek, w miarę wychodzenia poprzednich. W środku – ostra walka, dystyngowane panie wyrywały sobie nawzajem bluzeczki, sukienki i narzutki, wszystkie za pół ceny. Ogarnięta zaraźliwą gorączką, nabyłam – nie wiem, po co – jakąś pelerynkę i wdzianko, udowadniając własnym przykładem, że soldy to zjawisko społeczne, niezwykle efektywnie działające – głównie na rzecz producenta i sprzedawcy, oczywiście. Postanowiłam poczekać, aż soldy miną, i spokojnie, za pełną cenę kupić sobie jakieś naprawdę upragnione cudo odzieżowe.
Gdzie? Ma się rozumieć, w sklepach w Forum w Halach, gdzie produkują się moi ukochani Nowi Kreatorzy! Ci twórcy mody nie mają póki co znanego nazwiska, znaczek ich firmy nie przyciąga jeszcze nabywców, a żeby kupić ich stroje, trzeba wiedzieć, czego się chce, mieć zdecydowany gust i – zazwyczaj – odwagę, by nosić ich kreacje, często przerysowane, zbliżone do kostiumów teatralnych. Śmiała kolorystyka, odważny krój, oryginalność rozwiązań stylistycznych, a przy tym niezbyt wysokie ceny przyciągają nabywczynie, które tego właśnie poszukują. W przeciwieństwie do warszawskiego sklepu nowych kreatorów, w którym jakość często pozostawia wiele do życzenia, a ceny są zawrotne nawet w porównaniu ze światowymi, tu wartość rzeczy jest odpowiednia do ich ceny, a kreacje naprawdę znakomite! Na przykład – u Aśki.
Aśka to młodziutka kreatorka mody, tak śliczna i zgrabna, że jej modele najlepiej wyglądają na niej samej. Przez kilka lat pobytu w Paryżu zrobiła niesłychaną karierę – mimo że przyjechała po ukończeniu Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku tylko na chwilę, z walizką pełną własnoręcznie uszytych ciuszków, pobyt jej w Paryżu tak dobrze się ułożył, że – choć nie traci stałego kontaktu z krajem – została do dziś. Najpierw zachwycone znajome wykupiły zawartość przywiezionej walizki, potem Aśka dowiozła, własnoręcznie ufarbowany i uszyty przy pomocy mamy i kilku sąsiadek, cały nowy transport swoich sukienek, które w Awinionie, podczas Festiwalu Teatralnego, poszły jak świeże bułeczki!
Ale Aśka na tym nie poprzestała i obecnie jest właścicielką pięknego sklepu ze swoimi rzeczami w prestiżowym miejscu Paryża, tuż przy Placu Wogezów, i już myśli o kolejnym.
Szkoda, że w Polsce Aśka nie ma swego punktu sprzedaży...
No bo przecież – Polka potrafi!!!
INFORMACJE
- WYPRZEDAŻ zimowa nad Sekwaną rozpoczyna się w drugim tygodniu stycznia i na ogół trwa do walentynek. Modne markowe ciuchy w ekskluzywnych butikach Celine, Vuittona, Cacharela, Bossa można wtedy kupić znacznie taniej niż w Polsce. A największe okazje czekają poza Paryżem, np. w butikach osiedla La Vallée.
- Do poczytania Miniprzewodnik po Paryżu pozwoli poznawać miasto z planem w ręku rozkładanym dzielnica po dzielnicy. Praktyczne mapki komunikacji, adresy hoteli, restauracji, sklepów i targowisk na każdą kieszeń. Cena det. 25 zł. Zamówienia: (0*22) 607 02 62, www.nationalgeographic.pl .
3 miejsca, gdzie warto poszperać, by coś kupić
- Domy towarowe – oferują wszystko, co można sprzedać; Bon Marché, Galerie Lafayette, Samaritaine, Printemps, BHV są na dobre częścią historii Paryża. Virgin Megastore i FNAC handlują wyłącznie dobrami kultury, Séphora – kosmetykami, Habitat – wystrojem wnętrz.
- Modna odzież i dodatki – poszukiwania najlepiej udadzą się w trójką-cie: Plac Zgody, ¸uk Triumfalny, Plac Alma. Na słynnej ulicy mody Avenue Montaigne: nr 10 – Prada, nr 38 – Celine, nr 42 – Chanel, nr 17 – Valentino, nr 39 – Nina Ricci, nr 49 – Thierry Mugler. Obok przy Avenue George V – Givenchy – nr 3 i Hermes – nr 42. Jeana Paula Gaultiera odnajdziesz w kompleksie Forum Hal (metro: Les Halles) i przy Rue du Faubourg-St-Honoré (metro: Madeleine) – Guy La Roche – nr 28, Christian Lacroix – nr 73; Marais – butiki z awangardowymi ciuchami, czyli miejsca młodych projektantów – rue des Rosiers i rue des Francs Bourgeois, metro: St-Paul.
- Perfumy – L’Artisan Parfumeur, 24 Boulevard Raspail (metro: Notre Dame des Champs) i Guerlain, 68 Avenue des Champs-Élysées.