Znalezienie nawet przyjaznych kosmitów byłoby śmiertelnie niebezpieczne. Dlaczego? Z naszej winy
Co by się stało, gdyby badacze pracujący np. w programie SETI nawiązali kontakt z pozaziemską inteligencją? Analitycy rozważający taki scenariusz zgadzają się co do jednego. Taka sytuacja byłaby dla ludzkości śmiertelnie niebezpieczna. Jednak wcale nie z powodu kosmitów, tylko naszych własnych cech.
W tym artykule:
- Co by się stało, gdybyśmy odnaleźli kosmitów?
- Naukowcy szukający kosmitów powinni być chronieni
- Atmosfera tajemnicy zwiększa ryzyko konfliktu
- Jak mamy ochronić się przed samymi sobą?
Załóżmy, że TO się dzieje. Istniejące na Ziemi urządzenia badawcze odbierają sygnał od pozaziemskiej cywilizacji.
Załóżmy, że to tylko sygnał. Nikt nie informuje ludzkości, że zamierza ją zniszczyć ani choćby odwiedzić. Dowiadujemy się jedynie, że gdzieś w kosmosie istnieje inteligentne życie wystarczająco rozwinięte, by znaleźć naszą planetę i nawiązać z nami kontakt.
Co by się wówczas działo na Ziemi? Wbrew pozorom nie jest to pytanie, które interesuje jedynie autorki i autorów science fiction. Zagadnienie jest szeroko dyskutowanym tematem akademickim. Prace na ten temat, pisane przez naukowców z najlepszych uniwersytetów, ukazują się w recenzowanych czasopismach naukowych.
Co by się stało, gdybyśmy odnaleźli kosmitów?
Ostatnio taka dyskusja rozgorzała na łamach czasopisma „Space Policy”. W 2020 r. ukazał się w nim artykuł dwóch badaczy z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Kenneth Wisian i John Traphagan stwierdzili, że w ogóle nie doceniamy ryzyka, jakim jest samo odebranie sygnału od obcej cywilizacji.
W Drodze Mlecznej istnieją cztery wrogie cywilizacje, które są gotowe najechać Ziemię, sugeruje nowe badanie
Jaka jest szansa, że zostaniemy zaatakowani przez kosmitów? Sto razy mniejsza niż to, że ludzkość zniknie z powierzchni Ziemi na skutek uderzenia gigantycznej asteroidy. Ale takie niebezpiecz...Ich zdaniem w takiej sytuacji znaleźlibyśmy się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jednak nie chodziłoby w ogóle o kosmitów, ich możliwości technologiczne, intencje czy nastawienie do nas. Tylko o to, co informacja o istnieniu życia w kosmosie zrobiłaby z nami. Według Wisiana i Traphagana kontakt z kosmitami obudziłby najgorsze demony realpolityk – czyli polityki opartej wyłącznie na kalkulacji siły.
Naukowcy szukający kosmitów powinni być chronieni
Jak doskonale wiemy, państwa rywalizowały i rywalizują ze sobą o różnego rodzaju zasoby. Jednym z najcenniejszych jest wiedza i jej pochodna, czyli nowoczesne technologie. Kontakt z obcą cywilizacją – i potencjalne uzyskanie dostępu do nieznanych technologii, choćby przez sam fakt badania, w jaki sposób do kontaktu doszło – to dla każdego mocarstwa prawdziwa gratka. W rezultacie najsilniejsze państwa walczyłyby o to, by zmonopolizować tworzącą się relację z Obcymi.
Konsekwencje tego byłyby groźne w pierwszej kolejności dla naukowców. A konkretnie: ich bezpieczeństwa i wolności. Dlatego autorzy pracy sprzed dwóch lat postulują, by obserwatoria takie jak te biorące udział w programie SETI były otoczone podobną ochroną, jaką otacza się elektrownie jądrowe. Dotyczy to również ich pracowników wraz z rodzinami, którzy również powinni otrzymać osobistą ochronę. I to nie w przyszłości – bo wtedy będzie już za późno – ale teraz.
Atmosfera tajemnicy zwiększa ryzyko konfliktu
Na serwis preprintów naukowych arXiv.org trafił właśnie artykuł, który polemizuje z tezami Wisiana i Traphagana. Jego autorzy – Jason T. Wright z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii, Chelsea Haramia z Hill Spring College i Gabriel Swiney z NASA – są zdania, że „jest wysoce nieprawdopodobne, by kontakt z pozaziemską cywilizacją udało się zmonopolizować”.
Według nich bardziej realne i niebezpieczne jest za to, że jakiś kraj może uznać, iż zdobycie takiego monopolu jest możliwe. I że może wówczas zastosować środki bezpieczeństwa zaproponowane przez Wisiana i Traphagana.
Czy zagadka tajemniczego sygnału z kosmosu została wreszcie rozwiązana?
Tak zwany sygnał „Wow!” został wykryty 15 sierpnia 1977 roku w obserwatorium radioastronomicznym Big Ear w Ohio, podczas poszukiwań oznak pozaziemskiej inteligencji. 72-sekundowy sygnał b...W takiej sytuacji na świecie nakręci się spirala podejrzeń. „Samo istnienie superchronionych obiektów i społeczności może zostać zinterpretowane jako dowód, że w tych miejscach podejmowana jest zmieniająca świat aktywność” – piszą badacze. Co doprowadzi w najlepszym wypadku do wojen szpiegowskich. A w najgorszym – do otwartego konfliktu pomiędzy państwami.
Jak mamy ochronić się przed samymi sobą?
Jak przekonuje nas historia – i teraźniejszość – niektóre państwa są skłonne do ciągłego szukania w otoczeniu realnych i wyimaginowanych niebezpieczeństw. Oraz interpretowania ich, w dobrej lub złej wierze, jako zagrażających ich istnieniu. Można przypuszczać, że potencjalna relacja z Obcymi mogłaby zostać postrzegana przez nie właśnie w ten sposób.
Tym samym dopuszczalny do rozważania jest scenariusz, w którym największym dla ludzkości zagrożeniem nie byliby Obcy. Groźniejsza byłaby powszechna paranoja wywołana pojawieniem się dowodu na ich istnienie.
Jak sobie z tym poradzić? Upowszechniając zasady ponadnarodowej współpracy naukowej. Wright, Haramia i Swiney, zamiast otaczania SETI fizycznymi i elektronicznymi zasiekami, rekomendują w swoim artykule rozwiązania tak proste, że aż banalne. Czyli „transparentność, dzielenie się danymi i edukację decydentów”.
Źródło: aXiv.org, Space Policy.