11 rzeczy, które warto wiedzieć o czeskiej Pradze
To jednocześnie tak blisko, że możemy się tu czuć jak w domu. A jednocześnie na tyle daleko, żeby zachwycić się tutejszą specyfiką.
Tekst: Sergiusz Pinkwart/ redakcja
Na podstawie: "Szlakiem Hrabala" (Traveler 4/2016)
1 z 10
shutterstock_331969676
Piwo U Zlatého Tygra
Zanurzenie w czeskiej kulturze U Zlatého Tygra (Husova 17) następuje gwałtownie. W jednej minucie przedzieramy się przez wielojęzyczny tłum idący od rynku w stronę mostu Karola, a w drugiej podstarzały kelner z rozmachem stawia przed nami bombę najlepszego pilznera w Pradze (40 koron). Sposób, w jaki tu nalewa się piwo, brytyjskiego amatora tego trunku doprowadziłby do zawału. Zamiast kilkuminutowego rytuału, delikatnego sączenia napoju po ściankach szklanki, barman ze złamanym nosem chlusta do kufla porcję piany. Dopiero po chwili w magiczny sposób piana zamienia się w bursztynowy płyn. Nie znika jednak zupełnie.
Piwiarnię U Zlatého Tygra rozsławił Bohumil Hrabal. Lubił tu wpadać na „chmielowy nektar”. Nad świeżo nalanym kuflem odprawiał specyficzny rytuał: nabierał gęstej piany w dłonie i wcierał ją sobie we włosy. Kilka puszystych płatków strząsał też na podłogę w cztery strony świata, „błogosławiąc” swoich kompanów. Tu spotykał się ze znanymi osobistościami – odwiedzającym Pragę prezydentem USA Billem Clintonem czy swoim przyjacielem, prezydentem Czech Vaclavem Havlem (na ścianach wiszą zdjęcia). Można też tu całkiem dobrze i tanio zjeść. Zwłaszcza warta uwagi jest tradycyjna i popularna we wszystkich zakątkach byłej CK monarchii – gęsta zupa gulaszowa (80 koron).
(Fot. Shutterstock)
2 z 10
9_shutterstock_197640143
Dzielnica żydowska
Dwa kroki od piwiarni zaczyna się Josefov – stara dzielnica żydowska. Warto poszukać ulicy Červenej, gdzie pod numerem 2 mieści się słynna synagoga o dość dziwacznej nazwie Staronová. Jest najstarszą działającą bożnicą w Europie Środkowej, sobotnie modlitwy odbywają się tu od 1270 r. Gdy powstała w XIII w., nazywano ją „nową”, ale potem powstało kilka kolejnych i ta nazwa nie miała już racji bytu. Synagoga jest zbudowana w stylu gotyckim i wiedzie do niej kilka stopni w dół, poniżej poziomu ulicy. W środku ciekawa jest chorągiew nad bimą (ozdobną platformą, z której czyta się Torę). Prawo do tego znaku dał społeczności żydowskiej Pragi cesarz Karol IV w 1357 r. Ale swą sławę świątynia zawdzięcza legendzie o leżącym na jej poddaszu glinianym potworze – Golemie. Rebe Loew ulepił glinianego wielkoluda i ożywił go, pisząc mu na czole hebrajskie słowa „emet” – czyli „prawda”. Golem miał wykonywać polecenia swego pana, ale sam nie miał własnej woli. Dlatego gdy rebe kazał mu nosić wodę z Wełtawy i zapomniał o nakazie, musiał potem ratować miasto przed powodzią wywołaną przez pracowitego, bezmyślnego potwora. Rabin ukarał go, zmazując z czoła pierwszą literę, by powstało słowo „met” – „martwy”. Drugą istotną mniejszość – poza Żydami – stanowili tu niegdyś Niemcy i Austriacy.
