2/2013

Gdzie jest raj? To pewnie zależy od tego, kto się nad tym zastanawia. Można podejść do tego historycznie, biblijnie – wtedy należałoby pojechać na tereny Abisynii, czyli dzisiejszej Etiopii. Ja zrobiłabym to z radością i na każdych warunkach, bo moim zdaniem to najwspanialszy i wciąż niedoceniony kraj Afryki. Osobiście nie nazwałabym rajem Zanzibaru, Seszeli czy Tahiti, bo akurat plażowanie nie należy do moich ulubionych zajęć, a upały po prostu źle znoszę. Lubię się natomiast umęczyć, udręczyć, spocić i ubrudzić – dopiero wtedy czuję się szczęśliwa. I kiedy mam wrażenie, że przekroczyłam już limit swoich możliwości, a jednak udaje mi się pokonać słabość, osiągam swój prywatny raj, dostając zastrzyk endorfin.
A może to wymarzone miejsce jest w Birmie? Żałuję, ale nie mogę się na ten temat wypowiedzieć. Bardzo chciałam się tam dostać i nawet mnie tam wpuszczono, tyle że zaledwie na dwie godziny... Po czym wraz z ekipą telewizyjną zostałam deportowana.
Dla mnie raj jest… No właśnie, ciężko określić, ale chyba powinien być gdzieś blisko nieba. Dla mnie to więc są i zawsze pozostaną Himalaje i ukochany Nepal. Polecam! I to nie tylko na 2013 rok. A jeśli szukacie więcej inspiracji, to przeczytajcie koniecznie to wydanie Travelera. Być może raj jest bardziej dostępny, niż nam się wydaje.