Reklama

W tym artykule:

  1. Podziemny labirynt
  2. Czarcia łapa
  3. Krwawe łzy
  4. Ciasteczko Ordonki
Reklama

Leszek Czarny w złotej koronie na głowie chrapie pod rozłożystym dębem. Śni mu się uskrzydlony Archanioł Michał na siwym koniu. Wyciąga miecz w stronę śpiącego, który za chwilę się przebudzi i tą bronią pogoni Jaćwingów na cztery wiatry. Za niebiańską pomoc w walce z poganami wystawi Leszek Czarny farę pw. Świętego Michała.

Podziemny labirynt

Spoglądam z czułością na tę scenę, ilustrującą legendę założycielską Lublina w interpretacji Teatru Imaginarium. Zamiast aktorów – mechaniczne figury poruszające się na kołach, taśmach, trybach. Spektakl odbywa się w obłożonych cegłą piwnicach pod kamienicą Lubomelskich w Rynku Starego Miasta. Ożywiają go słowa ginącego w ciemnościach przewodnika prowadzącego od sceny do sceny. Każda z nich jest osobnym kadrem utkanym z najważniejszych wydarzeń z historii miasta, gdzie prawda łączy się z cudownością. Dostrzegam gromadkę dzieci ocalałych po najeździe tatarskim wraz z kozą, która miała je wykarmić.

Nadający prawa miejskie Lublinowi ówczesny władca Władysław Łokietek nakazał, aby zwierzątko ozdobiło herb, ale pijanemu artyście spod pędzla wyszedł cap. Według innej legendy największa w świecie katolickim cząstka Drzewa Krzyża Świętego dlatego znalazła się w Lublinie, bo wiozące ją konie nie chciały iść dalej. Magiczne opowieści wciągają mnie bez reszty. Pomysłodawcą jest Tomasz Pietrasiewicz, twórca i dyrektor Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” w Lublinie, autor przewodników o nim, wizjoner wspierający niebanalnymi inicjatywami promocję miasta.

Pozostaję w podziemiach, w wydrążonym przez mieszkańców Lublina w lessowym podłożu fascynującym labiryncie piwnic i tuneli. W kamienicy Lubomelskich, obok Teatru Imaginarium, znajduje się Piwnica Pod Fortuną zdobiona renesansowymi freskami. Na suficie z fal morskich wynurza się naga rzymska bogini Fortuna kierująca ludzkim życiem.

Ściany zapełniają scenki ilustrujące jej działania – jak ta z parą na szali opatrzona kąśliwym komentarzem: „Wiadomo, że żonę z posagiem, zaufanie i przyjaciół oraz urodzenie i piękno daje królowa pieniądz”. Polichromie, choć wyblakłe, nadal robią wrażenie swoim bogactwem. Ukazują, jak wysoki poziom artystyczny i intelektualny reprezentowało przed wiekami lubelskie mieszczaństwo.

Lublin nazywany bywa stolicą wschodniej Polski / fot. Marc Venema/Shutterstock

Wybieram się na 300-metrową Podziemną Trasę Turystyczną. Ogromne kolorowe makiety ilustrują rozwój Lublina, który podobnie jak Rzym rozsiadł się na siedmiu wzgórzach osadami zakładanymi od VI w. Dzięki położeniu na skrzyżowaniu szlaków handlowych stał się zasobnym grodem z zamkiem, obywatelami różnych wyznań (do czasu), wodociągami (choć na krótko), drugim obok tego w Piotrkowie Trybunałem Koronnym (pierwszy rozpatrywał sprawy apelacyjne dla Wielkopolski, drugi dla Małopolski). Gmach usytuowany pośrodku Rynku otoczonego pięknie zdobionymi kamieniczkami ma dziś formę klasycystyczną. Nadał mu ją nadworny architekt królewski Dominik Merlini. Odbywają się w nim śluby.

