Reklama

W Attawapiskat w kanadyjskim Ontario panuje stan nadzwyczajny po tym, jak jednego dnia 11 mieszkańców próbowało popełnić samobójstwo. Jednak ten kryzys dla mieszkańców Attawapiskat nie jest zupełną niespodzianką. Od września ponad 100 osób próbowało tam odebrać sobie życie. Problem dotyka wszystkich – cierpią zarówno starzy jak i młodzi, mężczyźni i kobiety.

Reklama

Kiedy podobna seria samobójstw miała miejsce w 2012 roku, francuskojęzyczny fotograf z Kanady Renaud Philippe zauważył, że w relacjach medialnych czegoś brakuje.

- Nie znalazłem niczego, co pomogłyby mi zrozumieć, kim ci ludzie byli, jak wyglądało życie w tej społeczności – opowiada Philippe. – Media były po prostu skupione na przekazie informacji. Dlatego chciałem zrozumieć, jak to jest żyć w takim miejscu – położonym tak blisko Toronto, Quebecu, Montrealu, ale o którym nic tak naprawdę nie wiemy.

Indianie kanadyjscy to rdzenna grupa ludności, która zamieszkiwała Kanadę na długo zanim pojawili się tam biali kolonizatorzy. Tradycyjnie nomadzi, polowali i migrowali zgodnie z porami roku. Jednak jak to zwykle bywało w historii kolonizacji, rządy kolonizatorów wymusiły na nich zmianę stylu życia. Pod koniec XIX wieku na podstawie ustawy o Indianach (ang. Indian Act) rdzenne grupy musiały ograniczyć się do mieszkania w rezerwatach i przystosować do kultury kolonizatorów. Mieszkańcy rezerwatów nie posiadają swoich domów czy ziemi na własność. Zamiast tego lokalny samorząd wodzów indiańskich zarządza listą napraw wymaganych w domach rezydentów, która nie ma końca. Nierzadko domy przeznaczane są do rozbiórki z powodu niedrożnej kanalizacji czy niewystarczającej izolacji, by chronić przed niskimi temperaturami spadającymi zimą do 35 stopnia Celsjusza poniżej zera. Kiedy domy stają się niezdatne do zamieszkania, rodziny wyprowadzają się do krewnych. Czasami ponad 20 osób tłoczy się w dwupokojowych domach.

- Miałem wrażenie, że robię zdjęcia nie teraźniejszości, ale następstwom przeszłości – komentuje Philippe, który miał okazję obserwować tych ludzi.

Attawapiskat jest odizolowaną społecznością składającą się z mniej więcej 2 tysięcy osób zamieszkujących brzeg Zatoki Jamesa. Jedyny sposób na wjazd i wyjazd ludzi lub towarów to droga powietrzna albo zamarznięta droga działająca jedynie przez dwa miesiące w roku. To co Philippe zobaczył po przyjeździe do Attawapiskat, zaszokowało go.

- Byłem już w kilku strasznych miejscach, jak na terenach dotkniętych trzęsieniem ziemi czy w obozie uchodźców, gdzie widziałem ludzkie cierpienie. Ale Attawapiskat było inne. To się czuje na miejscu. Życie wydaje się tam być wyjątkowo trudne, wyjątkowo ciężkie.

Philippe’a nie od razu przywitano serdecznie. Po kilku dniach rozmów z mieszkańcami poznał jednak rodzinę, która pozwoliła, by zamieszkał z nimi na dwa tygodnie. Brak perspektyw w tym miejscu był dla niego uderzający. Szalejące bezrobocie. Niektórzy pracują w pobliskiej kopalni DeBeers, inni mają coś w mieście, ale wielu z nich żyje z zasiłku. Philippe twierdzi, że w domu, w którym się zatrzymał rodzice regularnie brali OxyContin –drogi choć powszechny środek opioidowy w mieście.

Niektórym mieszkańcom nawet szkoła nie daje zbyt dużo nadziei. Podczas tych dwóch tygodni, kiedy Philippe mieszkał u jednej z rodzin, dzieci ani razu nie poszły do szkoły. W rezerwatach dla Indian kanadyjskich liczba osób które nie chodzą do szkoły jest dużo większa niż gdzie indziej.

Mimo wszystko zdarzały się momenty radości – kobiety spotykające się na grę w karty, dzieci grające w hokeja na domowym lodowisku, ojciec z czułością myjący włosy swojego syna w zlewie, by ograniczyć mu kontakt ze skażoną wodą.

- Można by opowiedzieć wiele złego, ale widziałem też tyle miłości w tej rodzinie – przyznaje Philippe. To, co teraz powiem jest ważne: oni chcą żyć tak jak wszyscy inni. Chcą żyć w spokojnym miejscu, wśród kochającej się rodziny, i mieć cel na przyszłość.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama