Reklama

Nimsdai na K-2 zimą wszedł bez tlenu i sam mocował swoje liny. Pochwalił się tym dopiero kilka dni po ogłoszeniu zespołowego sukcesu. Nie zapowiadał tego, po prostu zrobił. Bo mógł. Jak mówi w wywiadzie dla national-geographic.pl, jego organizm był wystarczająco wydajny, że nie stanowiło to ryzyka. A poza tym, jak dodaje, nie ma co robić wokół tego szumu. Rozmawiamy z nim niespełna miesiąc później.

Reklama

Nirmal Purja: Witaj bracie, czy dobrze mnie słyszysz?

Jan Sochaczewski, national-geographic.pl: Dzień dobry Nims. Słyszałem, że jesteś w Nepalu. Odpoczywasz tam z rodziną?

- Kiedy zakończyliśmy ekspedycję, zostaliśmy zaproszeni do Nepalu przez władze i uczestniczymy w wielu ceremoniach, dużo spotkań i wywiadów. Szczerze mówiąc cały czas pracuję.

Miałeś okazję spotkać się z braćmi?

- Na miejscu w Nepalu czekali na mnie bracia. Razem z nimi na lotnisku były tysiące osób, robiło wrażenie.

POSŁUCHAJ, JAK NIRMAL POZDRAWIA FANÓW Z POLSKI

Niestety muszę zacząć od smutnego pytania o trzech zaginionych na K-2, Johna Snorri, Aliego Sadparę, oraz Juana Pablo Mohra. Czy kiedykolwiek dowiemy się, co tam się stało?

- Nie, nigdy nie będziemy w stanie dowiedzieć się dokładnie co się tam stało. Pełną historię poznalibyśmy tylko u źródła, od tych ludzi. Niestety nigdy się tego nie dowiemy, chyba że od nich.

K-2 fascynuje, ale i zabija. Widać to po liczbie tych, którzy dotarli na szczyt i bezpiecznie zeszli oraz tych, którzy zginęli w trakcie wspinaczki. To proporcje bliskie 4 do 1.

- Wydaje mi się, że wszyscy doskonale wiedzieliśmy, na co się decydowaliśmy. Wspinaczka górska na tak ekstremalnych wysokościach jest czymś na zupełnie innym, czymś na wyższym poziomie. Odwaga może pomóc osiągnąć sukces, pozwolić sięgnąć szczytu, ale też równie dobrze może cię zabić. Dlatego tak ważna, wręcz kluczowa, jest uczciwość przed sobą samym co do własnych umiejętności, gdy człowiek ocenia ryzyko. Szczególnie w strefie śmierci. Jeżeli podejmiesz złą decyzję to umrzesz. I wszyscy to wiedzą. A sama K2.. no cóż, to ekstremalnie techniczna góra. To drugi najwyższy szczyt świata. Do tego jest przeraźliwie zimno.

Czy faktycznie było zimniej niż w poprzednich latach? Wielu wspinających się w tym sezonie twierdziło, że temperatury były niższe.

- Nie wiem czy w tym roku było zimniej. Byłem na K-2 zimą tylko raz i mogę mówić tylko na temat tego, co sam przeżyłem. Nasz zespół doświadczył nawet minus 65 stopni Celsjusza.

Na Lhotse w strefie śmierci ktoś zabrał ci zostawiony na później tlen, prawda? Opowiadałeś, że dałeś radę wejść na szczyt, bo sam siebie okłamałeś. Stworzyłeś sobie w głowie taką iluzję, że zabrano go by uratować komuś życie…

- Tak..

…dlaczego na K-2 było to dla ciebie tak ważne by wchodzić bez tlenu?

- Ok. Tego, co zrobiłem na K-2 tej zimy, bez tlenu, nikt sobie nie może wyobrazić. Po pierwsze, nie byłem tam odpowiednio zaaklimatyzowany. Kiedy człowiek się wspina na szczyt, nawet latem, śpi się w obozie 4., najwyżej położonym. W zimie to samo. Sęk w tym, że ja nie miałem czasu i spałem tylko do obozu drugiego.

Druga sprawa. Kiedy mocowaliśmy liny do obozu trzeciego odmroziłem sobie lekko (ang. frost nip) trzy palce. Kiedy człowiek wspina się bez tlenu, można być pewnym, że będzie czuć zimno. Z tlenem jest nieco cieplej. Decyzja, by nie brać tlenu dotyczyła więc i tego aspektu.

