Reklama

Wspólnota stołu to stały element dziejów człowieka. W jaskini Qesem niedaleko Tel Awiwu archeolodzy znaleźli ślady sprzed 300 tys. lat wskazujące na to, że ludzie przyrządzali tam jedzenie na ogniu i wspólnie je spożywali. Pod popiołem Wezuwiusza znaleziono okrągły bochen pieczywa z zaznaczonymi liniami do pokrojenia go w kliny jak tort. W starym jak Biblia zwrocie „łamać się chlebem” uchwycona została siła, z jaką wspólne spożywanie posiłku sprzyja tworzeniu się więzi międzyludzkich, łagodzeniu gniewu, wywoływaniu wesołości. Dzieci, naśladując zwyczaje dorosłych, uwielbiają robić babki z piasku, bawić się w proszony obiad, wymieniać smakołykami na dowód przyjaźni. Już świętowanie pierwszych urodzin nie obywa się bez tortu; skojarzenie jedzenia z miłością będzie trwało do końca życia – a w niektórych systemach wierzeń także i w życiu pozagrobowym. Przypomnijmy grupy etniczne, które kładą pokarmy na grobach bliskich, aby zmarli wiedzieli, że o nich nie zapomniano. Nawet w czasach kryzysu potrzeba świętowania nie ginie. W 1902 r. w Antarktyce, podczas wyprawy Roberta Scotta na żaglowcu Discovery, załoga przygotowała wystawny bankiet dla uczczenia dnia przesilenia zimowego. Sięgnięto do najlepszych zapasów, zarżnięto 45 owiec. Na chwilę można było zapomnieć o mrozie, ciemności, oddaleniu od domu. Po takiej kolacji stwierdziliśmy, że w Antarktyce warto żyć – zapisał Scott.

Reklama

Więcej o jedzeniu w kończącym nasz cykl "Głodna planeta" grudniowym wydaniu "National Geographic Polska" – do nabycia w kioskach w całym kraju.

Reklama
Reklama
Reklama