Reklama

Reklama

Na początek zagadka: dlaczego dwóch Polaków leci z Kuala Lumpur do Sydney, kolejnym lotem wraca do Kuala Lumpur i stamtąd zabiera się w rejs katamaranem do Perth? Podpowiedź: żaden z nich nie zostawił w stolicy Malezji portfela.

Marzenie z czasów studenckich

Poznajcie Łukasza i Kubę, dwóch podróżników, którzy postanowili dostać się z Polski do Australii wyłącznie drogą lądową i morską. W maju 2015 roku podziękowali dotychczasowym pracodawcom, pożegnali się z najbliższymi i wyruszyli realizować wspólne marzenie z czasów studenckich.

Australia stanowiła dla nich ziemię obiecaną, krainę żyzną w fale do surfowania i promienie słoneczne. Długa podróż natomiast, choć chwilami nieznośna, miała przynieść niezapomniane przeżycia warte każdych wyrzeczeń.

Białoruś-Rosja-Mongolia…

Wyposażeni w dwa plecaki, dwie gitary, w kapeluszach australijskich kowbojów na głowach wyruszyli z Krakowa. Pierwszym przystankiem była Białoruś. Następne na trasie były Rosja, Mongolia, Chiny i Hong Kong, Laos, Tajlandia oraz Malezja.

Kilometry pokonywali w zaduchu kolei transsyberyjskiej, we wzbierającym spod motocyklowych kół kurzu mongolskich stepów, czy w zmrożonych azjatycką klimatyzacją autobusach.

Wielozadaniowi

W czasie wyprawy, nie tylko przemieszczali się, nie tylko zwiedzali okolice i beztrosko bujali się na hamakach. Nad jeziorem Bajkał pomagali swojemu gospodarzowi budować dom, w Ułan Bator grali na gitarach dla przechodniów, a w Tajlandii zajęli się (uwaga!) profesjonalną fotografią hotelowych resortów.

Jak to się stało? Otóż rajskie plaże potrafią odurzyć swoim urokiem i cieplutko namawiać „zostań”. Chłopaki usłyszeli ten głos wyraźnie na tajskiej wysepce Koh Lipe. Aby nie zmienił się on w syreni śpiew, który doprowadzi wędrowców do obłędu i bankructwa, musieli wykazać się pomysłowością.

Poszukując noclegu, zauważyli, że lokalne hoteliki mogą mocno nadwyrężyć ich wyprawowy budżet, ale ich uwadze nie umknęła również licha jakość zdjęć, jakimi reklamuje się wiele tamtejszych ośrodków.

Profesjonalny sprzęt fotograficzny w plecakach do tej pory służył im przede wszystkim do przygotowywania materiałów na podróżniczego bloga carpedream.pl, ale na pewno stałby się lżejszy, gdyby posłużył do dodatkowych zleceń.

Wysłali więc do kilku ośrodków zapytanie propozycją wymiany barterowej: pobyt w hotelu w zamian za profesjonalną sesję fotograficzną. Pomysł był śmiały, ale podchwycił. Otrzymali pierwsze zlecenie, później pojawiły się następne.

Taka praca!

Kilka kolejnych tygodni upłynęło im według następującego harmonogramu: przy dobrym świetle przygotowywali sesje zdjęciowe, przy gorszym zajmowali się obróbką zdjęć oraz aktywnościami regularnych hotelowych gości. Genialne, prawda?

Mimo że rytm wyprawy częściej wyznaczały spontaniczne zbiegi okoliczności niż z góry ustalony rozkład jazdy, to wciąż pozostawał jeden nieprzekraczalny termin: określona w dokumentach wizowych data przybycia do Australii. Droga wzywała.

Konfrontacja i… rozwiązanie

W Malezji marzenia zderzyły się z rzeczywistością: jeśli będą kontynuować podróż bez korzystania z transportu lotniczego nie zdążą na czas. Jeśli zdecydują się nawet na jeden przelot – przekreśli to pierwotne założenie wyprawy.

Aby wilk był syty i owca cała, polecieli do Sydney po konieczne w paszportach pieczątki, skąd wrócili do Kuala Lumpur. Podróż kontynuowali katamaranem aż do samego australijskiego wybrzeża.

Gdyby startowali w konkursie to być może groziłaby im dyskwalifikacja, ale jedynymi jurorami są czytelnicy bloga i ja, jako jedna z nich, przyznaję punkty!

Koniecznie zajrzyjcie na bloga carpedream.pl. Tam aż kipi od pozytywnej energii!

Martyna Wasilewska

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama