Reklama

Prekursorem badań nad ptasimi dialektami jest pochodzący z Wielkiej Brytanii behawiorysta zwierzęcy – Peter Marler (1928–2014). To on jako pierwszy, w latach 50. XX wieku, zauważył, że zięby żyjące w Wielkiej Brytanii śpiewały inaczej w zależności od zamieszkiwanych terenów. Wyniki swoich obserwacji zamieścił w publikacji Rockefeller University.

Reklama

W latach 60. i 70. naukowcy postanowili sprawdzić, w jaki sposób kształtuje się język ptaków. Umieścili młode ptaki w komorach izolacji akustycznej, aby sprawdzić, czy będą w stanie śpiewać. W ten sposób odkryli, że niektóre gatunki ptaków mają wrodzoną zdolność śpiewania – kiedy osiągają odpowiedni wiek, są w stanie wyśpiewać właściwą melodię. Jednak inne gatunki, pozbawione „wzorców mowy” nie potrafią śpiewać, a jedynie wydają „bełkoczące” dźwięki.

To dowód, że część ptaków uczy się śpiewu od dorosłych osobników – podobnie jak ludzie uczą się mówić. Stąd też w przypadku tych gatunków – również analogicznie do człowieka – mogą kształtować się dialekty.

Błąd w nauce

Naukowcy odkryli, że kiedy ptaki kopiują dźwięki wydawane przez dorosłych, czasami popełniają błąd. Ten błąd z kolei jest kopiowany przez inne ptaki i w ten sposób rozwija się lokalny dialekt.

Dialekty mogą powstawać również wtedy, gdy ptaki dostosowują się do lokalnego środowiska. Ptaki, które są lepiej słyszalne – i na przykład wydają głośniejsze, wyższe dźwięki – mogą łatwiej znaleźć partnera. Dzięki tej adaptacji ​​ich język jest częściej przekazywany z pokolenia na pokolenie – mówi amerykańska ornitolożka Elizabeth Derryberry.

Niektóre dialekty zmieniają się bardzo szybko, nawet w trakcie trwania sezonu lęgowego. Inne ptaki utrzymują jeden dialekt przez dziesięciolecia.

Laura Molles, ekolożka w Christchurch w Nowej Zelandii, specjalizuje się w dialektach ptasich, w rozmowie z CNN zwraca uwagę, że ptasie dialekty mogą zanikać w miarę postępującej globalizacji świata. Ogromny wpływ na język ptaków ma bliskość człowieka i rozwój miast.

Z biegiem lat ptaki mieszkające w pobliżu miast, zaczęły śpiewać w wyższych tonach, aby dało się je usłyszeć, mimo miejskiego hałasu, szumu samochodów czy prac budowlanych lub wycinkowych.

Amerykański ornitolog Donald Kroodsma, autor książki „Birdsong for the Curious Naturalist”, podkreśla, że ludzie wpływają na ptasie dialekty i niszczą je nawet tak „błahymi” wydawałoby się zachowaniami, jak ustawienie linii wysokiego napięcia. – Jedna linia energetyczna wystarczy do podziału populacji ptaków i powstania nowych dialektów – mówi Kroodsma.

Z kolei Molles przywołuje przykład historycznych nagrań rdzennej populacji ptaków kokako, żyjących w Nowej Zelandii. Zarejestrowanych na archiwalnych taśmach dźwięków dziś nie można już usłyszeć na żywo. Oryginalny język ptaków kokako przepadł na zawsze.

Romantyczne trele

O ile ptasie dialekty dla ludzi są tylko ornitologiczną ciekawostką, dla ptaków są ważną wskazówką wpływającą na podejmowanie życiowych decyzji. Dźwięki wydawane przez ptaki mają dwa główne cele – zwabienie samicy lub odstraszenie intruza bądź drapieżnika.

Samice – jak wynika z obserwacji ornitologów – w większości wybierają samców posługujących się lokalnym dialektem. Znajomość miejscowego języka jest dla nich znakiem, że samiec zna teren, na którym się znajduje, lub zamierza się tu osiedlić, co jest gwarancją bezpieczeństwa i zapewnienia żywności dla potomstwa.

Co ciekawe, niektóre ptaki są dwujęzyczne, a nawet trójjęzyczne. Wówczas, gdy łączą się w pary, śpiewający samiec posługuje się dialektem przynależnym do rejonu, w którym zamierza się osiedlić.

Ale – jak pokazują badania – brak znajomości odpowiedniego dialektu nie zawsze jest barierą nie do pokonania. Kroodsma podaje przykład lasówki czarnowąsej żyjącej na terenie Massachusetts. Samce przybywające na te tereny w celu znalezienia partnerek do rozrodu, posługują się obcobrzmiącą melodią, a mimo to nie narzekają na brak zainteresowania.

Ptasie dialekty mogą być jednak przeszkodą, gdy do wolno żyjącej populacji zamierzamy włączyć zwierzęta urodzone i wychowane w niewoli. Mollesa pracująca nad odrodzeniem populacji ptaków kokako w Nowej Zelandii, obawiała się, że zwierzęta ponownie wprowadzone na dzikie obszary, nie będą mogły zintegrować się z ptakami wolno żyjącymi.

Na początku przybysze prawdopodobnie będą rozmnażać się między sobą, ale w przyszłości mogą zintegrować się z lokalnym stadem. Potomstwo przybyszów prawdopodobnie zacznie krzyżować się z potomstwem pierwotnej populacji, która dorastała w znajomości zarówno nowego, jak i lokalnego dialektu.

Reklama

Katarzyna Grzelak

Reklama
Reklama
Reklama