Reklama

Droga wzdłuż Morza Czarnego. Busik przepełniony, większość osób stoi, widoki jednak rekompensują niewygody. Mijamy milicyjny radiowóz. Nagle, jak na komendę wszyscy stojący kucają. A przecież nie padło żadne słowo! Każdy po prostu świetnie wiedział, że w innym wypadku kierowca zapłaciłby karę za nadmiar pasażerów. Pewnie musiałby ich wysadzić, może dać milicjantom łapówkę, na którą składaliby się wszyscy... Na Krymie ludzie wolą sobie pomagać. My odczuliśmy to wielokrotnie.
Bliny w płackartnym
Po Krymie jeździmy czym się da – marszrutkami, pociągami, busami. Ważne, by było tanio! W sumie pokonaliśmy 4,5 tys. km, objeż­dżając najdalsze zakątki tego magicznego półwyspu. Z autostopu jednak rezygnujemy. Po drogach jeździ mało samochodów, boimy się, że ugrzęźniemy gdzieś (np. u podnóża skalnego miasta Czufut-Kale) na dobre.
No dobra... z racji tego, że już zdecydowaliśmy się płacić za przejazdy, musimy zredukować koszta. Kwestia noclegów jest prosta – namiot! Pogoda na Krymie we wrześniu jest przepiękna, nie trzeba się martwić o odmrożenia. W Koktebelu pytamy pierwszą napotkaną osobę, czy może polecić jakieś pole namiotowe. Nie wiemy, czy możemy rozbijać się na plaży, a tym bardziej w centrum miasteczka. Mężczyzna wybucha śmiechem i odpowiada całkiem niezłą angielszczyzną: It’s Ukraine! You can do everything everywhere! (To Ukraina. Możecie robić wszystko i wszędzie). Zastosowaliśmy się do porady. I to nie raz! Śpimy między ulicami w Ałupce, w opuszczonym domu w Bałakławie, w jaskini w Ałuszcie, na plażach w Eupatorii, Sudaku, Teodozji, Kerczu, Szczołkine. Miło wspominamy noclegi pod Mangup Kale (584 m n.p.m.) i Czatyrdachem (1527 m n.p.m.) oraz u przesympatycznej babci Vegi w Jałcie. Zaliczamy również nocne przejazdy pociągiem sypialnianym w klasie płackartnej. Są to wagony bezprzedziałowe z łóżkami upchanymi wszędzie gdzie się da – jedno łóżko po złożeniu może być nawet stołem i kanapą. I do tego bardzo sprzyja integracji.
Stołujemy się w przydworcowych budkach. Objadamy się blinami, pielmieni, naleśniczkami, a przede wszystkim czeburiekami. To wielkie jak dłoń pierogi smażone w głębokim oleju, z mięsnym lub warzywnym nadzieniem. Prawdziwe objawienie wyjazdu! Dzień, w którym zjedliśmy pierwszego czeburieka, został wyróżniony w naszym dzienniku podróży jako początek „czebumanii”.
Ale poza tym mamy kuchenkę podróżną (i kilka kartuszy z gazem), co daje nam możliwość zjedzenia obiadu i wypicia herbatki nawet w trakcie całodniowego trekkingu. Zakupy robimy na bazarach. Mniejsze miejscowości i wsie na swoich ryneczkach i w przydomowych stoiskach oferują świeże owoce, orzechy, warzywa... Szczególnie polecamy niewielki czerwony owoc derenia jadalnego – jego kwaskowaty smak jest świetną przekąską w upalny dzień. Poza tym obłupana z kory gałązka kwitnącego derenia (pogryziona na końcu) dzięki swym właściwościom antyseptycznym jest skutecznym środkiem czyszczącym zęby. Dla tych, którzy zapomnieli szczoteczki.
No właśnie, higiena. Podróżując z plecakiem w opcji budget, lepiej zapomnieć o codziennych kąpielach w wannie. Czasem jedynym luksusem jest umycie się kubkiem wody lub wilgotne chusteczki. Na szczęście na Krymie jest morze! Będąc na wybrzeżu, zażywamy kąpieli nawet kilka razy dziennie.
Uśmiech Sewastopola
Dlaczego lepiej podróżować po Krymie (i nie tylko!) z plecakiem niż z walizką i biurem podróży? Jesteś niezależny. Nie musisz stawiać się rano na zbiórce, by wskoczyć do autokaru z małymi okienkami i być wywiezionym ku jakieś oczywistej atrakcji turystycznej. Żyjesz i przemieszczasz się własnym rytmem. Masz możliwość zobaczyć kraj takim, jakim naprawdę jest. No i jesteś między ludźmi. A ci na Krymie pomogą ci zawsze.
Gdyby nie owa swoboda, nie zobaczylibyśmy opuszczonej elektrowni atomowej i zaskakującej urody miasteczka Szczołkine. Nie podziwialibyśmy Rosji z Półwyspu Kerczeńskiego. Nie wypilibyśmy piwa z najzabawniejszym chyba mieszkańcem Sewastopola i nawet nie wiedzielibyśmy, ile tracimy, będąc w tym czasie w punkcie zbiórki.
Warto wiedzieć:
Magdalena Sobczak - studentka (kierunek lekarski) z Łodzi
Magdalena Sobczak (Fot. Archiwum prywatne)
Wybrałam to miejsce, bo:
Obejrzałam film "Wszystko jest iluminacją" i po prostu oszalałam na punkcie Wschodu.
Moja podróż jest wyjątkowa, bo:
Zapakowaliśmy plecaki i po prostu poszliśmy na dworzec w Łodzi...
Mój patent:
Obrać sobie cel, zapakować plecak i ruszyć. O ile to możliwe, lądem! To nie tylko tańszy, ale i ciekawszy sposób podróżowania. Przy okazji już samo dotarcie do celu jest przygodą.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama