Reklama

Często zaczyna się tak – ktoś dostaje w prezencie albo przygarnia psa „rasy zaprzęgowej”. Wiadomo, że takie zwierzę powinno mieć dużo ruchu, więc właściciel zaczyna z nim biegać, trenować, wreszcie wybiera się na zawody. I wtedy stwierdza, że to jest to! Nowa pasja. Później pojawiają się kolejne psy, dołączają członkowie rodziny i już wszyscy razem jeżdżą na zawody psich zaprzęgów.

Reklama

Zapraszamy do obejrzenia zdjęć yonkersa - husky'ego jednego z naszych użytkowników

Popularność tej dyscypliny rośnie od czasu pierwszych zawodów, jakie odbyły się w naszym kraju (w 1991 r. w Szczypiornie koło Pomiechówka udział wzięło 9 drużyn). Dziś Polski Związek Sportu Psich Zaprzęgów zrzesza 35 klubów, w tym z Warszawy i aglomeracji śląskiej.
Na świecie pierwsze rozgrywki zorganizowano przeszło sto lat temu w Nome na Alasce. Trasa prowadziła do Candle i liczyła 650 km. Co spowodowało, że ten tradycyjny w zimnych rejonach środek transportu stał się dyscypliną sportową? Na kontynencie północnoamerykańskim psy wykorzystywano do przewozu ludzi, poczty i towarów wszędzie tam, dokąd zimą nie docierały konie ani muły. Gdy w końcu XIX w. na Alasce wybuchła gorączka złota, psy ciągnęły ładunki z wydobytym kruszcem. Wówczas wśród poszukiwaczy narodził się pomysł, aby zaprzęgi zaczęły się ścigać. Teraz sport ten jest rozpowszechniony na całym świecie, nie tylko w krajach dalekiej Północy. Reprezentacje mają m.in. RPA, Chile, Nowa Zelandia, Jamajka. Bo śnieg wcale nie jest potrzebny.

Husky jak biega, każdy widzi

Do zaprzęgu najbardziej nadają się psy ras północnych oraz ich mieszańce – silne, odporne na śnieg i mróz. Prym wiodą siberian husky i alaskan malamute (podobne do siebie i z tego powodu często mylone przez laików; pierwszy jest szybszy, drugi silniejszy), a także psy grenlandzkie i samojedy. Wykorzystuje się również psy akita, greystery oraz eurodogi (krzyżówki psów myśliwskich z alaskan husky plus niewielka domieszka charta; z powodu swej szybkości zajmują czołowe miejsca w zawodach).
Szacunek i posłuch u zwierząt wypracowuje się podczas długich godzin treningów. Przyszły maszer, czyli powożący zaprzęgiem, musi mieć silną osobowość, by pies uznał go za osobnika alfa. Dotyczy to przede wszystkim siberian husky – zwierzęcia ciekawskiego, inteligentnego i ufnego, ale też niezależnego. To również mistrz w uciekaniu z zamknięcia oraz demolant, gdy jest niewybiegany. Na dodatek ma silny instynkt łowiecki. Jeśli taki pies trafi do niewłaściwej lub przypadkowej osoby (zachwyconej urodą tej rasy), często kończy w schronisku.

Swing za liderem

Najszybsze zaprzęgi to te złożone z 4–6 psów. Oczywiście mogą liczyć nawet kilkanaście zwierząt, trudniej jednak nad nimi zapanować. Na czele biegnie lider – przewodnik, najmądrzejszy i najbardziej doświadczony pies. Tuż za nim podąża swing – pies, który w przyszłości może zostać liderem. Dalej biegnie team, czyli reszta sfory. Wheel to pies przypięty najbliżej sań lub wózka – to miejsce przypada najsilniejszym zwierzętom.
Maszerzy często używają komend eskimoskich: go go lub haik (naprzód), gee (w prawo), ha (w lewo), ho ho (stój). Dzięki temu można sterować zagubionym zaprzęgiem – nie ma znaczenia, jakiej narodowości jest jego właściciel. Popularne są też krótkie słowa w języku angielskim: go czy stop. By przyśpieszyć zaprzęg, maszerzy wydają różne dźwięki, np. terkoczące czy świszczące.
Niewtajemniczonym może się wydawać, że rola maszera sprowadza się do wydawania komend. W rzeczywistości nieustannie współpracuje z zaprzęgiem – naprowadza psy, pomaga im, podbiega pod wzniesienia. Musi też umieć czytać zachowanie swoich zwierząt. Doświadczony lider potrafi rozpoznać różne zagrożenia, np. cienki lód.
„Jeżeli nie możesz trafić do domu, zdaj się na psa” – mówi Jan Dudek, maszer, hodowca i trener psów, kilkukrotny mistrz Polski. Kilkanaście lat temu zdarzyło się, że z powodu choroby zwierząt nie mógł wziąć udziału w zawodach. Dwa tygodnie później pojechał z nimi w Gorce, żeby samotnie zmierzyć się z turniejową trasą. Kiedy już wracał z Turbacza, skręcił w prawo, choć jego pies przewodnik, Ajus, ciągnął w lewo. Gdy po chwili maszer zszedł z sań, zapadł się w śnieg po szyję. Jakoś udało mu się wydostać, był jednak cały przemoczony. Prowadzenie oddał Ajusowi. Psy dosłownie tonęły w śniegu, często odpoczywały. Po kilkuset metrach trafiły na właściwą drogę. Swoim czworonogom Jan Dudek zawdzięcza życie – bez nich groziłoby mu zamarznięcie.