Właśnie pod tym budynkiem startuje trasa, którą przemierzam. Szlak kluczy po oświetlonych mdłym światłem korytarzach, zbiega schodami i po nich się wspina – bez przewodnika można się pogubić! Na koniec oglądam niezwykłe widowisko światła i dźwięku ilustrujące Wielki Pożar Lublina z 1719 r. Zostało stworzone na podstawie obrazu z kościoła Dominikanów, który sam wydaje się ruchomy, bo procesja z relikwią Drzewa Krzyża Świętego ratującego miasto przed pożogą namalowana jest w jego różnych punktach. Wychodzę na powierzchnię na placu Przy Farze. Po dawnej świątyni rozebranej z rozkazu zaborcy pozostał tylko obrys kamiennych murów.

Czarcia łapa

Zamek lubelski, podobnie jak miasto, był wielokrotnie najeżdżany i palony, dlatego kontempluję jego wersję sprzed dwóch wieków. Elegancka jasna fasada w stylu neogotyku angielskiego kłóci się z funkcją więzienia, jaką pełnił przez 128 lat – od czasów cara po PRL. Wstrząsające pamiątki z tego okresu oglądam we wznoszącym się pośrodku wewnętrznego dziedzińca, ocalałym z pożogi romańskim donżonie. To jedna z licznych wystaw współczesnego gospodarza zamku – Muzeum Narodowego w Lublinie.

Przykładam dłoń do czarciej łapy wypalonej na drewnianym stole Trybunału Koronnego stojącym dziś w zamkowych salach. Przypomina legendarny Sąd Diabelski, podczas którego sędziowie z piekła rodem naprawili krzywdę wyrządzoną biednej kobiecie przez przekupnych sędziów.

Pokrzepiona mleczną czekoladą „Czarcia łapa” przechodzę do najcenniejszego zabytku, gotyckiej kaplicy Trójcy Świętej. Niewielką kwadratową nawę ze sklepieniem podpartym jednym potężnym słupem i wydłużonym prezbiterium pokrywają barwne, niedawno odrestaurowane malowidła bizantyjsko-ruskie. Sceny biblijne, mnóstwo aniołów i świętych oraz Jagiełło z koroną mknący na białym koniu z włócznią zakończoną krzyżem. Władysław Jagiełło właśnie na zamku lubelskim podpisał z polską szlachtą umowę o poślubieniu Jadwigi i tu został wybrany na króla.

Zapoczątkował tym proces, który zakończyła Unia Lubelska powołująca do życia Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Również na zamku w Lublinie. Dlatego kieruję teraz swe kroki ku potężnej gabarytami (15 m²) „Unii lubelskiej” Jana Matejki, jednemu z najlepszych płócien artysty. Mistrz namalował je na 300-lecie wydarzenia z „podprogowym” ze względu na czasy zaborów przesłaniem, pokazującym niegdysiejszą potęgę ojczyzny.

Zagraniczni turyści pokochali to polskie miasto. Bije rekordy popularności

Choć do zakończenia roku został ponad miesiąc, już teraz można stwierdzić, że był on niezwykle udany dla Lublina. W 2023 r. „stolicę wschodniej Polski” odwiedziła rekordowa liczba tu...
Polskie miasto bije rekordy popularności. Stało się hitem wśród zagranicznych turystów
Lublin bije rekordy popularności (fot. Ruslan Lytvyn/Shutterstock)

Krwawe łzy

Wracam na położone na sąsiednim wzniesieniu Stare Miasto. Pod zieloną skarpą rozciąga się ogromny parking. Asfalt zalał ślady po dawnej dzielnicy żydowskiej. Jedna trzecia ludności przedwojennego Lublina to ofiary niemieckiej Zagłady. A przecież miasto nad Bystrzycą okrzyknięte zostało wcześniej „Jerozolimą Królestwa Polskiego”.

Tutejsza jesziwa – szkoła talmudyczna – słynęła w całej Europie. To w Lublinie wydrukowano mistyczną księgę Zohar, jedną z głównych w kabalistyce żydowskiej. Nieobecni powracają do zbiorowej pamięci na powiększonych fotografiach wypełniających okna domów. I w pełnym radości, muzyki, sztuki woltyżerów i akrobatów dorocznym Carnavalu Sztukmistrzów.

