Jura krakowsko-częstochowska
Dla wspinaczy i amatorów pięknych widoków
Dla wspinaczy i amatorów pięknych widoków
Dawniej ludzie szukali wśród skał i pieczar Jury Krakowsko-Częstochowskiej raczej schronienia niż przygody, a najstarsze ślady pobytu człowieka – sprzed 300 tys. lat – odkryto niedawno w Jaskini Biśnik. Groty strzał i bełtów, ostrogi i inne elementy uzbrojenia wskazują, że w średniowieczu w jaskiniach szukali schronienia zbrojni rycerze. Według legendy na początku XIV w. w jednej z jaskiń ukrywał się przed królem czeskim Wacławem II przyszły król Polski Władysław Łokietek. Władcę miał uratować pająk, którego gęsta sieć zasłoniła wejście do jaskini. Uraczona w jednym z barów mrożącymi krew w żyłach opowieściami o zamieszkującym tutejsze jaskinie jadowitym pająku Meta menardi, bacznie obserwowałam ściany komnat Groty Łokietka. Dopiero później pracownik Ojcowskiego Parku Narodowego zapewnił mnie, że ze strony pająka nic nam nie grozi.
Jurajskie skałki, których krajobrazy zauroczyły już niejednego, swoje obecne kształty zawdzięczają procesom geologicznym sprzed milionów lat. Przed około 180 mln lat obszar Jury pokrywało ciepłe morze. Szkielety i pancerze organizmów zbudowane z węglanu wapnia opadały na dno i z czasem utworzyły grubą warstwę wapieni. Potem morze zaczęło się wycofywać, a dzięki erozji powstały tak charakterystyczne dla krajobrazu Jury skałki, ostańce i jaskinie.
Naturalne walory obronne terenu wykorzystywano od średniowiecza, wznosząc zamki. Ilekroć jestem w jednym z najpiękniejszych – w Ogrodzieńcu – zdumiewa mnie, jak harmonijnie średniowieczni budowniczowie wkomponowali go w olśniewające bielą kamienne otoczenie. Czasem trudno odróżnić, co jest dziełem ludzi, a co stworzyła natura.
Po zachodzie słońca ruiny zamku zmieniają oblicze. Ponoć każdy dukat, za który Stanisław Warszycki nabył warownię w Ogrodzieńcu, zbroczony był krwią jego poddanych. Teraz okrutnik pojawia się pod postacią czarnego psa z łańcuchem u szyi, pokutując za niecne uczynki.
Zamek w Olsztynie też jest miejscem, w którym straszy. Duch niepokornego Maćka Borkowica, który w XIV w. buntował szlachtę przeciwko królowi i został skazany na śmierć głodową w wieży zamkowej, włóczy się teraz każdej nocy po murach zamkowych, przeraźliwie dźwięcząc łańcuchami.
Czasy szturmowania warowni przez rycerzy mamy już za sobą, teraz ich miejsce zajęli szukający przygód i mocnych wrażeń wspinacze, którzy na stałe wrośli w pejzaż Jury. Oblegają skały, prześcigając się nie tylko w wyczynach sportowych wymagających niekiedy ekwilibrystycznych zdolności, ale i w nadawaniu nazw skałom i drogom na nich wytyczonym. Niekiedy frywolnym i dosadnym, bo jak inaczej określić nazwę skały „Dupa Słonia” w Dolinie Będkowskiej? Jedne z najtrudniejszych dróg – o wymownych nazwach „Nie dla psa kiełbasa” i „Powerplay” – prowadzą przez Pochylec w Dolinie Prądnika. Wyzwaniem bywa wspinaczka w Jaskini Mamutowej, w Dolinie Kluczwody i wokół niej. Już same określenia tras – „Nieznośna lekkość bytu”, „Stal Mielec”, czy „Capoiera” – sugerują ich charakter.
– Zawsze trzeba pamiętać, że wspinaczka skałkowa jest sportem niebezpiecznym i należy się do niej dobrze przygotować, ale mogą tu też ćwiczyć nawet mniej zaawansowani, przechodząc np. drogę „Król Maciuś I” – mówi Piotr Drobot, instruktor alpinizmu i autor skalnych tras. Wśród swoich uczniów ma osoby w wieku od 14 do... 60 lat.