Reklama

W tym artykule:

  1. Terraformowanie
  2. Pomysł wcale nie jest nowy
  3. Wyzwania
Reklama

Terraformowanie

Planeta Wenus jest często nazywana „siostrzaną planetą" Ziemi. Nie bez podstaw, jak opisałem we wczorajszym artykule. Poza tym, że Wenus i Ziemia są prawie tej samej wielkości, mają podobną masę i bardzo podobny skład (obie są planetami skalistymi). Jako planeta sąsiadująca z Ziemią, Wenus również krąży wokół Słońca w strefie, w której występuje woda w stanie płynnym. Oczywiście istnieje wiele kluczowych różnic pomiędzy tymi planetami, które sprawiają, że Wenus nie nadaje się do zamieszkania. Nawet jeśli być może kiedyś Wenus była na pewnym etapie podobna do Ziemi sprzed milionów lat, dzisiaj jest istnym piekłem gdzie panują bardzo wysokie temperatury i ciśnienie atmosferyczne. Czy to oznacza, że nie powinniśmy się interesować tą planetą? W żadnym wypadku! Jej badanie może powiedzieć nam wiele o Ziemi. Poza tym, dlaczego nie użyć niezbędnej przecież w nauce wyobraźni i nie zastanowić się nad tym, co trzeba by zrobić, by Wenus nadawała się kiedyś do zamieszkania przez ludzi? Jednym z głównych powodów ewentualnej kolonizacji Wenus i zmiany jej klimatu w celu zasiedlenia przez ludzi jest perspektywa stworzenia „zapasowego miejsca" dla ludzkości. Biorąc pod uwagę różne możliwości wyboru: Mars, Księżyc i planety zewnętrznego Układu Słonecznego - Wenus ma kilka zalet, których nie mają inne (bliskość, podobne rozmiary). Takie rozważania nie są więc tylko pozbawionym sensu gdybaniem.

Jeśli chcemy tam kiedykolwiek zamieszkać, najpierw potrzebna byłaby daleko posunięta inżynieria ekologiczna - tzw. „terraformowanie”. Biorąc pod uwagę podobieństwo Wenus do Ziemi, wielu naukowców uważa, że Wenus byłaby idealnym kandydatem do terraformowania, nawet bardziej niż Mars! Nie jest to też wcale nowy pomysł. W ciągu ostatniego stulecia koncepcja terraformowania Wenus pojawiała się wielokrotnie, zarówno w fantastyce naukowej, jak i jako przedmiot badań naukowych. Najwcześniejszym znanym przykładem jest „Ostatni i pierwszy człowiek” Olafa Stapletona (1930), którego dwa rozdziały poświęcone są opisowi, jak potomkowie ludzkości terraformują Wenus po tym, jak Ziemia przestaje nadawać się do zamieszkania, a przy okazji dokonują ludobójstwa na rodzimym życiu wodnym. Podobną tematykę poruszał również Poul Anderson w latach 50-tych. W 1991 roku, autor G. David Nordley zasugerował w swoim opowiadaniu „Śniegi Wenus”, że ruch obrotowy Wenus może zostać rozpędzony tak, by dzień na tej planecie odpowiadał 30 ziemskim dniom (a nie 177, jak obecnie). Autor Kim Stanley Robinson wydał „2312”, powieść science fiction, która traktowała o kolonizacji całego Układu Słonecznego - w tym Wenus. Tyle jeśli chodzi o fikcję, skupmy się teraz na naukowym podejściu!

Pomysł wcale nie jest nowy

Pierwsza propozycja metody terraformowania Wenus została przedstawiona w 1961 roku przez Carla Sagana. W pracy zatytułowanej „Planeta Wenus" argumentował on za wykorzystaniem genetycznie zmodyfikowanych bakterii do przekształcenia węgla w atmosferze w cząsteczki organiczne. Jednak okazało się to niepraktyczne ze względu na późniejsze odkrycie kwasu siarkowego w chmurach Wenus i wpływ tzw. „wiatru słonecznego” czyli cząsteczek emitowanych przez Słońce, które docierają na Wenus.

