Ochotnicy do bólu. Kto i dlaczego chce by go torturowano?
Chociaż tortury powszechnie kojarzą się z zadawaniem bólu innym, większość ludzi na świecie umartwia się sama, na własne życzenie.
Ruben Enaje ukrzyżował się już 27 razy. Na co dzień pracuje na budowie. Kiedyś spadł z dużej wysokości, ale przeżył. Od 1985 r. dziękuje za to Bogu, przykuwając się do krzyża w każdy Wielki Piątek. Oprócz niego w San Pedro Cutud, 80 km na północ od Manili zawisło w kwietniu jeszcze 19 Filipińczyków. Wszyscy byli ochotnikami. – Moje cierpienia nie poszły na marne, bo dzięki nim żona i dzieci mają się dobrze – twierdzi Alex Laranang, który w tym roku ukrzyżował się po raz 14.
W pobliskiej Malezji co roku na przełomie stycznia i lutego hindusi przebijają się sztyletami i hakami. Ich pokutno-dziękczynny marsz to punkt kulminacyjny festiwalu Thaipusam. Rytmiczne melodie wprowadzają pokutników w trans uśmierzający ból. Jedni przekuwają sobie języki lub policzki, inni wbijają w plecy wiele haków, na których ciągną pomocników lub dźwigają ważące kilkadziesiąt kilogramów konstrukcje zwane kavadi (brzemię). Są i tacy, którzy robią to wszystko jednocześnie. Cierpią okrutne męki, wierząc, że w ten sposób odpokutują grzechy i zapewnią sobie przychylność bogów.
Muzułmanie natomiast okaleczają się podczas święta Aszura, opłakując śmierć wnuka proroka Mahometa Husajna ibn Alego, który w 680 r. zginął w bitwie pod Karbalą (doprowadziła do rozłamu w islamie i podziału na szyitów i sunnitów). Po kilkudniowych uroczystościach pobożni szyici idą boso do meczetów, biczując się pejczami zakończonymi ostrzami. Twierdzą, że dzięki temu głębiej przeżywają męczeństwo potomków Proroka. Największe kontrowersje budzi fakt, że w obrzędzie uczestniczą też dzieci – wierzy się, że rytualne nacięcia je uzdrowią.
Te trzy krwawe święta to nie wyjątek – niemal każda religia zaleca, aby jej wyznawcy praktykowali jakąś formę umartwiania się, bo trenowanie ciała dyscyplinuje duszę, tworzy szczególną więź z Bogiem i pozwala wynagrodzić mu popełnione zło. – Cierpienie jest tym, co każdy może ofiarować i co jest „darem z serca” – wyjaśnia prof. Andrzej Szyjewski, antropolog religii z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Umiejętność przezwyciężania bólu miała jednak nie tylko religijne, ale i kulturowe uzasadnienia i ceniona była w każdej epoce.
Ewangelia na szafocie
Sens cierpieniu próbowali nadać już starożytni Grecy, dla których tortury nie były wyrazem ślepego okrucieństwa. W starożytnym prawie ból był sługą prawdy, a „królową dowodu” – przyznanie się oskarżonego do winy. Prawdomówność sprawdzano tak jak czystość złota. Podobnie jak szlachetny kruszec należało potrzeć o basanos (bazaltowy kamień), aby zostawił na nim ślad, tak przesłuchiwanego trzeba było poddać mękom. Prawda mieszkała bowiem w ciele, na jaw musiała wyjść wśród jęków i złorzeczeń, a torturom poddawano nie tylko oskarżonego, ale i świadka. Średniowieczne kodeksy, takie jak XVI-wieczna Carolina, dokładnie opisywały sposoby zadawania mąk. Precyzyjnie określono, ile razy skazańca można przypiekać, bić, łamać, rozciągać. Kat musiał uwzględnić poziom odporności delikwenta i z wyczuciem dokręcać śrubę. Dawka dla jednych niewystarczająca do wyznania win innych mogła zabić. Zadawanie bólu było więc sztuką, podobnie jak medycyna zajmująca się jego leczeniem. Nie na darmo więc kata nazywano magistrem tortur lub mistrzem małodobrym. – Kaźń wykraczała jednak daleko poza ramę prawną, wchodziła w porządek boski jako wielkie imitatio – naśladownictwo Męki Pańskiej. Na szafocie odgrywano sceny biblijne, a Ewangelia dostarczała wzorców zachowań zarówno sędziom, jak i ofierze. Wszyscy wchodzili w biblijne role tak chętnie, że przebieg sądu i kaźni przypominał wielkanocne misterium – mówi dr Monika Milewska, antropolog z Uniwersytetu Gdańskiego. – W Krakowie po wydaniu wyroku sędziowie umywali ręce w misie. W drodze na śmierć spowiednik na każdym kroku przypominał skazanemu analogiczne do jego losu etapy Męki Pańskiej: więzienie, towarzystwo zbójów, wiązanie rąk przed kaźnią, obnażenie i mękę.
