Reklama

Kto nie pragnął, żeby choć raz odwiedzić Kraj Kwitnącej Wiśni, wziąć udział w magicznej ceremonii parzenia herbaty i poczuć niezwykłą mieszankę tradycji i nowoczesności. Na przeszkodzie stały jednak koszty. Skorzystałam jednak z niewiarygodnej promocji włoskich linii Alitalia. Za bilet lotniczy na trasie Wenecja–Osaka–Tokio–Mediolan zapłaciłam niewiele ponad 67 euro. Nie minął miesiąc, jak siedziałam w samolocie, ściskając w dłoni przewodnik po kraju, w którym toalety śpiewają, a śmieci przed wyrzuceniem należy umyć i wysuszyć. Neony, kraby i salony gier Z Polski do Włoch można się dostać za grosze. Wybrałam przelot tanimi liniami do Bolonii, a stamtąd pojechałam koleją do Wenecji. A potem już bye-bye, Europo... Kiedy dotarłam z lotniska do centrum Osaki, było już południe, a wyjazd do Kioto miałam następnego dnia rano. Od razu więc ruszyłam na podbój tego trzeciego pod względem wielkości miasta Japonii. Jako priorytet obrałam zobaczenie najstarszej buddyjskiej świątyni w kraju. Niestety żaden z jej fragmentów nie jest dziś oryginalny, a jedyny element przypominający o pradawnych korzeniach to strzegąca wejścia brama torii pochodząca z XIII w. Kolejnym ważnym punktem na mojej liście w Osace był zamek zwany złotym lub brokatowym. Jego budowa rozpoczęła się w 1583 r. na miejscu dawnej świątyni Ishiyama Hongan-ji, która została zniszczona 13 lat wcześniej. W tamtych czasach był to największy zamek w Japonii. Obecna konstrukcja została zbudowana w 1931 r. i cudem przetrwała naloty w czasie II wojny światowej. Aktualnie we wnętrzach zamku jest muzeum. Z niego skierowałam się prosto do Dotonbori – dzielnicy teatrów, restauracji, kasyn i nocnych klubów. Bijące po oczach neony, kolorowe billboardy, ruszające się na fasadach restauracji kraby, gwar, śmiech, elektroniczna muzyka płynąca z salonów gier – to kwintesencja tego najbarwniejszego miejsca Osaki. Właśnie tam zjadłam najlepsze w moim życiu sushi, które pomyłkowo (przypomina proszek wasabi) przyprawiłam zieloną herbatą. Wracałam po zmroku. Nigdy wcześniej w żadnym mieście nie czułam się tak bezpiecznie. A przecież to właśnie w Osace w latach 20. XX w. powstała najbardziej znana organizacja przestępcza (yakuza) – Yamaguchi-gumi. Podczas gdy Osaka to stolica przedsiębiorczości, Kioto – przesiąknięte historią, jest skarbnicą kulturalną Japonii. W dawnej stolicy Japonii jest aż 17 obiektów wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nie było mi zatem łatwo wybrać te najbardziej interesujące. Spacerując uliczkami w dzielnicach Gion i Higashiyama, dotarłam do bram świątyni Yasaka. Datowana na 1350 r. jest odwiedzana przez wielu turystów. Entuzjaści staroci powinni udać się na ulicę Shinmonze w dzielnicy Gion. Są tu sklepy z parawanami, porcelaną, wyrobami z brązu i laki. Prawdziwy raj dla kolekcjonerów. Po zmroku przeszłam tunelem z setek bram torii na terenie Fushimi Inari Taisha – Świątyni Lisa. Zbudowano ją w IX w. na cześć tego zwierzęcia, które jak uważają rolnicy, jest posłańcem boga plonów. Warto też zobaczyć wzniesiony w 1603 r. zamek Nijo – siedzibę pierwszego szoguna okresu Edo (1603–1867) – Tokugawy Ieyasu. Wieczorem byłam już na Dworcu Kioto, skąd odjeżdżał mój nocny autobus do Tokio. Budynek wzniesiono z okazji 1200-lecia ustanowienia tam stolicy. Został otwarty w 1997 r. i jest uznawany za jeden z wybitniejszych przykładów współczesnej architektury kolejowej.

Reklama

Atmosfera megalopolis Mój autobus do Tokio był bardzo wygodny – podróżowałam niemal w leżącej pozycji. Następny dzień rozpoczął się wcześnie, ale dzięki temu miałam okazję zobaczyć zwykle zabieganą stolicę Japonii w nieco innej odsłonie: trochę uśpioną i powolną. Spotkałam się z poznanym poprzez stronę www.tokyofree­guide.com przewodnikiem. Pokazał mi miejsca, z których słynie miasto: Pałac Cesarski, świątynię Meiji Jingū, gwarną i barwną dzielnicę Harajuku, ulubione miejsca młodzieży reprezentującej przeróżne japońskie subkultury. Potem przyszedł czas na wieżę widokową Tokyo Skytree i Roppongi – najbardziej rozrywkową część miasta. Kolejnego dnia odwiedziłam świątynię Sensō-ji oraz pasaż handlowy Akamise, gdzie kupiłam pamiątki i skosztowałam słodyczy wyrabianych z mączki ryżowej z nadzieniem z zielonej fasoli. Nocleg i wieczorną rozrywkę w stolicy zapewnił mi Japończyk poznany przez portal www.couch­surfing.com. Dzięki jego uprzejmości spędziłam w Tokio niezapomniane chwile, a przy okazji dowiedziałam się, że Japończycy nie mają potrzeby zamykania swoich mieszkań. W tym kraju nikomu nie przyjdzie do głowy, że ktoś może ich okraść. To zachowanie niegodne Japończyka! Z Tokio wybrałam się do pobliskiej Kamakury (stolica Japonii w latach 1192–1333). Atmosferę tego miejsca, nazywanego Kioto Wschodu, tworzą cisza i spokój świątyń. Jest też odlany z brązu posąg Wielkiego Buddy. Ale to położone nad Pacyfikiem miasteczko słynie też z kiszonek. W sklepikach dostaniemy więc przeróżne marynowane warzywa. Po powrocie do Tokio żegnałam się z Japonią, spacerując po słynnym skrzyżowaniu w dzielnicy Shibuya, gdzie pasy dla pieszych przebiegają nawet po skosie. I chłonęłam tę niezwykłą atmosferę gigantycznego, kolorowego miasta, w którym kobiety chodzą w zbyt dużych butach, a siorbanie podczas jedzenia oznacza, że było ono smaczne. Warto wiedzieć: Edyta Siedlecka - chemik z Warszawy Edyta Siedlecka (Fot. Archiwum prywatne) Wybrałam to miejsce, bo: Drzeworyty z górą Fudżi w tle, Godzilla, nowoczesne samochody, manga, Czarodziejka z Księżyca – to wszystko układało się w obraz Japonii, który tkwił w mojej głowie. Moja podróż jest wyjątkowa, bo: Udowadnia, że bycie obieżyświatem nie jest kwestią zasobności portfela, a tylko pewnej dozy kreatywności i niewyczerpanych pokładów spontaniczności. Mój patent: Tani bilet lotniczy jest najważniejszy, dlatego warto śledzić promocje. Japonia nie jest tanim krajem, ale przy odrobinie rozsądku nie musi też być droga. Jednorazowe ceny biletów komunikacji miejskiej w większych miastach nie różnią się znacznie od cen np. w Warszawie. Dodatkowo da się zmniejszyć ten koszt, kupując bilety całodzienne. Można też pokonywać krótsze odcinki pieszo.

Reklama
Reklama
Reklama