Wielożeńcy: "dzielenie się ukochanym mężczyzną wymaga nie lada wyrozumiałości" [REPORTAŻ]
Pierwsi członkowie kościoła zjawiają się w Domu Spotkań im. Leroya S. Johnsona w Colorado City w stanie Arizona około 18.00. Po półgodzinie kolejka sięga za drzwi wejściowe i wije się wzdłuż budynku, prowadząc na parking.
Około 19.00 ogonek ma już kilkaset metrów i liczy kilka tysięcy osób – mężczyzn i chłopców ubranych w garnitury oraz kobiet i dziewcząt w pastelowych, luźnych sukniach.
Żałobnicy przybyli pożegnać 68-letnią Fonetę Jessop, zmarłą kilka dni wcześniej. W przestronnym pomieszczeniu synowie stoją w szeregu u stóp matki złożonej w trumnie. Mąż zmarłej, Merril, stoi najbliżej. Po przeciwnej stronie katafalku ustawiły się pozostałe żony Merrila w jednakowych, białych sukniach.
Colorado City to miasteczko o szczególnym znaczeniu dla współwyznawców Fonety. To tu i w siostrzanym Hildale w stanie Utah narodził się Fundamentalistyczny Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich (angielski skrót: FDLS), poligamiczny odłam Kościoła mormońskiego, tj. Ruchu Świętych w Dniach Ostatnich (w skrócie: LDS). W latach 20. i 30. XX w. garstka wyznających wielożeństwo rodzin osiedliła się po obu stronach granicy stanów Utah i Arizona po tym, jak starszyzna mormonów postanowiła odrzucić poligamię, by móc znaleźć się na oficjalnie uznawanej amerykańskiej liście wyznań. W 1935 r. Kościół postawił osiedleńcom ultimatum: albo zrzekną się wielożeństwa, albo grozi im ekskomunika. Ponieważ nikt nie zrezygnował z dotychczasowych praktyk, wszystkich usunięto z LDS.
Podczas nabożeństwa żałobnego mąż i trzej synowie Fonety wygłaszają mowy, chwaląc jej oddanie idei wielożeństwa, lecz w rodzinnej harmonii daje się wyczuć dysonans; zwłaszcza słuchając Merrila Jessopa, gdy opowiada o swoich trudnych relacjach z żoną. Nie jest tajemnicą, że wśród żałobników brakuje jednej z żon Merrila. Carolyn Jessop, czwarta żona, w 2003 r. opuściła wspólny dom z ośmiorgiem dzieci, a swoje życie we wspólnocie FLDS opisała w bestsellerowej książce. Maluje w niej obraz zamkniętej, hermetycznej społeczności. Wśród bohaterów jest też Foneta, otyła i odrzucona przez męża, przesypiająca całe dnie i wychodząca ze swojego pokoju tylko w nocy, by coś zjeść, zrobić pranie i oglądać stare filmy z Shirley Temple.
Po zakończeniu nabożeństwa większość członków kongregacji udaje się na cmentarz na czuwanie przy grobie zmarłej. Domyślam się, że przybycie tak wielu żałobników z kilku społeczności FLDS z Teksasu, Kolorado i Kolumbii Brytyjskiej wynika z wysokiej pozycji społecznej małżonka zmarłej. Merril Jessop jest przywódcą FLDS i biskupem dużego oddziału ruchu w zachodnim Teksasie. Sam Steed, 37-letni księgowy, który służy mi za przewodnika, wyjaśnia, że takie wystawne pochówki to częsta praktyka. – Ten pogrzeb jest faktycznie nieco większy niż zwykle, ale nawet gdy umiera dziecko, można spodziewać się 3–4 tys. osób. Takie spotkania są częścią naszej tradycji. Przypominają, że jesteśmy członkami jednej wspólnoty. Pozwalają nam czerpać siłę od siebie nawzajem – wyjaśnia.
Niewielu Amerykanów wiedziało o istnieniu FLDS przed kwietniem 2008 r., kiedy to przedstawiciele władz wtargnęli do odizolowanej od świata posiadłości w Teksasie znanej pod nazwą Ranczo Tęsknoty za Syjonem. W kolejnych dniach telewidzowie mogli śledzić kuriozalny spektakl z udziałem setek dzieci i kobiet ubranych w staromodne suknie, z dziwacznymi fryzurami, pakowanych do szkolnych autobusów.
Siłową interwencję podjęto po tym, jak pracownicy ośrodka dla ofiar przemocy domowej odebrali kilka telefonów, rzekomo od 16-letniej dziewczyny, która twierdziła, że na ranczu była wykorzystywana seksualnie i maltretowana psychicznie przez znacznie starszego od niej męża. Wiarygodności zgłoszeniom dodał fakt, że ranczo zamieszkiwali wyznawcy FLDS z prorokiem Warrenem Jeffsem, skazanym w 2007 r. przez sąd stanowy za oddanie 14-letniej dziewczynki za żonę jednemu z członków Kościoła.
Relacje z obławy przyciągały przed telewizory tłumy, ale wkrótce okazało się, że telefony do ośrodka były tylko głupim żartem. Mimo że władze, spodziewając się konfrontacji (podobnej do tej, jaka miała miejsce w 1993 r. podczas ataku na siedzibę sekty Gałąź Dawidowa w Waco), ściągnęły oddziały specjalne policji, na terenie posiadłości znaleziono tylko 33 sztuki legalnej broni palnej. Sąd apelacyjny w Teksasie orzekł też, że władze nie przedstawiły wystarczających dowodów uzasadniających zabranie z rancza ponad 400 dzieci i większość z nich wróciła do swoich rodzin.
Mimo to po przesłuchaniu ciężarnych nastolatek i młodocianych matek władze stanu Teksas wszczęły śledztwo w celu zbadania, ile małoletnich dziewcząt „zakontraktowano” starszym mężczyznom (poligamiczne małżeństwa zawierane wewnątrz Kościoła FLDS w świetle prawa są nielegalne). W wyniku dochodzenia 12 członkom Kościoła, w tym Warrenowi Jeffsowi, postawiono zarzuty m.in. bigamii i współżycia z nieletnimi. Pierwszy z pozwanych, Raymond Jessop, został już uznany winnym jednego z zarzucanych mu czynów. Procesy pozostałych mężczyzn trafią na wokandę w roku 2010.
Ze skarpy za domem Joego Jessopa rozciąga się imponujący widok na Arizona Strip – pofałdowany, pokryty zaroślami teren rozciągający się na południe od granicy stanu Utah aż do północnej krawędzi Wielkiego Kanionu, jakieś 80 km. Poniżej widać pola i ogrodzone posiadłości w Hildale i Colorado City, które Jessop nazywa łącznie starą nazwą Short Creek. – Gdy przybyłem do Short Creek jako mały chłopiec, stało tu zaledwie siedem domów, mówi 88-letni Joe. – Miałem wrażenie, że to koniec świata.
Dzisiaj Short Creek daje schronienie 6 tys. członków FLDS, co czyni je najliczniejszą społecznością tego Kościoła w USA. Joe Jessop, brat Merrila, ma ogorzałą twarz i stanowczy chód człowieka, który spędza życie, ciężko pracując na powietrzu. Ten inżynier samouk w latach 40. XX w. pomagał przy budowie wodociągu doprowadzającego wodę z Kanionu Maxwella do osiedla. W kolejnych dekadach miał też udział w budowaniu sieci rur, kanałów i zbiorników służących do nawadniania wyschniętej równiny.
Joe jest również głową rodu składającego się z 46 dzieci i, według ostatnich wyliczeń, 239 wnucząt. – Moja rodzina przybyła do Short Creek z tych samych powodów co pozostałe – aby praktykować wielożeństwo i budować Królestwo Boże. Mimo kłód rzucanych nam pod nogi przez te wszystkie lata moim zdaniem całkiem nieźle sobie poradziliśmy – mówi Joe.
Współwyznawcy są zdania, że Jessop i inne rodziny założycieli tworzą idylliczną społeczność, oddaną wierze i sąsiedzkiej współpracy. Wspólnotę, w której dzieci wychowują się bez telewizora, niezdrowego jedzenia i społecznych presji. Krytycy natomiast widzą w FLDS odizolowaną od społeczeństwa sektę, której członkowie, poddani stałej kontroli, żyją w uwielbieniu dla proroka Warrena Jeffsa, który sam nazywa się rzecznikiem Boga na ziemi.
Wiele z przeskalowanych domostw w Hildale i Colorado City kryje się za grubymi murami, które z jednej strony pozwalają dzieciom na bezpieczną zabawę, a z drugiej stanowią ochronę przed wścibskimi spojrzeniami gentile’ów, jak z łaciny nazywają wszystkich niemormonów. Większość spotkanych osób unika kontaktu z obcymi. Magazyn National Geographic został dopuszczony do obserwowania społeczności tylko za zgodą przywódców Kościoła, w porozumieniu z osadzonym Warrenem Jeffsem.
Zgodnie z nauczaniem mormonów większość nieruchomości w Hildale i Colorado City znajduje się pod pieczą Kościoła. By utrzymać szeroko pojętą samowystarczalność, wszyscy – dorośli i dzieci – pracują na rzecz wspólnoty, m.in. przy uprawie warzyw i owoców. Członkowie Kościoła są też właścicielami i zarządcami dużych przedsiębiorstw, od hoteli do zakładów produkujących maszyny i urządzenia. W każdą sobotę mężczyźni zbierają się w domu spotkań, by ustalić grafik wolontariuszy do prac budowlanych i remontowych w miasteczku. Kiedyś w przypływie solidarności grupa wiernych w ciągu jednego dnia zbudowała dom z czterema sypialniami od fundamentów po dach.
Duch współpracy króluje również w poligamicznych domostwach. Rozwiązania mieszkaniowe są różne – bywa, że każda z żon mieszka w innym skrzydle domu, a gdzie indziej ma dla siebie osobny pawilon – ale wszędzie dokonuje się podziału obowiązków, zgodnie z umiejętnościami lub preferencjami poszczególnych mieszkanek. Podstawowym zadaniem każdej członkini Kościoła FLDS jest opieka nad własnymi dziećmi, ale poza tym jedna z żon zwykle zajmuje się gotowaniem, inna przyjmuje rolę nauczycielki (praktycznie wszystkie dzieci w Hildale i Colorado City pobierają nauki w domu), a jeszcze inna szyje i naprawia ubrania wszystkich domowników. Taki podział ról wzmacnia „siostrzane” więzi między żonami i ponoć łagodzi wybuchy zazdrości.
– Zdaję sobie sprawę z tego, że dla innych nasze życie może wydawać się dziwne, ale z doświadczenia wiem, że żony zwykle dobrze się ze sobą dogadują. Oczywiście, z jedną zaprzyjaźniasz się bardziej niż z inną, któraś może ci działać na nerwy, ale tak jest w każdej rodzinie. Nigdy nie doświadczyłam zazdrości ani rywalizacji – mówi Joyce Broadbent, miła 44-latka.
Przykład Joyce jest dość jaskrawy, nawet jak na FLDS. Nie tylko przyjęła do rodziny kolejną żonę – Marcię, ale szczerze się z jej pojawienia ucieszyła. Jednak Marcia, która w latach 80. rozstała się z mężem, jest biologiczną siostrą Joyce. – Mój mąż jest dobrym człowiekiem i chciałam, by siostra miała szansę na takie szczęście, jakiego ja z nim doświadczam – wyjaśnia mi Joyce z uśmiechem na twarzy, siedząc przy stole w towarzystwie męża i siostry.
Nie wszystkie kobiety żyjące we wspólnocie FLDS mają równie otwarty stosunek do wielożeństwa. Dorothy Emma Jessop, żwawa 80-latka, prowadzi w Hildale aptekę z naturalnymi lekami. Usadowiona między słoiczkami nalewek ziołowych staruszka przyznaje, że zaakceptowanie kolejnych żon męża nie było dla niej łatwe. – Myślę, że wiele kobiet ma z tym problem, bo dzielenie się ukochanym mężczyzną wymaga nie lada wyrozumiałości. W pewnym momencie uświadomiłam sobie jednak, że to kolejna próba, jakiej Bóg mnie poddaje; że muszę przezwyciężyć grzech zazdrości i dumy.