Trzecia sprawa. Mój zespół 9 Szerpów to są najsilniejsi wspinacze świata. Nikt nie może się im równać. Gdy oni biorą ze sobą tlen to są jeszcze szybsi. Ja byłem szefem tej ekspedycji i to było oczywiste, że muszę iść w tym samym tempie. Zza pleców nie da się dowodzić. A plan był oczywisty: cała dziesiątka wchodzi na szczyt jednocześnie. Jeżeli ktoś miałby na mnie czekać, nawet 30 minut, to staje się to niebezpieczne. Można w 30 minut stracić palec.

Copyright @nimsdai

I pomimo tego wszystkiego, podjąłem decyzję by wspinać się bez tlenu, bo gdy w 6 miesięcy i 6 dni wspiąłem się na 14 ośmiotysięczników tlen brałem tylko z najwyżej położonych obozów. Czasami wchodząc z 7 tysięcy metrów, czasami z 8 tysięcy. Wiedziałem jak moje ciało zareaguje [na brak tlenu – red.]. To było skalkulowane ryzyko.

Chciałeś się sprawdzić?

- Nie, po prostu wiedziałem, że dam radę. Dlatego. To naprawdę nie było aż takie ważne. Ja wiem, że dla niektórych ludzi to, czy wspina się z tlenem czy bez tlenu jest bardzo istotne. Ja byłem na czele mojego zespołu i niektórzy mieli problem, żeby za mną nadążyć, i to z tlenem. Uważam, że na temat tego, co robimy w życiu nie musimy dużo mówić. Ja wyszedłem z sił specjalnych i gdybym zaczął opowiadać o moich misjach z nimi, ludzie narobiliby w spodnie. Serio, ludzie narobiliby w spodnie. To wariackie historie, ale jakoś o nich nie gadam.

Niektórzy zapowiadają wejście bez tlenu, ale ostatecznie korzystają z lin zamocowanych wcześniej przez innych, często wchodzących na tlenie. Gdzie tu wierność ideałom?

- Ja niosłem swoje własne liny… Coś muszę mocno podkreślić. Gdy zdobyliśmy szczyt, wrzuciłem do sieci zdjęcie zespołu, bo to była praca zespołowa. Wszyscy się ucieszyli, nasi przyjaciele nam gratulowali. I zazwyczaj ludzie cieszyli się naszym szczęściem. Ale byli też tacy, którym strasznie zależało, by posłać w świat negatywny przekaz. Że to nie było „czyste”, bo użyliśmy tlenu… W duchu sobie tak powiedziałem: hej bracie, daj nam się cieszyć. Ludzie się cieszą, to po co im to zabierać. Nie znasz przecież szczegółów. Dlatego dopiero po dwóch dniach wrzuciłem zdjęcie samego siebie, jak wspinam się bez tlenu. Nie chciałem, żeby to było pokazywane jako coś najważniejszego w tej misji. Niektórzy serio muszą wyluzować.

Copyright @nimsdai

Chciałbym zapytać o zdjęcie ze szczytu z flagami. Wspinając się na potrzeby Project Possible nigdy nie brałeś ze sobą flagi Nepalu na szczyt. Jak wyjaśniłeś, to dlatego, że to było przedsięwzięcie skierowane „do ludzi”, pokazujące możliwości człowieka. Nie chodziło o ciebie samego, o twoją sławę. Na K-2 flagi wziąłeś. Na zdjęciu ze szczytu widać, jak masz tam flagę Nepalu skrzyżowaną z flagą Zjednoczonego Królestwa. Co się zmieniło?

- Zimowe wejście na K-2 to było coś, co ludzie mogli sobie jako tako wyobrazić. A przynajmniej uważali, że jest to coś, co da się zrobić. Jeżeli ma się dobry zespół… A to co zrobiłem rok temu [Project Possible – red.], to coś, co ludziom przez myśl by nie przeszło. Dziś już tak, bo to zrobiłem. Ale w trakcie... 14 ośmiotysięczników w 7 miesięcy. To było coś niewyobrażalnego. I dlatego mówiłem, że ten projekt robię dla ludzkości, dla rasy ludzkiej. Taki był tego szerszy obraz. Dlatego nie brałem żadnych flag.

Tym razem, na K-2, to było coś bardziej osobistego. To był jedyny niezdobyty zimą nepalski ośmiotysięcznik. Pozostałe zdobyli nasi zagraniczni przyjaciele. Wszyscy wiedzieli, że Szerpowie liczą się w tych górach, ale niczego nie mogliśmy sobie przypisać. Ok, to nadal jest coś, co można zadedykować ludzkości, ale tu chodzi o to, jak leżą moje priorytety. Tak, nadal wszyscy ludzie mogą czuć dumę, że się udało. Jednak moje priorytety związane były najpierw ze wspólnotą nepalską, a dopiero później z ludzkością.

Flagę brytyjską wziąłem, bo… Ok, urodziłem się w Nepalu, zostałem wychowany przez Gurkhów, ale stworzyli mnie komandosi sił specjalnych Zjednoczonego Królestwa…

Stworzyli cię?

- Tak, człowieka, którym jestem. W zakresie umiejętności podejmowania decyzji, dostrzegania większego obrazu. Musiałem oddać zasługi Królowej i Koronie.

Chciałbym dowiedzieć się od ciebie czegoś na temat nie tyle wchodzenia, co schodzenia z góry. Jesteś dumny ze swojego rekordu 21 bezpiecznych wejść i zejść. Zastanawia mnie, co dzieje się w twojej głowie, gdy już na szczycie emocje opadają, zastrzyk adrenaliny się wyczerpuje. Co jest najtrudniejszego w bezpiecznym zejściu ze szczytu?

- Bracie, ze szczytem jest tak… Wszyscy mówią, że udane wejście to połowa sukcesu. Jak się nie może zejść, to… Co komu po tobie, jak będziesz martwy. To nie jest zakończona misja. Żeby ją zakończyć trzeba bezpiecznie wejść i bezpiecznie zejść. Dlatego jest tak ważne, by podjąć właściwe decyzje. Tak ważne jest, by być uczciwym wobec samego siebie. Żeby znać możliwości własnej drużyny. Sprowadza się to też do szczegółów, skrupulatnego planowania. Trzeba mieć plan zapasowy dla planu zapasowego. Całe szczęście do tej pory było mi dane zachować czystą kartę. Mam nadzieję, że i w przyszłości się uda.

Czy oglądałeś jakieś materiały wideo z poprzednich wejść zimowych na K-2? Wiem, że wszystkie były nieudane, ale próbowałeś się czegoś dowiedzieć w ten sposób?

- Owszem, ale nie skupiam się na porażkach. Wiesz, dla mnie to prosta sprawa. W czasie selekcji do brytyjskich sił specjalnych do walki staje 200 najlepszych z najlepszych, z różnych typów oddziałów. Czasem tylko 4-5 z nich się uda. Jeżeli człowiek będzie słuchał tych 195 czy 196 którym się nie udało, to mu też się nie uda. A ten komu się nie udaje, zawsze będzie mówił, że było trudniej niż w rzeczywistości.

Co mówi tych kilku, którzy dali radę?

- Słuchaj, sukces to nie przypadek. Sukces nie przytrafia się niechcący. Żeby osiągać tak duże cele, sama dyscyplina nie wystarczy. Trzeba mieć samodyscyplinę. Dam ci przykład. Powiedzmy, że chcesz biegać wcześnie rano, ale ktoś musi cię o tej 5 budzić. To nie wystarczy. Musisz umieć obudzić się sam. Liczy się motywacja. Jeżeli ktoś musi cię motywować, to nie wystarczy. Musisz sam być zmotywowany do tego. Gdy przechodzisz przez kolejne fazy selekcji do komandosów, nie dasz rady, jeżeli ktoś cię do tego będzie musiał zmuszać. To musi wychodzić z twojego wnętrza. Do tego musisz pracować ciężej niż wszyscy dookoła ciebie. Powiem ci coś. Ludzie patrzą na mnie, widzą, że mi się udało. Ale to nie jest przypadek. To krew, pot i łzy. Za tym jest ciężka praca.

Powiedz mi o łzach. Zostawiłeś siły specjalne na 6 lat przed wojskową emeryturą. Chcąc spełnić swój sen o 14 ośmiotysięcznikach wziąłeś nawet hipotekę na dom. Kiedyś, jeżdżąc od spotkania do spotkania z potencjalnymi sponsorami, szukając funduszy na Project Possible, któregoś razu musiałeś nawet zatrzymać się na poboczu, bo emocje wzięły górę. Myślałeś wtedy, żeby się poddać?

- Nigdy. Tak samo, gdy zbierałem środki na wyprawę zimową na K-2 mówiłem, że ja to zrobię. Nie wrócę, aż to zrobię. Będę musiał siedzieć dwa miesiące w obozie bazowym, ale wejdę. Takie miałem od początku nastawienie. Naturalnie, przeżyłem te trudne chwile, ale trzeba wierzyć w swój cel. I cel zawsze musi być większy, niż ty sam. Chodzi mi o to, że jeżeli człowiek robi coś dla własnej sławy, nie uda mu się. Trzeba mieć cel większy niż ty sam. I dlatego wszystkie cele jakie wybrałem sobie po odejściu ze służb specjalnych były większe ode mnie. Chcę zmienić świat. Chcę inspirować świat. Jestem tu po to, by coś zmienić.

Podejście ludzi do zmian klimatu?

- Też. Wspinając się na te same szczyty w odstępie kilku lat na własne oczy widziałem topniejące lodowce. To się dzieje naprawdę.

W książce „Beyond Possible” piszesz o wspinaniu się na szczyty, ale nie jest to książka o wspinaczce górskiej. To książka o pokonywaniu własnych gór, o tym jak marzyć. Zupełnie jak ten mały chłopiec dorastający w chacie, w której miał kurnik nad głową…

- [śmiech] Dokładnie tak bracie, absolutnie! Urodziłem się w bardzo biednej rodzinie. Nie miałem nawet klapek. Dostałem się do oddziału Gurkhów spośród 30 tys. ludzi. Potem dostałem się do sił specjalnych. Jestem pierwszym Gurkhą w tej formacji od 200 lat. Służyłem na całym świecie, pływałem małymi łodziami podwodnymi. Naprawdę robiąc rzeczy, które James Bond robi w filmach… I jeszcze to, co robię teraz… Wiesz, nie miałem bogatych rodziców, nikt nie dał mi żadnej szansy. Sam ją sobie stworzyłem. Tyle razy poniosłem porażkę, ale nie poddałem się.

To przekaz twojej książki?

- To mówię światu. Nie potrzebujemy tych wszystkich ułatwień. Ludzie generalnie szukają w życiu wymówek. Jeżeli jesteś jednym z nich, nie uda ci się. Sam musisz sprawić, że marzenie się spełni. Chcieć to móc.

Myślałeś kiedyś o karierze mówcy motywacyjnego? Bo jeżeli nie ze wspinania się na szczyty czy kierowania łodzią podwodną, pewnie mógłbyś z tego uczynić prawdziwą karierę.

- Tak, to mój konik. To jest coś, co robię. Aktualnie dużo się wspinam, więc ostatnio mniej. Ale tak, prowadzę treningi motywacyjne. Kocham to. Już wkrótce może będzie można usłyszeć mnie częściej, jak opowiadam swoją historię, jak inspiruję świat.

Pozwól, że wrócę do jednego szczegółu dotyczącego twojego wejścia na K-2. W jednym z wpisów skarżyłeś się, że straciłeś z obozu trzeciego sprzęt pozostawiony z myślą o ataku na szczyt. Wymieniłeś paralotnię. Wiem, że trenowałeś w lecie, widziałem widea na Youtube. Przyznaj się, faktycznie chciałeś skoczyć z K-2?

- Na 100 proc. zeskoczyłbym ze szczytu gdybym miał ze sobą paralotnię. Bracie, gdyby pogoda nie zabrała mi namiotu, wylądowałbym ze stylem w obozie bazowym. Ale hej, zostawmy coś na przyszłość.

To numer w stylu Jamesa Bonda, ale już niekoniecznie drużynowy. Nie straciłbyś tego, co masz dziś, że wszedłeś i zszedłeś razem z drużyną?

- Nie, na pewno nie. Wszyscy członkowie drużyny dobrze mnie znają, wiedzą jakie mam nastawienie. Wiedzą, w jaki sposób się wspiąłem na szczyt. Ale dobrze się stało, miałem okazję zejść razem z nimi. Naturalnie, pogoda pokrzyżowała mi szyki i zabrała paralotnię. Ludzie mogą się nawet pytać, jak niby miałbym to zrobić, w końcu trenowałem tylko przez 90 dni. Ale ja się szybko uczę.

Wszedłeś na K-2 zimą. Co jeszcze jest beyond possible dla Nimsdaia?

- Stay tuned, zawsze czekają przyjemne niespodzianki z mojej strony.

Dzięki za rozmowę.

