48 godzin w olimpijskim Londynie
Porzuć gonitwę po najbardziej znanych zabytkach Londynu i podążaj śladem jego mieszkańców
Nawet jeśli nie udało ci się zdobyć biletu na tegoroczne igrzyska olimpijskie, nie rezygnuj z odwiedzin tego miasta. Bo tylko z pozoru Londyn jest oklepany. Praktycznie każda z dzielnic stolicy Wielkiej Brytanii to inny świat. Jeśli twój pobyt tutaj ograniczy się do fotografowania piętrowych autobusów, budek telefonicznych i taksówek oraz wystawania w potwornie długich kolejkach do największych atrakcji turystycznych, poznasz nie stolicę Wielkiej Brytanii, ale lunapark. Żeby zobaczyć prawdziwa twarz miasta, które żyje zgodnie z zasada work hard, play even harder, musisz zejść z utartych szlaków.
Londyn doskonale wykorzystał swoja szanse jako gospodarz tegorocznej olimpiady. Dzielnice, w których powstały sportowe budowle, do niedawna należały do najbardziej zaniedbanych. Teraz zapełniły sie parkami, centrami handlowymi i drogimi apartamentami. Najlepszym miejscem, by to zobaczyć, jest Greenwich. Już niebawem będzie stąd kursować Emirates Air Line – kolejka gondolowa miedzy hala O2 Arena (na której rozgrywać się będą mecze koszykarskie i pokazy gimnastyki artystycznej) a ExCeL Centre (miejscem zmagań mistrzów sztuk walki i ciężarowców).
Kontynuując podróż za pomocą kolejki Docklands Light Railway (DLR), warto również dotrzeć do Parku Olimpijskiego położonego we wschodniej części stolicy (stacja Pudding Mill Lane). Można tu podziwiać nowoczesne konstrukcje, takie jak Stadion Olimpijski czy stalowa wieża obserwacyjna. Ale igrzyska to tylko pretekst. Zapraszam w podróż po dzisiejszym Londynie na piec sposobów.
1. Londyn nowoczesny
Od średniowiecza w awangardzie. Pomijając wpadki architektoniczne, takie jak The Shard (najwyższy budynek w Europie Zachodniej, który wygląda jak oszklona wieża telewizyjna), stolica Wielkiej Brytanii od zawsze zadziwia nowymi rozwiązaniami urbanistycznymi. Podróż po modernistycznym obliczu miasta można zacząć od Canary Wharf – kompleksu biurowego stanowiącego londyńską wersje Manhattanu. Najszybciej i najwygodniej dotrzemy tu kolejka DLR (przystanek Cutty Sark). System zautomatyzowanych kolei naziemnych przypomina nieco metro w Chicago, a jego trasa pozwala na zobaczenie typowych dzielnic Londynu – połączenia nowoczesnych apartamentowców i budynków komunalnych nieco podobnych do mrówkowców z polskich miast. Samo Canary Wharf to dowód, ze poszczególne dzielnice żyją własnym życiem, wciąż się odradzając i zmieniając. W latach 80. tutejszy krajobraz zdominowany był przez zrujnowane doki, a dekadę później – dźwigi i koparki. Obecnie na obszarze 730 tys. m, gęsto obsadzonych drapaczami chmur, pracuje aż 90 tys. osób, a w godzinach lunchu puby i restauracje zapełniają się mrowiem finansistów. Jednak po tym, jak pracownicy biurowi rozjadą się do domów, a ulice opustoszeją, widać, że Canary Wharf musi jeszcze poczekać, zanim stanie się pełnoprawnym elementem londyńskiego krajobrazu.
2. Londyn zielony
Wybudowany w XIX w. Regent’s Canal 3 jest doskonałym przykładem paradoksów Londynu. Biegnący z południa na północ 13-kilometrowy szlak wodny to oaza spokoju w wiecznie zagonionym mieście. Wędrówkę najlepiej zacząć od dzielnicy Camden Town. W weekendy szturmują ją setki turystów, a w ślad za nimi namolni sprzedawcy tandetnych pamiątek.
