Reklama

Zarabiał, pracując jako nurek przewodnik dla turystów na Hawajach. Kiedy oni robili sobie zdjęcia pod wodą, on też pstrykał. Ale raczej z nudów.

Reklama

Raz po nurkowaniu jakaś kobieta zapytała o te moje zdjęcia – wspomina Chris Newbert. – Obejrzała, a potem chciała kupić parę odbitek. Nie miałem pojęcia, jaką podać cenę, sprzedałem je za podwójną stawkę druku, zgarnąłem do kieszeni coś koło 100 dol. i byłem szczęśliwy. Zrozumiałem, że ludzie chcą płacić za piękne obrazy z podmorskiego świata. A ja mogę im je dać.

Był rok 1972, kiedy zaczął zajmować się na poważnie fotografią podwodną. Jego ówczesna dziewczyna szepnęła, że mógłby wydać album. To była abstrakcyjna myśl, ale inspirująca. Zapisał wtedy na skrawku papieru, jak taki wymarzony album miałby wyglądać. Minęło parę lat i trzymał go w rękach. Tęczowe morze (Within a Rainbowed Sea, 1984) zostało uznane przez krytyków za jedną z najpiękniejszych książek fotograficznych wszech czasów. Album sprzedał się w nakładzie ponad 100 tys. A Biały Dom wręczał go w prezencie najważniejszym gościom przyjeżdżającym do Ameryki z oficjalną wizytą, jak choćby cesarzowi Japonii Akihito.

Ponad 200 stron fotografii z akwenu Morza Czerwonego, wybrzeży Galapagos, Wysp Kokosowych, archipelagu Vanuatu, Papui-Nowej Gwinei czy Wysp Salomona. Mieniące się bajecznymi kolorami ślimaki morskie, delikatne ukwiały, gigantyczne meduzy, ażurowe koralowce. Próżno doszukiwać się tylko sylwetek nurków.

Myślę, że zdjęcia nurków są najnudniejszymi i najbardziej zbędnymi fotografiami, jakie w ogóle można zrobić – wyrzucił z siebie podczas jednego z wywiadów. I zaraz zmitygował.

– Nie chcę nikogo obrażać, to tylko moje osobiste odczucie, ale tym, co mnie fascynuje w oceanie, jest życie morskie, nie nurkowie. Więcej, czuję się zażenowany, kiedy widzę ich zdjęcia w czasopismach. Bo wtedy te wszystkie cudowne morskie stworzenia, rafy koralowe zostają sprowadzone do roli ledwie rekwizytów! Idea, że pod wodą możesz wszystkiego dotknąć, potrzymać w dłoniach, zrobić coś głupiego, to według mnie idiotyczny trend. No i ostatecznie kończy się na „głupim zdjęciu”.

Jego fotografie mają najwyższy znak jakości. Kiedy "Life Magazine" opublikował wydanie specjalne pod znamiennym tytułem: 150 lat fotografii: Zdjęcia, które zrobiły różnicę, znalazły się tam największe światowe nazwiska w historii fotografii, takie jak Louis Daguerre, Henri Cartier-Bresson, Richard Avedon, Mary Ellen Mark. I wśród tych tuzów było tylko jedno nazwisko fotografa robiącego zdjęcia podwodne, Chrisa Newberta.

Przez lata organizował komercyjne nurkowania, listy dla chętnych zapełniały się w parę chwil po ich otwarciu, choć koszt takich podwodnych lekcji pod okiem mistrza był niemały, 10 tys. dol. Mówią, że jego fascynacja światem głębin była zaraźliwa: BŁĘKIT! Błękit, błękit, błękit. Taka jest moja pierwsza reakcja, kiedy wskakuję w toń otwartych wód całe mile od wybrzeża Kona [okolice Hawajów – red.] i spoglądam w dół, w ocean głęboki na tysiące stóp, który jest jednym wielkim błękitem. Nieskończonym i transparentnym – pisał w Morzu snów, swoim drugim albumie (1994 r.); zdjęcia do niego robił razem z życiową partnerką Birgitte Wilms. Tak jak i pierwszy z miejsca stał się obiektem pożądania i zachwytu.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama