Reklama

Trudno o bardziej finezyjny sposób podróżowania niż w koszu podpiętym do wielkiej kopuły balonu. Jak wziąć udział w takiej atrakcji? Wystarczy zadzwonić do aeroklubu, firmy organizującej loty lub poznać kogoś, kto ma własny balon, i się umówić. Jest w czym wybierać – w Polsce mamy około 100 balonów na ogrzane powietrze. Gdy już się zdecydujemy, warto sprawdzić licencję pilota i liczbę przelatanych godzin. Oferta z reguły zawiera paliwo na cztery godziny lotu, obsługę oraz samochód terenowy z kierowcą. Termin zwykle ustala się z wyprzedzeniem i lepiej trzymać kciuki, żeby pogoda dopisała. Gdy aura zawiedzie, lot trzeba odwołać – takie rozczarowania są nieodłącznym elementem baloniarstwa.

Reklama

Balon jest unoszony przez wiatr, dlatego w czasie lotu ze względów bezpieczeństwa nie może wiać szybciej niż 7–8 m/s (około 25–28 km/godz.). Wydaje się, że to niewiele, ale podczas zawodów balonowych, kiedy naraz startuje kilkadziesiąt, a nawet kilkaset, jednostek, ograniczenia te są jeszcze bardziej restrykcyjne. Dozwolona prędkość to zaledwie 3 m/s. Kolejne bariery: pułap chmur musi być powyżej 500 m i nie może padać deszcz.

Chciałabym polecieć w lipcu, koniecznie w samo południe. Niestety, to niemożliwe. Marzenia przegrywają z warunkami aerodynamicznymi. Gdy w atmosferze pojawia tzw. termika, która sprawia, że powietrze jest niestabilne. W takich okolicznościach podróżowanie balonem staje się niebezpieczne. Najkorzystniejsze warunki panują zimą – przy dobrej pogodzie można wznosić się o dowolnej porze dnia. W cieplejsze pory roku na podniebny spacer baloniarze wybierają się o świcie lub przed zachodem słońca. Jeśli marzy się wam romantyczne nocne latanie, niestety musicie przyjąć do wiadomości, że zwykle się tego nie robi. W ciemności nie widać przeszkód i trudno wybrać miejsce do lądowania.

Start

Jeśli trasa ma przebiegać w pobliżu lotniska, czyli w tzw. strefie lotów kontrolowanych (CTR), pilot musi zgłosić to Służbie Kontroli Ruchu Lotniczego; powinien też powiadomić Służby Informacji Lotniczej FIS. Ma też obowiązek używania transpondera (dzięki temu urządzeniu balon będzie widoczny na radarze) oraz radia z dwustronną łącznością. Gdy lot ma się odbyć nad strefą nadgraniczną – dotyczy to również państw UE – trzeba zawiadomić służby graniczne. Wszelkie formalności znikają w strefie wolnych lotów (strefie G). Jedynym ograniczeniem jest wysokość – do 1000 m.

Zwykle startuje się na polu albo łące – ekipa dojeżdża tam samochodem terenowym (ciągnącym sprzęt w przyczepce). Na miejscu szef wycieczki przeprowadza ostatni test meteo: puszcza balony próbne. Tę jakże ważną funkcję pełnią zwykłe nadmuchane helem baloniki weselno-urodzinowe. Pilot obserwuje, jak unoszą się do nieba, analizuje ich prędkość i kierunek. Jest dobrze, gdy poruszają się gładko i prawie pionowo. Jeśli wiatr nimi kręci na wszystkie strony, lepiej od razu wracać do domu. Lot w takich warunkach byłby zbyt ryzykowny.

Najdynamiczniejszą częścią programu jest rozwijanie na ziemi 20-, 30-metrowego kolorowego pasa materiału i dmuchanie kopuły. Po wypełnieniu będzie miała 7–10 pięter wysokości! Pilot i jego pomocnik wchodzą do środka jak do tunelu, by przywiązać linki sterownicze. Gotowe! Z dwóch palników na propan-butan przymocowanych do kosza buchają płomienie. Robi się gorąco. Wypełniający się ciepłym powietrzem materiał przypomina gigantyczną larwę motyla budzącego się do życia.

Załoga i pomocnicy łapią za linę zamocowaną na szczycie kopuły i przytrzymują, by równo wypełniła się powietrzem. Czasza ciągnie w górę z wielką siłą, na linie dosłownie wisi kilka osób. Wreszcie pilot daje sygnał, że można ją puścić. Kopuła majestatycznie ustawia się pionowo. Tymczasem pasażerowie muszą szybko wdrapać się do kosza. Ci, którzy zostają na ziemi, sprawnie odwiązują liny mocujące, bo balon zaraz podniesie samochód terenowy, do którego wcześniej został przyczepiony. Pierwsze chwile na pokładzie bywają stresujące. Zdarza się, że w momencie startu co bardziej strachliwi uczestnicy podniebnej podróży aż przysiadają z wrażenia.


