Reklama

W tym artykule:

  1. Cuda natury
  2. Rzeka na horyzoncie
  3. Szczecińska... Toskania
  4. Perełki na trasie
Reklama

Burza przyszła nagle, jak to w sierpniu. Pociemniało, zaszumiało i zanim zdążyłem się ucieszyć z chwili ulgi od upału, nastąpiło oberwanie chmury. Nie bardzo było gdzie się skryć, bo jechałem po dawnej linii kolejowej, obecnie wyłożonej wygodnym asfaltem. Moknąc, myślałem sobie, że to w sumie jak na razie mój najbliższy kontakt z wodą na szlaku Blue Velo i że dziś już nie będę musiał brać prysznica.

Odrzańska trasa rowerowa skusiła mnie obietnicą tajemnic, nieodkrytych skarbów, opuszczonych pałaców i bogactwa natury. Ponad 250 km szlaku od Bałtyku do ujścia Warty zwiastowało naprawdę różnorodne przygody, a miało mnie spotkać wiele zaskoczeń, większych niż letnia ulewa. Chwilę potem wyszło zresztą słońce, asfalt zaczął parować, a z pobocza jak na komendę zaczęły wypełzać ślimaki bez skorupek, zmuszając mnie do jazdy slalomem.

Rowerem po Polsce. Oto 8 najciekawszych tras rowerowych, które musisz poznać

Zima powoli dobiega końca, pora odkurzyć swój jednoślad i zacząć sezon kolarski. Nasuwa się zatem pytanie – gdzie się wybrać rowerem po Polsce? Prezentujemy 8 tras rowerowych o różnym ...
Pustynnym szlakiem
Getty Images

Cuda natury

Zaczynam w Świnoujściu, choć Odra uchodzi przecież do Zalewu Szczecińskiego, czyli w prostej linii jakieś 40 km na południe. Ominięcie tego odcinka byłoby jednak ogromnym błędem! Forty Świnoujścia, malowniczy odcinek nad Bałtykiem i osada wikingów na wyspie Wolin to najbardziej znane atrakcje na pierwszych kilometrach szlaku, choć z perspektywy siodełka większe wrażenie robi tutejsza przyroda.

Rowerem można zobaczyć prawdziwe cuda natury fot: Adobe Stock

Na łąkach zarastających niską trzciną w rezerwacie Karsiborska Kępa gnieździ się do kilku procent światowej populacji wodniczki – rzadkiego ptaka wędrownego. Z kolei w Wolińskim Parku Narodowym gniazdują bieliki. Z ptakami jest jednak ten problem, że są dość płochliwe i trudno je dostrzec z oddali. Dlatego do gustu przypadł mi bardzo odcinek po wałach przeciwpowodziowych przy Parku Natury Zalewu Szczecińskiego. Szutrową drogę przebiegają dziki, na poboczu czają się bażanty, a parę metrów dalej pasą się włochate krowy rasy scottish highland. Widać też koniki polskie i masę wszelkiego rodzaju ptactwa. Na zalewie majaczy wyspa Śmięcka – jedna z dwóch najnowszych polskich wysp. Będzie ona uzupełniana urobkiem z pogłębiania toru wodnego przez najbliższe 30 lat.

Rzeka na horyzoncie

Odra pojawia się na horyzoncie po raz pierwszy, gdy dojeżdżam do jeziora Dąbie – czwartego największego akwenu w Polsce. Co prawda, by ją zobaczyć, trzeba zboczyć odrobinę ze szlaku, ale warto, bo zza szuwarów można dostrzec bardzo nietypowy wrak zwany betonowcem. Nazwa nie jest myląca – kadłub statku jest z betonu! Takie rzeczy mogli wymyślić tylko Niemcy, którym pod koniec wojny brakowało stali. Betonowy okręt długo nie popływał, bo został zbombardowany w Szczecinie w 1945 r. Po wojnie odholowano go do Inoujścia i zatopiono. Organizowane są na nim czasem koncerty, których publika dryfuje na łodziach wokół wraku.

Szlak prowadzi przez centrum Szczecina i wreszcie przekraczam rzekę, a nawet dwie: Odrę Wschodnią i Zachodnią. Na niecałe 10 km wpadam do Niemiec – trasa biegnie dokładnie wzdłuż granicy, co kilkadziesiąt metrów mijam czarno-czerwono-żółte i biało-czerwone słupki graniczne. Ciężko uwierzyć, że w czasach, kiedy chodziłem do przedszkola, był to niedostępny teren, do którego nie można było się nawet zbliżać. Miało to też swoje dobre strony. Będąca strefą buforową rzeka miała czas na regenerację i stała się ostoją przyrody. Z wieży widokowej w niemieckim Mescherin rozciąga się piękny widok na Park Krajobrazowy Dolina Dolnej Odry. Warto było się tu wdrapywać na zachód słońca. Kilkadziesiąt kilometrów rozlewisk, bagien, łąk i torfowiska to tereny w sam raz dla ptaków wodno-błotnych, które występują tu w olbrzymich ilościach. Na jesiennym zlotowisku zbiera się nawet 9 tys. żurawi! Miał to być transgraniczny park narodowy, ale udało się go powołać tylko po stronie niemieckiej.

Szczecińska... Toskania

Śniadanie jem w Gryfinie, miasteczku znanym z rosnącego nieopodal Krzywego Lasu. Miejsce zawdzięcza swą nazwę i sławę specyficznie wygiętym sosnom. Nikt tak naprawdę nie wie, dlaczego las jest krzywy, choć hipotez nie brakuje. Za najbardziej prawdopodobną uchodzi ta, że było to celowe działanie niemieckich gajowych. Pytanie brzmi: po co wykrzywiać las? Może chodziło o uzyskanie zakrzywionego drewna, z którego można by wyrabiać poszycia łodzi, beczki albo płozy do sań rogatych? Radzę wybrać się tu raczej prędzej niż później – stare drzewa pomału znikają, ale leśnicy (tym razem polscy) postanowili posadzić nowy, równie krzywy zagajnik. Co z tego wyjdzie – przekonamy się za kilkadziesiąt lat.

Wskakuję na nasyp dawnej kolei i właśnie na tym wygodnym odcinku łapie mnie burza. Zanim dojadę do „szczecińskiej Toskanii”, będę już suchy. Pagórkowaty krajobraz gwarantuje dobrze nasłonecznione południowe stoki obsadzone coraz gęściej winoroślą. Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że Pomorze Zachodnie jest uczciwym regionem – nazwy nie zwodzą tu na manowce. Jeśli winnica nazywa się Turnau, to rzeczywiście zawiaduje nią rodzina słynnego muzyka, a on sam od czasu do czasu daje tu koncerty w miłych okolicznościach przyrody. Na pytanie, czy można robić zdjęcia, miły pan w stróżówce robi krótki wykład na temat budownictwa pruskiego w regionie i zaprasza na zwiedzanie posiadłości. Szkoda, że wino ciężko wozi się w sakwach, a ja mam do przejechania jeszcze sporo kilometrów do zamku zakonu joannitów w Swobnicy.

W budce przy twierdzy czuwa pani Renata. – Tu, przy studni, często siedzieli Niemcy. Bardzo ich z jakiegoś powodu ciekawiła – opowiada. – Robili tu jakieś szemrane wykopaliska, dziedziniec rozkopywali, skrzynki jakieś wynosili. Co to było? Nie wiadomo. Skarby? Na pewno rozbudzona wyobraźnia wielu poszukiwaczy tajemnic przyczyniła się do ruiny średniowiecznej warowni – zauważa.

Wojna oszczędziła wiele miejscowości leżących na szlaku rowerowym Blue Velo, a liczne dworki i pałace przetrwały PRL jako siedziby urzędów, domy pomocy społecznej czy szkoły. Gorsze okazały się lata 90., których skutki można oglądać na szlaku. Choć teoretycznie jadę cały czas wzdłuż Odry, to motywem przewodnim na południowym odcinku trasy są właśnie dawne rezydencje pruskie. Tą najbardziej okazałą jest właśnie zamek w Swobnicy zbudowany przez joannitów, którzy przejęli ten teren od templariuszy. Po wojnie mieścił się tu PGR, a potem nastały czasy „prywaciarza”. Gmina odzyskała zrujnowany obiekt dosłownie w ostatniej chwili, po zawaleniu się najstarszego skrzydła. Dziś budynek jest jako tako zabezpieczony, ma nowy dach, dostępną do zwiedzania wieżę i desperacko szuka nowego właściciela.

– Ktokolwiek by go kupił, rezerwuję sobie pokój dla księżniczki, z widokiem na jezioro – śmieje się pani Renata, której za doglądanie zamku rzeczywiście należy się przynajmniej jedna komnata. Jezioro jest oczywiście zarośnięte, podobnie jak park, ale nietrudno wyobrazić sobie, że gdyby znalazł się ktoś z wizją i odpowiednimi środkami, mogłaby to być jedna z największych atrakcji województwa.

Perełki na trasie

Nadodrzańska trasa rowerowa pełna jest takich nieoczywistych perełek. Niekiedy zapomnianych, czasem wciąż nieodkrytych. Stąd szlak prowadzi od zamku do dworku, od folwarku do pałacu. Czuję się niczym pruski szlachcic udający się na herbatkę do sąsiadów. Jadę monumentalnymi alejami drzew albo wzdłuż szpalerów starych jabłoni. Mam wrażenie podróży w czasie, choć od wojny wiele się zmieniło. Niektóre pałace zniknęły (np. w Chełmie Dolnym), niektóre są w ruinie (jak w Warnicach i Grzymiradzu), inne jednak prezentują się jak za dawnych lat (jak w Chełmie Górnym) albo zostały niedawno uratowane i wyremontowane (np. w Gogolicach). Pałac w Smolnicy wciąż mieści Zespół Szkół Rolniczych. To senna, spokojna okolica niezbyt skażona nowoczesnym budownictwem. Nie ma tu billboardów i budek z kebabem. Dlatego trochę głodny docieram do Chwarszczan – dawnej siedziby zakonu templariuszy.

Już na pierwszy rzut oka widzę, że coś tu nie pasuje. Nad maleńką wsią góruje strzelisty, gotycki budynek kościoła, jakby przeniesiony tu z wielkiego miasta. Okazuje się, że nie ma on odpowiedników na świecie. Dlaczego legendarnie bogaty zakon zbudował właśnie tu tak okazałą świątynię? Teorii jest wiele, a najbardziej podoba mi się ta, w której miałby być to skarbiec na relikwie przywiezione z Ziemi Świętej.

To ostatnia zagadka na trasie, która nieuchronnie zmierza z powrotem nad Odrę. Kończę wycieczkę przy rozlewiskach Parku Narodowego Ujście Warty, znów wśród ptaków, żab i komarów.

Reklama

Żródło: National Geographic Traveler

Reklama
Reklama
Reklama