Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Kim był Mirosław Hermaszewski?
  2. Droga do lotu w kosmos
  3. Mirosław Hermaszewski – lot w kosmos
  4. Pierwsze wrażenia na orbicie
  5. Przygotowania do startu
  6. Badania naukowe na orbicie
  7. Dzieje rodziny Hermaszewskiego
  8. Dlaczego w kosmos poleciał Czech zamiast Polaka?
  9. Jak Mirosław Hermaszewski został pilotem
  10. Mirosław Hermaszewski – syn
  11. Mirosław Hermaszewski – żona
  12. Kiedy zmarł Mirosław Hermaszewski?

Generał Mirosław Hermaszewski był pierwszym polskim astronautą. Urodził się 15 września 1941 roku w Lipnikach na Wołyniu. Po zakończeniu II wojny światowej wraz z rodziną został przesiedlony z Kresów Wschodnich na Dolny Śląsk. Ukończył Wyższą Szkołę Oficerską Sił Powietrznych w Dęblinie, a także Akademię Sztabu Generalnego w Rembertowie.

Kim był Mirosław Hermaszewski?

Mirosław Hermaszewski urodził się 15 września 1941 roku w Lipnikach na Wołyniu. A właściwie tylko z matką i rodzeństwem. Ojciec zginął, zaś rodzina, wygnana z Wołynia, który już teraz nie jest polski, walczyła na morzu i w partyzantce, a potem rozpierzchła się po świecie: Londyn, Paryż... Bratu ojca z Nieludzkiej Ziemi udało się ujść z Andersem. Ale o tym nie można było głośno mówić, bo z takimi krewnymi w Polsce Ludowej na karierę było szans.

Hermaszewski nie pamięta nocy z 25 na 26 marca 1943 r., bo miał zaledwie półtora roku. Wtedy Ukraińcy otoczyli Lipniki, gdzie mieszkał. Na strzechy posypały się pociski zapalające. W ciemności rozgrywały się makabryczne sceny jak z „Malowanego ptaka” Kosińskiego: mordowano, grabiono bez opamiętania.

Kamila, matka generała, cudem uszła z życiem goniącym ją po zagonach rezunom z UPA, ale po drodze z zapaski na plecach wypadło jej dziecko. To był właśnie Mirosław Hermaszewski. Gdy nad ranem ojciec szukał na polu poległych, niespodziewanie dostrzegł zawiniętego w kocyk syna, który mimo tęgiego mrozu przeżył. Wtedy wypowiedział swoje pierwsze słowa: „sii” – co oznaczało ogień, i „buch”, czego tłumaczyć nie trzeba.

Wszystkim wtedy wywrócił się świat, ponieważ Lipniki to była wcześniej „wsi spokojna, wsi wesoła”, gdzie Polacy z Ukraińcami żyli zgodnie. A historię rodziny przekazywali z pokolenia na pokolenie.

Droga do lotu w kosmos

Był rok 1976. Pewnego dnia Mirosław Hermaszewski otrzymał polecenie wytypowania kilku pilotów ze swojego 11. Pułku Brandenburskiego im. Osadników Ziemi Dolnośląskiej. Mieli spełniać bardzo nietypowe kryteria: chcieć latać bardzo szybko, bardzo daleko i bardzo wysoko. Wojskowy nie pyta o szczegóły. Rozkaz to rozkaz, a dowódca ma go wypełnić. Tylko żałował, że jego samego nie uwzględniono. Sporządził listę, ale po tygodniu jemu też przedłożono taką ankietę.

Nadal nie wiedział, o co chodzi – poza tym, że kandydatów do nieznanego zadania było 300. Spotkał się z nimi na badaniach w Wojskowym Instytucie Medycyny Lotniczej w Warszawie. Wcześniej każdemu przejrzano teczki... Lekarze odrzucili blisko 230 osób, potem odpadali następni. Rodzinne „konszachty” z Zachodem na szczęście nie wyszły na jaw.

Na zgrupowanie do Mrągowa, a potem do Zakopanego, wysłano ich już tylko 16. Chodziło o selekcję kandydatów pod kątem sprawności psychofizycznej, więc codziennie biegali, ćwiczyli na sali gimnastycznej, w komorach niskich ciśnień i na wirówkach, podnosili ciężary. Do tego testy psychologiczne i badania lekarskie. Zostało ich 12.

I wtedy zdradzili wreszcie, że chodzi o lot w kosmos w ramach programu Interkosmos. A jemu mina zrzedła, bo odezwał się kompleks Janka Muzykanta. Nadal był bardzo szczupły i, wydawać by się mogło, za wysoki na pilota.

