Człowiek, który zbudował perpetuum mobile? Udało mu się nabrać wszystkich
„Samo nie zatrzyma się nigdy” – chwalił swoje wynalazki Orffyreusz. W to, że udało mu się zbudować perpetuum mobile, uwierzyli osiemnastowieczni naukowcy, królowie i książęta.
W tym artykule:
- Cudowne koła
- Sekret za sto tysięcy talarów
- Triumfujące perpetuum mobile
- Boski zegarmistrz
- Tajemnica zabrana do grobu
Członkowie komisji sprawdzili, czy w ścianach zamkowej komnaty nie ma ukrytych przejść ani otworów. Zamknęli od wewnątrz okna, na drzwiach odcisnęli pieczęcie. Wrócili po dwóch tygodniach. Ustawione na środku pomieszczenia wielkie koło obracało się dokładnie w takim tempie jak 14 dni wcześniej. Konstruktor urządzenia oznajmił, że może się tak kręcić w nieskończoność. Ponownie opieczętowano każde drzwi. Tym razem odczekano czterdzieści dni. Koło wciąż wirowało, wykonując dokładnie 26 obrotów na minutę. Komisja sporządziła raport, uznając że samonapędzające się urządzenie działa.
Kto podpisał się pod raportem? Nie byli to amatorzy, których omamiłby zręczny sztukmistrz. Do komisji należeli profesor fizyki uniwersytetu w Lejdzie Willem Gravesand, kanclerz uniwersytetu w Halle Christian Wolff, ekspert w dziedzinie mechaniki Friedrich Hoffman, lekarz Dietrich von Bohsen i ceniony konstruktor przyrządów matematycznych John Rowley.
Poza nimi wydarzenie obserwowało kilkunastu arystokratów, którzy w drodze głosowania przekazali baronowi Emanuelowi Fischerowi przywilej wprawienia koła w ruch. Wybraniec popchnął je lekko jedną ręką i maszyneria samoistnie zaczęła przyspieszać, aż do 26 obrotów na minutę. Pokaz odbywał się między 11 listopada 1717 roku a 4 stycznia 1718 roku na zamku Weissenstein należącym do landgrafa Karola, władcy niemieckiego księstwa Hesja-Kessel.
Cudowne koła
Urządzenie zbudował niemiecki wynalazca – Orffyreus (w spolszczeniu Orffyreusz). Już samo brzmienie nazwiska przyciągało uwagę, gdyż kojarzyło się z wiedzą tajemną, magią, alchemią. I o to chodziło – w rzeczywistości był to pseudonim, który przybrał syn chłopów z Saksonii Elias Bessler.
Nie zdał się jednak na fantazję, lecz posłużył szyfrem. Spisał wszystkie litery alfabetu w taki sposób, by tworzyły koło i zastąpił te ze swego nazwiska leżącymi naprzeciwko. Otrzymał słowo Orffyre. Dla większego prestiżu dorzucił końcówkę „us”, by nadać nowemu nazwisku formę łacińską. Był to zabieg często stosowany przez dawnych uczonych.
Bessler-Orffyreus nie był prawdziwym naukowcem. Ukończył jedynie szkołę drugiego stopnia, czyli odpowiednik dzisiejszego gimnazjum, po czym ruszył w świat. O jego peregrynacjach niewiele wiadomo. Z zapisków ludzi, którzy go poznali, wynika, że uczył się przyrządzania magicznych eliksirów u alchemika, zarabiał na życie jako uzdrowiciel, potem został zegarmistrzem.
To był solidny fach, mógł więc ożenić się z córką zamożnego mieszczanina z Annabergu. Jej posag pozwolił mu zająć się tym, co miało stać się jego życiową pasją i obsesją – udowodnieniem, że można skonstruować perpetuum mobile. Pierwsze niewielkie urządzenie budował przez 10 lat. Zaprezentował je 6 czerwca 1712 roku w mieście Gera. Na pokaz zaprosił lokalną elitę. Puszczone w ruch koło nie przestawało się kręcić przez wiele godzin. „Samo nie zatrzyma się nigdy” – reklamował swoje dzieło.
