Genialny pelikan. Fotograf National Geographic zdradza, jak powstało to zdjęcie
– Długo zastanawiałem się, w jaki sposób pokazać tego niezwykłego ptaka. Chciałem zrobić to trochę inaczej niż w podręcznikach. W pewnym momencie pomyślałem w końcu „Mam to!” – opowiada Marcin Dobas, fotograf National Geographic Polska.
Pelikan... poczochrany
– Są dostojne, piękne i wielkie – tak o pelikanach kędzierzawych opowiada Marcin Dobas, fotograf miesiąca National Geographic Polska. – To niesamowite ptaki, zarówno jeśli chodzi o ich wygląd, jak i o zachowanie.
Dowody? Choćby fakt, że w worku pod dziobem mogą zmieścić do 14 litrów wody z rybami! A rozpiętość ich skrzydeł dochodzi prawie do 3 metrów, co sprawia, że pod tym względem należą do ścisłej czołówki. Liczebność tego gatunku niestety ciągle maleje - przez IUCN zostały oznaczonej jako gatunek zagrożony wyginięciem (VU).
– To, co w nich urzeka, to trochę „postrzelony" wygląd. Są po prostu poczochrane. Nazwa „kędzierzawy" zobowiązuje! – mówi Dobas. Tylko jak na zdjęciach oddać ich nietypową urodę?
– Długo zastanawiałem się, w jaki sposób je pokazać. Staram się tak wykonywać zdjęcia, by pokazać je troszkę inaczej niż w podręcznikach. Zdjęć pelikanów w locie, czy na wodzie jest mnóstwo. Fotografowałem więc z powierzchni wody, próbowałem zrobić zdjęcia „pół na pół”, wykorzystując obudowę podwodną. Stwierdziłem, że warto zrobić zdjęcia tak, aby miały bardziej graficzny i artystyczny charakter. Ile można fotografować ptaka na wodzie – jakkolwiek nie byłby piękny? – opowiada fotograf.
Strzał w dziesiątkę
Zanim powstało to wyjątkowe ujęcie, Marcin miał za sobą już wiele dni spędzonych w Grecji na fotografowaniu pelikanów. Przed tym konkretnym wyjazdem miał w głowie kilka pomysłów na nowe ujęcia, między innymi na panoramowanie (panning). Warunki okazały się jednak niesprzyjające. Mimo to, udało się upolować niekonwencjonalne ujęcie, które w sieci biło rekordy popularności.
W jaki sposób się to udało? Oddajemy głos Marcinowi.
„Wypłynęliśmy rano z grupą uczestników fotowyprawy. Pogoda była wyjątkowo podła. Padał deszcz, a mgła ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów. Z jednej strony to najgorsze, co może być dla fotografa. Jedziemy w odległe miejsce z nadzieją na wykonanie ciekawych zdjęć przy ładnym, plastycznym oświetleniu, a okazuje się, że nic nie widać, ładnego światła nie ma, o złotej godzinie można zapomnieć, a niebo zasnute jest “szarą szmatą”, która niczym gigantyczny softbox rozprasza światło. Rozprasza ale i zabiera".
"Wcześnie rano większość osób na łodzi ustawiła czułość w swych aparatach na ISO wyższe niż 6400. W przypadku profesjonalnych korpusów były to nawet czułości powyżej ISO 12800. Wiadomo – wyższa czułość przy słabych warunkach oświetleniowych pozwala na zastosowanie krótkich czasów, dzięki czemu można było zamrozić ruch pelikana w locie. Jednak zawsze ustawienie wysokiej czułości wiąże się ze spadkiem jakości zdjęcia. Pojawia się szum, znikną detale itp. Pomyślałem jednak, że nie ma co mrozić ruchu, skoro warunki są idealne, aby ten ruch właśnie pokazać".
"Ustawiłem w swoim aparacie czułość ISO 200, po krótkich testach stwierdziłem, że czas optymalny to 1/30 sekundy. Po przymknięciu przysłony do f/8, ustawieniu stabilizacji obrazu wspomagającej panoramowanie ( stabilizowane są drgania aparatu góra dół) Zastosowałem ogniskową dającą kąt widzenia odpowiadający obiektywowi 150mm dla małego obrazka ( ogniskowa 75mm w moim Olympusie OM-D) i zacząłem śledzić ruch lecących ptaków, wykonując seryjne zdjęcia".
"Cała sztuka polegała na dopasowaniu prędkości ruchu aparatu do prędkości lotu pelikana. Cały czas starałem się, aby oko było w jednym miejscu na matrycy tak, aby można było pokazać je maksymalnie ostro. Oczywiście jest to trudne w przypadku lecącego i cały czas poruszającego się ptaka, ale jak widać było możliwe do uzyskania".
Po raz kolejny zdjęcie wykonane w inny sposób, troszkę niekonwencjonalny, okazało się być strzałem w dziesiątkę. Osobiście je uwielbiam, oczywiście to rzecz gustu, ale dla mnie ma ono charakter graficzny, artystyczny a przede wszystkim jego wykonanie, dało mi dużo zabawy, jeśli chodzi o pracę z aparatem. A w sumie w fotografii to jest najważniejsze!
Marcin Dobas
Specjalizuje się głównie w fotografii podróżniczej krajobrazowej, przyrodniczej oraz podwodnej. Od lat związany z „National Geographic” (zarówno w polskiej, jak i w ogólnoświatowej edycji). Jest laureatem wielu międzynarodowych konkursów fotograficznych: European Wildlife Photographer of the Year, Memorial Maria Luisa, Grand Press Photo czy Wielkiego Konkursu National Geographic. Angażuje się w edukację fotograficzną podczas prowadzenia stacjonarnych kursów oraz dalekich wyjazdów. Autor książki “Fotowyprawy, czyli dziewięć opowieści o fotografii”. Więcej na dobas.art.pl