W swoim opracowaniu „Szybkie terraformowanie Wenus” z 1991 roku, brytyjski naukowiec Paul Birch zaproponował zbombardowanie atmosfery Wenus wodorem. W wyniku reakcji powstałby grafit i woda, które opadłyby na powierzchnię i pokryłyby około 80% powierzchni w postaci oceanów. Biorąc pod uwagę ilość potrzebnego wodoru, musiałby on zostać pozyskany bezpośrednio z Jowisza bądź Saturna lub ich lodowych księżyców. Propozycja wymaga również dodania do atmosfery aerozolu żelaza, który mógłby pochodzić z różnych źródeł (np. Księżyc, asteroidy, Merkury). Pozostała atmosfera, której ciśnienie szacuje się na około 3 bary (trzy razy więcej niż na Ziemi), składałaby się głównie z azotu, którego część rozpuściła by się w nowych oceanach, jeszcze bardziej obniżając ciśnienie atmosferyczne.

Zbadano również koncepcję słonecznych żaluzji, która polegałaby na użyciu serii małych statków kosmicznych lub pojedynczej dużej soczewki w celu odpowiednio zasłonięcia lub odbicia światła słonecznego od powierzchni planety, a tym samym obniżenia globalnej temperatury. Uważa się, że w przypadku Wenus, która pochłania dwa razy więcej światła słonecznego niż Ziemia, promieniowanie słoneczne odegrało główną rolę w wywołaniu efektu cieplarnianego.

Takie „żaluzje” mogłyby być umieszczone w przestrzeni kosmicznej, gdzie zapobiegałyby docieraniu części światła słonecznego do Wenus. Dodatkowo, cień ten blokowałby wiatr słoneczny, zmniejszając tym samym ilość promieniowania, na które narażona jest powierzchnia Wenus. To chłodzenie spowodowałoby skroplenie lub zamrożenie atmosferycznego CO², który następnie zostałby zmagazynowany na powierzchni w postaci suchego lodu.

Naukowiec z NASA Geoffrey A. Landis zaproponował również, że nad chmurami Wenus mogłyby powstać siedliska formie ogromnych balonów-sterowców, które z kolei mogłyby działać zarówno jako osłona słoneczna jak i stacje przetwórcze. Zapewniłyby one początkowe miejsca do życia dla kolonistów i stopniowo przekształcały by atmosferę Wenus w nadającą się do życia, tak aby koloniści mogli migrować na powierzchnię.

Wyzwania

Podobnych pomysłów jest jeszcze więcej, ale warto sobie zadać pytanie: na ile są one realne i jakie wyzwania wiązałyby się z ich realizacją?
Po pierwsze, redukcja ciepła i ciśnienia atmosfery Wenus wymagałaby ogromnych ilości energii i zasobów. Wymagałoby to również infrastruktury, która jeszcze nie istnieje, a jej budowa byłaby bardzo kosztowna. Na przykład, zbudowanie klosza orbitalnego wystarczająco dużego, aby schłodzić atmosferę Wenus do tego stopnia, że efekt cieplarniany zostałby zatrzymany, wymagałoby ogromnych ilości metali i innych zaawansowanych materiałów. Taka struktura, gdyby została umieszczona na orbicie, musiałaby mieć średnicę czterokrotnie większą od średnicy Wenus! Musiałaby być montowana w przestrzeni kosmicznej, co wymagałoby ogromnej floty autonomicznych robotów.

W każdym wypadku, potrzebna byłaby duża flota statków kosmicznych do przewiezienia potrzebnych materiałów, które musiałyby być wyposażone w zaawansowane systemy napędowe, aby mogły odbyć podróż na Wenus w rozsądnym czasie. Nie bez znaczenia byłoby konieczne tutaj wielopokoleniowe zaangażowanie, które zapewniłoby środki finansowe na ukończenie prac. Nie jest to łatwe zadanie w nawet najbardziej idealnych warunkach.

Reklama

Podsumowując, potencjalne korzyści z terraformowania Wenus są oczywiste. Ludzkość miałaby drugi dom, bylibyśmy w stanie dodać zasoby Wenus do naszych własnych i nauczylibyśmy się cennych technik, które mogłyby pomóc zapobiec kataklizmom tu na Ziemi. Jednak dotarcie do punktu, w którym te korzyści mogłyby zostać zrealizowane, jest najtrudniejszą częścią. Wystarczy powiedzieć, że jest to coś, czego ludzkość nie może zrobić w krótkim okresie czasu. Jednak patrząc w przyszłość, pomysł aby Wenus stała się naszą prawdziwie „siostrzaną planetą" z oceanami, ziemią uprawną, dziką przyrodą i miastami - z pewnością wydaje się pięknym i być może wykonalnym celem. Czy wykonalnym? Na to pytanie odpowiedzą już przyszłe pokolenia.

Reklama
Reklama
Reklama