Scena zbrodni
Dokument Joshui Oppenheimera jest wynikiem mrożącego krew w żyłach eksperymentu z udziałem emerytowanych dowódców indonezyjskiej bojówki z Sumatry, którzy mają na sumieniu około tysiąca morderstw z lat 1965–1966
Reżyser zaproponował im bowiem odtworzenie przed kamerą dawnych zbrodni, nakręcenie filmu, w którym zagrają samych siebie.
Nie taki był pierwotny zamiar. Oppenheimer jeździł po Indonezji w poszukiwaniu krewnych ofiar masowych egzekucji. Ci opowiadali mu, że oprawcy wciąż żyją i mają się dobrze – są szanowanymi obywatelami cieszącymi się względami władzy. Reżyser do do nich wybrał się więc z kamerą.
Ku zdumieniu widza zabójcy bez cienia wstydu przystali na jego ofertę, krok po kroku demonstrując swoje metody zabijania. W XXI w. pozostają bezkarni, bo ich działania pośrednio ukonstytuowały współczesną władzę azjatyckiego kraju.
- Indonezja potrzebuje gangsterów, bo są wolnymi ludźmi nieprzestrzegającymi reguł. Gdybyśmy wszyscy tych reguł przestrzegali, bylibyśmy nudnym krajem biurokratów – słowa padające w filmie z ust wiceprezydenta wprawiają zresztą w nie mniejsze osłupienie niż kamienne serca morderców. Czy to jest właśnie prawda o wyspiarskim raju na granicy Azji i Oceanii, celu podróży milionów turystów?
Werner Herzog nazwał film Oppenheimera najważniejszym dokumentem ostatnich lat.