Naśladujący Chrystusa przestępca nie był w stanie co prawda zbawić ludzkości, ale mógł ocalić własną duszę. W drogę do Nieba wyruszyć mogła bowiem tylko oczyszczona dusza, nieobciążona ziemskimi zbrodniami. Aby ją uwolnić, najpierw należało zniszczyć grzeszne ciało, co czyniono z pasją, łamiąc je kołem, ćwiartując i paląc na stosie. Tak jak ból był chrystusowy, tak jego brak – diabelski. Męki doczesne miały oszczędzić tych wiecznych.
Kary na ciele
Za pomocą bólu przywracano też porządek na ziemi. Starożytne imperia, podobnie jak koczownicze ludy Wielkiego Stepu, traktowały okaleczanie jako środek zastraszania i panowania. Egipcjanie odcinali podbitym wrogom ręce i członki, aby pozbawić ich mocy. Bizantyjczycy preferowali oślepianie, a w Europie zwłoki straconych długo pozostawiano w miejscach publicznych ku przestrodze. W artykułach prawa magdeburskiego z XVI w. czytamy, że kat imię prawie u wszystkich ludzi na sobie nienawistne niesie, dlatego iż urząd jego zda się być lekki, sprośny, okrutny a krwawy. Średniowieczny małodobry był jednak cenionym rzemieślnikiem, a jego obecność podnosiła prestiż miasta. Obcowanie ze śmiercią czyniło go kimś na kształt szamana. W Norymberdze jeden z katów spoczął w alei zasłużonych. Miastu przysłużył się nie tylko na szafocie – po przejściu na emeryturę służył jako konsultant medyczny biegły w anatomii. Także paryscy kaci o miłym dla ucha tytule Monsieur de Paris nie tylko odbierali, ale i ratowali życie. Po egzekucji oferowali palce skazańców i fragmenty stryczka jako panaceum, a genitalia na szczęście. W Anglii zaś okaleczenia ceniono ze względów politycznych. Wilhelm Zdobywca w 1066 r. wprowadził je jako środek odstraszający skuteczniej niż wieszanie. Kradzież i podpalenie od tej pory karano amputacją prawej nogi i wydłubaniem oczu, a obcięcie uszu wymierzano jak popadło, za wiele różnych przestępstw. Za panowania Henryka VIII utratę ucha kosztowała nieobecność w kościele. Kary na ciele i honorze zamiast napiętnowania i powstrzymania innych od występków oswajały z okrucieństwem i wpływały na zbrutalizowanie życia – zauważa Zbigniew Kuchowicz w Obyczajach staropolskich XVI–XVII w. Logika nakazywała więc zastąpić cięższe kary powieszeniem, a lżejsze chłostą. Ból wpisany w boski porządek świata królował w katowniach jeszcze przez 200 lat. Z kodeksów karnych wymazał go dopiero wiek rozumu. Tortur zakazano, a egzekucje zyskały humanitarny charakter. Wedle zapewnień doktora Guillotina podczas rewolucji francuskiej na szafocie ból zastąpić miało przyjemne uczucie zimna spadającego na kark ostrza. – Od czasu wynalezienia gilotyny skazaniec przeistoczył się w pacjenta, a wskazującego na sens cierpienia spowiednika zastąpił anestezjolog – wyjaśnia dr Monika Milewska. – Ucieczka od bólu wiąże się z zanikaniem wiary w męki wieczne, a demontaż katowni z rozbiórką piekła. Przemiana dokonała się nie tylko na szafocie. – Dobrze opanowaliśmy sztukę znieczulania bólu nie tylko fizycznego, ale i psychicznego. Nasza kultura nie jest nastawiona na wspólnotę, dlatego unikanie cierpienia weszło nam w krew – mówi dr Tarzycjusz Buliński. – Zależność jest prosta: im mniej możemy znieść własnego bólu, tym łatwiej będziemy znosić ból innych osób: w telewizji, internecie, na ulicy czy w domu. W niektórych rejonach Indonezji, najludniejszego kraju muzułmańskiego, obowiązuje prawo szariatu. Kara chłosty stosowana jest za niewielkie nawet wykroczenia. Murni Amris z prowincji Aceh w 2010 r. dostała trzy baty za otwarcie stoiska spożywczego podczas ramadanu.