W walce z zazdrością zapewne pomaga kobietom przekonanie, że podstawowym zadaniem każdej członkini wspólnoty FLDS jest urodzenie i wychowanie jak największej liczby dzieci, czyli powiększanie „niebiańskiej rodziny”, która pozostanie razem na wieczność. Tutejsze żony nierzadko rodzą 10, 12 czy 16 dzieci. Nie dziwią zatem statystyki, według których ten zakątek amerykańskiego Zachodu przeżywa prawdziwą eksplozję demograficzną. Co roku w klinice w Hildale przychodzi na świat około 400 noworodków, co sprawia, że przeciętny wiek tutejszych mieszkańców to nieco poniżej 14 lat, przy średniej dla całych Stanów wynoszącej 36,6 roku. Fakt, że bardzo wielu członków społeczności ma wspólnych przodków wywodzących się z kilku rodzin pierwszych osadników i że we wspólnotach często powtarzają się wciąż te same nazwiska, przypomina o ciemnej stronie tak rozbuchanej płodności. Lekarze w stanie Arizona alarmują, że małżeństwa wsobne znacznie podwyższają we wspólnocie FLDS ryzyko ciężkiej postaci niedoboru fumarazy – choroby wywołanej obecnością recesywnego genu (wśród członków tego Kościoła zdiagnozowano dotąd co najmniej 20 przypadków choroby, podczas gdy ogółem na świecie – 100). Zderzenie tradycji i nowoczesności w życiu wspólnoty może być dezorientujące. Mimo staromodnych strojów większość dorosłych w FLDS korzysta z telefonów komórkowych i jeździ najnowszymi modelami terenowych aut. Telewizja jest co prawda zakazana, ale członkowie Kościoła sprawnie posługują się komputerem i sprzedają przez internet wiele produktów własnej roboty, od mydła po suknie. Gdy zauważyłem, że tylko kilkoro z wiernych nosi okulary, zacząłem się na głos zastanawiać, czy tak dobry wzrok nie jest czasem przekazywany dziedzicznie. Sam Steed skwitował moje rozważania śmiechem. – Nie. Po prostu wszyscy korzystamy z laserowej korekcji wzroku – wyjaśnił.
Zasadę wielożeństwa przekazał mormonom w największej tajemnicy sam założyciel sekty Joseph Smith, gdy w latach 40. XIX w. plotki o tym, jakoby zaczął praktykować poligamię, zagroziły egzystencji całego Kościoła. Smith publicznie odpierał zarzuty, lecz w 1843 r. podzielił się z najbliższymi uczniami objawieniem. „Nowe i wieczne przymierze” z Bogiem dopuszcza małżeństwo z wieloma kobietami, aby wierni mogli się „rozmnażać i napełnić ziemię”.
Po tym, jak prorok został zamordowany przez antymormońsko nastawiony tłum w stanie Illinois, Brigham Young poprowadził wiernych przez 2029 km na zachód, do Basenu Wielkiego Jeziora Słonego na terenie dzisiejszego stanu Utah. Dopiero tam wspólnota mogła żyć w zgodzie z zasadami przymierza, zwłaszcza koncepcją, że prawość człowieka mierzona będzie przed Bogiem wedle rozmiaru jego rodziny; sam Brigham Young miał 55 żon i 57 dzieci.
Jednak w 1890 r., w obliczu zagrożenia przejęciem przez rząd majątku Kościoła na mocy rozporządzenia zakazującego poligamii, władze LDS wydały manifest głoszący kres wielożeństwa. Wierni nie przejęli się tym jednak, a niektórzy liderzy pozostawali w poligamicznych związkach, a nawet zawierali kolejne, co było jedną z przyczyn schizmy między fundamentalistami a trzonem mormońskiego Kościoła.
– LDS ogłosiło manifest z przyczyn politycznych, a później utrzymywało, że był objawieniem. My, wspólnota fundamentalistyczna, wierzymy, że przymierza zawiera się z Bogiem i nie można ich dostosowywać do bieżącej polityki. Ta kwestia stała się kością niezgody między nami a głównym nurtem LDS – wyjaśnia Willie Jessop.
Za dochowanie wierności przymierzu wspólnota zapłaciła wysoką cenę. Zarówno w Utah, jak i w Arizonie władze kilkakrotnie próbowały rozbić społeczności z Short Creek: w 1935, 1944 i – najbardziej znany epizod z 1953 r., kiedy to wywieziono do aresztu ok. 200 kobiet i dzieci, a 26 mężczyznom postawiono zarzut poligamii.
Melinda Fischer Jeff s, wygadana 37-latka, matka trójki dzieci, kwituje sarkastycznym śmiechem to, co przeczytała o FLDS w prasie. – Większość z publikowanych artykułów przedstawia nas jako istoty ubezwłasnowolnione. Czy oni myślą, że ktoś nas tu trzyma siłą? – zżyma się.
Melinda patrzy jednak na swoją społeczność z wyjątkowej perspektywy. Jest jedną z żon Jima Jeffsa, bratanka proroka i członka starszyzny FDLS. Jest także córką Dana Fischera, byłego członka FLDS, który po wystąpieniu z Kościoła został zagorzałym krytykiem władz ruchu. W 2008 r. Fischer zeznawał przed komisją Senatu USA na temat rzekomych nieprawidłowości w FLDS, a dzisiaj przewodniczy organizacji pracującej z ludźmi, którzy z Kościoła odeszli lub zostali zeń wyrzuceni. Gdy Fischer zerwał relacje ze wspólnotą w latach 90., rozpadła się również jego rodzina. 13 jego dzieci opuściło FDLS, podczas gdy Melinda i dwoje jej przyrodniego rodzeństwa wyrzekli się ojca. – To nie było łatwe, bo wciąż kocham ojca. Codziennie modlę się, by zrozumiał swoje błędy albo żeby chociaż zaprzestał nas atakować – mówi z żalem w głosie.
Jeżeli istnieje coś, co łączy obrońców FLDS i jego krytyków, to z pewnością przekonanie, że większość obecnych kłopotów Kościoła jest efektem przejęcia władzy przez rodzinę Jeffsów w 1986 r. Do tego momentu FLDS funkcjonowała jako luźna grupa wyznaniowa dyskretnie zarządzana przez dobrodusznego człowieka o nazwisku Leroy Johnson, który kierowanie wspólnotą powierzył grupie kapłanów wyższej rangi. Taki model skończył się, gdy po śmierci Johnsona stery przejął Rulon Jeffs. Po ogłoszeniu go prorokiem wprowadził rządy silnej ręki.
Oskarżenia o propagowanie dyktatury nasiliły się po śmierci Rulona w 2002 r., kiedy miejsce szefa wspólnoty zajął 46-letni syn zmarłego Warren. Ogłosił się prorokiem i poślubił kilka żon ojca, a następnie wiele innych kobiet, w tym, jak twierdzi Carolyn Jessop, osiem córek Merrila Jessopa. Wielu członków Kościoła FLDS ma po kilka żon, ale liczba wybranek w otoczeniu proroka bywa dwucyfrowa. Zabezpieczony podczas akcji w Teksasie kościelny dokument zwany Spisem Biskupa dowodzi, że jeden z zastępców Jeffsa, Wendel Nielsen, miał 21 żon. I choć FLDS nie ujawnia liczby partnerek Warrena Jeffsa (niektórzy oceniają, że ma ich ponad 80), zgodnie z aktem oskarżenia co najmniej jedna z nich w chwili ślubu była nieletnia.
Choć to praktyka zawierania małżeństw z nieletnimi dziewczętami budzi największe kontrowersje opinii publicznej, Dan Fischer nagłośnił też problem tzw. zagubionych chłopców, którzy opuścili wspólnotę lub zostali z niej relegowani. Pozostawieni sami sobie wałęsają się po ulicach Las Vegas, Salt Lake City i St. George w stanie Utah. W ciągu ostatnich siedmiu lat Fundacja Fischera pomogła 300 nastolatkom, z których najmłodsi mieli po 13 lat. Fischer przyznaje, że większość z nich po prostu „zniechęcano” do życia we wspólnocie, ale wymienia kilka przypadków oficjalnego wyrzucenia chłopców, twierdząc, że praktyka ta nasiliła się za czasów Jeffsa.
Zdaniem byłego członka FLDS taka praktyka jest przejawem wyrachowania starszyzny. Jej celem jest ograniczenie męskiej konkurencji o pulę młodych dziewcząt. – Gdy jedni mężczyźni poślubiają 20, 30, a nawet 80 kobiet, prosta kalkulacja pokazuje, że wielu innych nie ma szans na ożenek. Kościół utrzymuje, że wyklucza tych chłopców ze wspólnoty za dawanie złego przykładu, ale krnąbrnych dziewcząt pozbywa się rzadko – zdradza Fischer.
Równie kontrowersyjne było przywrócenie przez FLDS starego zwyczaju mormonów, zgodnie z którym żony i dzieci można przekazywać innemu członkowi wspólnoty. W przeszłości takie sytuacje miały miejsce głównie w przypadku śmierci ojca rodziny, by zapewnić opiekę wdowom, lub gdy kobieta była w poprzednim związku maltretowana. Zdaniem przeciwników Kościoła w rękach Jeffsa taki transfer kobiet stał się kolejną bronią, dzięki której mógł skuteczniej tłumić wszelkie przejawy nieposłuszeństwa.
