Reklama
ZOBACZ GALERIĘ Z TERM MALTAŃSKICH >>

W nawigacji wbijamy pinezkę – Poznań, ul. Termalna 1. Po zjeździe z Autostrady Wolności, przez miasto jedziemy może 10 minut i już widzimy Jezioro Maltańskie. Na jego północnym brzegu znajduje się największy ośrodek sportowo-rekreacyjny w Polsce i drugi w Europie (wyprzedza go tylko podberlińska Tropikalna wyspa).

Reklama

Kiedy dowiedziałam się, że kolejną z atrakcji, które trafią do naszego przewodnika po Polsce Pełnej Przeżyć, będą Termy Maltańskie, pomyślałam: „Hola! Przecież to w ogóle nie jest ekstremalne, nie w naszym klimacie. Nuda”. Nawet sprawdziłam w słowniku definicję „przeżycia” – „stan psychiczny powstający wskutek silnych bodźców zewnętrznych, silne wrażenie pozostawiające ślady w psychice”. Silne bodźce, ślady w psychice? To chyba nie tutaj... Szybko okazało się, jak bardzo się myliłam.

Na główkę

Na termy składają się trzy przestrzenie – baseny sportowe, aquapark (w sumie 18 basenów!) i świat saun. Wnętrze jest w stanie pomieścić jednocześnie ponad 1000 osób (chociaż przyjechaliśmy w samym środku wakacji, przed wejściem nie było tłumów).

Zaczynamy od części sportowej. W okresie letnim jest tu wyjątkowo spokojnie. Ogromny basen, który spełnia wszystkie wymogi olimpijskie, świeci pustkami, podobnie jak trybuny, przygotowane na przyjęcie 4 tys. osób w czasie zawodów sportowych albo widowisk takich jak… Celebrity Splash.

To właśnie w poznańskich termach kręcono program o gwiazdach skaczących do wody. Nic dziwnego – obiekt jest do tego świetnie przygotowany. Nad basenem o głębokości, bagatela, 5 m wznosi się imponująca wieża. Na niej, na wysokości kolejno 3, 7,5 i 10 m znajdują się platformy, z których można oddać skoki. Najniższa w wybranych godzinach dostępna jest dla każdego. Stojąc na krawędzi 10-metrowej platformy, rozumiem dlaczego wykonują z niej skoki jedynie profesjonaliści. Choć nie mam lęku wysokości, kręci mi się w głowie. Nieumiejętny sok może kosztować życie. Zderzenie z taflą wody z takiej wysokości jest jak lądowanie na betonie. Doceniam powagę sytuacji i nie próbuję nawet serwować sobie tego typu przeżyć.

Wystarczająco dużo frajdy mam ze skoków „na sucho” w sali prób. Znajduje się w niej basen wypełniony gąbkami, do którego można dać nura z trampoliny, by ćwiczyć technikę skoku. Ja korzystam z tej atrakcji nie po bożemu - wygłupiam się jak dziecko, skaczę „na bombę”, nie chcę wychodzić (już prawie robię sceny, już prawie wyciągają mnie za ręce...). Nie mogę się nadziwić, że za każdym razem, gdy wskakuję w morze gąbek, zatykam nos.

Z wysokości najwyższej platformy dostrzegam tajne przejście. Prowadzi w dół, do przeszklonej przestrzeni położonej poniżej tafli wody. Dostęp mają tu głównie trenerzy, którzy oceniają technikę pływania. Dla mnie to niesamowite widowisko. Nigdy nie widziałam basenu z tej perspektywy, a podglądanie ludzkiego akwarium (bo inaczej tego nie można nazwać) robi na mnie ogromne wrażenie! Szczególnie - zgrabne ruchy sportowców wykonywane w wodzie, niczym w slow motion.

Nie bagatelizuj!

Przekraczając próg części rekreacyjnej, przenosimy się w tropiki. Jest gorąco (ponad 30 st.) i wilgotno, trochę jak na Sri Lance albo w Tajlandii. Wewnątrz znajdują się m.in. rwąca rzeka, baseny dla dzieci, basen solankowy zasilany naturalną wodą termalną o właściwościach leczniczych, polecany przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego w schorzeniach ortopedycznych, reumatologicznych i neurologicznych. Woda ma 34 stopnie, jest pełna żelaza i absolutnie niedokuczliwa – nic nie piecze, nie pachnie nieprzyjemnie.

Na świeżym powietrzu mamy do dyspozycji dwa baseny (jeden z nich czynny cały rok), wodny plac zabaw, tor skimboardowy (do ślizgania się na desce po płytkiej warstwie wody). Do tego miniplaża z leżakami, z której rozpościera się widok na Jezioro Maltańskie i okolicę.

To, na co czekam najbardziej (by uratować ekstremalny honor przewodnika Pełnego Przeżyć), to oczywiście zjeżdżalnie. Jest ich tu 13 – zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych, o kuszących nazwach "kamikadze" czy "turbo-zjeżdżalnia”. Zaczynam od zielonej – podobno najszybszej. Wspinam się, staję u jej ujścia i próbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatnio to robiłam (kilkanaście lat temu?). Mam dziwne wrażenie, że zatraciłam instynkt zabawy i ryzyka, do głosu dochodzi natomiast inny instynkt - samozachowawczy. Przyciszam go i robię ślizzzg. Zesztywniała ze strachu, nabieram w tej pozycji dodatkowej prędkości. Łup! Rozpędzona z impetem uderzam w dno basenu. Na wyprostowanych nogach. Piętami skierowanymi w dół... Musiałam wyglądać jak torpeda. Komiczna torpeda, która omal nie złamała sobie kości śródstopia.

Dużo ostrożniej testuje kolejne zjeżdżalnie, a po tych przeżyciach serwuję sobie relaks w saunach. Przekraczając próg Świata saun, mam wrażenie jakbym się teleportowała. Nagle znajduję się w półmroku, w strefie ciszy. Mam do dyspozycji kilkanaście rodzajów saun – z koloroterapią, sauny zewnętrzne z drewna Kelo, saunę panoramiczna, która jest w stanie pomieścić 50 osób, laconium kwiatowe, łaźnię turecką, grotę śnieżną (największa rozkosz w czasie upałów), tężnię solną czy tepidarium z łóżkami wodnymi i podgrzewanymi leżakami. Świat saun to taka oczyszczalnia duszy i ciała.

Odpoczynek to nie przeżytek (to przeżycie!)

W Termach Maltańskich można spędzić 2 godziny i wyjść zadowolonym albo wykupić całodzienny karnet i wcale się nie znudzić. Ja w czasie kilkugodzinnej wizyty przekonałam się, że odpoczynek to nie przeżytek (to przeżycie!) i że nie należy bagatelizować takich atrakcji - ta najmniej ekstremalna (zobacz również relację z flyspotu i testowania flyboardu), jak na ironię, dostarczyła mi najwięcej wrażeń!

Hanna Gadomska


Reklama

Jeśli też lubisz takie wrażenia, chcesz się z nami podzielić swoimi aktywnościami, zgłoś się i stwórz z nami przewodnik po Polsce Pełnej Przeżyć!

Reklama
Reklama
Reklama