(Fot. Tarmizy Harva/Reuters/Forum)
Święte blizny
W kulturach tradycyjnych, opartych na strukturach klanowych, ból i cierpienie są nieustannie przeżywane, jednoczą grupę i są niezbędnym elementem rytuałów inicjacji. Gdy nóż krajał ich ciało, czułem to niemal na sobie, oni spoglądali na mnie z łagodnym uśmiechem, a mnie mimo woli płynęły łzy – pisał w 1834 r. amerykański malarz George Catlin po wizycie u Indian Mandan. O spokoju, z jakim kandydaci na wojowników znosili cierpienie, zaświadczał protokół trzech naocznych świadków. To co Catlin nazywał torturami, w istocie było „Tańcem Słońca”, czyli powszechną wśród preriowych szczepów modlitwą, podczas której mężczyźni przez kilka dni tańczyli i śpiewali, wisząc na hakach wbitych w skórę. – W kulturach indiańskich Ameryki Północnej ból jest ofiarą dla sił sakralnych. Cierpiący w wyniku samoofiary bądź składani w ofierze jeńcy czy wreszcie ochotnicy przekazują bogom swoje cierpienie, w zamian oczekując powodzenia społeczności i łask ze strony sacrum. Dlatego kultury indiańskie są silnie nastawione na ból i przelew krwi – wyjaśnia prof. Andrzej Szyjewski. Próbie wytrzymałości poddawani byli też kandydaci na szamanów, którzy podczas specjalnego treningu uczyli się znosić ból i odrazę przez kontakt z odchodami i gnijącymi zwłokami. Pokonanie biologicznych ograniczeń było przepustką do sfery sacrum. Umiejętność znoszenia cierpienia wśród plemion żyjących w trudnych warunkach była ważna dla wszystkich, a blizny informowały o odwadze właściciela. – Ból sam w sobie nie ma wartości, ma ją to, co człowiek z nim robi, jak się zachowuje w jego obliczu – wyjaśnia dr Tarzycjusz Buliński, etnolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Bardziej liczył się wysiłek włożony w jego przezwyciężanie, bo to akt woli jest tym, czym ludzie różnią się naprawdę i bezwarunkowo. W dorosłość tradycyjnie należało więc wkroczyć z przekutym nosem, wargami, uszami, spiłowanymi zębami, wytatuowaną skórą, obrzezanym członkiem lub uciętą łechtaczką. Taka dekoracja ciała przez wieki była oznaką statusu społecznego i przynależności do określonej grupy. We współczesnych zachodnich społeczeństwach natomiast stała się głównie wyrazem własnej ekspresji, choć ma też uzasadnienie ewolucyjne – wynika z badań wrocławskich uczonych: dr. hab. Sławomira Kozieła, dr Weroniki Kretschmer i prof. Bogusława Pawłowskiego. Zdaniem badaczy ludzie modyfikujący swoje ciało wysyłają w ten sposób sygnał: jestem zdrowy, mam dobre geny, ze mną będziesz mieć zdrowe dzieci. Przekaz tkwi nie w samych ozdobach, ale w ryzyku wiążącym się z ich wykonaniem. Z raportu British Medical Journal wynika, że co setny zakolczykowany człowiek ląduje z tego powodu w szpitalu, w 20–30 proc. przypadków kończy się to infekcją, a tatuowanie może doprowadzić do zakażenia żółtaczką i wirusem HIV. Zgodnie z hipotezą upośledzenia, którą