Reklama

Edynburg - miasto wielkiego ducha

Reklama

Pierwszy spośród wspomnianych na wstępie elementów powstał jako odpowiedź na agresję z południa, która trapiła szkockich patriotów od czasów rzymskich podbojów wyspy. Taktycznie woleli więc sami atakować. To zyskało im opinię na tyle agresywnych, iż cesarz Hadrian w roku 122 nakazał budowę muru, który miał odgrodzić cywilizację od ataków północnej „barbarii”. Jego linia stała się kilka stuleci później granicą Szkocji z Anglią, tylekroć krwawo przez Szkotów bronioną.
Sam Edynburg zaczynał karierę jako fort. Przypominają o tym nie tylko mury obronne wzniesione na niedostępnej skale, lochy XII-wiecznego zamku, ale i działo pozostawione na jego dziedzińcu. Dziś zamek uosabia historię przetrwania 300 lat represji i brutalnego wykorzeniania szkockości przez Anglików. Symbolem narodowej niepodległości jest też sławny „kamień przeznaczenia”, który w głębokich wiekach średnich spoczywał w kaplicy edynburskiego zamku do momentu, kiedy w XIII stuleciu skradł go król Anglii Edward I. 700 lat później, w 1996 roku, Elżbieta II uroczyście zwróciła Szkotom ich własność. Umieścili kamień tym razem w siedzibie szkockiego parlamentu, który niedługo potem, po blisko 300 latach przerwy, wznowił obrady.
To chwalebna karta szkockiej historii. Ale jest na progu dziedzińca edynburskiego zamku miejsce, które przypomina znacznie bardziej ponurą jej część: krwawe polowania na kobiety oskarżane o konszachty z diabłem. Niełatwo znaleźć to miejsce, a zapraszający do zwiedzania zamku Szkot w tradycyjnym kilcie niechętnie je wskaże. Jednak tu właśnie wedle przekazu kaci układali stos dla domniemanych czarownic.
Refleksje nad mrocznością ludzkiej natury towarzyszą również i wtedy, kiedy z zamku przejdziemy w pobudzające wyobraźnię zaułki średniowiecznej Royal Mile. Tu zza ciemnego rogu może wyłonić się Mr Hyde, mroczne alter ego dr. Jekylla, postaci o podwójnej tożsamości, wykreowanej przez urodzonego w Edynburgu pisarza Roberta Louisa Stevensona („Wyspa Skarbów” to druga, bardziej optymistyczna strona jego twórczości). Zaskoczeniem nie powinien też być cień charakterystycznej czapki Sherlocka Holmesa – idea powieści o detektywie powstała, gdy Arthur Conan Doyle studiował medycynę na uniwersytecie edynburskim (dla przypomnienia: pies Baskerville’ów też wyłaniał się z mgieł szkockich wrzosowisk). Nastrój jest więc nieco mrożący – na szczęście łatwo go rozgrzać w pubach i restauracjach, które kryją się w zaułkach Royal Mile. A jeśli wciąż będziemy mieli trudność z pozbyciem się dreszczyku, możemy odwiedzić dwa niezobowiązujące i relaksujące muzea: whisky i dzieciństwa. Pierwsze ulubione przez Amerykanów, drugie – przez dzieci, a oba o krok od zamku!
Głębszego antidotum szukajmy w części edynburskiej starówki stanowiącej całkowitą przeciwność ponurych tajemnic. To Edynburg jasny, eleganckiej architektury z XVIII wieku. To miasto szkockiego Oświecenia, nauki i otwartej kultury, której klejnotem są dwaj przyjaciele, empiryści i edynburczycy, David Hume i Adam Smith.
Hume uchodzi za najwybitniejszego filozofa, jakiego wydał anglojęzyczny świat. Jego traktaty o zasadach moralności, naturze ludzkiej i rozumie pobudziły twórczość Immanuela Kanta, a Karol Darwin uważał ustalenia Hume’a o empirycznej metodzie poznawania świata i nas samych za fundament swojej teorii ewolucji.
Adam Smith natomiast ukazał światu szlachetną stronę stereotypowej oszczędności Szkotów – trzeźwe, oparte na empiryzmie ekonomiczne myślenie ujął w filozofię polityczną, wydając w 1776 roku „O bogactwie narodów” – dzieło, które zmieniło historię ekonomiczną świata. Smith sformułował żelazne prawa rynku, obserwując brytyjskie społeczeństwo. Szkockie fortuny bywały nieco mniejsze niż angielskie, bo nie imperialne, nie wspierane kolonialną grabieżą, ale miały poparcie fenomenu jak się okazało znacznie trwalszego niż brytyjskie imperium: aromatu wrzosów i morskich wodorostów zamkniętego w butelkach z etykietą „malt” albo „blend”, czyli Scotch Whisky. Wiele z wielkich nazwisk ojców szkockiej jest związanych z Edynburgiem.

Reklama
Reklama
Reklama