Człowiek z Piltdown to jedno z największych naukowych oszustw. Tak mógł wyglądać
Człowiek z Piltdown miał zamieszkiwać tereny dzisiejszej Wielkiej Brytanii. Jego rzekome szczątki znalazł Charles Dawson. Okazało się jednak, że nieznany nauce hominid to mistyfikacja.
W tym artykule:
- Kim był człowiek z Piltdown?
- Słynne oszustwo wreszcie wyszło na jaw
- Tak mógłby wyglądać człowiek z Piltdown
W dobie wszechobecnych fake newsów tzw. fact checking to jedna z najcenniejszych umiejętności. Nie tylko podczas surfowania w internecie. Podważanie autorytetów naukowych nie jest oczywiście nowym zjawiskiem. Od wieków równolegle z kolejnych odkryciami badaczy, informowano też o innych pseudonaukowych dokonaniach. Szczęśliwie wszystkie są po czasie weryfikowane.
Podobnie było w przypadku człowieka z Piltdown. Nie od razu jednak uznano jego... nieistnienie. Przez prawie 40 lat wiele osób wierzyło, że niezidentyfikowany hominid zamieszkiwał tysiące lat temu zachodnie peryferia Europy.
Kim był człowiek z Piltdown?
Historia człowieka z Piltdown ma jednak swój początek nie przed Chrystusem, a w 1912 r. To właśnie wtedy brytyjski archeolog-amator oznajmił światu, że dokonał ważnego odkrycia w Piltdown Village w hrabstwie Sussex w Anglii. Chodziło o fragment czaszki przypominający ludzką.
W kolejnych latach Charles Dawson, wspomniany archeolog, i Arthur Smith Woodward, opiekun geologii w Muzeum Historii Naturalnej, znajdowali kolejne fragmenty czaszki, a także kość szczęki, prymitywne narzędzia i zęby. Ich odkrycia rzeczywiście byłyby przełomowe, pod warunkiem, że szczątki należałyby do tego samego stworzenia. Tak jednak nie było. Mimo to Smith Woodward zebrał razem fragmenty kości i podtrzymywał, że tworzą dowód na istnienie przodka człowieka, który żył 500 tys. lat temu. Taką teorię przedstawił też na spotkaniu Towarzystwa Geologicznego.
Eksperci ze Stanów Zjednoczonych i Europy kontynentalnej byli sceptyczni wobec znaleziska. Z kolei w Wielkiej Brytanii powszechnie przyjęto, że kości należały do jednego hominida.
Słynne oszustwo wreszcie wyszło na jaw
Dopiero w 1953 roku dzięki metodzie datowania fluorem naukowcy ustalili, że kości nie były w tym samym wieku. Nie należały też do jednego gatunku. Zespół ustalił, że część szczątek należała do orangutana, prawdopodobnie z Borneo. Zęby zidentyfikowano z kolei jako szympansie. Tymczasem ludzkie kości prawdopodobnie pochodziły od maksymalnie trzech ludzi żyjących w średniowieczu. Do dziś uważa się, że człowiek z Piltdown to jedno z największych oszustw w nauce.
Fałszywa czaszka została ponownie zbadana przez badaczy w 2016 roku. Wówczas ujawniono, jak Dawson zmodyfikował jej poszczególne elementy. Trzeba mu przyznać, że był pomysłowy. W końcu podczas pierwszej kontroli nie zidentyfikowano nieprawidłowości. Jak to możliwe? W oszustwie na pewno pomogło celowe zabarwienie kości roztworem żelaza. Dzięki temu wyglądały na starsze niż w rzeczywistości.
Tak mógłby wyglądać człowiek z Piltdown
Nikt nie ma już wątpliwości, że człowiek z Piltdown był po prostu mistyfikacją. Mimo to po latach naukowcy ujawnili, jak wyglądałby, gdyby rzeczywiście istniał. Zespołowi przewodził Cicero Moraes, światowej sławy ekspert z zakresu medycyny sądowej i specjalista grafiki 3D. Brazylijczyk stworzył cyfrowy model czaszki fikcyjnego hominida na podstawie skanów czaszki człowieka, orangutana i szympansa.
To nie pierwsza rekonstrukcja w portfolio Moraesa. Artysta odpowiada między innymi za stworzenie modelu twarzy tzw. hobbitów (czyli Homo floresiensis) oraz kobiety z epoki brązu, która żyła w Szkocji.
Zanim wzbogacił swoje najnowsze dzieło o skórę i włosy, pozostali naukowcy dostosowali znaczniki tkanek miękkich ludzkiej twarzy do czaszki. Tak powstała pierwsza prawdziwa rekonstrukcja twarzy „małpoluda”, który nigdy nie chodził po Ziemi.
Człowiek z Piltdown to mało szkodliwe fałszerstwo naukowe. Niekiedy jednak oszukane badania mogą mieć poważne konsekwencje dla zdrowia ludzi. Jako przykład często podawany jest Andrew Wakefield. Były brytyjski lekarz zasłynął opublikowaniem badań, w których to rzekomo dowiódł, jakoby stosowanie u dzieci szczepionki MMR miało wpływ na występowanie u nich autyzmu i zapalenia jelit. Dziennikarskie śledztwo wykazało, że wyniki badania zostały sfałszowane. Mimo to wiele osób do dziś wierzy w obaloną już przez naukowców teorię.