Savoir vivre, czyli sztuka życia
Savoir-vivre to coś więcej niż sztywny zbiór zasad, reguł i wzorów zachowań
Historycy dowodzą, że miał kluczowe znaczenie dla rozwoju cywilizacji Zachodu. Antropolodzy – że tak jak wszystkie zachowania grzecznościowe jest umowny. Ale czy w zglobalizowanym świecie archaiczny ceremoniał ma jeszcze sens? Przez kilka stuleci był filozofią życia elit i regulował wszystkie jego sfery. Historycy dowodzą, że miał kluczowe znaczenie dla rozwoju cywilizacji Zachodu. Antropolodzy – że tak jak wszystkie zachowania grzecznościowe jest umowny. Ale czy w zglobalizowanym świecie archaiczny ceremoniał ma jeszcze sens?
Ponad miliard mieszkańców współczesnego świata twierdzi, że ich spuścizna intelektualna ma swe źródła w starożytnej Grecji. To tam wierzono, że szczęście polega na możliwości podejmowania działań zmierzających do osiągania doskonałości. I tam właśnie należy szukać korzeni europejskiego savoir-vivre’u. – Starożytni Grecy cenili życie piękne, wyjątkowe, pełne ceremoniału i uprzejmości. Już Arystoteles pisał,że wszystko powinno być najwyższej jakości – człowiek, jego rzeczy i maniery. Do perfekcji doprowadzili tę sztukę epikurejczycy – tłumaczy dr Stanisław Krajski, historyk filozofii, specjalista od savoir-vivre’u. W średniowieczu te ideały upadły – standard zachowania stał się bardziej jednolity dla różnych warstw społecznych. Mniej było niuansów w sposobie myślenia i zachowania. Istnieli przyjaciele i wrogowie, doznania przyjemne i przykre, ludzie dobrzy i źli. Jadło się ze wspólnych misek, mięso ręką,zupy łyżką. Pierwszeństwo miał zawsze wyższy rangą.
Jak spluwać z ogładą
Dobre maniery wskrzesił renesans, a konkretnie Erazm z Rotterdamu, który w 1530 r. napisał niewielką rozprawę De civilitate morum puerillum. Książka zawierająca praktyczne wskazówki dotyczące zachowania się w towarzystwie i „zewnętrznej ogłady” stała się bestsellerem – w ciągu sześciu lat powstało sześć wydań, później wznowiono ją jeszcze 130 razy. Uczono z niej chłopców, jak siedzieć, witać się, pluć, smarkać i puszczać gazy. Autor radził: Odwróć się gdy spluwasz, by nie ubrudzić i nie opryskać nikogo. Gdy jakieś paskudztwo spadnie na ziemię, rozdepcz je nogą, by nie budziło w nikim obrzydzenia. Albo: Niektórzy zalecają, by wstrzymywać wiatry trawienne, zaciskając pośladki. Wszakże można się przez to nabawić choroby. Wstrzymywanie się od dźwięku, który powoduje natura, jest cechą głupców, którzy przywiązują większą wagę do ogłady niż do zdrowia. I jeszcze jeden wzór zachowania: Chłop smarka w czapkę i kapotę, a kiełbaśnik w zgięte w łokciu ramię. Ponieważ książki były wówczas drogie, główną metodą wychowawczą było uczenie się na pamięć – zasady dobrego wychowania wbijano więc do głów za pomocą rymowanek. Podręczniki dobrych manier upowszechniły się wraz z rozwojem druku i były bardzo popularne na Zachodzie. W naszym kraju dobrym manierom poświęcono pierwszy tekst świecki w języku polskim O zachowaniu się przy stole z ok. 1400 r. Autor Przecław Słota pisze, jak zachowywać się podczas biesiady dworskiej, i tłumaczy, że prostak je brudnymi rękami, rwie się pierwszy, sięga przez innych i napełnia całe naczynie, podczas gdy człek dobrze wychowany powinien siedzieć spokojnie, jeść małymi kęsami i raczej nie objadać się na zapas.
