To nie są liczby! Setki, tysiące uchodźców – to rodziny, matki, ojcowie i dzieci [RELACJA Z LIBANU cz. 3.]
To prawdziwi ludzie, których życie złamała wojna. Nasz wysłannik odwiedzał rodziny syryjskich uchodźców w libańskiej przygranicznej prowincji Akkar i słuchał ich opowieści. Zobacz w jakich warunkach mieszkają i poznaj ich losy.
- Błażej Grygiel
Trwająca od 5 lat wojna w Syrii wrosła w codzienność – także w Europie. Ludzie przyzwyczaili się do rosnących liczb ofiar, pokrzywdzonych, uciekających. Za tymi numerami kryją się prawdziwi ludzie i tysiące złamanych żyć.
Zobacz galerię.
Tekst i zdjęcia: Błażej Grygiel
1 z 4
Ptaki w klatce - Mohamad
Mohamad w Syrii pracował w przemyśle drzewnym. Po wypadku i uszkodzeniu kolan nie jest w stanie pracować. Pieniądze zdobywają jego dwaj synowie: piętnasto- i trzynastoletni. Zarabiają pracami dorywczymi pomagając na budowach, w remontach czy warsztatach. Pieniędzy nie starcza ani na czynsz, ani na opłacenie drogiego oleju opałowego do pieca ogrzewającego dom. Bez pomocy humanitarnej nie przetrwaliby ani oni, ani jedno z niewielu źródeł ich radości, może nawet dumy – ptaki. Jeden z synów Mohamada hoduje kanarki, w domu ma kilka klatek z ptakami. W tle rozmowy ze starym ojcem wciąż słychać ich głos. Kolorowe i rozśpiewane ptaki wyglądają na tle szarego, betonowego wnętrza, jak żywe błyski światła, które na chwilkę tylko wpadły do środka i głośno szukają drogi wyjścia.
2 z 4
Dzieci bez domu - Jamili
Jej imię oznacza „piękna”, jej matki natomiast „posłuszeństwo” - Jamili jest trojga dzieci, dwie młodsze córki urodziły się już w Libanie. Jedynymi dokumentami tych dzieci, poza rejestracją w UNHCR (ramię ONZ do spraw kryzysów humanitarnych), są certyfikaty urodzenia. Nie otrzymają ani paszportów libańskich, ani syryjskich i najprawdopodobniej pozostaną bezpaństwowcami. Liban nie chce sankcjonować przyjmowania uchodźców nadawaniem obywatelstw, a żeby otrzymać syryjski paszport trzeba by było wpisać dzieci do tak zwanej „książki rodziny”. To rejestr, w którym rodzice zapisują swoje potomstwo. Gdyby Jamili chciała wpisać swoje dzieci, ona lub jej mąż musieliby wrócić do kraju i zrobić to osobiście.
Na zdjęciu po prawej teść Jamili obok wiszącej kołyski dla jej najmłodszego dziecka.
3 z 4
Sztuka wyboru - Yusif
31-letni Yusif wraz z 28-letnią żoną wychowują trójkę dzieci w Bire. Wynajmowany przez nich pokój w ciągu ciepłego dnia jest przyjemnie chłodny, ale to tylko kilka godzin. Po zmroku, a w zimowe miesiące znacznie wcześniej, nieosłonięte betonowe ściany i podłoga są zimne jak lód. Jedyną izolacją są rozłożone koce i dywany. Ciepła strefa wokół olejowego pieca ma promień 1-1,5 metra, krok dalej jest znów zimno. Yusif pracuje jako nauczyciel angielskiego, gdyby nie pomoc humanitarna (na przykład opłacanie czynszu przez Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej), musiałby wybierać między czynszem, ciepłem, edukacją dzieci, a jedzeniem. Wciąż staje przed podobnymi wyborami, jeśli szkoła nie wypłaci mu pieniędzy na czas oszczędza na jedzeniu, by nie spóźnić się z opłatą za edukację swoich dzieci.
4 z 4
Smutny widok - Samira oraz Ibrahim
Uśmiechnięta kobieta i starszy mąż siedzą przed niewykończonym domem na przepięknym wzgórzu. W oddali roztacza się dolina, a przejrzyste powietrze pozwala zobaczyć miejscowości oddalone o wiele kilometrów. Brzmi to wspaniale, ale dla Samiry i Ibrahima ten widok nie jest wcale miły. Od pięciu lat patrzą z tego wzgórza na swoją rodzinną miejscowość dewastowaną przez wojnę. Podobno ich dom jeszcze stoi, choć ma w dachu wyrwę po pocisku o promieniu pół metra. Choć od pewnego czasu po syryjskiej stronie jest znacznie spokojniej, od czasu do czasu obserwują wybuchy, pożary, a po dolinie i wzgórzach niosą się strzały. Do dawnego domu mają zaledwie 2 kilometry.
Za rodziną na zdjęciu w oddali Syria i rodzinna ziemia Ibrahima i Samiry.