Hydrozagadka w Sudetach. Dolina Bobru jest dobra na każdą porę
To miejsce cudów, ukrytych skarbów i fantastycznych widoków, do tego ciągle jeszcze niemal dzikie. Można je zwiedzać pieszo, kajakiem, na rowerze lub samochodem, najlepiej jednak wsiąść do pociągu i pojechać po ponadstuletnich torach.
Uwielbiam pociągi. Absolutnie rozumiem pewnego szalonego Anglika, który każdego roku przyjeżdża do Lwówka Śląskiego specjalnie po to, żeby przez godzinę „robić szuflą” w zabytkowej ciuchci, która od święta kursuje do Jeleniej Góry. Na co dzień tę trasę pokonuje nowoczesny szynobus, z klimatyzacją i wielkimi, panoramicznymi oknami. Bo okna są tu najważniejsze. Kolej doliny Bobru wiedzie jedną z najpiękniejszych tras w Polsce. Skład pędzi przez trzy tunele, wiszący nad Jeziorem Pilchowickim most wysokości ponad 130 m (należy do najwyższych w Polsce), czteroprzęsłowy kamienny wiadukt w Pilchowicach i urocze stacyjki. Jedna stoi nad wodą na 400-metrowej żelbetowej półce. Trasa jest krótka, ma zaledwie 32 km, ale powstawała pięć lat. Całość oddano do użytku w 1909 r.
Możliwości jest tyle, ile stacji. Do pociągu można wsiąść w Jeleniej Górze albo we Lwówku Śląskim, choć wiele osób jedzie w tę i z powrotem, robiąc krótką przerwę w którymś z tych miast. Ale można, a nawet trzeba wysiąść też po drodze. W zależności od pory roku skład kursuje trzy do pięciu razy dziennie, po spacerze do kolejnego przystanku złapiemy więc następny pociąg. Okolica jest przecudna i pełna tajemnic. Eksploratorzy szukają tu ukrytych w czasie II wojny światowej skarbów, hodowcy gołębi spotykają się na swoim święcie we Wleniu. Legenda mówi, że bywała tu św. Jadwiga Śląska i odcisnęła ślad ręki na kamieniu pod wleńskim zamkiem.
Tory biegną przez pewien czas wzdłuż wstążki Bobru. Tuż za Jelenią Górą rzeka tworzy przełomy, z najpiękniejszym i najbardziej znanym w Borowym Jarze. Brzegi w wielu miejscach ozdobione są skałkami i urwiskami o fantazyjnych kształtach. Tuż pod Lwówkiem rozciąga się malownicza Szwajcaria Lwówecka, prawie dwustumetrowy ciąg skalnych baszt i murów. A między tymi dwoma cudami natury: mosty, wiadukty, dwory, pałace i jeziora.
Trzecim przystankiem od strony Jeleniej Góry jest stacja Pilchowice Zapora – miejsce, od którego właściwie wszystko się zaczęło. Zanim pociąg się zatrzyma, musi przejechać po moście zawieszonym nad wodą na wysokości ok. 40 m. To jeden z najpiękniejszych etapów podróży. Pociąg staje następnie na malutkiej stacyjce, z której rozpościera się fantastyczna panorama na jezioro i tamę. Pod koniec XIX w. Dolny Śląsk nawiedziła seria powodzi, zapadła więc decyzja o budowie zapory wodnej w Pilchowicach. Na otwarcie w 1912 r. tej największej wówczas inwestycji w kraju przyjechał cesarz Niemiec Wilhelm II Hohenzollern. Budowla do dziś pozostaje najwyższą kamienną zaporą w Polsce. Można ją obejść na piechotę albo pod stacją wypożyczyć łódkę i opłynąć jezioro. Panuje tu niezwykła atmosfera, trudno określić, na czym polega piękno tego surowego krajobrazu, w którym przyroda złączyła się w jedno z potężnymi budowlami hydrotechnicznymi.
To właśnie wraz z decyzją o wzniesieniu tamy postanowiono wybudować kolej. Powstawały nasypy, mosty i tunele: 187-metrowy pod Czyżykiem, 154-metrowy pod Dworami i najdłuższy, bo aż 320-metrowy, przebijający Górę Zamkową. Pod koniec wojny Niemcy wysadzili wloty tuneli i ruch kolejowy został przywrócony dopiero po roku. Właściwie tory miały służyć pobliskim kamieniołomom, ale od początku trasa stała się wielką atrakcją turystyczną.