Nirmal Purja Magar dowodził zespołem, który jako pierwszy w historii zdobył zimą szczyt K2 góry Karakorum. 16 stycznia o godz. 17 dziewięciu Szerpów i jeden Magar, czyli właśnie Nirmal, weszli na szczyt wspólnie, dosłownie trzymając się w objęciach. Nepalczycy w końcu mieli swój ośmiotysięcznik. Wszystkie inne zimą i latem zdobywali obcokrajowcy. To była ich ostatnia szansa. Nimsdai, jak Nirmal Purja woli być nazywany, odgrażał się, że dwa miesiące będzie siedział pod szczytem czekając na dobry moment, ale wejść na K-2 zimą musi. Nie pierwszy raz uparł się, że dokona niemożliwego.

Urodzony w ubogiej rodzinie należącej do grupy etnicznej Magarów, stanowiącej zaledwie 7 proc. nepalskiego społeczeństwa, Nirmal dorastał w przeczuciu, że karierę zrobi tylko przez wojsko. Jego starsi bracia dostali się do Gurkhów, on też chciał. Słynący z walczeności i męstwa żołnierze służyli już 200 lat temu w szeregach brytyjskich wojsk kolonialnych. Za odwagę i poświęcenie w służbie Koronie Brytyjskiej zostali odznaczeni za swoją służbę m.in. 13 krzyżami Wiktorii. Brali udział zarówno w I i II wojnie światowej, jak i walce o Falklandy.

Młody Nirmal dostał się do tzw. Brygardy Gurkhów, za drugim razem, w 2003 roku. W 2009 jako pierwszy Gurkha w historii przeszedł selekcję do elitarnych morskich sił specjalnych, podległych brytyjskiej piechocie morskiej Special Boat Service. Później służył jako ekspert od działań zbrojnych w ekstremalnie niskich temperaturach. W 2018 roku tajne misje m.in. w Afganistanie i wysoką emeryturę komandosa zamienił na karierę wspinacza wysokogórskiego.

Na pierwszą górę w życiu wszedł 6 lat wcześniej. W 2012 roku, bez żadnego wcześniejszego doświadczenia we wspinaczce wysokogórskiej dotarł na szczyt 6-tysięcznika Lobuche East, szczytu w Nepalu sąsiadującego z Everestem. Dwa lata później zdobył swój pierwszy 8-tysięcznik (Dhaulagiri). Na Mt. Everest wszedł po raz pierwszy w 2016 r. Po roku wrócił z 13 innymi Gurkhami by w ramach ekspedycji G200E uczcić 200 lecie służby tej formacji w siłach brytyjskich. Korona odwdzięczyła mu się za tę służbę rok później.

Nirmal Purja za swoje dokonania otrzymał w 2018 roku Order Imperium Brytyjskiego. Odszedl ze służby i wybrał sobie cel: wspiąć się na wszystkie ośmiotysięczniki w rekordowym tempie 7 miesięcy. Na pierwszy wszedł 23 kwietnia 2019 roku, na ostatni, leżącą w Tybecie Shishapangmę wszedł pod koniec października. Na prośbę władz Nepalu specjalnego pozwolenia udzieliły mu na tę wyprawę władze Chin.

Reklama

Pierwszym, który dokonał wejścia na wszystkie 8-tysięczniki był legendarny wspinacz Reinhold Messner. Elitarny klub dla zdobywców wszystkich 8-tysieczników założył w 1986 roku, wchodząc na ostatni szczyt 16 lat po pierwszym. Polak Jerzy Kukuczka zapisał się jako najszybszy. Wejście na 10 najwyższych gór w Himalajach i 4 w Karakorum zabrało mu 7 lat 11 miesięcy i 14 dni. Nimsdai swój Project Possible zamknął w niespełna 7 miesięcy. 12 godzin po zdobyciu Mt Everest był na szczycie 4. góry świata, Lhotse. Po kolejnych 48 godzinach oglądał okolicę ze szczytu Makalu, kolejnego 8-tysięcznika na liście. Pokonanie pierwszych 11 gór zabrało mu 94 dni.

Dotychczasowi członkowie „Klubu 8K” uważali, że styl wspinaczki liczy się tak samo jak wejście na szczyt. Niechętnie patrzyli na wspomaganie się tlenem z butli, korzystaniem z lin zamocowanych przez kogoś innego czy poleganiu na Szerpach jako tragarzach dodatkowego sprzętu. „Messnerowcy” stali na stanowisku, że wspinając się trzeba próbować tras wymagających sporych technicznych umiejętności, a nawet samodzielnie przecierać nowe szlaki. Chwalenie się sukcesami poza środowiskiem, a szczególnie w mediach, należało do złego tonu.

Copyright @nimsdai
Reklama
Reklama
Reklama