(Fot. Shutterstock)
3 z 10
8_shutterstock_212586004
Teatr Narodowy
Idąc w stronę głównego placu miasta – Václavskich náměstí, nie sposób nie dostrzec gmachu Teatru Narodowego. Przed pięknym klasycystycznym budynkiem pomnik Ducha Komandora przypomina, że to właśnie tu, w Pradze, odbyła się – dziś powiedzielibyśmy – „światowa prapremiera” chyba najsłynniejszej opery Wolfganga Amadeusza Mozarta Don Giovanniego. Wiedeński klasyk kochał Pragę i czuł się tu u siebie. W jednym z listów napisał, że woli występować nad Wełtawą niż w rodzinnym kraju, bo tutejsza publiczność o wiele lepiej go rozumie niż zblazowani wiedeńczycy. Dziś przed pomnikiem upamiętniającym wydarzenie z 1787 r. wycieczki szkolne robią sobie zdjęcia, tym chętniej że tragiczny Komandor do złudzenia przypomina... Dementora z Harry’ego Pottera.
(Fot. Shutterstock)
4 z 10
1_shutterstock_374250190
I śmiesznie, i strasznie
Praską starówkę odwiedza rocznie aż 5 mln turystów. Nie bez powodu. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Trzeba zobaczyć średniowieczny zegar Orloj na ścianie ratusza, który o pełnej godzinie uruchamia procesję świętych figur, a kościotrup Śmierci dzwoni im sygnaturką. Gdy podniesiemy wzrok, zobaczymy wieże wstydliwie schowanego za fasadą kamienic gotyckiego kościoła Najświętszej Marii Panny Tynieckiej. Kiedyś Praga była przesycona duchowością, ale odkąd wojny religijne spustoszyły Czechy, dewocja nie jest tu mile widziana.
Co innego magia. Każdy turysta musi przynajmniej raz przespacerować się mostem Karola – do bólu komercyjnym, ale i pełnym witalności, muzyki, kramów z dziwnymi kawałkami drewna, spinkami do włosów czy szemranymi portrecistami, do których ustawiają się kolejki chichoczących Japonek. Nie brakuje tu też tych, którzy w skupieniu przystają i przypominają sobie odpowiednią sekwencję liczb: 1, 3, 5, 7, 9, 7, 5, 3, 1. Cesarz Karol IV wmurował kamień węgielny pod most, któremu 500 lat później zostanie nadane jego imię, dokładnie 9 lipca 1357 r., o godz. 5.31. Rozpoczynając budowę, zadbano o ten symboliczny anagram, bo astrologia i matematyka zawsze były w Pradze cenione. Jak również pewne delikatne kompromisy z władzą. Doświadczył tego boleśnie, jeszcze w XIV w., Jan Nepomucen, który za zbyt pryncypialne podejście do kwestii tajemnicy spowiedzi, a konkretnie tajemnicy spowiedzi królowej przed zazdrosnym królem, został z mostu – wtedy zwanego Kamiennym – zrzucony do Wełtawy. W ten sposób popularny Nepomuk został świętym męczennikiem, a mierzący 516 m długości most zyskał ponurą sławę. To tu mieszczanie prascy bili się z wojskami Karola Gustawa w czasie wojny trzydziestoletniej. Dziś 30 barokowych figur, które ustawiono na moście, stanowi dla turystów idealne tło do pamiątkowych fotografii.
(Fot. Shutterstock)
5 z 10
5_shutterstock_223449727
Zegar Orloj
Wizytówka praskiej starówki. Składa się z trzech części: astronomicznej, która ukazuje położenie ciał niebieskich, kalendarzowej i animacyjnej. Ta ostatnia co godzinę pokazuje dwunastu apostołów, a także Turka, Żyda, kostuchę oraz uosobienie próżności trzymające lusterko.
(Fot. Shutterstock)
6 z 10
Praha-Libeň,_nástupiště_městské_linky
Hrabalowska Libeň
Bohumil Hrabal zachwycał się starą częścią Pragi jako młody student prawa Uniwersytetu Karola. Jednak gdy po wojnie powrócił do stolicy, z premedytacją zamieszkał na przedmieściach przypominających senne prowincjonalne miasteczko. Hrabalowska Libeň wciąż istnieje, choć bardzo ucierpiała w wielkiej powodzi w 2002 r. Z centrum najłatwiej tu dotrzeć metrem. Stacja Palmovka została zbudowana niemal dokładnie na gruzach domu Hrabala (Na Hrazi 24). Przypominają o tym murale, które ozdabiają ściany stacji.
