Reklama

CASA BATLLÓ
W Casa Batlló przy Passeig de Gracia 43 w Barcelonie największe wrażenie robi pofałdowana, barokowa fasada. Salvador Dali porównał ją do „spokojnych wód jeziora”. Czego tam nie ma! Kiełkujące liście, kwiaty i owoce, mech i strumyczki. Można dopatrzyć się też motywów zwierzęcych: miejscami kamienna fasada zwisa w fałdach niczym skóra, a poskręcane balustrady balkonów patrzą złowrogimi oczami. Przypominają muszle lub karnawałowe maski z Wenecji. Według niektórych symbolizują raczej czaszki ofiar zjedzonych przez smoka pokonanego przez św. Jerzego. I chyba ta interpretacja jest najbliższa intencjom autora (stąd nazwa Dom z Kości). Cały budynek nawiązuje do legendy o św. Jerzym, który jest patronem Katalonii. Według niej krew męczennika zamieniła się w kroplę rosy, a w miejscu, gdzie upadła, wyrosła róża. I kwiat ten można dostrzec na górnym balkonie. Róża była symbolem renaixenca, odrodzenia kultury narodowej.
Bladoszary kamień dwóch dolnych kondygnacji Casa Batlló kontrastuje z barwnymi mozaikami pozostałej części fasady. Mistrz uważał bowiem kolor za przejaw życiowej energii. – Bladość jest oznaką choroby, rumieńce zaś wskazują, że człowiek jest pełen życia – twierdził. Jednocześnie był przekonany, że najwspanialszym malarzem krajów śródziemnomorskich jest słońce. Dlatego ceramiczna fasada pięknie mieni się o brzasku. Jeden z angielskich architektów na jej widok zakrzyknął: – Wygląda to jak domek Jasia i Małgosi!
Przebudowę domu zlecił Gaudiemu fabrykant Josep Batlló. Mistrz z nieciekawego obiektu wykreował prawdziwe architektoniczne cacko. Dobudował dwie kondygnacje, wyburzył też wszystkie ściany na pierwszym piętrze i stworzył ogromny salon z panoramicznym oknem. W jadalni uwagę zwraca sufit w kształcie kobiecej piersi. Antonio podobno kochał się w pewnej pani. Był jednak zbyt nieśmiały, by prosić o jej rękę. Gdy wreszcie zdobył się na odwagę, okazało się, że wychodzi ona za innego. Według drugiej wersji legendy architektowi nawet udało się zaręczyć, ale narzeczona w ostatniej chwili przedłożyła życie klasztorne nad małżeństwo. Może dlatego zdecydował się żyć w celibacie?
Antonia zawsze intrygowała gra świateł. Dlatego w Casa Batlló zainstalował fałszywe okna – światło imitują zapalone żarówki. Wszystkie okna są okrągłe lub owalne, nigdzie nie ma prostych linii. – W naturze też ich nie ma – mawiał. Kochał faliste kształty i chętnie wprowadzał je do swoich projektów. Krąży anegdota o pewnej damie, która zleciła mu budowę domu. Któregoś dnia postanowiła sprawdzić postęp prac. – Ależ panie, w saloniku nie zmieści się mój fortepian. W dodatku wszystkie ściany są półokrągłe! – wykrzyknęła z wyrzutem po obejrzeniu domu. Na to architekt odparł:
– Trudno, niech pani zamieni fortepian na skrzypce!
CASA MILÀ
Osobliwego domu przy Passeig de Gracia 92 nie można przeoczyć. To najdoskonalsze świeckie dzieło Gaudiego, ostro jednak krytykowane i wyśmiewane przez współczesną architektowi barcelońską elitę. Artysta zerwał tu z ustalonymi zasadami konstrukcji. W całym budynku, pod którym umieścił pierwszy w mieście podziemny garaż, nie ma ani jednego kąta prostego. Ogromny blok sprawia wrażenie, jakby uformowały go siły natury. To nawiązanie do wąwozu Fra Guerau, do którego, będąc amatorem pieszych wędrówek, Gaudi często zaglądał. – Zdrowe nogi są najlepszą podporą tęgiej głowy – mawiał Antonio, który cierpiał na reumatyzm.
Niezwykła fasada Casa Milà idzie łukiem za zakrętem ulicy. Zawiłe wzory wykutych w metalu balkonów wyglądają niczym wodorosty na falach imitowanych przez pofałdowane ściany. Mieszkania wtopione w jasną elewację przypominają jaskinie krasowe. Zleceniodawcą tej luksusowej kamienicy był Rosario Segimon de Milà. W zamyśle Gaudiego miała być ona monumentem poświęconym Najświętszej Marii Pannie, o czym świadczą rzeźby sakralne i nieliczne zachowane napisy skierowane do małej Marii: Nie martw się, że jesteś mała, bo kwiaty i gwiazdy też są niewielkie.

