Małgorzata i Paweł Królikowscy: Między nami ciągle szumi
Żmija, co kąsi życiodajnym jadem, i dziwak. Tak mówią o sobie. Małgorzata i Paweł, aktorzy, rodzice piątki dzieci, a ostatnio ambasadorowie polskich lasów. Od kilkunastu lat mieszkają obok lasu: słuchają, jak szumi, zbierają grzyby, a kiedy są w nim zupełnie sami, zaczynają się uwodzić. A potem? „Napiszcie trzy kropki” – uśmiecha się Paweł.
Kiedy czekaliśmy na Ciebie, Paweł powiedział: „Małgosia jak zawsze w lesie”.
Małgorzata Ostrowska-Królikowska: Jak zawsze? Że ja jestem w lesie? To się zapewne wiąże z moimi noworocznymi postanowieniami. Napisałam o tym felieton. Kiedyś, w czasie naszej wspólnej podróży, zepsuł się samochód. Zanim doszliśmy do tego, kto jest temu winien, okazało się, że rozładowała się nam komórka, i nie mogliśmy zadzwonić do Antka, naszego syna, który mógłby wtedy pomóc. Wszystko działo się w środku lasu. W związku z tym postanowiłam, że komórka ma być zawsze naładowana, a samochód naprawiony. Paweł tak właśnie mnie postrzega: że ja ciągle jestem w lesie...
Protestuję. To Twoja żona nas umówiła na rozmowę, dopilnowała, żebyś pamiętał o wywiadzie. Gdzie tu masz „las”?
Paweł Królikowski: Z podziwem patrzę na osoby, które potrafią przyjść o umówionej godzinie. To wielka umiejętność.
Ty z kolei byłeś przed czasem. Siedziałeś na kanapie, popijałeś kawkę...
Małgorzata: Przestań! On miał parę kroków. Przyszedł z teatru Roma, w którym obecnie ma próby. Umówiliśmy się tutaj, żeby tobie, Pawle, było wygodnie.
Mogę o Was mówić „ludzie lasu”?
Małgorzata: Pewnie wiesz, że Leśni Ludzie byli organizacją partyzancką. Czasami czuję, że jestem w takiej właśnie organizacji: żyjemy sobie gdzieś pod lasem i jesteśmy jak tamci – niezależni.
Paweł: Identyfikujesz się z partyzantami bliskimi ideowo organizacji Wolność i Niepodległość czy może z Batalionami Chłopskimi?
Małgorzata: Ani z tymi, ani z tymi. Tylko z Leśnymi Ludźmi.
Paweł: „Leśni” to ogólne pojęcie.
Małgorzata: To nie tak, Pawle...
Błagam Was. Spokojnie. „Leśni ludzie” mieszkają pod lasem?
Paweł: W Zalesiu Górnym, które kiedyś było leśną wsią, wybudowanym przed wojną przez rodzinę Wisłockich. W 1935 roku powstała miejscowość Zalesie Górne, które nie jest na szczęście deweloperskim pomysłem dzisiejszych czasów, ale prawdziwym osiedlem leśnym.
Które z Was jako pierwsze zakochało się w tym miejscu?
Paweł: Pewnego razu, podczas kłótni małżeńskiej, z głównej drogi zjechaliśmy na boczną, leśną oczywiście, i przed naszymi oczami pojawiła się tablica z nazwą miejscowości.
Małgorzata: Nieprawda. Dostałam namiary na Zalesie od operatora z „Klanu”. Pawle, my nie znaleźliśmy się tam wtedy przypadkiem, tylko konkretnie jechaliśmy po to, żeby zobaczyć osiedle domków w pobliskim Ustanowie.
Paweł: I zobaczyliśmy. Zostaliśmy w tamtej okolicy na resztę życia.
Małgorzata: Nie zjechaliśmy wtedy z żadnej drogi głównej w leśną.
Ale chociaż jedno się zgadza? Że oboje zobaczyliście las.
Małgorzata: Piękną leśną drogę.
Paweł: Była niczym tunel...
Małgorzata:...oświetlony słońcem.
Zostaliście już w tym lesie i co w nim robicie?
Małgorzata: Ja spaceruję. Z dziećmi.
Paweł: Ja chodzę po lesie i jeżdżę rowerem.
Czegoś szukacie?
Małgorzata: Odpoczywam...
Paweł: Może podpowiem, czego Małgosia szuka.
Małgorzata: Ale po co? Poradzę sobie.
Paweł: Chciałbym być akuszerem tego twojego radzenia sobie. Lubię ci pomagać, nawet kiedy sobie ra-dzisz.
Małgorzata: (śmiech)
Paweł: Mamy furtkę w ogrodzeniu od strony lasu i kiedy przychodzi sezon na grzyby – w maju na kurki, później na podgrzybki – to wystarczy, że Małgosia z córkami wyjdzie na chwilę poza teren domu, a po 20 minutach wraca z pełnym koszem grzybów.
Małgorzata: Marzyłam, żeby za oknem mieć drzewa. Drzewo jako symbol ma dla mnie ogromne znaczenie. Jest za naszym oknem piękna brzoza, do której mam duży sentyment. Jabłoń kwitnąca też jest piękna.
Paweł: Nie czereśnia?
Małgorzata: Nie myślałam o tym.
Paweł: Ja uwielbiam czereśnie.
Małgorzata: W lesie rosną dzikie.
Paweł: Czyli trześnie. Małe, z powodu słabego dostępu do słońca, ale za to słodkie.
Zgubiliście się kiedyś w lesie? Może specjalnie?
Małgorzata: Uczucie, które temu towarzyszy, jest okropne...
Paweł: Kiedy ktoś naprawdę chce pójść do lasu, poczuć jego oddech, poznać tajemnice, nie powinien po nim błądzić, ale udać się do najbliższego nadleśnictwa i poprosić leśnika, żeby go po nim oprowadził. Mamy taką możliwość, o czym niewielu ludzi wie.
Małgorzata: Kiedy się zgubiłam, nie mijałam, niestety, żadnej leśniczówki.
Paweł: Ale to prawda, co powiedziałem. Osobiście rozmawiałem o tym z leśniczym. Naprawdę zgubiłaś się w lesie?!
Małgorzata: Kiedyś nawet w naszym. Wyszłam na grzyby i tak sobie niewinnie podążałam przed siebie. I jeszcze następny krzaczek, kępka jagód. Aż się zorientowałam, że nie mam pojęcia, gdzie jestem. Zniknęły mi z oczu punkty rozpoznawcze. Wokół była tylko gęstwina drzew i dochodzące echo szczekających gdzieś w oddali psów. Do tego wszystkiego nie mam orientacji w terenie. Paweł przekonuje się o tym za każdym razem, kiedy np. razem jedziemy samochodem.
Paweł: Małgośka do dzisiaj potrafi mnie uwieść i to jej gadanie o braku orientacji jest elementem tego uwodzenia. Ona się doskonale orientuje, gdzie jest, z kim rozmawia i co mówi. „Jestem taka zagubiona...”. Skąd my to znamy?
Małgorzata: (śmiech) I tak szłam sobie dalej zagubiona, ale wiedziałam, że w końcu gdzieś wyjdę z tej gęstwiny. I wyszłam. W Łbiskach – wystarczająco daleko od naszego Zalesia. Czułam się naprawdę głupio.
Paweł: Niedziwne. Koło własnego domu zabłądzić.
A Ty uwodziłeś Małgorzatę? W lesie, oczywiście.
Paweł: Niejednokrotnie.
W których lasach?
Małgorzata: Tych bliższych moim rodzinnym stronom: niedaleko Lublina i Kazimierza Dolnego.
Paweł: Polskie lasy mają tysiące kilometrów pięknych szlaków. Kiedy jedzie się kilka godzin samochodem, to każdy las wygląda uwodzicielsko. Przecież trzeba się zatrzymać, rozprostować kości i rodzi się sama w sobie kusząca sytuacja. Nieraz w takiej się znajdowaliśmy. Tak stojąc naprzeciwko siebie, myśleliśmy: „No to jesteśmy sami w tym lesie...”.
Co było później?
Paweł: Napisz trzy kropki.
W końcu jesteście najliczniejszą rodziną aktorską w Polsce.
Paweł: Zalesienie w naszym kraju również wzrasta.
Osobiście sadzicie drzewa.
Małgorzata: Nawet wspólnie. Podczas akcji Lasów Państwowych „Las Kultury”. Posadziliśmy dąb Wisławy Szymborskiej, który nazwaliśmy Kornel. A koło naszego domu także kilkadziesiąt innych drzew.
Paweł: Kawałka lasu, który został na naszej działce, nie przerobiliśmy na ogródek z krasnalami i marmurową fontanną podświetloną LED-ami. Dalej przypomina polanę. Słoneczną, bo wychodzi na południową stronę. Chociaż Małgośka twierdzi, że potrafi zbierać grzyby w całkowitej ciemności.
Jak to się robi? Świecisz oczami?
Paweł: Nie wiem, czy „Gala” ma dział ezoteryki, ale to, o czym mówi moja żona, właśnie w tych kategoriach się mieści.
Widzisz rzeczy, których inni nie dostrzegają.
Małgorzata: O tak, absolutnie!
Paweł: Bez wątpienia. Nie tylko grzyby w ciemności.
Echo daleko niesie w Waszym lesie?
Małgorzata: Nie krzyczę w lesie. Uspokajam się. Ale z drugiej strony w lesie nie ma ciszy: dzięcioł stuka, drzewa szumią.
Paweł: Ja krzyczałem w lesie, kiedy poszukiwałem naszego ukochanego psa – Baby. Bała się burzy i podczas jednej z nich spłoszyła się, pogubiła tropy i uciekła. Bardzo po niej rozpaczaliśmy. Jeździłem motorem po naszym lesie i krzyczałem: „Baba! Baba!”. Aż trafiłem na grupę ludzi, która jakoś dziwnie na mnie patrzyła – jeździ po lesie i baby szuka.
Małgorzata: A przecież zorientowali się, kto siedzi na motorze, kto jest jego żoną. Przechlapane.
Myśl o przemijaniu jest bardziej dojmująca w lesie, który rośnie, zmienia się na Waszych oczach?
Małgorzata: Mnie się to bardzo podoba, bo dzięki temu sama uczę się przemijania. Akceptuję je.
Paweł: Przyroda ma w sobie taką pogodę ducha. W mieście nigdy tak wyraźnie jak w lesie nie zauważysz, że nadchodzi wiosna... Chyba że urząd miasta posadzi kwiaty na skwerze. A w lesie widać wszystko. Smutną jesień, srogą zimę. Zabieram często Małgośkę do innych, czasami mrocznych lasów, których oboje nie znamy, i nawet się ich trochę boimy. Tak jak te w Kotlinie Kłodzkiej. Tam lasy porastają niewielkie, stare góry.
Małgorzata: Paweł kupił taką górę. Podoba mi się perspektywa postawienia domu na skale.
Przeprowadzacie się? Coś już postawiliście?
Paweł: Budujemy zamek. (śmiech) A serio – to nieduży górski dom.
Małgorzata: Będę królewną w wieży? (śmiech)
Paweł: Raczej piękną górską żmiją wygrzewającą się na słońcu, by we właściwym czasie ukąsić życiodajnym jadem.
Chodzicie wspólnie do lasu?
Paweł: Chodzimy. Ale osobno też jest potrzebne. Jestem dziwakiem. Kiedy Małgośka mówi: „Na spacer”, pytam: „Ale po co?”.
To może Małgorzata, zgodnie z tym, co powiedziałeś, powinna poprosić o towarzystwo leśnika przewodnika?
Paweł: No, żeby to nie był ostatni spacer tego leśnika!