Tylko do proroka należy określanie, kto jest, a kto nie jest niegodny miana członka wspólnoty. Gdy w styczniu 2004 r. Jeffs nakazał wydalenie 21 mężczyzn i przekazanie ich rodzin innym wyznawcom Kościoła, społeczność nie zaprotestowała. Lektura zarekwirowanego podczas akcji w Teksasie pamiętnika Jeffsa ukazuje go jako mężczyznę „ręcznie sterującego” nawet najmniej istotnymi działaniami jego trzódki, od rozdzielania zadań remontowych i ustalania rozlokowania rodzin w poszczególnych kwaterach aż po aranżowanie małżeństw i relegowanie niepokornych mężczyzn ze wspólnoty. Wszystko miało być objawiane Jeffsowi we śnie. Twierdził, że Bóg stoi za każdym jego działaniem. Jeden z wpisów w pamiętniku brzmi: Pan polecił mi, bym udał się do solarium, bo dzięki temu moja opalenizna będzie równomierna.
W 2005 r. sąd w Utah przekazał kontrolę nad funduszem powierniczym zarządzającym większością gruntów w Hildale i Colorado City administratorowi wyznaczonemu przez władze. FLDS prowadzi działania w celu odzyskania kontroli nad funduszem. Tymczasem Jeffs po rocznym ukrywaniu się przed wymiarem sprawiedliwości w stanie Utah, czemu zawdzięcza trafienie na listę 10 najbardziej poszukiwanych przestępców FBI, został aresztowany i obecnie odsiaduje wyrok pozbawienia wolności od 10 lat do dożywocia za współudział w gwałcie. Czeka go też kilka innych procesów. Wśród pozostałych 11 członków Kościoła, którym postawiono zarzuty, jest też Merril Jessop, oskarżony m.in. o udzielenie Jeffsowi ślubu z nieletnią.
Mimo to portret uśmiechniętego Jeffsa wisi na ścianie niemal w każdym domu wyznawców FLDS. Na czas nieobecności proroka jego zastępcy rozpoczęli agresywną kampanię obrony przywódcy. Donald Richter, autor publikujący teksty na jednej z oficjalnych stron internetowych FLDS, przyznaje, że choć małżeństwa z nieletnimi dziewczętami zdarzały się w przeszłości, to obecnie już się ich nie praktykuje. A sprawa zagubionych chłopców? – Praktyka ta stosowana jest tylko w ekstremalnych przypadkach i nigdy z tak błahych powodów, o jakich mówią krytycy Kościoła – wyjaśnia Richter.
Z pewnością Melindy Fischer Jeffs nie zniechęciła ciągła krytyka ruchu. – Warren jest najmilszym, najbardziej kochającym mężczyzną. Wizerunek wykreowany przez media i jego wrogów nie ma nic wspólnego z tym, jaki jest naprawdę – mówi. Podobnie jak inni członkowie Kościoła, Melinda ma w zanadrzu gotowe odpowiedzi na oskarżenia kierowanie przeciwko Jeffsowi, a szczególnie ochoczo broni systemu przekazywania sobie rodzin. Jej zdaniem niemal w każdym przypadku do zamiany dochodzi na wniosek żony opuszczonej lub bitej przez męża. Ale w swoim pamiętniku Jeffs opisuje, jak przekazał innym członkom wspólnoty żony trzech mężczyzn, w tym własnego brata Dawida, ponieważ Bóg powiedział mu, że nie byli w stanie uwznioślić swoich żon i stracili zaufanie w oczach Boga. Jedna z żon brata nie była zadowolona ze zmiany i nie mogła przemóc się, by choćby pocałować nowego małżonka. Wykazywała ostry sprzeciw, ale mimo to zgodziła się na zamianę. Musi nauczyć się poddawać woli Kapłana – pisał Jeffs.
