Skarby Rogu Afryki - Etiopia
Najbardziej cenimy miejsca nieodkryte, dziewicze i pełne świeżości. Tyle, że turystyka bardzo szybko tę świeżość zabija. W Afryce, jednym z niewielu krajów, które pozostały prawdziwe jest Etiopia. Zupełnie wyjątkowe jest to, że przy swojej naturalności jest jednocześnie dostępna dla zwykłego, „walizkowego” turysty.
Najbardziej cenimy miejsca nieodkryte, dziewicze i pełne świeżości. Tyle, że turystyka bardzo szybko tę świeżość zabija. W Afryce, jednym z niewielu krajów, które pozostały prawdziwe jest Etiopia. Zupełnie wyjątkowe jest to, że przy swojej naturalności jest jednocześnie dostępna dla zwykłego, „walizkowego” turysty.
Fot. Kobieta z plemienia Hamer, dolina Omo
Wycieczkę do Etiopii możesz kupić na:
http://rezerwacje.national-geographic.pl/Wakacje
Etiopia leży w niespokojnej części kontynentu nazywanej Rogiem Afryki. Sąsiedztwo Somalii i Sudanu to nie najlepsza rekomendacja. Kenia i Erytrea też ostatnio nie mają dobrej sławy.
Fot. Ludzie z plemienia Hamer, dolina Omo
Nic więc dziwnego, że pytanie o bezpieczeństwo nasuwa się automatycznie. Odpowiedź jest zdecydowanie jednoznaczna – podczas kilkunastu już podróży do tego kraju nigdy nie czułem jakiegokolwiek zagrożenia. Na turystycznych szlakach wojna w sudańskim Darfurze jest czymś tak odległym jak sytuacja na Kaukazie dla mieszkańca Ciechocinka. W Addis Abebie, jak w każdym dużym mieście, szukający guza pewnie go w końcu znajdzie ale musi się bardzo starać.
Fot. Ludzie z plemienia Hamer, dolina Omo
Generalnie mieszkańcy Etiopii są bardzo sympatyczni i dobrze nastawieni do obcych. Czuje się, że nie mają wobec nas żadnych kompleksów. I słusznie- przecież Etiopia przyjęła chrześcijaństwo w IV wieku, co robili wtedy nasi przodkowie nie muszę chyba przypominać. Gdy pytam Polaków pierwszego dnia po przylocie co ich uderza najbardziej odpowiedź jest zawsze ta sama- sympatyczni ludzie. Gdy spojrzysz na dziewczynę, a trudno nie spoglądać bo to piękne kobiety, natychmiast się do ciebie promiennie uśmiechnie - opowiadali zachwyceni panowie. Towarzyszki podróży podzielają opinię swoich partnerów.
Fot. Ludzie z plemienia Hamer, dolina Omo
Etiopia to kraj olbrzymi, trzy razy większy od naszego. Dlatego trudno go choć pobieżnie zwiedzić za jednym razem. Klasyczne trasy są dwie- historyczny szlak na północy i południe z plemionami mieszkającym w Dolinie Omo. Daje są to połączyć w jedną wyprawę choć moim zdaniem nie warto.
Fot. Ludzie z plemienia Karo, nad rzeką Omo
Na pierwszy ogień turyści biorą zazwyczaj północ kraju, to dobre rozwiązanie. Szczególnie dla tych, który planują samodzielne podróżowanie. Ta część Etiopii ma zdecydowanie lepiej rozwiniętą infrastrukturę gospodarczą i turystyczną. Drogi, za sprawą wszechobecnych Chińczyków, bardzo się w ostatnim czasie poprawiły. Hotele w miastach na północy od dawna można znaleźć przyzwoite, jest szansa, że będzie jeszcze lepiej. Rozwinięta sieć lotnisk pozwala na unikniecie długich przejazdów.
Fot. Ludzie z plemienia Karo, nad rzeką Omo
Natychmiast nasuwa się pytanie: Co lepsze latanie czy podróżowanie drogami? W mojej opinii, a mam za sobą oba warianty, podróż po drogach jest zdecydowanie ciekawsza. Owszem trzeba się trochę sponiewierać, ale nagrodą są absolutnie unikalne pejzaże za oknem i bezpośredni kontakt z ludźmi. To drugie warte każdego wysiłku.
Fot. Ludzie z plemienia Karo, nad rzeką Omo
Wracając do początku najciekawsze są miejsca, gdzie nie ma wielu turystów czyli te, do których podróż jest długa i męcząca.
Pierwszy zazwyczaj etap trasy północnej to miasto Bahir Dar leżące nad największym etiopskim jeziorem Tana. Celem obowiązkowej wycieczki łodzią są rozlokowane na wyspach monastyry. W mojej opinii wystarczy zobaczyć jeden, Ura Kidane Mihret na półwyspie Zagwe. Jest zdecydowanie najciekawszy, potem każdy wydaje się uboższy. Do tego do wielu monastyrów nie są wpuszczane kobiety.
Fot. Ludzie z plemienia Mursi, Park Mago
Warto jeszcze poprosić sternika o skierowanie łodzi w miejsce, gdzie swój początek bierze Nil Błękitny. Właśnie stąd woda pod stopami wyrusza w długą podróż przez etiopskie góry i sudańskie pustynie do Chartumu, potem mija luksorskie świątynie i Dolinę Królów, by przez Kair dotrzeć do Morza Śródziemnego. Nil Błękitny niesie większość wód zapewniających Egiptowi możliwość przetrwania.
Fot. Manuskrypty Aksum
Wodospady na świętej dla Etiopczyków rzece to jeszcze jeden obowiązkowy punkt programu. Nazywane Tis Isat, szczególnie w porze deszczowej, prezentują się imponująco. Tis Isat czyli Dym z Wody a nie jak jest często błędnie tłumaczone Dym z Ognia. Dosłowny przekład bywa zawodny, szczególnie gdy mamy doczynienia z tak bogatym językiem jakim jest urzędowy w Etiopii amharski.
Fot. Produkcja wyrobów z papirusu, Bahir dar
Kolejny przystanek na trasie historycznej to Gonder z zamkami króla Fasilidesa i wspaniałymi freskami w kościele Debre Birhan Selassie. Na rozpisywanie się o ich historii i architekturze w krótkim tekście zabraknie miejsca. Kto ciekawy niech zajrzy do Wikipedii. Warto zwrócić uwagę na niepoprawny politycznie (30 % Etiopczyków to muzułmanie) fresk nad drzwiami wejściowymi. Przedstawia nagiego Mahometa prowadzonego do piekła. Symbolikę obrazu wyjaśnia historia: świątynia ocalała jako jedyna z 44 gonderskich kościołów. Pozostałe zniszczyli, znani nam z sienkiewiczowskiej powieści „W pustyni i w puszczy”, Mahdyści.
Fot. Targ Hamerów w Turmi
Gonder jest bramą wypadowa w góry Simien. Trasa z tego miasta do Aksum należy do najpiękniejszych widokowo w Etiopii. To jeszcze jeden argument za lądowym wariantem podróży. Wspomniane Aksum z kaplicą, w której według Etiopczyków przechowywana jest Arka Przymierza, monumentalnymi stellami i śladami po legendarnej królowej Saby to kolejny punkt na szlaku historycznym.
Fot. Wodospady Tis abay na Nilu Błękitnym
Koniecznie trzeba wybrać się również do miejscowości Yeha leżącej 50 km na północny wschód od Aksu. Zbudowana 2500 lat temu świątynia Księżyca zachowała się w doskonałym stanie. Stało się tak ponieważ została zaadaptowana na kościół. Odważni, ale tylko płci męskiej, spróbują z pewnością wspiąć się po 9 metrowej linie do monastyru Debre Damo. To naprawdę ekstremalny punkt programu nagrodzony wizytą w miejscu, którego nigdy nie zdobyli muzułmańscy najeźdźcy.
Fot. Zamki Fasiledesa, Gonder
Lalibelę z jej skalnymi kościołami najlepiej zostawić na koniec. Nazywana bywa 8 cudem świata i w pełni zasługuje na ten zaszczyt. Jedenaście świątyń wykuto w wulkanicznym tufie w XII wieku. Niektóre wyrzeźbiono w całości z litej skały. Taka jest największa monolityczna świątynia na naszej planecie – Bet Medhane Alem czyli Dom Odkupiciela Świata i najpiękniejszy Św. Jerzego wyrzeźbiony na planie krzyża greckiego.
Fot. Amharski taniec w Bahir dar
Zwiedzanie północy kończy się w Addis Abebie, bo Etiopia to kraj gdzie zawsze trzeba wrócić do stolicy.
Fot. Domy w kształcie głowy słonia, plemię Dorze
Czym różni się południe? Zamieszkują je afrykańskie plemiona żyjące nadal tak jak przed setkami lat. Nie ma już w Afryce takich miejsc. W większości krajów ludzie są biednie ubrani, często w łachmanach, ale łachmanach chińskiej produkcji. Gdy oferowana jest możliwość zobaczenia oryginalnych strojów jesteśmy świadkami turystycznego show, „cepelii” jak to się kiedyś mówiło. Tak jest w Kenii z Masajami czy plemieniem Himba w Namibii.
Fot. Hamerowie, ceremonia - inicjacyjne skoki przez byki
W etiopskiej Dolinie Omo można zatrzymać się w dowolnej wsi by spotkać naturalnych ludzi, nie trzeba jechać do „wsi pokazowej”. Na targ do Turmii ściąga tysiące Hamerek - to te smarujące ciało i włosy mieszaniną masła z ochrą - przychodzą tam by pohandlować i spotkać się z kobietami z innych wiosek.
Fot. Kościół Abreha we Arsbeha, prowincja Tigrai
Kobiety z plemienia Mursi wkładające gliniane talerzyki w dolną wargę też nie robią tego dla turystów. Choć dawno już poznały wartość pieniądza i za zdjęcie każą sobie płacić. Kwota to niewielka 2–5 birów czyli niecałą złotówkę. Warto się pośpieszyć, bo ceny z pewnością pójdą w górę.
Fot. Kościół św. Jerzego, Lalibela
Planując wyjazd na południe Etiopii trzeba przeznaczyć minimum tydzień, lepiej dłużej by nie spędzać całych dni w samochodzie. Oferty biur podróży typu północ Etiopii i na koniec jeden dzień na spotkanie z plemionami południa to nieporozumienie, więc traktujmy je z przymrużeniem oka. By dotrzeć do ludzi Mursi, Hamerów, Tsemai lub Arbore potrzebne są dwa dni jazdy.
Fot. Krokodyle i pelikany, jezioro Chamo
No i spieszmy się. Etiopia się w ostatnich latach szybko rozwija. Asfaltowe drogi oplatają większość miast na północy, są coraz bliżej Doliny Omo. Za kilka lat będzie to już inny kraj.
Autor artykułu i zdjęć: Andrzej Zarzecki – pilot biura Rainbow Tours oprowadzający wycieczki po Etiopii.
Fot. Krzyże procesyjne, Lalibela
Wycieczkę do Etiopii możesz kupić na:
http://rezerwacje.national-geographic.pl/Wakacje
Społeczność NG też tam była:
Fot. Sprzedawczynie mango, Arba minch