Po Zakopanem, gdzie kandydaci na kosmonautów „wykończyli” w 2 tygodnie trzech góralskich przewodników, bo wszystkie trasy musieli przebyć biegiem (nawet takie jak z Morskiego Oka przez Przełęcz Szpiglasową do Doliny Pięciu Stawów – a była to zima), już tylko we czterech pojechali na trzy tygodnie do Gwiezdnego Miasteczka. Tu spotkali po 2 kontrkandydatów z Czech i Niemiec, ale Polacy okazali się najlepsi. Co z tego, kiedy w 1977 r. poleciał Czech. Hermaszewski, pozbawiony migdałków, wyleciał w kosmos dopiero trzy miesiące później.

Mirosław Hermaszewski – lot w kosmos

W 1978 roku, jako inżynier pokładowy na statku Sojuz-30, wziął udział w misji trwającej 8 dni. Wspólnie z radzieckim kosmonautą Piotrem Klimukiem spędził czas na stacji orbitalnej Salut-6, przeprowadzając zaplanowane eksperymenty naukowe. W trakcie misji ustanowił rekordy Polski, m.in. wysokości lotu (363 km), prędkości (28 tys. km/h), długotrwałości misji (190 godzin) i pokonanej odległości (ponad 5,2 mln km)​

Po locie kosmicznym kontynuował karierę w lotnictwie, pełniąc wysokie funkcje w Wojsku Polskim. Był m.in. zastępcą dowódcy Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej, a także komendantem „Szkoły Orląt” w Dęblinie. Hermaszewski założył Międzynarodowe Stowarzyszenie Uczestników Lotów Kosmicznych, aktywnie działał w Polskim Towarzystwie Astronautycznym i pełnił funkcje w Komitecie Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk.

Lot Sojuz-30 odbył się w ramach programu Interkosmos, promującego współpracę państw bloku socjalistycznego w eksploracji przestrzeni kosmicznej. Hermaszewski wystartował 27 czerwca 1978 roku z kosmodromu Bajkonur. Po 126 okrążeniach Ziemi misja zakończyła się 5 lipca lądowaniem w Kazachstanie. Była to przełomowa chwila dla Polski, której Hermaszewski stał się symbolem osiągnięć naukowych i technologicznych.

W 2013 r. otrzymał prestiżową flagę Towarzystwa National Geographic. – Flaga zajmie zaszczytne miejsce w moim pokoju pełnym pamiątek. Wiem, że nie jestem jej jedynym kawalerem, ale ta jest moja. I może jeszcze całego świata lotniczego – mówił wtedy.

Pierwsze wrażenia na orbicie

Drgania i lęk. Wrażenie, że Sojuz 30 zamiast się wznosić, przechyla się i spada. Na szczęście to tylko wrażenie. Na starcie rakieta spala 1,5 tony paliwa na sekundę – przychodziła mu do głowy podręcznikowa definicja... W 120. sekundzie rzuciło nimi gwałtownie do przodu tak, że zawisnęli na trzymających ich pasach. Odłączył się właśnie pierwszy stopień rakiety. W 163. sekundzie odrzucili osłonę balistyczną i wtedy przez iluminator do środka wdarł się promyk słońca. Byli 80 km od Ziemi i Hermaszewski bardzo chciał ją zobaczyć.

Tak jak mały Mirek wspinał się w Wołowie na najwyższe drzewa, chcąc znaleźć się jak najbliżej nieba, i stojąc na czubku wyciągał szyję, by dostrzec, co kryje się za horyzontem. Wtedy też wyciągał szyję, ale nie zobaczył Ziemi, bo rakieta pochyliła się do horyzontu, aby rozpędzić statek do pierwszej prędkości kosmicznej.

Przygotowania do startu

Ale do niego to wszystko jeszcze nie docierało. Cały ten dzień był za szybki, za intensywny. Ostatnią noc spał co prawda jak zabity. Wymęczony setkami ćwiczeń, jakie poprzedziły lot, nie skorzystał nawet z tabletek nasennych podsuniętych mu dyskretnie poprzedniego wieczora przez lekarza. I dobrze, bo rano do jego pokoju w Gwiezdnym Miasteczku wpadła sfora doktorów i zaczęła dopytywać się o te tabletki. Zbadano mu puls, ciśnienie, zrobiono EKG i EEG, i wtedy nagle przeszła mu przez głowę myśl: koniec z samodzielnymi decyzjami, teraz podejmują je za ciebie inni. Potem było ostatnie śniadanie: twarożek ze szczypiorkiem, miód, gotowany ryż z czymś słodkim i lewatywa.

