Zrobiliśmy to! Rowerem przez Pomorze Zachodnie
Malownicze, świetnie utrzymane ścieżki przez lasy, pola, wzdłuż dzikich bagien, rzek i Bałtyku. Po drodze zabytki, spotkania z mieszkańcami, aromatyczna kawa oraz kolacja w polu kwitnącego rzepaku. Wspólnie z laureatami konkursu National Geographic „Rowerem przez Pomorze Zachodnie” przejechaliśmy 140 km w dwa dni, świetnie się przy tym bawiąc.
- Promocja
W tym artykule:
Patrzę na zegarek, dochodzi ósma rano. W Koszalinie rześko, słońce nieśmiało wygląda zza chmur. Pakujemy do rowerowych sakw wodę i kanapki. Jesteśmy podekscytowani, bo dopiero się poznaliśmy się, a spędzimy wspólnie dwa dni na rowerach – śmieje się Magdalena Bielińska, która opracowała 140-kilometrową trasę dla laureatów konkursu „Rowerem przez Pomorze Zachodnie”.
Sposób na przygodę
W kwietniu redakcja National Geographic ogłosiła konkurs dla pasjonatów dwóch kółek, którego główną nagrodą był m.in. udział w wyprawie rowerowej. Laureatami zostali Aleksandra Szygenda i Arkadiusz Dobrzeniecki.
– Wzięłam udział w waszym konkursie, bo staram się zwiedzać swój rejon i poznawać ciekawe miejsce. Kiedy zobaczyłam artykuł o rajdzie, pomyślałam, że może on być fajną przygodą i sposobem na jeszcze lepsze poznanie województwa. Spróbowałam, udało się i oto jestem tu z wami – opowiada Ola Szygenda, która na wyprawę przyjechała ze Szczecina –Wczorajszej nocy nie mogłam zasnąć, tak bardzo denerwowałam się dzisiejszą wycieczką. Ale już na starcie okazało się, że świetnie się rozumiemy i jest bardzo miło.
Wyruszyliśmy z Koszalina. Dalej utwardzoną leśną ścieżką zajeżdżamy do Mielna. Przed sezonem nie ma tu jeszcze tłumów, kawiarnie i restauracje przy głównej ulicy Bolesława Chrobrego dopiero budzą się do życia, chociaż pod legendarnym Pomnikiem Morsa (symbol amatorów kąpieli w zimnej wodzie) grupa młodych turystów z Niemiec robi sobie zdjęcia. Cóż, jedziemy dalej, przez las do Chłopów – wprost na przystań rybacką, gdzie czeka na nas Sylwia Olewicz, żona rybaka:
– Od 29 lat wspólnie z mężem prowadzimy tu firmę. Mąż pływa na morzu, a ja pomagam mu na przystani – opowiada.
Na pytanie, jak wygląda ich codzienność w Chłopach, Pani Sylwia wzdycha z sentymentem:
– O 2.00 nad ranem mężowi dzwoni budzik. Pije kawę, idzie na przystań, wypływa w morze, stawia siatki, potem je ściąga i wraca ok. 8.00 z rybami. Ja przyjmuję zwierzynę na przystani i sprzedaję
Państwo Olewicz łowią przede wszystkim flądry, a także turbota. Wiosną – śledzie oraz belonę – To długa ryba z zielonymi ośćmi. Jest przepyszna. Czasem łowimy 200 kg, czasem i 500 kg, nie ma reguły. Kocham swoją pracę i kocham to miasto. Nigdy się stąd nie wyprowadzę. Wychodząc za rybaka, wybrałam życie blisko morza. W wakacje jest tu oczywiście gwarno, ale ma to swój urok, bo lubimy turystów. We wrześniu robi się ciszej i spokojniej. Wtedy oddychamy pełną piersią.
Pani Sylwia pokazuje nam jeszcze molo i prowadzi pod zabytkowy budynek, w którym dziś mieści się hotel „Zamek na piasku”. Na tablicy informacyjnej czytamy, że został zbudowany już w 1906 r. Nie mamy czasu zajrzeć do środka – jedziemy dalej do Sarbinowa, by tam pospacerować promenadą. W Gąskach zaś – naszym kolejnym dłuższym przystanku – odwiedzamy zabytkową Latarnię Morską.
226 schodów
Zostawcie rowery pod latarnię i chodźcie na górę! – zachęca nas straszy latarnik, Piotr Laskowski i prowadzi na taras widokowy krętymi, granitowymi schodami – jest ich dokładnie 226. Wysiłek się jednak opłaca, bo ze szczytu rozciąga się wspaniały widok na wybrzeże, wieś Gąski oraz latarniany kompleks.
– Budowę latarni rozpoczęto w 1876 r. Trwała dwa lata, a cały materiał, czyli cegły i granit był dostarczany drogą morską. Jest drugą co do wysokości murowaną latarnią na polskim wybrzeżu, a przy okazji jedną z nielicznych wciąż zamieszkałych i czynnych. Liczy dokładnie 49,80 m wysokości. Panuje tu klimat jak sprzed trzydziestu lat, kiedy pracowało w niej kilku latarników, a w kompleksie mieszkały ich rodziny. Dziś wciąż tworzymy małe gospodarstwo, po którym jak widzicie spacerują kury – opowiada nam Laskowi i ciągnie dalej:
– Oprócz tego, że latarnia wciąż świeci, dając sygnały statkom, od kilku lat jest też częścią KSBM, czyli Krajowego Systemu Bezpieczeństwa Morskiego. W kompleksie działa kawiarnia i kilka straganów z rękodziełem.
Dwa tysiące jezior
Kierując się w stronę Kołobrzegu, przejeżdżamy przez Ekopark Wschodni z jednej strony oblany Bałtykiem, z drugiej wodami torfowisk i bagien. Miejsce ma chronić unikatowe siedliska roślin i zwierząt. Można tu spotkać ok. 80 różnych gatunków ptaków, wśród nich m.in.: orlika pospolitego. Zatrzymujemy rowery na drewnianej kładce poprowadzonej przez bagna, dzięki bujnej roślinności dookoła czujemy się tu jak w tajemniczym ogrodzie. Dalej ścieżka wiedzie nas do Kołobrzegu.
– Witajcie w uzdrowiskowym mieście z 1000-letnią historią – Anna Bańkowska, wicemarszałek Województwa Zachodniopomorskiego czeka na nas pod zabytkowym XIX-wiecznym neogotyckim budynkiem ratusza na Starym Mieście. W tym stylu znajdziemy tu też budynki kołobrzeskiej poczty oraz kościoła rektoralnego Niepokalanego Poczęcia NMP. Zresztą Kołobrzeg znalazł się na liście miast Europejskiego Szlaku Gotyku Ceglanego.
Dobrym przykładem architektury gotyckiej jest tu chociażby Bazylika Mariacka. – Pomorze Zachodnie jest jedynym województwem w Polsce, które ma dostęp do morza i ponad dwa tysiące jezior. Mamy też Szwajcarię Połczyńską, która charakteryzuje się wspaniałymi wzniesieniami, gdzie trenują kolarze górscy oraz przepiękne pojezierza. Dlatego nasze tereny przyciągają aktywnych turystów.
Poza tym jesteśmy liderem w tej części Europy jeśli chodzi o ścieżki rowerowe. Zbudowaliśmy ich ponad 1200 km i nadal je rozbudowujemy. Można do nas przyjechać ze swoim rowerem lub wypożyczyć go na miejscu – zaznacza Anna Bańkowska. Tymczasem przeprowadzamy rowery promenadą i z portu jedziemy do położonej wśród pól kwitnącego rzepaku Villi Polanka, gdzie czeka na nas kolacja, czyli wybitne bitki wołowe.
Dziko i dziewiczo
Od ponad 10 lat podróżuję zawodowo z wycieczkami, ale najbardziej lubię odkrywać nowe miejsca na Pomorzu Zachodnim – podczas porannej kawy Arkadiusz Dobrzeniecki, który pochodzi ze Szczecina tłumaczy nam, dlaczego wziął udział w konkursie NG:
– Nigdy wcześniej nie jeździłem wschodnimi szlakami, dlatego tym bardziej się cieszę, że mogę odkrywać tę dziką przyrodę z ekipą National Geographic.
– Trasa od Koszalina aż po Kołobrzeg jest świetnie przygotowana dla rowerzystów. Zwłaszcza podobało mi się dorzecze Parsęty, gdzie mogliśmy obserwować dzikie ptactwo. Wypatrywałem swojego ukochanego egzotycznego niebieskiego zimorodka. Próżno szukać w Europie tak dzikiej, dziewiczej przyrody, jaką mamy na Pomorzu Zachodnim – podkreśla z dumą Dobrzeniecki.
Drugiego dnia z Villi Polanka jedziemy przez Karlino, most kolejowy nad rzeką Radew aż do Białogardu, o którym Gall Anonim pisał: miasto królewskie i znakomite, zwane Białym. Przypominamy rowery pod XIX-wiecznym ratuszem i wspólnie z przewodniczką idziemy zobaczyć pozostałości XIV-wiecznych murów obronnych i słynną Bramę Wysoką zbudowaną w początkach XIV w.
– Ma dwie kondygnacje, w dolnej ostrołukowy przejazd, w górnej ozdobiona jest trzema dwudzielnymi blendami z okienkami i manswerkowym fryzem – opowiada nam Patrycja Bazylińska. Przewodniczka prowadzi nas jeszcze pod pomnik Czesława Niemena, który jest dumą miasta. W Białogardzie muzyk w spędził podobno parę miesięcy i kochał tu wracać.
Tymczasem wsiadamy na rowery i jedziemy wprost pod metę, do Bursztynowego Pałacu, gdzie czekają na nas… pawie. Siadamy na tutejszym tarasie z widokiem na pięknie utrzymany, porośnięty kwiatami ogród i jezioro. – Zrobiliśmy to! – krzyczy z uśmiechem Magda Bielińska:
– Przejechaliśmy na rowerach ponad 140 km! Nikt nie złapał gumy, nikt nie został w tyle, jakbyśmy wspólnie jeździli całe życie.
Materiał promocyjny Pomorza Zachodniego