Reklama

Stoję po kolana w wodzie na rozległej płyciźnie przybrzeżnej laguny Morza Czerwonego. 27 metrów nade mną unosi się latawiec. Nie jest to zwykła papierowa zabawka z „kolorowym ogonkiem”. Mój latawiec to połączenie skrzydła i czaszy o powierzchni dobranej do prędkości wiatru. Mam na sobie trapez – specjalną ergonomiczną uprząż, dzięki której nie muszę utrzymywać w rękach latawca. Drążek sterowniczy, nazywany barem, pozwala mi manewrować żaglem bez użycia siły. Staję na 130-centymetrowej desce. Mogę nad nią panować dzięki uchwytom na stopy. Niewielki, ale stanowczy ruch barem i już ślizgam się po turkusowej wodzie, zostawiając za sobą piękny, wysoki pióropusz złożony z tysięcy kropel. Dwa odcinki zwane halsami, w lewo i prawo po ok. 200 m skręcam lekko pod wiatr dla nabrania wysokości i jestem gotowy do pierwszego lotu. Kolejny pewny ruch barem i mój „żagiel na linkach” zamienia się w skrzydło, które podrywa mnie w powietrze na kilka lub kilkanaście metrów. Fantastyczne uczucie szybowania – magia lotu! Nie obawiam się o twarde lądowanie, ponieważ mój latawiec działa jak spadochron, pozwalając mi łagodnie opaść na wodę i kontynuować ślizg. W następnym locie wykonam jeden, dwa obroty – popatrzę na okolicę z lotu ptaka, aby ponownie miękko wylądować na wodzie.
Takie latanie nad wodą z wykorzystaniem wiatru wiejącego z prędkością powyżej 11 węzłów (około 5 m/sek., 3 stopnie Beauforta) jako siły napędowej oraz żaglowanie w ślizgu to kitesurfing, zwany też kiteboardingiem. To aktualnie najszybciej rozwijający się sport na świecie. Dlaczego? Bo jest prosty do opanowania i daje przeżycia zarezerwowane do tej pory dla śmiałków uprawiających np. windsurfing lub snowboard w ekstremalnej odmianie ze skokami. Myślę o doznaniu towarzyszącym ekscytującej sferze lotu, które zawsze tkwiło w sferze ludzkich dążeń. Kitesurfing może uprawiać każda przeciętnie sprawna osoba. Początkujący kitesurfingowiec musi jedynie umieć pływać na podstawowym poziomie. Warto dodać, że kamizelka asekuracyjna to obowiązkowy element wyposażenia. Bezpieczny sprzęt i wykwalifikowanego instruktora zapewni licencjonowana szkoła. Zdecydowanie odradzam samodzielne próby.
Z kitesurfingiem jest podobnie jak z nurkowaniem – w obu sportach istnieją sztywne zasady bezpieczeństwa, których przestrzeganie w zasadzie eliminuje ryzyko. Specjalny program szkolenia stworzony przez International Kiteboarding Organization, realizowany punkt po punkcie, zaowocuje wiedzą i umiejętnościami pozwalającymi na radosne i bezpieczne ślizgi i loty.Szkolenie „od zera” do pierwszych ślizgów trwa kilka godzin. Skoki rozpoczynają się po 15–20 godzinach nauki.
Epidemia kitesurfingu dotarła już na wszystkie kontynenty. Setki kolorowych latawców stały się nieodłączną częścią krajobrazu wietrznych zakątków naszego globu. Do nauki i uprawiania kitesurfingu wykorzystuje się najczęściej rozległe przybrzeżne płycizny w obrębie działania pasatów – stałych wiatrów wiejących w kierunku aktualnie najbardziej nagrzanego przez słońce miejsca na kuli ziemskiej. Tam właśnie funkcjonują centra kitesurfingowe, gdzie można uczyć się, korzystając z asekuracji wyszkolonej załogi pontonu, przechować lub wypożyczać sprzęt i spotkać zawodników z całego świata. Najbliższy i najbardziej dostępny dla Polaków do uprawiania kitesurfingu jest Egipt. W El Gouna znajduje się całoroczna polska baza kitesurfingowa RedSeaZone. Tylko kilka godzin lotu dzieli Polskę od kitesurfingowej „mekki” w Afryce.

Reklama

Jakie były początki? Latawce odkryto wiele wieków temu. W końcu XX w. Europejczycy i Amerykanie próbowali podłączać je jako napęd do różnych konstrukcji służących do przemieszczania się po lądzie i po śniegu. Wtedy najbardziej rozwinął się kitesurfing. Przełom stanowiło opatentowanie przez Francuzów w 1987 r. niezatapialnego latawca o konstrukcji pompowanej, zdolnego do startu po upadku na wodę. Musiało jednak upłynąć jeszcze kilka lat, żeby rozpoczęła się seryjna produkcja latawców. Latawiec waży ok. 3 kg, a po spuszczeniu powietrza i złożeniu osiąga wielkość średniego plecaka. Deska ma około 120–130 cm długości.
Szybki rozwój kitesurfingu musiał zaowocować sportową rywalizacją – od kilku lat organizowane są zawody Pucharu Świata w tej dyscyplinie. Ich edycje przypadają kilka razy w roku. Główną konkurencją jest pokaz ewolucji. Polacy, zwłaszcza kobiety, plasują się na czołowych pozycjach w światowym rankingu. W zeszłym roku nasze kiteboarderki zajęły aż trzy miejsca w pierwszej dziesiątce, a Ania Grzelińska została wicemistrzynią świata. Obecnie Karolina Winkowska w światowym rankingu jest trzecia, zaś Ania Grzelińska i Ola Tomkowicz zajmują odpowiednio 5. i 7. miejsce. Żaden kraj nie odniósł dotąd takich sukcesów!
Kitesurfing nawet na poziomie rekreacyjnym daje uczucie wolności poruszania się w trzech wymiarach. Zabawę można przerwać na odpoczynek w każdym momencie, bo ślizgamy się przeważnie niedaleko brzegu. Dla mnie, zawodowego instruktora wielu dyscyplin, który poświęcił lata na uczenie i „zarażanie” sportem, kitesurfing to aktywność, która daje maksymalną frajdę przy niewielkim wysiłku w krótkim czasie poświęconym na naukę. Polecam gorąco i… wietrznie.

Reklama

Polskie bazy kitowe RedSeaZone znajdują się na północnej plaży w El Gouna, 25 km na północ od Hurghady w Egipcie, nad Morzem Czerwonym (czynne cały rok), i w Polsce – na Półwyspie Helskim na campingu Maszoperia w Jastarni (w czasie wakacji). Ceny kursów od 40 zł za godzinę. Pełne szkolenie z nowoczesnym sprzętem to wydatek 1 000–1 500 zł. Osoby, które rozpoczęły szkolenie w Polsce, mają 20 proc. rabatu na kontynuację nauki w Egipcie. Szkolenie prowadzą licencjonowani instruktorzy International Kiteboarding Organization.
Tel. w Polsce: 0 501 45 47 49, w Egipcie:
(002) 010 29 55 209. www.redseazone.com

Reklama
Reklama
Reklama