Rejs po Wiśle pychówką to niezapomniana przygoda. Pozwala oderwać się od codzienności
Przy odrobinie wyobraźni rejs po Wiśle może być przygodą porównywalną z tą na Amazonce czy Orinoko. Zwłaszcza, gdy płyniemy pychówką, czyli drewnianą łodzią z wiosłem.
- Magdalena Rigamonti
W tym artykule:
- Wisła, dzika rzeka
- Jezioro Włocławskie
- Rejs po Wiśle
- Plaże i śmieci
- Flota wiślana
- Jak przygotować pychówkę
- Rejs po Wiśle – informacje praktyczne
– Kupujemy łódź. Drewnianą, siedmiometrową pychówkę.
– Pychówkę? Co to jest pychówka?
– Taka długa. Na pych. Odpychasz się od dna długim wiosłem i płyniesz. Kiedyś rybacy pływali po Wiśle właśnie takimi.
Tak rozmawialiśmy zimą 2018 r. Teraz mogę zdradzić, że wiosłem po Wiśle można się odpychać, ale skoro są małe silniczki pozwalające po prostu płynąć – pod prąd i z prądem, patrzeć, dobijać do pustych brzegów, rozbijać namiot na bezludnych wyspach z wyłączeniem tych, które są rezerwatami przyrody, kąpać się na golasa (tak, woda jest czysta i ciepła), palić ogniska, gotować i – teraz użyję wyświechtanego, ale do tej opowieści bardzo pasującego określenia – odrywać się od codzienności…
Wisła, dzika rzeka
W grudniu wyciągnęliśmy ją na brzeg, to znaczy czterech silnych facetów wyciągało, bo łódka waży ze trzysta kilo. Stoi pod daszkiem w porcie, tuż przy jednym z warszawskich mostów. Odwrócona do góry dnem czeka na pierwszy flis 2019 r. Nie, to my czekamy. Na to, aż popłyniemy naszą dziką rzeką.
Znawcy Wisły zaraz mnie poprawią, że nie dziką, tylko zdziczałą. Że te wszystkie kamienie w Wiśle to zasługa człowieka, a nie natury, że naturalne są tu tylko piach i żwir. I że te kamienie to stąd, że najpierw w latach 50. próbowano użeglowić Wisłę, a potem w 70., za Gierka, ją ucywilizować. Miało powstać siedem tam, zbudowano jedną. Ale to właśnie przez tę jedną przestały płynąć jesiotry i łososie. Nie miały jak się dostać na tarło do morza.
Jezioro Włocławskie
Teraz, żeby przepłynąć przez Włocławek, najpierw wpływa się na Jezioro Włocławskie. To największy sztuczny zbiornik wodny w Polsce, jego długość to 58 km. Tama zmieniła tu wszystko; różnica poziomów to aż 12 m, a żeby przedostać się na drugą jej stronę, trzeba wpłynąć do śluzy i wziąć udział w skomplikowanej operacji. Otwierają się stalowe wrota, mijamy je, zamykają się za nami.
Jesteśmy w otwartej tylko od góry betonowej przestrzeni. Miejsca jest sporo, nawet dla potężnej barki. Woda zaczyna opadać. Szybko, tak szybko, że nasza łódź chybocze się na wszystkie strony. Odgłosy chlupania, skrzypienia. Śpiewamy, bo akustyka tu jak w najlepszym greckim teatrze. Nagle ktoś z łódki obok zaczyna grać na trąbce. I tak gra i gra, aż otwierają się kolejne wrota – to znak, że jesteśmy 12 m niżej i możemy płynąć dalej – prawdziwą, prawie dziką Wisłą.
Rejs po Wiśle
Pamiętacie państwo „Rejs” Marka Piwowskiego? Kręcono go w 1970 r. na rzece w Osieku. Wtedy pływały tu barki handlowe, stateczki, promy turystyczne. Teraz nie pływa prawie nic. W każdym razie żadne większe jednostki. Za płytko, za kamieniście.
Cieszą się z tego wszyscy posiadacze małych kryp. Mówią, że mają swoją Amazonkę, do tego swoje prywatne Karaiby z białym mięciutkim piaseczkiem, latem nagrzewającym się tak, że jak stanąć bosą stopą, to zaraz trzeba skoczyć, i zaraz znowu, i znowu. My też tak mówimy. Po pierwszym bardzo długim sezonie pływania możemy powiedzieć, że to były najlepsze i najdłuższe wakacje w życiu. Nasze córeczki (9 i 11 lat) uważają tak samo. A pies Lutek już sam wskakuje na łódkę, zajmuje miejsce na dziobie, nieruchomieje i patrzy w dal.
Skarby sprzed wieków na dnie Wisły
Najniższy w historii poziom wody w Wiśle na odcinku warszawskim pozwolił zajrzeć w karty historii miasta. Te sprzed kilkudziesięciu, a także kilkuset latNajpierw spanie pod namiotem. Potem już tylko pod przeciwdeszczową płachtą wspartą na kijach i ustawioną tak, żeby mieć widok na wodę, a w chłodniejsze noce pod płachtą rozciągniętą nad łódką. Były dni, kiedy na Wiśle nie spotykaliśmy nikogo, były takie, że machali do nas tylko wędkarze siedzący przy brzegach na swoich rybackich krzesełkach. Zdarzało się też tak, że wypływaliśmy w trzy czy cztery zakolegowane łódki na parę godzin, tylko po to, żeby się przepłynąć, odetchnąć. Niemal codziennie po południu wyskakiwaliśmy na naszą pychówkę – popływać, poopalać się, zjeść coś dobrego...
Na jedzenie trzeba płynąć w dół rzeki. Czyli do ludzi, do miasta, pod mostami – Siekierkowskim (stąd centrum Warszawy wygląda imponująco), Łazienkowskim, Poniatowskiego. Trzeba patrzeć na znaki pod mostami i przepływać pod żółtym, wskazującym nurt rzeki. I zaraz na łachę, piaszczystą wysepkę na środku rzeki. Tu kocyki i jedzenie na telefon. Nie, nie dowożą. Trzeba podpłynąć do jednej z przybrzeżnych knajpek i odebrać.
W górę, w stronę źródła, w stronę Baraniej Góry... Wystarczy kilka minut, by znaleźć się w kompletnej dziczy. Uspokajam, do samego źródła nie da się dopłynąć. Wisła staje się żeglowna dopiero na wysokości Oświęcimia, tuż przy ujściu rzeki Przemszy.
Plaże i śmieci
Mija się plaże – dla rodzin z dziećmi, dla naturystów i taką, którą od lat zajmują stołeczni geje. Na każdej z nich wszyscy machają. Wpływa się w świat, w którym nie widać i nie słychać cywilizacji. Jest tylko pustka, woda, jej szum. Co jakiś czas świat przypomina o swoim istnieniu płynącą plastikową butelką, klapkiem, kaloszem, puszką po piwie, pudełkiem styropianowym. Trzeba zbierać, podpływać, czasami zakręcić kilka razy łódką, nim się dorwie śmiecia. Zdarza się, że po kilku godzinach ma się zebrany spory wór wiślanych brudów. Szczególnie wtedy, gdy dużo pada i idzie tzw. fala, Wisła się poszerza, wylewa i zbiera z brzegów pozostawione rzeczy.
Tego lata padało tylko kilka dni. Do tego upał. Z tego powodu często na środku rzeki trzeba było wyłazić z łodzi i przepychać, przeciągać ją po piaszczystej mieliźnie. A potem uważnie patrzeć, by płynąć z nurtem, który się ciągle zmienia. Momentami rwącym jak w górskiej rzece. Po kilku dniach pływania już rozpoznaje się wodne stopnie, załamania, przykosy, czyli nagłe spadki, wiry i wirki, z daleka nie zawsze widać kamienie i konary. Taki trochę tor przeszkód. Dość niebezpieczny. Potrafi obrócić łódkę, przewrócić ją, można wypaść za burtę. Ważne więc, żeby uczyć się czytać wodę.
Flota wiślana
Na Wiśle dają radę tylko łódki, no i jeszcze, ale z trudnościami – szkuty i galary budowane na wzór historycznych konstrukcji pływających w dół rzeki, transportujących przez stulecia sól i zboże do Gdańska. Po dotarciu na miejsce flisacy sprzedawali drewno, z którego galar był zbudowany, i wracali lądem do Czerwińska, Kazimierza Dolnego czy Solca.
Teraz galary wyposażone są w silniki spalinowe, więc z powrotem pod prąd nie ma problemu. Trzeba tylko pamiętać, by na rejs z Gdańska do Warszawy zarezerwować sobie co najmniej tydzień. Na samo płynięcie. Bez atrakcji, biesiadowania na brzegach i wyspach, zwiedzania Polski od strony Wisły, bez kąpieli. A przecież dzieciaki w upalny dzień chcą się kąpać co chwilę. Dorośli zresztą też.
Jak przygotować pychówkę
Skąd się bierze pychówki? Zagłębiem pychowym jest wieś Basonia położona w województwie lubelskim, w gminie Józefów na Wisłą. Tam wciąż pracuje kilku szkutników budujących łodzie na wzór tych starych tradycyjnych, które do 50. lat pływały po Wiśle. Wszystko jest robione ręcznie, bez żadnych skomplikowanych narzędzi. Deski zakrzywiane, najczęściej akacja albo dąb. Wystarczy piła spalinowa, siekiera, gwoździe, hebel. No i jeszcze wiedza i talent.
W Warszawie szkutniczym mistrzem jest Dominik Wichman, którego ojciec, dziadek i pradziadek byli szkutnikami. Rzemieślnik najwyższej próby. Jego łodzie to perfekcyjnie wypolerowane, nieprzeciekające i w zasadzie niewywrotne skorupy. My kupiliśmy używaną, do remontu. Zaczęło się szlifowanie, wymienianie spróchniałych części, polerowanie, zabezpieczanie przed wilgocią, smołowanie. Potem wodowanie. I chrzest. Emocje jak przy Darze Młodzieży, Pomorza, Sołdku.
W końcu płyniemy. W kapokach, każdy trzyma się kurczowo burty. Trochę strach, trochę zdziwienie, że można tak po prostu płynąć, tak samemu, niezależnie. Potem rozluźnienie, relaks, spokój, przyjemność. I wstąpienie do wiślanej rodziny, sekty nawet. Grupy flisaków, kilkudziesięciu osób, które każdego roku całymi rodzinami biorą udział w Festiwalu Wisły, z góry i dołu rzeki spływają pychówkami, galerami i szkutami do Torunia. Tam przez dwa sierpniowe dni są turystyczną atrakcją i mówią o Wiśle, o tym, jak jest nieznana, nieodkryta, dzika i zdziczała, jakim jest skarbem narodowym.
Najdłuższa rzeka Francji jest krótsza od Wisły. Mimo to stanowi jedną z największych atrakcji w kraju
Malownicze i urozmaicone krajobrazy, miasta pamiętające odległą historię, niesamowite zamki, wspaniałe winnice – atrakcje Francji można wymieniać i wymieniać. Warto wiedzieć, że więks...– A może jeszcze teraz, zimą, póki jeszcze nie ma lodu na rzece, też będziemy pływać?
– Jak zimą? W taki ziąb?
– Zacząłem robić piecyk na łódkę. Już prawie skończony. Jeszcze tylko komin dopracuję. Możemy nawet przy nim spać.
– Spać? Na łódce?
– Nie, na plaży. Szyję namiot, taki z wojskowych pałatek. Gdzie jest ta maszyna do szycia, którą Helenka dostała w prezencie?
Tak rozmawialiśmy tej zimy, przed świętami Bożego Narodzenia. Teraz mamy już piecyk, zielony, na nóżkach i prawie uszyty namiot przypominający kształtem mongolską jurtę. I czekamy, aż mróz trochę zelżeje.
Rejs po Wiśle – informacje praktyczne
Pozwolenia
Jeśli moc silnika nie przekracza 10 KW, a łódź jest krótsza niż 10 m, nie trzeba mieć żadnych pozwoleń. Niewymagany też jest patent sternika czy żeglarza.
Jedzenie
Zapas jedzenia i wody zabrać należy najwyżej na dwa dni. Nad Wisłą leży całkiem sporo wsi i miasteczek, w których są sklepy. Trzeba pamiętać, że nie zawsze można tam płacić kartą. Warto też podpływać do wędkarzy i rybaków. Można od nich kupić albo dostać świeże ryby. Leszcze wiślane pieczone w folii nad ogniskiem to prawdziwy przysmak. Radzę mieć turystyczną kuchenkę gazową, garnki, talerze, kubki termiczne.
Nocleg
Na brzegach, łachach i wyspach wiślanych nie ma oficjalnych pól namiotowych. Ale namiot można rozbić na piaszczystych plażach, w kępach krzaków, przybrzeżnych lasach. Najbezpieczniej jest oczywiście na wyspach. Nie dostanie się tam żaden przypadkowy przechodzień. Uwaga na rezerwaty przyrody – oznaczone na mapach. Tam nie można rozbijać obozowiska ani nawet dobijać do nich łódką.
Źródło: archiwum NG.