Człowiek też się uczy

Trenowanie psa wymaga sporej wiedzy i doświadczenia – trzeba uważać, by go nie zniechęcić do pracy i nie zamęczyć. Niektóre psy biegną aż do wyczerpania, a przecież nie o to chodzi, żeby wracać do domu z pupilem na rękach. Każde zwierzę ma inny charakter i temperament oraz „chęć do ciągnięcia”, powinno więc być traktowane indywidualnie.
Psa przyzwyczaja się do uprzęży, przypinając mu szelki z niewielkim ciężarem. Później zwiększa się obciążenie, biega się z nim częściej, wreszcie ustawia w zaprzęgu z innymi psami. Trener obserwuje, czy zwierzę ma cechy przywódcze i czy w przyszłości może zostać liderem – jeśli tak, podpina go tuż za przewodnikiem, aby się od niego uczył. Jan Dudek objaśnia, że czworonogi trenuje się pod kątem przyszłego użytkowania. Jeśli mają uczestniczyć w zawodach, opracowuje się całoroczny program treningowy i kładzie się nacisk na szybkość. Jeśli psy będą wykorzystywane do wożenia turystów, uczy się je pokonywania krótszych tras.

Cały ten sprzęt

Oprócz sań czy wózka (trój- lub czterokołowego) potrzebne są uprzęże dla psów i zestaw lin. Linki szyjne spinają obroże psów ustawionych w parze po obu stronach liny głównej – uniemożliwiają one rozbieganie się zwierząt na boki. Liny ogonowe przypina się jednym końcem do liny głównej, a drugim do uprzęży. Potrzebna jest również lina startowa – przymocowana na przykład do drzewa lub przyszpilona do ziemi przytrzymuje pojazd i zapobiega falstartowi. Na czas odpoczynku psy przypina się do liny zwanej stake-out.

Wymieniony sprzęt to jedynie wierzchołek góry lodowej. Jeżeli jeździ się na zawody, poważnym wydatkiem staje się specjalny samochód przeznaczony lub przystosowany do transportu psów. Do tego dochodzą koszty paszportów, zachipowania zwierząt i badań laboratoryjnych (w kierunku wścieklizny).

Jeśli psy biegają komercyjnie, wożąc turystów, zarabiają na siebie. Należy zarejestrować działalność gospodarczą, ubezpieczyć siebie i zwierzęta. Potrzebne jest również ubezpieczenie OC na wypadek, gdyby komuś (turyście lub osobom postronnym) coś się stało.



Poczuć pęd powietrza

Nie trzeba być maszerem, żeby przejechać się psim zaprzęgiem. Brak śniegu także nie stanowi przeszkody. Wrażenia są niezapomniane, niezależnie od tego, czy jedzie się saniami, czy wózkiem. Jednak gdy na drogach nie zalega śnieg, bardziej trzęsie, czuć każdy kamień i nierówność drogi. Ceny przejażdżek są różne, zależą głównie od dystansu. Na przykład jedno okrążenie (ok. 200 m) z psami z Fun Dog z Zakopanego (www.fundog.pl) kosztuje 20 zł, kilkunastominutowa jazda 80–100 zł, a godzinny program 250 zł. Maszerzy znad Biebrzy (www.karczak.pl/zaprzegi.html) oferują przejażdżki na trasie ok. 2 km (65 zł dorośli, 35 zł dzieci do 13 lat – muszą być min. 4 os.). Dłuższe wyprawy to wydatek od 120 zł od osoby za pierwszą godzinę.

Trzeba pamiętać, że większość psów zaprzęgowych jest dostosowana do pracy w zimowych warunkach. Czworonogi nie powinny biegać w temperaturach wyższych niż 12–15°C. Co ciekawe, niektórzy trenują w nocy, bo wtedy nie jest gorąco.

Druga strona medalu

Wiele osób w dużych miastach decyduje się na psa zaprzęgowego, co objawia się rosnącą popularnością dyscyplin takich jak bikejoring czy canicross. W mieszkaniu nie można jednak mieć więcej niż 2–3 zwierzęta, tym bardziej że przestrzeń do treningów jest ograniczona.

Przyszły maszer powinien być trenerem, weterynarzem i dietetykiem w jednej osobie. Musi też mieć świadomość, że psom pociągowym trzeba poświęcić bardzo dużo czasu. Zwykły spacer to za mało dla tych potrzebujących ruchu zwierząt. Można powiedzieć, że szczęśliwy pies to pies zmęczony wielokilometrowym biegiem. Na szczęście szybkie jazdy po polnych i leśnych drogach oraz współpraca z czworonogami to dla pasjonata prawdziwa przyjemność.

Psie dyscypliny sportowe

Wyścigi zaprzęgów Zawodnicy startują w klasach, które określają liczbę zwierząt w zaprzęgu (np. dwa psy w klasie A, 10 psów w klasie open, przynajmniej 11 psów w klasie nielimitowanej). W zależności od długości trasy wyróżnia się: sprint (5–10 km), średni dystans (30–100 km), długi dystans (powyżej 100 km).

Dyscypliny skandynawskie

Rywalizują w nich zespoły złożone z maszera i psa.

  • skijöring – jazda na nartach za biegnącym psem.
  • bikejoring –tzw. skandynawka – zalicza się już do sportów ekstremalnych, bo pies (lub dwa) ciągną zawodnika jadącego na rowerze. W tej dyscyplinie osiąga się największe prędkości – ok. 40 km/godz., a na zjazdach jeszcze większe.
  • pulka – pies ciągnie pulkę, czyli niewielkie sanki (lub wózek) z dwoma dyszlami. Zawodnik biegnie za swoim czworonogiem połączony z pulką amortyzowaną liną.
  • canicross – podobna do poprzedniej, ale bez pojazdu, lina łączy biegacza bezpośrednio ze zwierzęciem.
  • próby uciągu – pies wykazuje się siłą. W kilku podejściach ma uciągnąć jak największy ciężar. Trener może go zachęcać tylko głosem, nie może go dotykać.
  • dogtrekking – wędrowanie z psem na trasach różnej długości, często na orientację.
  • summer backpacking – zawody psów jucznych.

Orientacyjne wydatki na psi zaprzęg

  • wózek trójkołowy bez miejsca dla
  • pasażera 700–2500 zł (na aukcjach internetowych bywa taniej)
  • wózek czterokołowy z miejscem dla
  • pasażera 2600–3000 zł
  • sanie 2600–3000 zł
  • liny: główna na 4 psy ok. 250 zł, szyjna ok. 40 zł, stake-out 55–85 zł (za miejsce dla 1–2 psów)
  • karabinek startowy 30–100 zł
  • kotwica do sań 120–140 zł
  • szelki (uprząż) dla psa 50–70 zł
  • pies (szczeniak husky z rodowodem) od 1000 zł
  • utrzymanie psa – od 150 zł/miesiąc
Reklama

Jak zostałam maszerem

Dziennikarka „Travelera” JOANNA STACHOWIAK zdała egzamin z powożenia psimi zprzęgami.
Psi zaprzęg zawsze kojarzył mi się z saniami i ośnieżonym krajobrazem Alaski. Tymczasem pierwszą jazdę odbyłam na wózku zaprzęgniętym w trzy siberian husky i jednego eurodoga. Cała zabawa odbywała się na Polanie Biały Potok, u podnóża Tatr. Trzęsło mną niemiłosiernie, choć kurczowo trzymałam się metalowej ramy. Już po chwili poduszka, na której siedziałam, zniknęła gdzieś pod kołami, więc rytmicznie odbijałam się od twardego krzesełka. Wózek nie ma pasów bezpieczeństwa, bo ich zapięcie mogłoby być niebezpieczne, gdyby psy przewróciły pojazd. W razie czego miałam zeskakiwać w bok. Podekscytowanie mieszało się we mnie z przerażeniem – zeskoczyć? Przecież jechaliśmy z prędkością 20 km/godz.! Kilkusetmetrowa trasa ob? towała w kamienie i kałuże, a Jukon, Ferko, Bu i Kodi zadbały o to, by całe błoto znalazło się na moich włosach, twarzy i ubraniu.
Po pierwszej przejażdżce otrzymałam propozycję samodzielnego powożenia zaprzęgiem, tym razem złożonym z dwóch psów. Zamieniłam się miejscami z panem Janem Dudkiem – stanęłam za kierownicą, a on zajął krzesełko (i wydawał psom komendy). Stałam sztywno, powtarzając w myślach, że muszę trzymać ręce blisko ciała i nie skręcać gwałtownie. Ze strachu niemal wstrzymałam oddech, rzucało mną na wszystkie strony, a ja starałam się nie spaść z wózka.
Na koniec mogłam spróbować canicrossu. Założyłam specjalny pas, do którego na długiej linie został przypięty pies. Gdy zaczynał biec, ja nie miałam wyboru.

Reklama
Reklama
Reklama