Nie wszystkich przekonał. Bardzo ostro zaatakował go wybitny wynalazca i projektant urządzeń technicznych Andreas Gärtner, twórca niezwykle skomplikowanych zegarów, pracujący m.in. dla polskiego króla Augusta II. Ośmieszał Besslera, pokazując kopie „cudownego koła” nakręcane z ukrycia przez pomocników.
Orffyreusz był chorobliwie ambitny i nadpobudliwy. Na wieść, że stał się obiektem złośliwych żartów, wpadł w furię i roztrzaskał swoją maszynerię.
10 największych oszustw w nauce. Wszyscy dali się nabrać
Każdy choć raz marzył by być zapamiętanym przez historię jako odkrywca, wynalazca czy bohater. Niektórzy chcą tego tak bardzo, że gotowi są nawet sfingować wyniki badań. Są także taki...Sekret za sto tysięcy talarów
Obsesja okazała się jednak silniejsza i już rok później zaprezentował drugi model, znacznie większy. Wirujące drewniane koło miało 275 cm średnicy i 15 cm grubości, ważyło około 18 kg.
W 1714 roku odwiedził go jeden z gigantów ówczesnej nauki Gottfried Leibniz. Bessler zaprezentował swoje perpetuum mobile i choć zgodnie z pierwszą zasadą dynamiki Newtona takie urządzenie nie miało prawa powstać, przekonał gościa, że jednak powstało. Leibniz i Newton darzyli się szczerą nienawiścią wywołaną sporem o pierwszeństwo odkrycia rachunku różniczkowego. Oskarżali się wzajemnie o plagiat i bezkrytycznie przyjmowali wszystko, co mogło zaszkodzić reputacji rywala. Zachwycony Leibniz napisał więc list do angielskiego fizyka Roberta Erskine’a, który przebywał jako doradca naukowy na dworze cara Piotra I Wielkiego. Przedstawił w nim Besslera jako „swego przyjaciela”, a jego dzieło jako „niezwykły wynalazek”.
W ten sposób prowincjonalny konstruktor zyskał światową sławę. Jej echa dotarły na dwór księcia Hesji-Kassel, prywatnie wielkiego miłośnika techniki, który postanowił zostać sponsorem Orffyreusza. Ten zwietrzył okazję do zbicia fortuny i ogłosił, że sprzeda instrukcję budowy poruszającej się samoistnie maszyny za 100 tysięcy talarów. Na dowód szczerości swych intencji zapewnił, że jeśli urządzenie nie zadziała, zwróci pieniądze.
Była to gigantyczna suma i jedynie car wyraził wstępne zainteresowanie. Zażądał jednak pokazania projektu uczonym, których wyśle do Saksonii. Bessler bał się, że jeśli ktoś fachowym okiem obejrzy wynalazek, potem go skopiuje. Tak przynajmniej tłumaczył powody, dla których nie dopuszczał nikogo do swoich kół.
W odróżnieniu od cara książę Karol nie stawiał żadnych warunków. Chociaż oferował jedynie 4 tysiące talarów rocznej pensji, mieszkanie, wyżywienie i pokrycie kosztów budowy urządzenia, Orffyreusz przyjął jego propozycję. Przeprowadził się na zamek Weissenstein, gdzie zbudował czwarte już, największe koło średnicy 3,7 m i grubości 36 cm. Ten obiekt zaprezentował w 1717 roku grupie uczonych i notabli.
Triumfujące perpetuum mobile
Jednak nawet im nie pokazał wszystkiego. Pozwolił, by obejrzeli koło, sprawdzili oś, na której się obracało, ale wnętrze i dużą część konstrukcji okrył nasyconym olejem płótnem. Obserwatorzy mogli stwierdzić, że urządzenie działa, lecz nie dowiedzieli się, w jaki sposób.
Co bardziej spostrzegawczy zauważyli, że koło było zamocowane na poziomej osi podtrzymywanej przez drewniane belki i zwisały z niego ciężarki na sznurkach pełniące rolę wahadła. Podejrzewali, że są to jakieś stabilizatory ruchu. Słyszeli też odgłos opadających kul lub ciężarków. Jeden z arystokratów upierał się, że widział dwie koliste obręcze, inny – drugie koło i lusterka.
Naciskany przez wszystkich Bessler zapowiedział, że wkrótce ujawni swój sekret. W roku 1719 faktycznie wydał broszurę „Triumfujące perpetuum mobile Orffyreusza”. Podał w niej jednak tylko bardzo ogólnikowe i mgliste informacje typu „wewnętrzny mechanizm tej maszyny polega na takim rozmieszczeniu ciężarków, że pod wpływem ich ruchu wahadłowego koło raz wprawione w rotację nie zatrzyma się, dopóki cały układ nie zmieni swego położenia”. W innym miejscu dodawał, że długość wahadeł i waga ciężarków przymocowanych do obracającego się koła została tak dobrana, by nigdy nie osiągnęły stanu równowagi i napędzały je w nieskończoność.
Sceptyków tym nie przekonał. Isaac Newton powtarzał, że fantaści, którzy „próbują zbudować perpetuum mobile, chcą stworzyć coś z niczego, co jest niemożliwe”.
Boski zegarmistrz
Działo się to jednak w czasach, gdy mechanika dopiero raczkowała, a nawet najwięksi fizycy nie kwestionowali poglądu, że wszechświat został stworzony z niczego przez Boga, który następnie wprawił go w ruch. Planet krążących po orbitach czy Ziemi wirującej wokół własnej osi nikt nie napędzał, więc kosmos postrzegano jako gigantyczne perpetuum mobile.
Różnice poglądów dotyczyły jedynie trwałości tego mechanizmu. Newton uważał, że nawet świat nie trwa wiecznie, a Bóg co pewien czas ingeruje w swoje dzieło. Porównywał go do zegarmistrza, który nakręcił zegar i pilnuje, by „chodził” punktualnie.
Leibniz twierdził, że takie podejście deprecjonuje Boga. Wyzłośliwiając się na rywalu, pisał: „Mam nadzieję, iż nie ma w Anglii zbyt wielu osób, które podzielają punkt widzenia pana Newtona twierdzącego, że wszechświat wymaga ciągłej naprawy. W mojej opinii taka filozofia podważa mądrość i wielkość Stwórcy”.
Orffyreusz jako gorliwy katolik podzielał pogląd Leibniza o doskonałości boskiego dzieła, które raz puszczone w ruch nie wymaga już żadnej ingerencji. A skoro wszechświat to perpetuum mobile, zadaniem nauki jest odkrycie rządzących nim praw i wykorzystanie ich dla dobra człowieka. Osobiście podjął się tego dzieła i włączył jako praktyk w spór wielkich teoretyków, co przyniosło mu rozgłos i uznanie autorytetów takiej miary jak genialny matematyk Johann Bernoulli czy filozof Christan Wolff.
Tajemnica zabrana do grobu
Dziesięć lat po prezentacji na zamku Weissenstein doszło do katastrofy. Anne Rosine Mauersbergerin, wieloletnia służąca Besslera, uciekła od niego i oskarżyła go o oszustwo. Zeznała pod przysięgą, że cudowne koło nie napędzało się samo, lecz było potajemnie nakręcane. Według niej w ścianie komnaty znajdował się niewielki otwór, przez który wsuwano długi żelazny pręt zakończony z jednej strony hakiem dopasowanym do ukrytego przed widzami walca, z drugiej – korbą. „Kręciliśmy nią na zmianę; ja, żona Besslera i jego brat Gottfried” – zaklinała się na wszystkie świętości.
Profesor Gravident oświadczył co prawda, że było to niemożliwe, ale reputacja Orffyreusza legła w gruzach. Zawsze skory do wybuchów gniewu wpadł w szał, roztrzaskał urządzenie, spalił wszystkie rysunki, szkice i dokumenty. Dlatego nikt nie wie, co naprawdę zbudował i jak to urządzenie wyglądało. Rysunki, które dziś można oglądać w różnych publikacjach, są jedynie hipotetycznym modelem odtworzonym na podstawie relacji osób, które widziały niezwykłe koła.
Nie wiadomo, czy Bessler, już w samotności i ukryciu, kontynuował benedyktyńską pracę. Prawdopodobnie tak, gdyż zapowiadał, że zaprezentuje organy, które same grają, i niezatapialny statek do ratowania rozbitków na morzu.
Po śmierci księcia Karola stracił sponsora i musiał szukać innego źródła utrzymania. Projektował młyny i wiatraki, nadzorował ich budowę. W 1745 roku potknął się i spadł z dużej wysokości. Zabrał swe tajemnice do grobu.