W czasie projekcji filmu „Białe słońce pustyni” o rewolucji w azjatyckiej części ZSRR (była to tradycja lotów załogowych, podobnie jak podpisy na drzwiach pokojów, w których spali kosmonauci) ciągle wybiegali wraz z Klimukiem do WC. Potem wsadzono ich do autobusu i w towarzystwie milicyjnych wozów ruszyli przez 40 km stepu do wyrzutni. W pewnym momencie zobaczyli pasterza pilnującego stada wielbłądów, który porzucił zwierzęta i pędził w ich kierunku, co zaniepokoiło obstawę. Ten jednak zatrzymał się na skraju drogi, zdjął czapkę i głęboko się im skłonił. Prosty człowiek skojarzył ich z odpalanymi nieopodal rakietami i oddawał im hołd, bo instynktownie wiedział, komu i dlaczego.

A kiedy on sam zdał sobie sprawę z tego, co go czeka? Dopiero gdy stanął przed rakietą: już kompletnie ubrany w skafander, w nowej, specjalnej bieliźnie pod spodem, opleciony elektrodami i czujnikami po pożegnaniu z oficjelami. Spojrzał na dyszącą „babę”, która miała 9 m średnicy w podstawie i 50 m wysokości, a jej zbiorniki ciekłego tlenu pokryły się szronem mimo 42-stopniowego upału.

Badania naukowe na orbicie

Na pokładzie statku przeprowadzili szereg eksperymentów. Te technologiczne polegały np. na zbadaniu, jak w warunkach mikrograwitacji przebiega proces krystalizacji z fazy ciekłej pewnego typu półprzewodników. Druga grupa to eksperymenty geofizyczne. Dotyczyły teledetekcji i polegały na jednoczesnym uzyskiwaniu obrazów tych samych obszarów testowych na terytorium Polski za pomocą identycznej kamery wielospektralnej z pokładu stacji orbitalnej i z pokładu samolotu oraz prowadzenie w tym samym czasie odpowiednich pomiarów naziemnych na tych obszarach. Najchętniej jednak przeprowadzali eksperymenty medyczno-biologiczne na własnych organizmach i roślinach.

Zakończony 5 lipca 1978 r. w stepach Kazachstanu lot Hermaszewskiego i Klimuka trwał 8 dni. Dokonali w tym czasie 126 okrążeń Ziemi, ustanawiając przy okazji kilka niepobitych do dziś rekordów Polski, zatwierdzonych przez Międzynarodową Federację Lotniczą. M.in. wysokości lotu – 363 km, prędkości – 28 tys. km/godz., długotrwałości lotu – 190 godz., 03 min, 04 s, i przebytej odległości – 5 273 257 km.

Dzieje rodziny Hermaszewskiego

Pradziad Hermaszewskiego, Jakub, został zesłany na Syberię za udział w powstaniu styczniowym, ale udało mu się zbiec. Osiadł w Żytomierzu, tam się ożenił. Jednym z wielu dzieci, jakich się dochował, był dziadek Mirosława, Sylwester. Ten z kolei miał 16 dzieci. Wśród dwunastki, która przeżyła, był ojciec, Roman, który poślubił Kamilę z Bielawskich i dochował się siedmiorga potomków, w tym właśnie jego.

Dziadek zarządzał dobrami hrabiego Małyńskiego i wraz z nim rozbijał się po świecie. Z jednej z wypraw przywiózł kryształkowe radio. Gdy zademonstrował to cudo rodzinie, jego żona chwyciła za flakonik z wodą święconą, aby odpędzić drzemiącego w pudle diabła. A wnuk w kosmos poleciał.

To taki dziwny film z zawrotnym tempem. Kontynenty, oceany przesuwają się jak obrazki w dziecinnym kalejdoskopie. Wyobraża sobie te wszystkie plemiona i nacje, wydobywa z zakamarków pamięci całą wiedzę na ich temat. W 90 minut ogarnia wzrokiem cały świat, przeżywa cztery pory roku, całą dobę, która jest niczym epoka. I nadal nie może uwierzyć, że tu jest, choć z rocznym opóźnieniem.

Dlaczego w kosmos poleciał Czech zamiast Polaka?

W 1977 r. wystartowała Stacja Orbitalna Salut 6, ale nie udało się z nią połączyć dwóm radzieckim kosmonautom, Władimirowi Kowalonkowi i Walerijowi Ruminowi ze statku Sojuz 25. Kolejny lot w kosmos miał rozstrzygnąć, czy była to ich wina, czy też zdecydowały inne czynniki. Hermaszewski i Klimuk byli już wtedy gotowi, ale do gry weszła Wielka Polityka. Podobno u najwyższych władz państwowych Rosji interweniował sam przywódca Komunistycznej Partii Czechosłowacji Gustaw Husak. Nalegał, aby w ramach rekompensaty za Praską Wiosnę w kosmos poleciał jego rodak.