W chmurach

W koszu nie ma miejsc siedzących. Lata się, stojąc. Duże, ośmioosobowe balony poruszają się majestatycznie. Gdy ktoś jest żądny silniejszych emocji, powinien wybrać kosz dla najwyżej trzech osób. Małe balony są lekkie i sterowne – szybko się wznoszą, szybko opadają, można w nich poczuć zmiany wysokości.

Niesiony wiatrem statek porusza się w całkowitej ciszy. Co kilkanaście sekund pilot brutalnie ją przerywa, z hukiem włączając palniki podgrzewające powietrze. Lot zwykle zaczyna się od wzniesienia balonu na maksymalny pułap 1000 m, by pasażerowie z góry zobaczyli okolicę. Jednak przy tak niewielkiej prędkości względem ziemi panorama zmienia się bardzo wolno. Lepiej więc obniżyć lot do pułapu kilkudziesięciu metrów. Balon bezszelestnie przemyka nad dachami domów, mieszkańcy zaciekawieni wyglądają przez okna i wychodzą na podwórka. – Adrenalina pojawia się, gdy niemal dotykamy koron drzew albo przelatujemy wzdłuż pagórka. Takie baloniarstwo uzależnia – mówi Marek Machalec z firmy organizującej imprezę Niebo Otwartej Europy. Sterowanie to sztuka wykorzystywania ruchu mas powietrza na różnych wysokościach.

Latanie jest bardzo bezpiecznym sportem. Wypadki zdarzają się rzadko, zwykle przez nieuwagę pilota lub nagły podmuch wiatru, gdy balon wpadnie na budynek, drzewo czy zderzy się z innym balonem. Największe niebezpieczeństwo stanowią przewody wysokiego napięcia: linie i słupy trudno dostrzec z lotu ptaka; na tradycyjnych planach terenu nie można polegać, ponieważ często są przestarzałe, zaś mapy GPS zwykle wcale nie uwzględniają takich informacji. Nietrudno zrozumieć, jak cenne są w tym sporcie doświadczenie pilota i dobra znajomość terenu.

Powrót na ziemię

To, gdzie wylądujemy, do ostatniej chwili jest wielką niewiadomą. Balonu nie sadza się ani na lotnisku, ani na żadnym precyzyjnie wcześniej wyznaczonym miejscu. Decyzję o wyborze przyziemienia pilot podejmuje podczas lotu. Liczą się refleks i szybka ocena sytuacji. Podstawowymi kryteriami są kierunek wiatru i brak przeszkód w terenie. Obowiązuje też ścisła zasada – na poszukiwanie lądowiska pilot powinien zostawić sobie zapas paliwa na blisko godzinę lotu.

Zwykle balon sadza się na pustych polach i łąkach, lecz zdarzają się twarde lądowania, gdy niespodziewany podmuch wiatru skieruje nas w krzaki albo strumyk. Czasami prąd powietrza „przytrzyma” balon w górze i nie chce go wypuścić. – Zdarzyło mi się to, kiedy lataliśmy w okolicy Warszawy – wiatr niósł nas w kierunku centrum – wspomina Michalec. – Gdy od startu minęło 3,5 godziny, podjęliśmy decyzję, że trzeba lądować, bo kończy się paliwo. Zrobili to w centrum miasta, na środku ruchliwego skrzyżowania wywołując spore zamieszanie wśród kierowców samochodów.

Zwykle jednak lot kończy się w szczerym polu, więc po wylądowaniu przydają się GPS i obsługa naziemna z autem. Wypuszczanie powietrza i składanie kopuły trwa około 40 minut. Sprzęt pakuje się na przyczepę i... zaczyna się planowanie kolejnego lotu.

Reklama

Latać samodzielnie

Pilotem balonów wolnych na ogrzane powietrze może zostać każdy, kto skończył 16 lat, dostał pozytywną opinię lekarza, zdał egzamin teoretyczny, m.in. z prawa lotniczego, meteorologii i nawigacji oraz wykonał kilkanaście lotów. Sterowanie balonem jest łatwiejsze niż samolotem, ale ma inną specyfikę. Pilot nie obiera kursu, tylko leci z wiatrem, unosząc i opuszczając balon. Musi nieustannie kontrolować ukształtowanie terenu (od którego zależy ruch mas powietrza). Właśnie orientacja w terenie jest najtrudniejsza, ponieważ balon powoli bezwładnie obraca się wokół swojej osi. Doświadczenie zdobywa się po kilkudziesięciu godzinach pilotowania w terenie o coraz większym stopniu trudności. Gdy pilot wykona 50 udokumentowanych lotów, może się zgłosić jako uczestnik zawodów balonowych. Zanim uzyska się przywilej startowania w imprezach, warto pojechać na nie i podziwiać balony z ziemi. To niezwykle barwne widowisko.

Reklama
Reklama
Reklama