Reklama

Przewidując ogromne koszty ambitnego projektu, artysta budował maksymalnie oszczędnie. Zredukował ściany działowe, używał tanich materiałów. Nawet fasada, sprawiająca wrażenie niezniszczalnego stosu bloków (co przyczyniło się do przezwania budynku „La Pedrerą”, czyli Kamieniołomem), powstała z cienkich wapiennych płytek.
Gaudi zadbał o detale. Zaplanował donice na kwiaty i obmyślił system ich nawadniania. Natomiast farbę do ogrodzenia balkonów i werandy kazał dobrać pod kolor korzeni, liści i kwiatów. Uważał, że dzięki wegetacji ziemia staje się prawdziwym towarzyszem człowieka. W domu kazał zainstalować bojlery z ciepłą wodą, co dla niektórych było większym wydarzeniem niż informacje związane z I wojną światową.
Antonio Gaudi „uczłowieczył architekturę”, bo zawsze dbał, aby jego prace dobrze służyły ludziom. Gdy w 1917 r. została otwarta wystawa sztuki plastycznej w Barcelonie, przebiegł przez salę prezentującą kubistów i malarstwo abstrakcyjne. Nie zatrzymał się nawet na chwilę. – To jest wielkie nic! – rzucił pogardliwie do swego asystenta.
W odróżnieniu od fasady dekoracja wnętrz Casa Milà nawiązuje do morskich motywów. Na sufitach króluje wodna roślinność skryta pod pomarszczoną powierzchnią wody.
Casa Milà przyciąga też niezwykłym dachem. Są tam dziwne szyby wentylacyjne oraz fantazyjne kominy nazywane „straszakami na wiedźmy”. Warto przyjść wieczorem, kiedy na dachu wśród słynnych kominów są organizowane koncerty muzyki hiszpańskiej i pokazy flamenco.

PARK GÜELL
Dziś Park Güell należy do czołówki najbardziej obleganych barcelońskich atrakcji, ale gdy powstawał, zaledwie 2 osoby wyraziły ochotę na zakup jednej z 62 zaplanowanych na jego terenie rezydencji. Mieszkańców Barcelony nie skusiły możliwość wejścia do królestwa Gaudiego, malowniczy widok na miasto, cisza, bogactwo roślinności i krystaliczna woda.
O klęsce tej wizjonerskiej inwestycji zadecydował dystans, jaki miał dzielić to miejsce od położonych niżej fabryk potencjalnych właścicieli posesji. Pomysł otoczonego zielenią, zamkniętego osiedla-parku dla bogaczy zrodził się w głowie Eusebiego Güella, zamożnego protektora Gaudiego, po jego powrocie z Anglii. Przemysłowiec zachwycił się tamtejszymi ogrodami, które łączyły urodę natury z funkcją praktyczną. Z myślą o przetwarzaniu krajobrazu w ten sposób zakupił on 15-hektarową działkę na jednym z otaczających Barcelonę wzgórz i dał ją we władanie swojemu ulubionemu artyście. Gaudi stworzył na niej baśniowy świat pełen fantastycznych form i symboli. Motywami przewodnimi była katalońska mitologia pełna smoków i innych niezwykłych bohaterów. Już samo wejście do parku daje przedsmak czekających nas wewnątrz atrakcji. Otaczają je dwie stróżówki o dziwnie zaburzonych proporcjach. Niektórzy rozpoznają w nich słonie, inni twierdzą, że wybrane fragmenty budowli bardziej przypominają halucynogenne grzyby. Do olbrzymiej hali targowej, na terenie której latem odbywają się koncerty (doskonała akustyka), wiodą schody ozdobione niezwykłymi mozaikowymi stworami. Sama hala chroniąc przed deszczem, a latem przed żarem słonecznym, wygląda niczym podziemna świątynia, której strop podtrzymuje las doryckich kolumn. Na dachu tej konstrukcji kryjącej w sobie instalację oczyszczającą wodę znajduje się amfiteatr z widokiem na Barcelonę. Zmęczeni upałem lub wędrówką spacerowicze mogą tu odpocząć na ławce, którą wykonał Josep Maria Jujol – bliski współpracownik Gaudiego, specjalizujący się w ceramice artystycznej.
I nie ma obawy, że zabraknie dla nich miejsca. Wijące się niczym wąż siedzisko jest najdłuższą ławką na świecie – ma aż 152 m i dekorują je fragmenty porcelany poukładane w malownicze wzory (do ozdabiania parkowych obiektów Gaudi ściągał ceramikę z całej Hiszpanii). Wszystkie te budowle są jednak tylko preludium do dalszej części parku pełnej niezwykłych ścieżek i zakamarków, po których można spacerować godzinami. Park zamieniono na obiekt użyteczności publicznej i oficjalnie otwarto w 1922 r. a w roku 1984 wpisano na listę Światowego Dziedzictwa KulturalnegoUNESCO. Mistrz był ze swojego dzieła tak zadowolony, że Jujol, sam zdolny architekt, zapytał raz podchwytliwie: – Señor Gaudi, jak to jest, kiedy człowiek czuje się geniuszem? – Odczuwam jedynie to, że moi przyjaciele są zazdrośni – odparł artysta.