Postawa Melindy uwypukla jedną z osobliwości poligamicznej religii: kluczową rolę kobiet w obronie tej praktyki. Gdy za czasów Brighama Younga organizacja charytatywna udała się do Utah, by stworzyć schronisko dla kobiet żyjących w poligamicznych związkach i chcących wyzwolić się z „białego niewolnictwa”, nie było chętnych na zamieszkanie w nim. Dzisiaj członkinie FLDS z Hildale i Colorado City mają mnóstwo okazji do ucieczki. Mają telefony komórkowe, umieją prowadzić samochód, bram nie strzegą ochroniarze... Ale jakoś nie uciekają.
Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest wychowanie – dziewczęta dorastające w określonym środowisku nie znają innej rzeczywistości. Carolyn Jessop, jedna z żon Merrila Jessopa, która opuściła FLDS, zdradza, że świat zewnętrzny jawił jej się niczym obca planeta. – Nie miałam praktycznie żadnego społecznego obycia. Większość kobiet w FLDS nie wie, jak kontrolować budżet, nie mówiąc już o znalezieniu pracy. Sama myśl o życiu poza wspólnotą napawa je lękiem – opowiada Carolyn.
Tym, co zdaje się trzymać kobiety we wspólnocie, jest też władza. Moje rozmówczynie sprawiały wrażenie bardziej wygadanych i pewnych siebie niż mężczyźni, których paraliżowała nieśmiałość. Łatwo to zrozumieć, jeśli zdamy sobie sprawę, że rolą kobiet jest „rozmnażanie i zaludnianie świata”, podczas gdy mężczyźni muszą pokonać ostrą konkurencję, by prorok uznał ich za godnych małżeństwa. Jednym ze sposobów na zdobycie przychylności lidera jest niewychylanie się. Dlatego w na pozór patriarchalnej społeczności rządzą kobiety.
Ich władza podlega jednak dyktatowi proroka. Po wysłuchaniu, jak Melinda zdecydowanie broni Jeffsa, pytam ją, co by zrobiła, gdyby to ją chciano przekazać innemu mężczyźnie. – Jestem pewna, że nigdy do tego nie dojdzie – mówi niezdecydowanie. – A gdyby jednak doszło? Byłabyś posłuszna takiej decyzji? – dopytywałem. To był jedyny moment podczas całego wywiadu, gdy kobieta stała się nieufna. Cofnęła się w fotelu, odwróciła trochę głowę i rzuciła mi spojrzenie kątem oka.
W pewne słoneczne popołudnie w marcu 2009 r. Bob Barlow, przyjazny mężczyzna w średnim wieku ze wspólnoty FLDS, oprowadza mnie po ranczu w zachodnim Teksasie. Kompleks składa się z 25 dwupiętrowych drewnianych chatek, kilku warsztatów i fabryczek rozrzuconych na powierzchni 685 hektarów. W środku terenu wznosi się biała świątynia z błyszczącego kamienia. Mieszkańcy dokonali niezwykłej przemiany nieurodzajnej ziemi. Kamieniste i zbite podłoże zaorano, rozkruszając głazy i mieszając je z cienką warstwą gleby. Założono sady i ogrody, zasiano łąki i ta samowystarczalna wspólnota żyła w spokoju w pożółkłym krajobrazie. Nalot z 2008 r. przerwał idyllę. – Rodziny powoli wracają. Wyjdziemy z tego jeszcze silniejsi niż dawniej – mówi Barlow.
Sądzę, że ma rację. W historii mormońskiej poligamii świat zewnętrzny wielokrotnie już chełpił się, że rozbił ruch, ale za każdym razem podcięte korzenie odrastały. Przypomina mi się pewne popołudnie w Colorado City i rozmowa z Verą Black. 92-letnia, schorowana Vera jest jedną z kobiet, którym władze Utah odebrały dzieci podczas akcji z 1956 r. Rodzina mogła połączyć się dopiero po tym, jak matka wyrzekła się poligamii. W ciągu kilku dni od złożenia tej obietnicy powróciła do Short Creek z dziećmi i dalej żyła według zasad przymierza.
Vera mieszka z córką Lillian. Całe dnie spędza na sofie, wokół której gromadzą się jej dzieci. Synowie i córki to dzisiaj 50- i 60-latkowie, a gdy opowiadają o separacji od matki i wiary, niektórzy nie mogą powstrzymać łez, tak jakby ból rozłąki sprzed 50 lat wciąż był żywy. – Musiałam złożyć tę obietnicę, ale w jej trakcie trzymałam skrzyżowane palce – zdradza z uśmiechem Vera.
Scott Anderson, 2010