Wojna o prawo do rozwodu. Jak pewna arystokratka wywalczyła wolność dla kobiet
Dziś rozwód stał się rzeczą niemal powszechną. Rozwodzą się gwiazdy, politycy, przedstawiciele rodzin królewskich i oczywiście zwykli śmiertelnicy. Jednak w XIX-wiecznej Anglii rozwieść się nie było wcale łatwo. Walka o prawo do rozwodu trwała długo i zakończyła się zaskakująco późno.
- Anna Kalinowska
Spis treści:
- Trudna droga do rozwodu
- Skandal na Downing Street
- Walka o prawo do rozwoju
- Rozwód niszczył reputację kobiet
- Trudna sprawa lorda i lady Mordount
- Lepsze prawo dla kobiet?
- Zdradziła czy nie zdradziła
- Dowody do podważenia
Między 1670 a 1858 r. w Anglii w sumie orzeczono tylko 300 rozwodów, czyli średnio nieco półtora rocznie. Biorąc pod uwagę fakt, że najsłynniejszym rozwodnikiem w historii był angielski król Henryk VIII, który rozwodził się nie raz, ale dwa razy, może to trochę dziwić. Z drugiej jednak strony procedury rozwodowe, jakie wprowadzono w XVII wieku, bardzo cały proces utrudniały. Gdy w 1670 roku John Manners, lord Ross, postanowił rozwieść się ze swoją wiarołomną żoną Anne, sprawa trafiła do Izby Lordów, co stanowiło precedens do wmieszania się parlamentu w kwestie dotyczące rozwiązywania małżeństw.
Trudna droga do rozwodu
W efekcie do 1857 r., gdy zrewidowano prawo, procedura rozwodowa była bardzo długa, kłopotliwa i kosztowna. Sprawę rozwodową prowadzono bowiem najpierw przed sądem kościelnym. Tamtejsze niejasne i kosztowne procedury sprawiały, że proces mógł się ciągnąć latami. To jednak nie wszystko. Konieczne było także udowodnienie drugiej stronie – a dokładniej mówiąc żonie, bo tylko mąż mógł domagać się rozwodu – w sądzie cywilnym, że popełniła cudzołóstwo. Ostatecznie sprawę przekazywano ostatniej instancji, czyli parlamentowi, który orzekał koniec małżeństwa. Nic dziwnego, że tylko osoby najbardziej zdeterminowane, a przy tym majętne, którym zależało na formalnym zakończeniu ich związku, decydowały się wystąpić z pozwem rozwodowym.
Przeniesienie orzekania w procesach rozwodowych do sądów świeckich poprawiło nieco sytuację. Jednak nie na tyle, by każdy, kto do tej pory trwał w niechcianym małżeństwie, mógł się z niego uwolnić. Najważniejszą zmianą było przyznanie kobiecie prawa do wystąpienia o zakończenie małżeństwa. Musiała jednak udowodnić, że mąż nie tylko ją zdradzał, ale dodatkowo, że cudzołóstwo miało charakter kazirodczy, lub był bigamistą, dopuszczał się czynów homoseksualnych, czy też przez okres nie krótszy niż dwa lata traktował ją ze szczególnym okrucieństwem. Mężczyzna nie musiał się tak starać. Wystarczyło, że udowodnił żonie jednorazową zdradę. Mimo takich obostrzeń kobiety zaczęły korzystać ze swego nowego prawa – od chwili jego wprowadzenia do końca stulecia złożyły w sumie 40 proc. wszystkich wniosków rozwodowych, które trafiły do angielskich sądów.
Skandal na Downing Street
Możliwe, że przynajmniej część z nich zdecydowała się na ten krok dzięki Caroline Norton, która stała się bohaterką jednego z najsłynniejszych skandali rozwodowych epoki, a potem poświęciła się walce o prawa kobiet. Caroline była wnuczką słynnego poety, dramatopisarza i polityka Richarda Brinsleya Sheridana. Uchodziła za wybitną piękność, a jej rodzina – mimo braku znaczącego majątku – cieszyła się dobrą opinią i miała świetne kontakty w londyńskim towarzystwie, więc spodziewano się, że bez problemu znajdzie odpowiedniego męża.
Ku zaskoczeniu wszystkich w 1827 roku dziewiętnastoletnia Caroline zdecydowała się na ślub z nie najbystrzejszym prawnikiem George’em Nortonem. W małżeństwie szybko zaczęło się źle dziać. Podobno doszło nawet do przemocy. Mąż nie najlepiej znosił fakt, że Caroline cieszyła się popularnością, obracała się w arystokratycznych kręgach, a dodatkowo była utalentowaną pisarką i autorką popularnych ballad, dzięki czemu uzyskiwała całkiem przyzwoite dochody. Nie przeszkadzało mu to jednak w tym, by je niemal w całości przejmować.
Pani Norton zdecydowała się w końcu opuścić męża, a ten odebrał jej i ukrył przed nią trójkę ich dzieci oraz zagroził, że wytoczy jej proces o cudzołóstwo, stanowiący wstęp do rozwodu. Jako jej kochanka Norton miał wskazać nie byle kogo, bo aktualnego brytyjskiego premiera lorda Melbourne. Caroline przyjaźniła się z nim od pewnego czasu, a dawny znajomy jej dziadka – domniemanych kochanków dzieliła bowiem znacząca różnica wieku – bywał regularnie w domu Nortonów. Miał nawet pomóc Geoerge’owi w znalezieniu odpowiedniej państwowej posady.
Walka o prawo do rozwoju
W czerwcu 1836 roku rzeczywiście doszło do procesu. Po ponad tygodniu przesłuchań i narad sędziowie odrzucili oskarżenia wobec Caroline i Melbourne’a. O ile jego kariera polityczna została uratowana, o tyle jej los stał się trudny. Zszargano jej opinię, straciła dzieci, mąż nadal przejmował dużą część jej dochodów, bo sama nie miała prawa podpisywać kontraktów z wydawcami.
Z czasem relacje małżonków poprawiły się na tyle, że porozumieli się w sprawie dzieci i te zamieszkały z matką. Gdyby Caroline udowodniono romans, automatycznie straciłaby prawo do opieki, a nawet możliwość kontaktu z synami. Ponieważ sąd uznał, że nie doszło do zdrady, udało się jej – choć po długich bojach z Nortonem – zachować swoje prawa.
Doświadczona przez los pisarka postanowiła podjąć walkę o poprawę doli kobiet, które znalazły się w takiej samej sytuacji jak ona. Dzięki jej zaangażowaniu udało się doprowadzić do przyjęcia przez parlament w 1839 roku ustawy przyznającej matce równe prawa do opieki nad dziećmi w wieku do 7 lat, a następnie do wspomnianej reformy procedury rozwodowej. Sama nie mogła jednak z niego skorzystać, ponieważ Norton odmawiał wystąpienia o rozwód (mógł ją przyłapać na zdradzie, lecz tego nie zrobił!).
Caroline uwolniła się od męża dopiero, gdy zmarł, niemal cztery dekady po procesie. Kilka lat przed jego śmiercią kobieta odniosła jednak pewne zwycięstwo, które z pewnością dało jej sporo satysfakcji – promowana przez nią ustawa z 1870 roku gwarantowała mężatkom, że zarobione przez nie pieniądze lub przekazany im spadek stanowiły ich własność.
Rozwód niszczył reputację kobiet
Nowe rozwiązania prawne stopniowo dawały kobietom szansę na poprawę ich losu w sytuacji, gdy ich małżeństwo okazywało się katastrofą, ale jedna rzecz nie ulegała zmianie. Proces rozwodowy nadal łączył się ze skandalem i nieodwracalnie niszczył reputację – głównie kobiety – a także groził towarzyskim ostracyzmem. Czasami kończył się wręcz tragedią.
Posiedzenia specjalnego trybunału zajmującego się rozwodami (Court for Divorce and Matrimonial Causes) były jawne i cieszyły się ogromną popularnością. Widzowie z niezdrowym podnieceniem słuchali zeznań świadków na temat życia rozwodzącej się pary. Sprawy bardziej skomplikowane, dotyczące członków arystokracji lub znanych osób, relacjonowały gazety. I tak w drugiej połowie XIX wieku żadna historia nie zdołała przyciągnąć tyle uwagi, co rozwód lorda i lady Mordaunt w lutym 1870 roku. Stało się tak przede wszystkim dlatego, że jednym ze świadków miał być następca brytyjskiego tronu książę Edward, choć biorąc pod uwagę okoliczności, i bez jego udziału historia rozpadu arystokratycznego stadła mogła wzbudzić nie lada sensację.
Mordauntowie należeli do najbliższego otoczenia księcia i księżnej Walii, tak zwanego Malborough House Se (nazwa pochodziła od londyńskiej rezydencji Edwarda). Jej członkowie prowadzili ożywione życie towarzyskie: organizowali bale, przyjęcia, odwiedzali się w swoich wiejskich rezydencjach, a mężczyźni uczestniczyli w polowaniach lub wyprawach na ryby. W czerwcu 1868 roku lord Charles Mordaunt wziął udział w takiej właśnie wyprawie do Norwegii. W tym czasie jego żona pozostała w ich rezydencji Walton Hall w Warwickshire. Wkrótce okazało się, że Harriet Mordaunt spodziewa się dziecka. W lutym na świat przyszła – jak podkreślano w prasowym anonsie – przedwcześnie – córka. Lekarze stwierdzili u dziecka poważne schorzenie oczu.
Zrozpaczona matka uznała, że ponosi odpowiedzialność za chorobę, i wyznała mężowi, że nie jest on ojcem małej Violet. Zaś problemy zdrowotne dziecka mogą być efektem choroby wenerycznej, którą zaraził ją kochanek. Na tym jednak nie kończyły się jej rewelacje. Harriet wyjaśniła, że zaszła w ciążę z lordem Cole’em, ale zdradzała męża także z innymi mężczyznami, w tym z sir Frederikiem Johnstone’em oraz księciem Walii. Nieszczęśliwy rogacz nie miał powodu, by nie wierzyć swej wiarołomnej małżonce. Wszyscy wymienieni przez nią mężczyźni mieli opinię kobieciarzy.
Trudna sprawa lorda i lady Mordount
Lord Mordaunt natychmiast wystąpił o rozwód, jednak okazało się, że sprawa nie będzie taka prosta. Rodzina Harriet ogłosiła bowiem, że kobieta postradała zmysły i jako osoba niepoczytalna nie może być stroną w procesie. W końcu specjalna komisja zdecydowała, że proces rozwodowy może jednak ruszyć. Prawnicy Mordaunta jako współwinnych wskazali Cole’a i Johnstone’a, ale nie księcia Walii. Charles wspomniał jednak o nim, zeznając, gdy relacjonował rozmowę z żoną, w której ta wyznała mu swoje winy i wskazała księcia jako jednego z kochanków. To jednak adwokaci reprezentujący Harriet powołali następcę tronu na świadka. Edward pojawił się w sądzie i zaprzeczył, by kiedykolwiek łączyły go niewłaściwe kontakty z lady Mordaunt. Prawnicy przeciwnej strony zrezygnowali z prawa do przesłuchania, więc książę wśród oklasków i radosnych okrzyków publiczności opuścił salę sądową.
Sędziowie orzekli ostatecznie, że z powodu szaleństwa Harriet nie mogą ogłosić rozwodu. Został orzeczony dopiero po pięciu latach, gdy wniesiono ponownie pozew przeciwko lady Mordaunt i Cole’owi, a ten uznał ojcostwo Violet. Nie można wykluczyć, że wziął na siebie winę, by uniemożliwić ponowne roztrząsanie sprawy i pojawienie się nowych oskarżeń wobec księcia Walii. Edward był zatem bezpieczny, Charles – w końcu wolny, ale jego była żona nie miała szans na normalne życie. Nigdy nie opuściła szpitala psychiatrycznego, w którym zamknięto ją po wybuchu skandalu. Na pytanie, czy rzeczywiście była szalona, czy raczej chodziło o to, by usunąć ją w celu wyciszenia sprawy, nie da się odpowiedzieć.
Lepsze prawo dla kobiet?
Nowe prawo regulujące kwestie rozwodów nadal dawało mężczyznom przewagę, ale niekiedy stawało jednak po stronie kobiety. Mąż musiał bowiem udowodnić żonie zdradę lub doprowadzić do tego, że inny mężczyzna przyznałby się do popełnienia z nią cudzołóstwa. Gdy dowody nie były wystarczająco przekonujące, a kobieta wykazała się inteligencją i sprytem, oskarżenie upadało, co często ratowało ją przed znalezieniem się na bruku bez środków do życia. Inna sprawa, że jeśli niewiernej małżonce raz udało się uniknąć rozwodu, mogła stać się mniej ostrożna.
Doskonale ilustruje to historia Isabelli Robinson, bohaterki „obyczajowo-literackiego” skandalu rozwodowego. W 1844 roku trzydziestojednoletnia Isabella poślubiła Henry’ego Robinsona, nudnego i niezbyt atrakcyjnego fizycznie inżyniera, którego główną zaletą było to, że mógł zapewnić jej życie na odpowiednim poziomie oraz dawał szansę na posiadanie rodziny. Niedługo na świat przyszła dwójka dzieci. Gdy nadszedł czas, by posłać je do szkoły, małżonkowie, którzy do tej pory przenosili się często w związku z pracą Henry’ego, postanowili osiąść na pewien czas w Edynburgu. Robinson nadal często wyjeżdżał, więc Isabella szukała sposobu na uniknięcie samotnych wieczorów. Jesienią 1850 roku nawiązała znajomość z jedną z sąsiadek lady Drysdale, która zaczęła zapraszać ją na wydawane przez siebie przyjęcia.
Zdradziła czy nie zdradziła
Na jednym z nich pani Robinson poznała córkę gospodyni oraz jej męża Edwarda Lane’a. Edward pochodził z Kanady, miał 27 lat – więc sporo mniej od Isabelli – i był prawnikiem, ale postanowił porzucić dotychczasową karierę i zostać lekarzem. Na znudzonej, wiecznie osamotnionej mężatce zrobił piorunujące wrażenie. W przeciwieństwie do jej męża był przystojny, uroczy i dowcipny, dało się z nim porozmawiać o literaturze i filozofii. Do zauroczenia młodym mężczyzną mógł też przyczynić się fakt, że Isabella odkryła, iż jej mąż „na boku” utrzymuje kochankę i dwoje nieślubnych dzieci.
Isabella zaczęła prowadzić dziennik, w którym dokumentowała znudzenie i zniechęcenie małżeństwem oraz z entuzjazmem rozpisywała się o Edwardzie i uczuciu do niego. W setkach wpisów, które powstały w ciągu pięciu lat, ze szczegółami opisywała swoje – zabarwione mocno erotyką – fantazje. Pisała o tym, jak bardzo chciałaby znaleźć się w jego ramionach i poczuć jego dotyk, o wspólnych spacerach, rozmowach i wzajemnym zauroczeniu. Nigdzie nie wspominała jednak o tym, że sprawy między nią i Edwardem posunęły się na tyle daleko, że rzeczywiście doszło do fizycznej zdrady.
W 1858 roku pamiętnik żony wpadł przypadkowo w ręce Henry’ego. Ten, nie bacząc, że rewelacje na temat jego życia małżeńskiego mogą postawić go w złym świetle, postanowił wnieść o rozwód. W razie jego orzeczenia Isabella straciłaby wszystko i nie miałaby się gdzie podziać, wiec postanowiła walczyć. Nie mogła atakować – wyjawienie, że mąż miał wieloletni romans i nieślubne dzieci, nic by jej nie dało – więc musiała znaleźć sposób na udowodnienie, że w rzeczywistości nigdy nie zdradziła Henry’ego.
Dowody do podważenia
Ponieważ jedyny dowód domniemanej zdrady stanowiły dzienniki i jej notatki, prawnicy pani Robinson oświadczyli, że Isabella zawsze miała pewne ambicje literackie, natomiast rozerotyzowane opisy wynikały z napięcia nerwowego, w jakim żyła ich klientka, i z halucynacji. Były więc wyłącznie wytworami jej fantazji. To – chociaż według ówczesnych standardów naganne – z całą pewnością nie kwalifikowało się jednak jako cudzołóstwo. W ten sposób udało się równocześnie uratować dobrą opinię Edwarda, dla którego ujawnienie romansu z mężatką oznaczałoby koniec kariery.
Pan Robinson musiał być bardzo rozczarowany, jednak w końcu udało mu się pozbyć żony. W 1864 roku Isabella została przyłapana in flagranti w londyńskim hotelu z pewnym młodym Francuzem, jak się miało okazać, dawnym korepetytorem jej synów. Tym razem sprawa była ewidentna.
Obostrzenia, z jakimi w kwestii rozwodów musieli borykać się dziewiętnastowieczni Anglicy, mogą dziś wydawać się nam wręcz niewyobrażalne. Fakt, że kobieta, gdy chciała uwolnić się od niekochanego, a często okrutnego męża, nie mogła tego zrobić, odebranie jej dzieci, gdy padł na nią choćby cień podejrzenia o niewierność, czy zamykanie jej w szpitalu psychiatrycznym, byłby uznany za łamanie jej podstawowych praw. Z drugiej jednak strony to właśnie nierówności i podwójne standardy, z jakimi przez dekady musiały zmagać się kobiety, zmobilizowały niektóre z nich do tego, by w końcu zacząć działać i podjąć walkę o poprawę losu. A od rozwodów był już tylko krok do walki o prawa wyborcze czy studia.
Źródło: National Geographic Polska