w połowie lat 70. sformułował izraelski biolog Amotz Zahavi, w przyrodzie osobnik, który podejmuje duże ryzyko, aby poinformować o jakości własnych genów, oceniany jest jako zdrowszy. Koncepcję Zahaviego może zobrazować sytuacja dwóch biegaczy, którzy jednocześnie zakończyli maraton, przy czym jeden z nich jest w typowym stroju maratończyka, a drugi ma na sobie plecak wypełniony kamieniami – czytamy w Biologii atrakcyjności pod redakcją Bogusława Pawłowskiego. Zwycięstwo zawodnika dźwigającego w trakcie całego biegu dodatkowy ciężar niewątpliwie będzie imponujące i potwierdzi jego znaczną przewagę nad rywalem. Równie dobrze rolę takiego plecaka u chcących podkreślić dobry stan swojego zdrowia mogą odgrywać ryzykowne tatuaże i kolczyki. Zaś w przypadku polityka, który chce zademonstrować przywiązanie do tradycyjnych wartości – wprowadzenie niezwykle surowego prawa i jego bezwzględna egzekucja.
Powrót chłosty
W XX w. kodeksy karne na świecie rozwijały się w dwóch kierunkach. Europa pod wpływem wojennej traumy dążyła do zniesienia kary śmierci, zapobiegania popełnianiu przestępstw, resocjalizacji przestępców. W niektórych krajach muzułmańskich przywrócono jednak kamienowanie i amputacje kończyn, które w czasach kolonialnych były zakazane. Ponowne wprowadzenie szariatu, kodeksu prawnego opartego na Koranie, było nie tylko powrotem do religijnych korzeni, ale też efektem narastającego radykalizmu i nacjonalizmu. Chłosta, którą powszechnie stosują m.in. Saudowie, na Półwysep Arabski trafiła dzięki Brytyjczykom, a dziś służy jako narzędzie walki z zachodnim stylem życia. 13-latce, która w Arabii Saudyjskiej wniosła na teren szkoły komórkę, wymierzono 90 batów i dwa miesiące aresztu, egipski urolog za przebywanie w jednym pokoju z kobietą dostał 500 batów i 5 lat więzienia, a kobiecie oskarżonej o nierząd w Medynie zasądzono 5 tys. batów! Z szacunków Amnesty International wynika, że tortury stosuje się dziś w 150 krajach. Ile osób katuje się na własne życzenie, wierząc w zbawczą moc cierpienia – nie wiadomo. Podczas święta Aszura muzułmanie, przede wszystkim szyici, biczują się na pamiątkę męczeńskiej śmierci imama Husajna, wnuka proroka Mahometa. W wielu krajach islamskich jest to oficjalne święto państwowe.
(Fot. Chris de Bode/Panos/Czarny Kot)
Warto wiedzieć: Ręka za kozę
Boko Haram, radykalna islamska organizacja, której nazwę można przetłumaczyć jako „zachodnia edukacja to świętokradztwo”, walczy o wprowadzenie do systemu prawnego Nigerii amputacji za karę. Na północy, gdzie mieszka znacznie więcej muzułmanów, surowe kary cielesne wymierza się za najdrobniejsze przewinienia. W 2000 r. Malam Buba Bello Jangebe został pierwszym człowiekiem w Nigerii, którego na podstawie islamskiego prawa sąd skazał na odcięcie ręki za kradzież krowy. Rok później podobny wyrok wykonano za kradzież roweru i kozy wartej 40 dolarów.