Już dawno nie ma tu niestety baru Świat ani opisanego przez Hrabala kina, w którym podczas inaugurującego działalność seansu do piwnicy wdarła się Wełtawa i widzowie siedzieli po kolana w wodzie. Wyświetlany film to była amerykańska superprodukcja: Potop.
Na kartach Czułego barbarzyńcy Hrabal portretuje swoją ukochaną Libeň. Tu, w odległości pięciu minut marszu, było kilka piwiarni, do których Bohumil wraz z przyjacielem malarzem Vladimirem Boudnikiem wybierali się po piwo. Do mieszkania pisarza przynosili dzbany, a niekiedy wiadra i miednice złotego napoju. Klimat tamtych lat można jeszcze poczuć, zamawiając pilznera i zupę zabijaczkową w restauracji U Karola IV na ulicy Zenklowej.
Fot. cs:ŠJů/ Wikimedia commons/CC BY-SA 3.0
7 z 10
10_shutterstock_291470741
Sprawy ducha
Pokrzepieni na ciele możemy się zająć sprawami ducha. Dosłownie. Idąc ulicą Mostecką, mijamy małe drzwiczki wiodące do obszernej piwnicy, w której mieści się Muzeum Straszydeł. To miejsce wypełnione absurdalnym poczuciem humoru. Znajdziemy tu praskie strachy, które zrobiły „międzynarodową karierę”, jak Golem. Postraszą nas też lokalne upiory: topielec, kościotrup przymocowany łańcuchami do ściany, bezgłowy templariusz czy noworodek, którego diabeł porwał z mostu Karola. Każdy strach ma swoją legendę i jak się nad tym głębiej zastanowić, jest to rzeczywiście makabryczne muzeum. Ale – jak to w Czechach – jak coś jest straszne, to należy to obśmiać.
Ulica Mostecká wiedzie nas dalej, aż na górujący nad Pragą „hrad”. Stolica Czech dynamicznie się rozrasta, jeśli chodzi o liczbę mieszkańców, dogoniła już Warszawę. Ale gdy patrzy się na miasto ze wzgórza zamkowego, to w oczy rzucają się przede wszystkim barokowe kopuły kościołów i srebrna, poprzecinana mostami wstęga rzeki. Miasto można bez trudu obejść na piechotę, co kilkadziesiąt kroków odpoczywając w jednej z setek restauracji, knajpek czy kawiarni. Odbywają się tu koncerty, występy ulicznych teatrów.
Bohumil Hrabal pewnie patrzy na to wszystko z wysoka. I popijając niebieskiego pilznera z kolegami po piórze, Jaroslavem Haszkiem i Franzem Kafką, snuje skrzące się od humoru opowieści.
(Fot. Shutterstock)
8 z 10
3_shutterstock_175211036
Imponująca biblioteka
Historyczna biblioteka w klasztorze na Strahowie liczy w sumie 200 tysięcy tomów. Dzieli się na trzy pomieszczenia: salę teologiczną, filozoficzną i gabinet osobliwości.
(Fot. Shutterstock)
9 z 10
7_shutterstock_258919700
Trdelnik
W ulicznych praskich piekarniach kupimy trdelnik – słodki wypiek wykonany z walcowanego ciasta owijanego wokół kija, posypany cukrem i cynamonem. Ten czeski przysmak tak naprawdę pochodzi ze Słowacji, a konkretniej z miasta Skalnica.
(Fot. Shutterstock)
10 z 10
2_shutterstock_299538380
Jedź i jedz
Czechy są rajem mięsożerców. Nawet wegetariańskie kluseczki polewa się tu z rozpędu smalcem ze skwarkami. Koniecznie trzeba spróbować „utopenca”, czyli marynowanej kiełbaski nadziewanej słoniną, i zupy czosnkowej. Popularnym daniem fastfoodowym jest sprzedawana na ulicy biała kiełbasa z kapustą.
Najbardziej rozpoznawalny element czeskiej kuchni to oczywiście knedel. Okazuje się, że knedle mogą być używane nie tylko do jedzenia, ale też godnie zastępować broń. Według legendy, w 1266 roku w Deggendorfie pewna gospodyni rzuciła swoim wypiekiem w podejrzanego o szpiegostwo żołnierza. Nieszczęśnik zginął na miejscu...
(Fot. Shutterstock)