Piękny ukłon, brudne nogi
Wzory zachowań powstawały na dworach królewskich i rozprzestrzeniały się na zasadzie snobizmu i mody.Znajomość właściwych norm i wykwintnych manier nazywano kurtuazją. W czasach monarchii absolutnej (II połowa XVII w.) wszystkie sfery życia na dworze zostały całkowicie zrytualizowane, a dworska etykieta przybrała absurdalne rozmiary. Król Ludwik XIV zmusił 10 tys. dworzan do zamieszkania w Wersalu wraz z pięciotysięczną służbą. Ceremoniał towarzyszył im od świtu do nocy. Etykieta ściśle regulowała rozkład dnia i każdy drobiazg życia na dworze. Nie mają czasu na myślenie o innych błahych sprawach – cieszył się król. W pałacu były dwa tysiące pokoi, ale żadnego prywatnego apartamentu. Życie pary królewskiej rozgrywało się na oczach dworu, najintymniejsze szczegóły z ich życia były roztrząsane jako sprawa wagi państwowej. Każdego ranka do sypialni króla podążała procesja, by oglądać, jak władca wstaje: sto osób podzielonych na sześć grup, każda kolejna o szczebel niżej w dworskiej hierarchii. Miejsce w niej, a więc tytuły i przywileje, wyznaczał oczywiście monarcha. Każdy zależał od każdego, a wszyscy od króla – pisze Norbert Elias w Społeczeństwie dworskim. Etykieta była na dworze Ludwika XIV tak skrajnie rozbudowana, że biedni dworzanie nie rozstawali się ze ściągawkami podpowiadającymi, jak zachować się w każdej sytuacji. Prawdziwe maniery wychodziły na jaw, gdy nikt nie patrzył. W pałacu o ścianach i sufitach pokrytych złotem załatwiano się pod schodami, a nieczystości wylewano za okno. Ale etykieta miała również zalety. Chroniła dworzanina podobnie jak zbroja rycerza, pozwalała uniknąć wpadek i skupić się na polityce – wyjaśnia dr Janusz Sibora, historyk oraz specjalista od etykiety dworskiej i protokołu dyplomatycznego. – W etykiecie odzwierciedla się cała złożona stratyfikacja społeczna – pisze w eseju Grzeczność wasza i nasza Alicja Nagórko. Człowiek wtajemniczony w jej (nieraz dość zawiłe) arkana zasługuje na miano cywilizowanego lub ogładzonego.
Kanapka i sztućce z plastiku
W powojennej Polsce ludzie kulturalni sięgali po Przekrój z popularną rubryką Demokratyczny savoir-vivre. Tydzień po tygodniu Jan Kamyczek, czyli Janina Ipohorska, udzielał rad i wskazówek, które stawały się pomocne w różnych życiowych sytuacjach, w których próbowali się znaleźć Polacy. Podobną rolę odgrywały poradniki Ireny Gumowskiej.
– Europa masowo zaczęła odrzucać savoir-vivre gdzieś w połowie lat 60. XX w. Wraz z nadejściem epoki dominacji liberalizmu i ostatecznym odrzuceniem kultury chrześcijańskiej przyszły czasy totalnego luzu, a więc również negacji zasad dobrego wychowania. Savoir-vivre od początku był również negowany i zwalczany przez znaczną część lewicy jako objaw „starego porządku” czy „burżuazyjny przesąd”. Dobre wychowanie przekreślano zatem w teorii i w praktyce. Media lansowały wręcz prostactwo i wulgarność – tłumaczy Krajski. Wiele zasad i norm zanikło w czasach PRL-u. Jedne były lekceważone, inne wymagały za dużo zachodu, a jeszcze innych nie dało się przestrzegać, gdy sklepowe półki świeciły pustkami. Wędlin nie jedzono już nożem i widelcem – towar był tak deficytowy, że praktyczniej było zrobić kanapki (przed wojną jedzone tylko w podróży). Zdziczenie obyczajów nastąpiło niemal we wszystkich dziedzinach życia, także w kontaktach międzyludzkich. Niemiłe ekspedientki, opryskliwe urzędniczki, nieociosani dygnitarze. Legendarne są gafy Władysława Gomułki. Na jednym z rautów we francuskiej ambasadzie podano owoce morza, a do nich miseczki z aromatyczną wodą do umycia rąk. Widząc pływające plastry cytryny, szef partii uznał, że to lemoniada. Szybko jednak wytłumaczono mu przeznaczenie czareki reszta przyjęcia upłynęła już bez zgrzytów. Przynajmniej do deseru. Kiedy pierwszy sekretarz zobaczył wazę ponczu pełną pokrojonych cytrusów, bez wahania zanurzył w nim dłonie...
Stare powraca
Po rewolucji obyczajowej dorośli zaczęli stopniowo przyjmować zasady swoich dzieci, a surową dyscyplinę zastąpiło bezstresowe wychowanie. Efekty widać do dziś: głośne rozmawianie przez telefon w miejscach publicznych, siedzenie z rozłożonymi nogami, odbieranie telefonów podczas przyjmowania gościa itp. Savoir-vivre kultywowano jedynie w nielicznych „oazach” tworzonych przez starą arystokrację czy grupy inteligencji. Królował głównie w dyplomacji, dzięki czemu nie tylko nie zanikł, ale również nie zastygł w archaicznych formach. Na początku lat 90. zaczął wracać do łask. – Wielu ludzi w Europie uświadomiło sobie wagę kultury życia codziennego, fakt, że dzięki niej to życie jest nie tylko piękniejsze, ale w istocie i łatwiejsze – wyjaśnia Krajski. W Polsce w ostatnich latach ukazało się kilkadziesiąt poradników traktujących o tym problemie. Mimo to savoir-vivre wciąż bywa rozumiany wąsko i utożsamiany wyłącznie z etykietą. Sama nazwa pochodzi z francuskiego i oznacza znajomość życia. – To sztuka, do której potrzebne są bon ton i ogłada, dobre wychowanie, kindersztuba i dobre maniery, która wymaga znajomości i przestrzegania form towarzyskich, kodeksu towarzyskiego, protokołu, konwenansu, etykiety, do której potrzebna jest kultura osobista i kultura współżycia, rodząca dobre obyczaje i dobre zachowania – mówi Krajski. Tak rozumiany i realizowany savoir-vivre stanowi jego zdaniem sposób na życie. Przestrzeganie zasad dobrego wychowania jest równoznaczne z okazywaniem szacunku innym, braniem pod uwagę ich potrzeb i uczuć. Za sprawą savoir-vivre’u komunikujemy ludziom wszystko. Dobry kelner czy hotelarz od razu rozpozna dobrego klienta – na podstawie jego manier, sposobu siedzenia, chodzenia itp.