Wielbiciele podrabianych ray-banów i koszulek z Che Guevara niech zostaną na głównych ulicach, my natomiast możemy się rozkoszować sielankowa atmosfera Regent’s Canal, odkrywając przepiękne edwardiańskie rezydencje, przytulne puby i podglądając życie ludzi żyjących na barkach. Jeśli zawędrujemy na północ, dotrzemy do Maida Vale, dzielnicy zamieszkiwanej przez londyńską elitę, która ponad złoto i blichtr South Kensington ceni sobie zieleń i anonimowość.
Nieopodal znajdziemy również Regent’s Park, Hyde Park oraz Hampstead Heath, czyli największe parki w mieście. Kierując się na południe, dotrzemy do Shoreditch – kolebki hipsterów. Pełno tu butików z alternatywna odzieżą i restauracji z organiczna żywnością. A także barów ze zdecydowanie mniej organicznymi drinkami, za to ze świetnymi koncertami muzyki indie. Jeśli trafi my tu w niedzielny poranek, odwiedzimy Columbia Flower Market. Nawet jeśli zakup sadzonek pomidorów albo drzewka cytrynowego niespecjalnie rozpala naszą wyobraźnię, oglądanie sprzedawców wykrzykujących nazwy i ceny kwiatów oraz typowych mieszkańców Shoreditch (w za dużych swetrach, dziwnych fryzurach i grubych oprawkach okularów), gmerających w gąszczu doniczek z bazylią i tymiankiem, to atrakcja sama w sobie.
3. Londyn sielankowy
Stad juz niedaleko do Hackney City Farm . Ponieważ szanse na spotkanie rodziny królewskiej są nikłe, lepiej postawić na pewniaka – świnie, osły i kozy, oraz koguty, które królują na miejskiej farmie. Londyn, ze swoimi prestizowymi klubami, ultradrogimi sklepami, rezydencjami i restauracjami, może oszałamiać. Tym bardziej wiec widok zwierzaków wygrzewających się na słońcu, skubiących trawę i wcinających owies, pozwala na chwile wytchnienia i poczucia, ze nawet tutaj może być swojsko i przaśnie. Położona na terenie farmy kawiarnia Frizzante nie ma w sobie jednak nic z przaśności. Choć jej wystrój nie jest specjalnie wyszukany, w menu znajdziemy takie perełki jak gnocchi z dyni czy zapiekane ośmiornice.
4. Londyn turystyczny
Kto wciąż czuje niedosyt i koniecznie chce zobaczyć najbardziej turystyczne atrakcje Londynu, także nie jest skazany na sztampę. Większość przybyszów zwiedza miasto metrem. Fakt, dzięki temu można szybko zobaczyć dużą część metropolii. Ja jednak polecam piesza trasę wzdłuż Tamizy, gdzie zazwyczaj mieszkańcy zabierają swoich gości. Taki spacer sprawia przyjemność nie tylko przyjezdnym, ale też osobom, które mieszkają tu od lat.
Rzeczny szlak zaczynamy przy pałacu Westminsterskim. Znajduje się tu siedziba brytyjskiego parlamentu, a w położonym nieopodal opactwie Westminsterskim odbywają się koronacje i królewskie śluby. Tu również, w północnej części kompleksu, stoi legendarna wieża zegarowa – jeden z symboli metropolii. Co ciekawe, przydomek „Big Ben” określa nie samą wieżę, ale jedynie znajdujący się wewnątrz niej 14-tonowy dzwon.