Artyści ze świata, których latem podziwiałam śmigających po linach rozciągniętych między staromiejskimi kamieniczkami, są następcami Jaszy Mazura, tytułowego Sztukmistrza z Lublina. Trafiam na tegoroczną promocję pierwszego przekładu powieści bezpośrednio z jidysz na polski, wydanego przez Lokalną Organizację Turystyczną Metropolia Lublin (przy współpracy Ośrodka Brama Grodzka – Teatr NN) w 45. rocznicę uhonorowania Isaaca Bashevisa Singera Noblem. A potem, podczas warsztatów w Regionalnym Muzeum Cebularza, cała „ubabrana” mąką poznaję historię tego placka z cebulą i makiem, który jako pierwsi zaczęli wypiekać lubelscy Żydzi w XVI w.

Cebularz – najsłynniejszy przysmak Lubelszczyzny / fot. aquatarkus/Shutterstock

W kościele Dominikanów zadzieram wysoko głowę, aby na sklepieniu kaplicy Tyszkiewiczów przyjrzeć się fascynującym szczegółom pełnego akcji fresku Sąd Ostateczny. Wjazd do piekła pary szlacheckiej w powozie z kości powożonym przez demony to scena godna malarstwa Hieronima Boscha. W świątyni przechowywany jest krzyż unii lubelskiej (widnieje też na obrazie Matejki), natomiast cudowne relikwie Drzewa Krzyża Świętego skradziono w 1991 r. Pobliska katedra szczyci się pięknie malowaną kaplicą Akustyczną, gdzie szept z jednego rogu słyszalny jest doskonale w drugim, i cudowną kopią obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. 74 lata temu zapłakała krwawymi łzami, budząc popłoch władz PRL.

Pałac w Kozłówce nazywany bywa „podlubelskim Wersalem”. To prawdziwa perła na mapie Polski

Pałac w Kozłówce przez turystów bywa porównywany do francuskiego Wersalu, gdzie rezydentował słynny Król Słońce. Dowiedz się, jaką historię skrywa dawna siedziba rodziny Zamoyskich.
Pałac w Kozłówce
Pałac w Kozłówce (fot. Solar 760L Foto/Shutterstock)

Ciasteczko Ordonki

Wieczorem zanurzam się w staromiejskie zaułki, które opisał przed wojną awangardowy poeta Józef Czechowicz w króciutkim „Poemacie o Lublinie”: „Na wieży furgotał blaszany kogucik, na drugiej – zegar nucił. Mur fal i chmur popękał w złote okienka: gwiazdy, lampy. Lublin nad łąką przysiadł. Sam był – i cisza”.

Kogucik wciąż wieńczy szczyt wieży Trynitarskiej, ostrzegając według legendy przed niebezpieczeństwem (mnie – przed potknięciem się o leżący pod wieżą Kamień Nieszczęścia). Wspomniany w wierszu zegar na zachowanej XVI-w Bramie Krakowskiej dalej chodzi, ale nie zawsze precyzyjnie. Pilnuje go z dołu zegarmistrz-mierniczy Koziołek Kazik, jedna z rozrzuconych po mieście rzeźb tworzących Historyczny Szlak Lubelskiego Koziołka.

– To w Lublinie wybitna przedwojenna artystka Hanka Ordonówna zachwyciła się św. Antonim spoglądającym z Bramy Krakowskiej – opowiada Waldemar Sulisz, dyrektor artystyczny Europejskiego Festiwalu Smaku. – Święty pojawił się później w jej słynnej „Piosence o zagubionym sercu”. A według sensacyjnej autobiografii Józefa Łobodowskiego, pisarza związanego z Lublinem, Ordonówna miała się urodzić tutaj, a nie w Warszawie – dodaje.

„Boska Ordonka” miała skłonność do konfabulacji w swoim CV. Wiadomo, że grała na deskach działającego do dziś miejskiego Teatru Osterwy przypominającego mi wystrojem mediolańską La Scalę. I pochłaniała ciasteczka w najstarszej w Lublinie, stylowej cukierni Chmielewski, nadal kuszącej asortymentem przy pełnym sklepów i restauracyjek, klimatycznym deptaku Krakowskie Przedmieście. Biorę z niej „słodki” przykład na koniec tej wycieczki.

Reklama

Obserwuj National Geographic Traveler Poland na Facebooku i podziel się z nami swoją opinią. Znajdziesz nas także na Instagramie – @natgeopl.

Reklama
Reklama
Reklama