Potrzebne czas i pieniądz
– Człowieka dobrze wychowanego nie można jednak udawać. Wszystkich zasad dobrego wychowania nie da się wyuczyć na pamięć. Prawdziwy savoir-vivre to styl życia elit, trzeba się z nimi identyfikować – przekonuje dr Sibora. – Aby żyć zgodnie z jego zasadami, trzebabyć niezależnym finansowo i mieć sporo wolnego czasu, żeby rozwijać umiejętności, które nie przynoszą materialnych zysków. Amerykański socjolog i ekonomista Thorstein Veblen w swojej Teorii klasy próżniaczej pisał, że o przynależności do wyższych sfer świadczy nie tyle chodzenie do opery, ile raczej posiadanie własnej loży, uczenie się języków, ale tylko wymarłych, gra na instrumentach, ale tylko dla przyjemności i hodowanie zwierząt, ale nie w celach zarobkowych.
Poduszka zamiast zbroi
Fiammetta de Cesari w książce Klasyczny savoir-vivre dowodzi z kolei, że przestrzeganie etykiety narzuconej przez społeczeństwo jest nieodłącznym obowiązkiem każdego, kto pragnie do niego należeć. Schopenhauer porównywał uprzejmość do dmuchanej poduszki: mimo że pusta w środku, łagodzi ciosy, jakie otrzymujemy od życia. Ale czy w zglobalizowanym świecie, w którym kultury coraz mocniej się przenikają, warto zawracać sobie nim jeszcze głowę? Antropolodzy dowodzą, że na sposób zachowania człowieka wpływa wiele czynników: pochodzenie, rodzaj wychowania, wykształcenie, a nawet płeć. Małgorzata Marcjanik w "Grzeczności na krańcach świata" przekonuje, że uniwersalna teoria grzeczności nie istnieje. Pewne obyczaje czy elementy etykiety mogą być w danym kraju zupełnie odmienne niż w naszym własnym. W kulturze anglosaskiej np. pochwała dla innych jest bardzo ważna, zaś w Japonii wskazane jestnie zgadzać się z pozytywną oceną. Istotnym elementem tamtej kultury jest odgadywanie życzeń. W Europie uprzejmość nakazuje spytać, czy rozmówca ma ochotę np. na poczęstunek, tymczasem japońska etykieta wymaga, żeby się tego domyślić – zapytanie wprost jest nietaktem. – Elementy etykiety i rytuału możemy znaleźć w każdej kulturze. W strukturach plemiennych różnice wynikające z wieku i doświadczenia wytwarzały hierarchię społeczną i zrytualizowane wzorce zachowań – wyjaśnia dr Sibora. Ale są wyjątki.
– Na Papui u większości plemion życie społeczne reguluje system tabu, który określa raczej, czego nie wolno, niż co należy robić – opowiada Jakub Urbański, dziennikarz i podróżnik. U Yali np. grzeczność nakazuje nie zjadać osób, które zna się z twarzy...
Umówmy się
Antropolodzy przekonują, że zakaz zabijania członków własnej społeczności to jedyna cecha łącząca wszystkie kultury. Reszta jest umowna. – Do tego, co kulturowo nasze, przywiązujemy wagę szczególną: podświadomie czujemy, że tak byćpowinno, gdyż tak nas wychowano. Tak postępują nasi rodzice, przyjaciele przyjaciele, znajomi, ludzie będący dla nas autorytetami. Ale gdy wchodzimy na terytorium innej niż nasza kultury, zaczyna się „inna bajka”, w której inaczej są obsadzone role i obowiązują inne reguły gry – wyjaśnia Marcjanik. Jak nie wypaść z roli, jak osiągnąć skuteczność komunikacyjną (tak w sytuacjach towarzyskich, jak i zawodowych)? Obserwować i starać się naśladować. Zgodnie ze starą maksymą: Jeśliś w Rzymie, postępuj jak Rzymianin.
1 z 1
taniec
Bal w australijskiej Wiktorii - lata 40ste XX wieku.