Reklama

W ubiegły poniedziałek szef WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus mówił, że nie ma podstaw do ogłaszania stanu pandemii w związku z rozprzestrzenianiem się koronawirusa 2019-nCoV. Uspokajał, że na razie mówimy jedynie o epidemii.

Reklama

– Czy ten wirus ma potencjał pandemiczny? Oczywiście, że tak. Czy jesteśmy już w tym momencie? W naszej ocenie jeszcze nie – oznajmił Ghebreyesus.

WHO nie ukrywa obaw, że gdy słowo „pandemia” w końcu padnie, wywoła falę paniki i strachu. – To nie zapobiegnie dziś ani jednej infekcji, nie uratuje też ani jednego życia – podkreślił dyrektor generalny organizacji.

Pandemia – co to jest?

– To nie jest moment, aby skupiać się na tym, jakiego słowa używamy – dodał szef WHO. Ale ogłoszenie pandemii to jednak nie tylko kwestia nazewnictwa, a przede wszystkim uznania skali rzeczywistego zagrożenia.

Pandemia od epidemii różni się przede wszystkim zasięgiem. O epidemii możemy mówić, gdy dochodzi do większej niż zazwyczaj liczby zachorowań na daną chorobę w określonym czasie i na ograniczonym obszarze. O pandemii – gdy epidemia staje się globalna, a co ważniejsze – zachorowania nie wywodzą się z jednego ogniska.

– Jeśli zadeklarujemy, że istnieje pandemia koronawirusa, zasadniczo będzie oznaczać to, że każdy człowiek na planecie jest narażony na kontakt z nim. Dane na razie na to nie wskazują – podkreśla dr Michael Ryan, dyrektor wykonawczy programu ratownictwa medycznego WHO.

Pandemia a epidemia

Aby epidemia przerodziła się w pandemię, musi „spełnić” kilka warunków. Cechy choroby, które sprzyjają rozwojowi pandemii to: niska śmiertelność zarażonych, wysoka zaraźliwość, długi okres zaraźliwości (w tym zarażanie w czasie bezobjawowego etapu choroby), brak naturalnej odporności populacji.

Pandemia rozwija się w czterech etapach. Początkowo mamy do czynienia z epidemią o lokalnym zasięgu. W kolejnym etapie wirus pojawia się w kilku innych państwach na świecie. Trzecim – i jednym z kluczowych etapów – jest pojawienie się wtórnych ognisk chorobowych, w tym na tym samym kontynencie. Czwartym etapem jest powstawaniem masowych wtórnych ognisk epidemii na co najmniej dwóch kontynentach.

Biorąc pod uwagę, że pierwotnych ogniskiem epidemii koronawirusa jest Wuhan w chińskiej prowincji Hubei, a z kolejnym mamy do czynienia we Włoszech – wydaje się, że co najmniej trzy z czterech powyższych etapów mamy już za sobą. Liczba zakażeń we Włoszech wynosi obecnie 1 694, a zmarłych – 34.

Dr Paweł Grzesiowski, ekspert w dziedzinie immunologii i terapii zakażeń w wywiadzie dla stacji RMF FM przyznał, że – zgodnie z danymi Europejskiego Centrum Kontroli Chorób – mamy już do czynienia z wtórnym ogniskiem.

– Europejskie Centrum Kontroli Chorób wczoraj stwierdziło, że ryzyko rozprzestrzenienia się wirusa jest średnie do wysokiego, czyli mamy w tej chwili podejrzenie, że wirus może przenosić się z osoby na osobę nie tylko w sytuacji, gdy ktoś wrócił z Chin, ale również mamy już wtórne ognisko, czyli zarażają się ludzie, którzy nigdy w Chinach nie byli – powiedział na antenie.

Pandemia koronawirusa – kwestia geografii?

Słowo „pandemia” pada więc coraz częściej, także z ust specjalistów, którzy są dalecy od wprowadzania niepotrzebnej paniki. Jednak liczby to nie wszystko, najważniejsza przy ogłoszeniu pandemii jest geografia.

– Tu nie chodzi o dotkliwość epidemii, nie chodzi o wysoką czy niską liczbę przypadków. Ale o to, czy widzimy, że rozprzestrzenia się na całym świecie – mówi Lauren Sauer , adiunkt medycyny ratunkowej i dyrektor operacyjny w biurze Johns Hopkins Office of Critical Event Readynessness and Response.

Jeśli ktoś zarazi się koronawirusem w Chinach i „przywiezie go” ze sobą do innego kraju, to wystąpienie wirusa w kraju docelowym nie jest argumentem za ogłoszeniem pandemii. Jednak najnowsze dane pokazują, że koronawirus jest obecny już na sześciu kontynentach, a chorują też osoby, które nie były w zagrożonych terenach.

Mimo wszystkich tych przesłanek, WHO wciąż wstrzymuje się z ogłoszeniem pandemii. Wszystko dlatego, aby uniknąć paniki, którą nadanie takiej etykietki koronawirusowi z pewnością wywołałoby na całym świecie.

Lawrence Gostin, profesor Uniwersytetu Georgetown, przywołuje przykład z 2009 roku, kiedy WHO zdecydowało się ogłosić stan pandemii w związku z wirusem grypy H1N1. Gdy wirus okazał się nie tak śmiertelny, jak początkowo przypuszczano, organizacja została skrytykowana za niepotrzebne wprowadzanie niepokoju. Teraz chce uniknąć tego błędu.

Oficjalne ogłoszenie pandemii nie niesie za sobą żadnych skutków prawnych, formalnych czy organizacyjnych. Tym bardziej, że już teraz obowiązuje najwyższy możliwy poziom stanu wyjątkowego, jaki mogła ogłosić WHO. Wydano też zalecenia dotyczące postępowania w przypadku wykrycia koronawirusa i ograniczenia jego rozprzestrzeniania.

Ostatnimi przypadkami, gdy WHO ogłosiła stan pandemii były: wirus H1N1 (2009 r.), polio (2014), ebola (2014 i 2019) oraz wirus Zika (2016).

Reklama

Katarzyna Grzelak

Reklama
Reklama
Reklama