Słowo ciałem się stało, a Hermaszewski wylądował w... szpitalu, choć nic mu nie dolegało. Poddano go operacji migdałków mimo jego gorących zapewnień, że są zdrowe. Operację przeprowadzał sam ordynator, który ostatnio czynił to zapewne na froncie, ale chodziło o jego prestiż. Na koniec, oglądając wycięte migdałki, skonstatował: „Rzeczywiście, zdrowe. No, szkoda, bo chłopak jeszcze chciał mieć dzieci”. Czy mógł się nie zgodzić na operację? Teoretycznie tak, ale wtedy nigdy by nie poleciał. To był taki dziwny pakt: kosmos za cenę migdałków.

Jak Mirosław Hermaszewski został pilotem

Do przedstawienia-adaptacji opowiadania Konopnickiej wybrała Mirka pani w szkole. To nie była nagroda za świetne wyniki w nauce. Chłopiec był chudy, wysoki i blady – idealny zatem do roli Janka Muzykanta. Na szczęście ostra interwencja matki uratowała go od niechcianego aktorskiego debiutu, ale kompleks pozostał. Zwłaszcza za tę chudość wyśmiano go po latach na komisji poborowej w Wołowie, orzekając, że nie nadaje się do wojska (dostał kategorię C), a przecież latał już na szybowcach w Aeroklubie Wrocławskim. To mógł być koniec kariery.

Dopiero w Szkole Orląt w Dęblinie bardziej uwierzył w siebie, choć na egzaminie wstępnym nie było lekko. Bieg na 1500 m ukończył wprawdzie jako pierwszy, ale jako że pobiegł bez butów (nie stać go było na tenisówki), żużel ze stóp wydłubywał jeszcze przez kilka tygodni. Tam nauczył się pilotować samolot TS-8 Bies i zdobył kwalifikacje pilota myśliwskiego III klasy na samolocie MiG-15 (I klasę zrobił dwa lata później na MIG-u 17).

Szkołę ukończył jako prymus. Przydzielono go do pułku obrony powietrznej w Poznaniu, gdzie został przeszkolony w pilotażu samolotów ponaddźwiękowych MiG-21. Potem ukończył z wyróżnieniem Akademię Sztabu Generalnego w Warszawie i podjął służbę w pułkach myśliwskich OPK w Słupsku, Gdyni i we Wrocławiu.

Mirosław Hermaszewski – syn

Syn Mirosława Hermaszewskiego, Mirosław Hermaszewski Junior, podążył śladami ojca, angażując się w lotnictwo. Jest zawodowym pilotem, a także specjalistą w zakresie bezpieczeństwa lotów. Choć nie osiągnął sławy na miarę ojca, pozostaje aktywny w środowisku lotniczym, przekazując wiedzę i doświadczenie młodszym pokoleniom​.

Mirosław Hermaszewski – żona

Żoną Hermaszewskiego była Emilia Hermaszewska, z domu Łazar, z którą ożenił się w 1966 roku. Przez lata wspierała męża, szczególnie podczas przygotowań do lotu kosmicznego. Poza życiem rodzinnym, Emilia Hermaszewska angażowała się w działalność społeczną i wspierała inicjatywy edukacyjne związane z astronautyką

Kiedy zmarł Mirosław Hermaszewski?

Mirosław Hermaszewski, pierwszy i jedyny polski kosmonauta, zmarł 12 grudnia 2022 roku w wieku 81 lat. Powodem śmierci były komplikacje po operacji związanej z chorobą nerek. Informację o śmierci wybitnego polskiego lotnika i kosmonauty przekazał za pośrednictwem mediów społecznościowych Ryszard Czarnecki, europoseł Prawa i Sprawiedliwości, a prywatnie zięć zmarłego.

– W imieniu rodziny potwierdzam bardzo smutną informację o śmierci generała Mirosława Hermaszewskiego – pierwszego polskiego kosmonauty, świetnego pilota, dobrego męża i ojca, ukochanego dziadka. Odszedł na Wieczną Wartę. R.I.P. – napisał na Twitterze (obecnie X).

Pogrzeb odbył się 21 grudnia 2022 roku w Warszawie. Ceremonię rozpoczęła msza żałobna w Katedrze Polowej Wojska Polskiego, a następnie Hermaszewski został pochowany na Wojskowych Powązkach, w sąsiedztwie Pomnika "Chwała Lotnikom Polskim". Jego grób znajduje się blisko Alei Zasłużonych, gdzie pochowani są inni wybitni Polacy. Pochówek miał charakter państwowy z pełną asystą wojskową. Grób generała ozdobiono cytatem z ks. Jana Twardowskiego.

Reklama

Źródło: National Geographic Polska.

Reklama
Reklama
Reklama