Tą drogą ludzie obawiali się chodzić. Dlaczego?
Na pewnej angielskiej drodze być może nigdy nie doszło do kolizji, a i tak zginęło tam wielu ludzi. Wszystkiemu winne jest Morze Północne.
Broomway (ang. „droga mioteł”), 10-kilometrowy szlak łączący hrabstwo Essex z rolniczą wyspą Foulness na wschodnim wybrzeżu Anglii, prowadzi bowiem przez targaną pływami zatokę. Przejście wąskim korytarzem możliwe jest tylko podczas kilkugodzinnego odpływu. Gdy czas minie, morze wraca w stronę lądu w tempie niedającym szans na ucieczkę. Na cmentarzu na Foulness spoczywa co najmniej 66 osób, które nie zdążyły w porę dotrzeć na ląd. Wiele z nich to ofiary mgieł, które czynią orientację w monotonnym krajobrazie niemal niemożliwą. Inni ugrzęźli w sąsiadujących z drogą bagnistych piaskach.
Droga istniała tu zapewne już w czasach rzymskich, pojawiła się też w spisie dworskim z 1419 r. Starsi mieszkańcy Foulness wspominają, że na początku XX w. była oznaczona pęczkami wierzbowych witek na kijach (stąd nazwa szlaku). Broomway do lat 30., kiedy wybudowano drogę asfaltową i most, była jedynym (z wyłączeniem łodzi) sposobem dotarcia na wyspę. Podłoże jest tu na tyle twarde, że udźwignie samochód. Na wyspę jeździły tędy m.in. pocztowa ciężarówka oraz traktory rolników. Dziś okolice Foulness są poligonem brytyjskiej armii. Broomway nie jest jednak niedostępna – sporadycznie wojsko wydaje przepustki gościom, raz w roku organizowany jest marsz z przewodnikiem. Zapomniany szlak stał się niespodziewanie lokalną atrakcją turystyczną, kiedy w bestsellerowej książce The Old Ways napisał o nim Robert Macfarlane. – Najwyraźniej jest w nim coś,co przemawia do ludzkiej wyobraźni, mimo że w gruncie rzeczy to tylko spacer wzdłuż plaży, choć położonej ponad kilometr od brzegu – mówi
Kilkadziesiąt pierwszych metrów drogi pokrywa schodzący do morza beton. Dalej przy kiepskiej pogodzie łatwo stracić orientację.