SAGRADA FAMILIA
Neogotycki Kościół Wotywny pw. Świętej Rodziny (Temple Espiatiori de la Sagrada Familia) robi niesamowite wrażenie. To bez wątpienia najniezwyklejsza budowla sakralna Europy. Według pierwotnych założeń architekta Francisca de Paula del Villara miała to być skromna świątynia, mająca złagodzić nasilające się w mieście nastroje antyhiszpańskie. Jednak Gaudi po przejęciu w 1886 r. nadzoru nad pracami natychmiast zmienił skalę projektu. Dostrzegł w nim bowiem szansę zamanifestowania swoich uczuć patriotycznych i religijnych. Czuł się Katalończykiem, przy każdej okazji podkreślał też kataloński rodowód nazwiska – gaudins byli średniowiecznymi adwokatami. W średniowieczu Katalonia była autonomicznym królestwem. W czasach Gaudiego spadła do rangi hiszpańskiej prowincji, w której Katalończykom nie wolno było posługiwać się własnym językiem.
Gaudiemu udało się stworzyć w Sagrada Familia porywającą wizję drogi człowieka. Za jego życia stanęła wschodnia Fasada Narodzenia, z trzema portalami symbolizującymi Wiarę, Nadzieję i Miłość. Takiej symboliki jest zresztą w Sagrada Familia znacznie więcej. Dla przykładu – każda z ośmiu ponadstumetrowych iglic (z zaplanowanych przez architekta 12) symbolizuje jednego z apostołów.
W muzeum przy kościele można obejrzeć prototyp konstrukcji budowli – Gaudi kalkulował obciążenia filarów i sklepień za pomocą ołowianych kulek i woreczków z piaskiem umocowanych na dziesiątkach sznurków. Wiecznie niezadowolony z efektu swoich prac, ciągle dokonywał przeróbek. To wyjaśnia, dlaczego projektowanie naw kościoła zajęło mu kilkadziesiąt lat. Mimo że był wizjonerem, nie ufał artystycznej wenie. Wszystko musiał dokładnie wyliczyć. Kiedyś przyjaciel zapytał go, dlaczego tak się męczy. – Święta Teresa powiedziała, że tylko głupcy sądzą, iż błogosławieństwo spływa na człowieka bez wysiłku – odrzekł mu Gaudi.
Kościół będący dziełem jego życia miał wiele szczęścia, że przetrwał wojnę domową w 1936 r. George Orwell, sympatyzujący wówczas z rebeliantami, stwierdził, że „anarchiści wykazali się złym gustem, nie wysadzając w powietrze tej szpetnej budowli”. W 1987 r., po wieloletniej przerwie, wznowiono budowę kościoła, przystępując do realizacji zachodniej fasady Pasji według kontrowersyjnego projektu modernisty Josepa Marii Subiracha. Dziś choć od śmierci Gaudiego minęło ponad 80 lat, Sagrada Familia jest wciąż w budowie. Zresztą sam artysta chciał, by była to praca wielu pokoleń.
To niesamowite, na ile sposobów interpretowane są dziś dzieła Gaudiego. W wywiadzie dla dziennika La Rason artysta powiedział, że nie byłby w stanie wytłumaczyć nikomu swoich idei artystycznych. Nie miał czasu, by się nad nimi zastanawiać. Życie spędził, pracując, bo to dawało mu radość.

Reklama

ANTONIO GAUDI
(1852–1926)
Połowa mieszkańców Barcelony wyległa na ulice 12 maja 1926 r., aby pożegnać „najgenialniejszego z architektów” i „najbardziej katalońskiego z Katalończyków” – Antonia Gaudiego. Sam papież udzielił zgody, aby pochowano go w krypcie Sagrada Familia, kościoła, którego budowie artysta poświęcił 43 lata życia. Zginął śmiercią tragiczną – potrącony na ulicy przez tramwaj, gdy zmierzał na modlitwę do pobliskiego kościoła.
Gaudi od dziecka cierpiał na reumatyzm, a że chodzenie sprawiało mu ból, podpierał się laską. Z tego powodu opuszczał szkołę, spędzając wiele czasu w domu, wśród winnic i gajów oliwnych. Wtedy właśnie „zakochał” się w przyrodzie, którą kopiował we wszystkich swoich dziełach. Dzięki całkowitemu poświęceniu się sztuce projektowania zrewolucjonizował architekturę Katalonii początku ubiegłego stulecia. Gdy na zachodzie Europy królowało art nouveau, Gaudi rozwinął
do perfekcji jego ekstremalną formę – katalońską wersję modernista.
Trybem życia różnił się od większości artystów. Będąc człowiekiem zamożnym, zrezygnował z luksusu, zbędnych strojów, nawet z bielizny! Przez cały rok chodził w jednym garniturze. – Ubóstwo nie jest żadnym nieszczęściem, prowadzi do elegancji i piękna – mawiał, mając zapewne na myśli piękno duchowe. W muzeum urządzonym w jego domu w Parku Güell można obejrzeć m.in. fotografię architekta w towarzystwie biskupa Barcelony i nuncjusza papieskiego wizytującego Sagrada Familia. Nuncjusz był pod wrażeniem i szepnął biskupowi: – Nie mam wątpliwości, że señor Gaudi to Dante architektury.

Reklama
Reklama
Reklama