Spod budynku parlamentu najlepiej skierować się w stronę mostu westminsterskiego, kontynuując zwiedzanie po południowej stronie miasta. Pierwszym rzucającym się w oczy elementem nabrzeża jest koło młyńskie – London Eye. Półgodzinna przejażdżką gondolą zapewnia spektakularne widoki, ale zanim uda się do owej gondoli wejść, trzeba najpierw odczekać swoje w gigantycznej kolejce, a potem słono zapłacić za bilet (19 funtów za bilet dla osoby dorosłej). Lepiej wiec uzbroić się w cierpliwość i skorzystać z innych punktów widokowych na trasie.
5. Londyn komercyjny
Idąc dalej na wschód, miniemy Royal Festival Hall i National Theater. Budowle te, zaprojektowane w latach 50. i 60. XX w., maja posępne, brutalistyczne bryły. Jednak w ostatniej dekadzie przeszły gruntowna rewitalizacje i stanowią przykład na to, jak można zmienić oblicze budynków. Podświetlone na niebiesko, zielono i różowo stanowią kontrast dla widocznego na drugim brzegu, oblanego ciepłym żółtym światłem gmachu parlamentu. Podążając dalej wzdłuż Tamizy, zobaczymy charakterystyczna wieżę Oxo. Tak naprawdę to nazwa kostek rosołowych. Gdy w latach 20. ubiegłego wieku ich producent nie otrzymał zgody od władz miasta na zawieszenie tablicy reklamowej, zaprojektował okna gmachu tak, by przedstawiały nazwę firmy. Efekt? Bez wątpienia najbardziej spektakularna reklama przypraw do zupy. A przy okazji dowód na to, że nie tylko Polak, ale i Anglik potrafi .
Dalszy spacer wzdłuż nabrzeża doprowadzi nas do Tate Modern, galerii sztuki nowoczesnej, która rocznie odwiedza prawie 5 mln osób. Wynika to raczej z tego, że wstęp do galerii jest darmowy niż z wysokiego poziomu wystaw, niemniej jednak warto tam zajrzeć z dwóch powodów. Po pierwsze to kolejny przykład tego, jak sprytnie można ożywić chłodne i niespecjalnie urodziwe budynki projektowane w połowie ubiegłego stulecia. Po drugie restauracja położona na siódmym piętrze Tate to doskonały punkt widokowy. Pozwala ona rozkoszować się widokiem monumentalnej kopuły katedry św. Pawła położonej po drugiej stronie rzeki. Po wyjściu z galerii przejdziemy obok Millenium Bridge.
Wchodząc na most, warto zwrócić uwagę na ciekawe połączenie jego futurystycznej konstrukcji z klasyczna architektura City – centrum finansowego położonego po drugiej stronie rzeki. Jeśli zdecydujemy się przejść przez most, po duchowych doznaniach w katedrze Św. Pawła będziemy mogli się oddać bardziej przyziemnym uciechom w centrum handlowo-biurowym One New Change. Chociaż najbardziej popularna ulica zakupowa Londynu jest licząca 300 sklepów Oxford Street (rocznie szturmuje ja ponad 200 mln osób), moim zdaniem dużo przyjemniej szukać zakupowych okazji właśnie w londyńskim City. W weekendy nie ma tu zbyt wielu osób, a obecność sklepów sieciowych sprawia, że można znaleźć tu cos na każdą kieszeń. Na szóstym piętrze centrum znajduje się natomiast Madison Restaurant, w której przesympatyczna obsługa zapewni nam równie sympatyczne miejsce w ogródku restauracyjnym. Warto tu wstąpić, chociażby dla widoków oraz wysmakowanego wnętrza.
Tylko w Londynie w jeden weekend można zajadać się ośmiornicami, podglądać życie zwierząt gospodarskich, a potem wsiąść do naziemnej kolejki i podziwiać nowoczesne biurowce, kompleksy sportowe oraz wielowiekowe katedry i pałace. Stolica Wielkiej Brytanii kryje w sobie wiele niespodzianek, a londyński mikrokosmos to źródło ciągłych odkryć nawet dla osób, które mieszkają tu od lat. Przekonuje się o tym niemal codziennie.