Reklama

Gdzieś pomiędzy śnieżnymi zaspami w Waszyngtonie, tuż obok Biblioteki Kongresu chmara komarów mogących przenosić wirus ZIKA czeka w uśpieniu na wiosnę.

Reklama

Waszyngton znajduje się poza strefą bezpieczną od tych insektów. Komary nie przetrwają zimy w Alabamie czy Południowej Karolinie. Ale ta kolonia w jakiś sposób wytrzymała przez lata, a genetyka wskazuje, że jak dotąd to najdalej na północ wysunięta kolonia aedes aegypti, czyli komara tropikalnego, jaką odnotowano.

Ta konkretna kolonia jest niewielka, została zbadana i nie stanowi zagrożenia. Te owady nie przenoszą groźnego wirusa. Ale sam fakt jej istnienia pokazuje jak zdołały się przystosować do zimniejszego klimatu i jak zdobywają dla siebie kolejne tereny.

- To wciąż mnie zadziwia – mówi Davod Severson, entomolog z uniwersytetu w Notre Dame. Pracuje on w grupie, która w zeszłym tygodniu doniosła światu o odkryciu podziemnej kolonii owadów. - Widocznie na powierzchni jest za zimno, dlatego zagnieździły się pod ziemią – tłumaczy. Idealnym dla nich schronieniem może być na przykład tunel metra, kanał czy przejście podziemne. Wcześniej zdarzały się przypadki obserwowania na północy aedes aegypti jednak były to owady przywiezione przez turystów z egzotycznych podróży. Severson dodaje, że takich kolonii może być więcej, po prostu jeszcze ich nie odnaleziono.

Wyścig z komarami

W południowej i centralnej Ameryce właśnie teraz pojawiają się nowe ogniska chorób związanych z komarami, jak choćby ta wywoływana przez wirus ZIKA. Ich rozwojowi sprzyja urbanizacja, coraz większe możliwości podróżowania wśród ludzi, a nawet doręczanie zagranicznych przesyłek.

- Zastanawiając się nad najbliższą przyszłością trzeba stwierdzić związek między zmianami w klimacie oraz zwiększeniem ryzyka takich zaraźliwych chorób – mówi Kristie Ebi, epidemiolog z Waszyngtonu – Pozostaje jedynie pytanie, czy światowe organizacje zajmujące się ochroną zdrowia będą w stanie poradzić sobie z takim ryzykiem. Oraz czy starczy im energii by być cały czas w gotowości.

Modele naukowe przewidują, że wiele miejsc planety stanie się znacznie cieplejsze. To poprawi tam warunki rozwoju dla owadów oraz wirusów. Ciężko jest podawać dokładne prognozy, jednak nie ma wątpliwości, że wraz z ociepleniem klimatu owady ruszą na północ.

Wirus Zika, jak ogłosiła Światowa Organizacja Zdrowa, gwałtownie się rozprzestrzenia w obu Amerykach, występuje już w 20 krajach między Meksykiem a Brazylią. Według prognoz niedługo dotrze do Teksasu i na Florydę. W tym roku może dojść do zarażenia czterech milionów osób. W jego rozprzestrzenieniu się pomogą uczniowie wyjeżdżający na wakacje oraz kibice i turyści, którzy przyjadą do Brazylii na letnie Igrzyska Olimpijskie.

Mimo tego, że w większości przypadkow choroba powodowana przez Zikę nie jest groźna, wirus jest odpowiedzialny za inny, znacznie gorszy problem. Dzieci urodzone z zarażonych nim matek cierpią na mikrocefalię: ich główki pozostają nienaturalnie małe. Od października liczba przypadków mikrocefalii przebiła w Brazylii 4 tysiące, to o wiele więcej niż wynosi dotychczasowa średnia. Wirus może także powodować zespół Guillaina-Barré'a, który powoduje częściowy paraliż atakując układ nerwowy.

Pełne zaskoczenie

Zika zastała naszą cywilizację nieprzygotowaną na atak. Służby jednocześnie próbują powstrzymać się jego rozprzestrzenianie, walczyć z komarami oraz szukać szczepionki.

To jednak nie jedyny wirus przenoszony przez owady, który jest groźny dla ludzkości. Denga to kolejny problem, który roznosi się wraz z komarami. Co roku zapada na nią 400 milionów osób na całym świecie. Kolejny to Chikungunya, egzotyczna choroba objawiająca się podobnie do grypy, powodująca wysypkę i pozostawiająca bóle stawów na długie miesiące.

Naukowcy pracują nad kilkoma sposobami obrony. Jednym z nich jest dość popularna bakteria: wolbachia. Komary, którym udało się ją zaszczepić, nie były w stanie przenosić dengi, chikungunyi i żółtej gorączki. Możliwe, że w przyszłości uda się także zabklokować przenoszenie wirusa ZIKA, jednak póki to pieśń przyszłości.

Do uzyskania szczepionki także dzieli nas jeszcze wiele. Jedna z brytyjskich firm chce nawet wypuścić w świat zmodyfikowane przez siebie genetycznie komary. Ich potomstwo będzie szybko umierało. Jeśli uda im się łączyć z komarami wolnożyjącymi – będzie to prowadzić do zmniejszenia ich pupulacji.

Nie ma jednak jednej recepty, przekonuje Ebi, czeka nas długie oczyszczanie kałuż, gdzie mogą się lęgnąć by jakkolwiek zmniejszyć ich liczbę.

- Mamy narzędzia by kontrolować wiele czynników w środowisku – dodaje – Jestem pewna, że jeśli znajdziemy lepsze narzędzia, uda nam się.

Autor: Cheryl Katz / National Geographic News

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama