Reklama

Na meksykańskim półwyspie Jukatan, gdzie mniej więcej od 250 do 900 r. n.e. rozkwitała cywilizacja Majów, w 14 jaskiniach – w tym również podwodnych – odkryto kamienne świątynie i piramidy. Państwo Majów rozciągało się od południowego Meksyku, poprzez Gwatemalę, aż po północne Belize, ale pomimo ogromu kulturalnych osiągnięć ich cywilizacja upadła w szczytowym okresie rozwoju.

Reklama

Odkrycie podziemnego labiryntu między jaskiniami skłoniło ekspertów do rozważań, czy to legendy Majów o życiu pozagrobowym zainspirowały budowę tego kompleksu, czy też odwrotnie.

Archeolodzy prowadzący wykopaliska w świątyniach i piramidach znaleźli kamienie, kolumny, posągi kapłanów i ludzkie szczątki. W jednej z jaskiń odkryli 90-metrową utwardzoną drogę podziemną, która kończyła się kolumną stojącą nad wodnym zbiornikiem.

Mnóstwo wody

– To teraz typowe, że znajdujemy świątynie w pobliżu wody albo, jak w ostatnim przypadku, pod wodą – powiedział kierujący badaniami Guillermo de Anda. – To prawdopodobnie było częścią bardzo wymyślnego rytuału. Wszystko ma tu związek ze śmiercią, życiem i ofiarami z ludzi. Przykładowo, dawna legenda odnaleziona w świętej księdze Popol Vuh opowiada o podążaniu wodną ścieżką do życia pozagrobowego. Dusze miały odbywać zawiłą podróż pośród krwi, nietoperzy i pająków, aby dotrzeć do Xibalby, krainy cieni.

– Jaskinie są naturalnymi portalami do innych światów, co mogło zainspirować ten mit Majów – stwierdził de Anda. – Mają związek z ciemnościami, przerażeniem i potworami.

Jednak z drugiej strony William Saturno, znawca Majów z Uniwersytetu Bostońskiego, uważa, że labirynt zbudowano po tej opowieści.

– Jestem przekonany, że mity były pierwsze – powiedział – a jaskinie potwierdzały tylko ich prawdziwość w czasie i przestrzeni.

Inne wejścia do krainy cieni Majów odkryto w puszczach i górskich jaskiniach Gwatemali i Belize.

– Oni wierzyli w rzeczywistość o wielu warstwach – wyjaśnił Saturno. – Portal między życiem i miejscem, do którego udają się zmarli, był dla nich ważny.

Bomba zegarowa

Równie ważne było śledzenie upływu czasu. Rzekoma przepowiednia Majów, że świat dobiegnie końca w grudniu 2012 r., wywołała spore zamieszanie.

Opracowany przez tę dawną cywilizację kalendarz tak zwanej „długiej rachuby” – obejmujący z grubsza 5125 lat, poczynając od roku 3114 p.n.e. – dobiegał końca 21 grudnia 2012 r. Ta data oznaczała koniec 13. baktuna, liczącego niemal 400 lat cyklu kalendarza Majów. Lecz ów kalendarz, zamiast przejść do następnego baktuna po zakończeniu 13. cyklu, zerował się, tak jak licznik dawnego samochodu, który po przejechaniu 99 999,9 km zaczynał wskazywać zero.

– My oczywiście wiemy, że tak naprawdę to sto tysięcy kilometrów, a nie zero – powiedział Saturno. – A zatem czy to [koniec 13. baktuna] jest koniec dłuższego okresu? Tak. Czy Majowie lubili końce okresu? Tak. Czy taki koniec okresu uznaliby za strasznie fajny? No jasne. Największe końce okresów, jakie przeżywali, to były końce baktunów.

Ale czy to miał być przewidywany przez nich koniec świata?

– Nie. To nasza interpretacja – zapewnił badacz.

Prawdę mówiąc, istnieje bardzo niewiele pisanych wzmianek o końcu 13. baktuna. Większość badaczy Majów cytuje tylko jedną – niemożliwą do odcyfrowania kamienną tablicę z częściowo uszkodzonymi glifami, odnalezioną na stanowisku archeologicznym Tortuguero w meksykańskim stanie Tabasco.

Mimo to naukowcy kilkakrotnie próbowali ją odczytać. Stan bliski paniki wywołało tłumaczenie Stephena Houstona z Uniwersytetu Browna i Davida Stuarta z Uniwersytetu Teksaskiego w Austin pochodzące z 1996 r.

Ich wstępna interpretacja głosiła, że pod koniec 13. baktuna bóg zstąpi na świat. Proroctwo trafiło do internetu, a nawet do kilku książek, jako dowód, że Majowie przewidzieli koniec świata.

Ale Houston i Stuart, niezależnie od siebie, ponownie przyjrzeli się glifom i doszli do wniosku, że ów napis może nie zawierać żadnych proroczych stwierdzeń odnośnie roku 2012. Zamiast tego, jak twierdzi Emiliano Gallaga Murrieta, dyrektor oddziału Narodowego Instytutu Antropologii i Historii w meksykańskim stanie Chiapas, w długiej rachubie koniec jednego cyklu oznacza początek drugiego.

– To tak jak u Chińczyków, teraz mamy Rok Królika, po nim będzie Rok Smoka, a potem kolejnego zwierzęcia z kalendarza – powiedział Murrieta.

Na nasze szczęście na tym kończy się teoria – a nie świat, jaki znamy.


Jak ogląda góry niewidomy alpinista? Jurek Płonka przemierza najwyższe pasma Europy i zdobywa kolejne szczyty. Posłuchaj jego opowieści!

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama